Rozdział 35

Lucille's POV

- Luce - głos Ethana wybudził mnie z namysłu.

- Huh? - odwróciłam się w jego stronę.

- Dobrze się czujesz? - spytał biorąc moją jedną dłoń w swoją, drugą przytrzymując kierownicę.

- Nie wiem... - powiedziałam spuszczając wzrok na kolana - Pewnie to dziwne uczucie gdy moja mama odzywa się do ciebie w taki sposób, hm? - delikatnie uniosłam kąciki ust.

- Trochę - zaśmiał się cicho - ale jest okej, po prostu nie chciałem by cię obwiniała.

- Ale to była moja wina...

Pokręcił głową przysuwając moją dłoń do swoich ust i musnął ją łagodnie.

- Nie, nie jest. Jeśli ma to być czyjakolwiek wina, to tamtego dupka.

Westchnęłam. Skupiłam znowu całą swoją uwagę na krajobrazie za oknem.

To była pierwsza poważna kłótnia jaką kiedykolwiek miałam ze swoją mamą. Nie miałam pojęcia co robić. Nigdy nie powiedziałam w jej stronę tak ostrych słów. Było mi przykro, że do niej tak powiedziałam, ale teraz było za późno by to cofnąć. Uciekłam, nie wrócę tam teraz tak łatwo...

- Hej... - Ethan znów się odezwał.

Odwróciłam się w jego stronę.

- Jest dobrze, jasne? Z nami też będzie. Obiecuję - ścisnął moją dłoń.

Pokiwałam głową by go uspokoić.

- Dziękuję, że nie odjechałeś - posłałam mu lekki uśmiech.

- Miałem zamiar czekać do północy by móc cię wykraść - zaśmiał się cicho - Dzięki Bogu, że nie musiałem tyle czekać.

Uśmiechnęłam się rozbawiona i wcisnęłam się bardziej w fotel.

- Więc gdzie teraz mój przystojny kierowco?

- Gdzie tylko zechcesz moja piękna pasażerko!

Zachichotałam.

- Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć... to do mojego domu - powiedział.

Uniosłam wysoko brwi w zdziwieniu.

- Twojego domu?

Ethan serio nie żartował ponieważ chwilę po tym gdy to powiedział, znaleźliśmy się pod jego gankiem.

- Ethan, jesteś pewny? - spytałam ostrożnie.

- Oczywiście, dlaczego by nie?

- Nie  mogę tak po prostu zostać u ciebie na noc... nie sądzę by spodobałoby się to twoim rodzicom.

- Moja mama cię uwielbia, a tata... po prostu musi się z tym pogodzić. Poza tym, jeśli tu nie zostaniesz, to gdzie indziej pójdziesz?

Westchnęłam ciężko. Miał racje. Nie miałam gdzie się podziać. April została na jakiś czas u swojego wujka, a ja nie mogłam jej przeszkadzać.

- No chodź! - powiedział Ethan wyciągając rękę w moją stronę bym ją złapała. Splotłam nasze palce i liczyłam na najlepsze.

Otworzył przede mną drzwi i weszliśmy do środka. Zostawiłam swoje rzeczy przy stoliku kawowym, po czym zaprowadził mnie do kuchni.

- Więc czego moja droga księżniczka pragnie? - uśmiechnął się szelmowsko.

- Cokolwiek pragnie mój książę - Zachichotałam.

- Cóż, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć... - podsunął się do mnie o krok i złapał za moje biodra przyciągając do siebie maksymalnie - ...Ciebie.

Odsunęłam się od niego ze szkarłatnym rumieńcem. Wsunęłam po chwili palce w jego miękkie włosy.

- Cokolwiek by się stało, ty i tak potrafisz zażartować.

- Muszę spowodować by moja księżniczka była rozbawiona, nie? - powiedział przysysając się ustami do mojej szyi. Odsunęłam się ze śmiechem, Ethan też się odsunął. Podniosłam wzrok wpatrując się w niego.

- Dziękuję...Dziękuję za powodowanie, że się uśmiecham - powiedziałam spokojnie.

- Nie, to ja dziękuję za zachowanie zdrowego rozsądku - odpowiedział całując mnie po chwili.

BRIIIINNNNNGGGGGG...

Mój telefon zaczął dzwonić. Zerknęłam na ekran i zobaczyłam, że to moja mama. Mój uśmiech zniknął. Nie wiedziałam czy mam odebrać, czy też nie.

- Powinnaś odebrać, pewnie się martwi - powiedział Ethan.

Pokręciłam głową.

- Nie mogę... to pierwszy raz kiedykolwiek uciekłam z domu. Pewnie jest wściekła - wpatrywałam się w ekran.

- Przynajmniej daj jej znać, że jesteś ze mną i nic ci nie jest.

Pokręciłam znowu głową.

- Nie...byłaby wtedy jeszcze bardziej zła - powiedziałam. Zignorowałam połączenie wtulając się mocno w Ethana - Ja... nie mogę jeszcze wrócić do domu...nie chcę...

Ethan objął mnie ramionami - Okay, ale teraz, zgarnijmy coś do jedzenia i nie martwmy się tym, dobra?

Pokiwałam głową w zgodzie. Pojechaliśmy po skrzydełka kurczaka i wróciliśmy do jego domu by skończyć lekcji i poleżeć po prostu w łóżku, patrząc w przestrzeń. Jego głowa leżała na moich udach, a ja byłam oparta plecami o ścianę.

- Nie powiedziałeś mi w końcu co powiedział ci dyrektor... - powiedziałam bawiąc się jego włosami.

Jego oczy były zamknięte i przysunął swoją głowę bliżej mojego brzucha.

- Mm...

- Był szorstki?

Nie odpowiedział. Przestałam bawić się jego włosami i gwałtownie zepchnęłam jego głowę ze swoich ud.

- Ał... - powiedział łapiąc się za tył głowy.

Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej nic nie mówiąc.

Przestał rozmasowywać sobie głowę i odwrócił się w moją stronę.

- Hej, co się dzieje? - położył ręce na moich ramionach.

Odwróciłam wzrok. Czułam jak jego spojrzenie wypala we mnie dziurę.

Nawet tego nie dostrzegłam, gdy łzy zaczęły spływać po moich polikach.

- Hej, hej. Kotku, powiedziałem, że wszystko się ułoży, prawda? - uspokoił mnie gdy ocierałam policzki. Spojrzałam na niego i więcej łez wydostało się na powierzchnie.

- Wiem, ale nie mogę przestać się zastanawiać nad...

- Hm? Nad czym nie możesz przestać się zastanawiać?

- Może, może to jakiś znak. Wszystkie te problemy... może my... - łzy napłynęły mi do ust gdy mówiłam.

- Nie Luce, nie mów tak.

- Może nie jest nam pisane... - wyszlochałam.

- Nie, skarbie, nie. Zaszliśmy tak daleko, nie zauważyłaś? Walczyliśmy o to by się tu znaleźć. Nie mów tak. Proszę, nie mów tak - złapał mnie za ramię i przytulił mocno do siebie. Nagle, usłyszeliśmy odgłosy z dołu. Odsunęliśmy się od siebie i otarłam szybko łzy.

- Ethan, kochanie, jesteś w domu? - głos Pani Collins rozniósł się po domu. Spojrzeliśmy po sobie i wstaliśmy z łóżka. Złapał mnie za rękę i ścisnęłam ją mocno. Ethan musiał to dostrzec, ponieważ spojrzał na mnie i również ścisnął moją dłoń. Próbowałam otrzeć do końca łzy z polików.

- Cześć mamo - odezwał się Ethan spokojnie gdy schodziliśmy na dół.

- Wszystko w po... - spojrzała na mnie - Lucille.

- Dzień dobry Pani Collins - jednak gdy to powiedziałam, tata Ethana wyłonił się zza jej pleców. Zaskoczył nas. Nie wyglądał na zadowolonego. Kiedy zeszliśmy ze schodów, mama Ethana podeszła do nas pociągnęła mnie za ramię.

- Lucille, może pójdziemy do kuchni? - powiedziała zmartwiona gdy zerknęła kątem oka na swojego męża.

Spojrzałam na Ethana i ujrzałam jego spokojnie spojrzenie. Puściłam jego rękę i podążyłam za jego mamą do kuchni.

Gdy tam dotarłyśmy, nie mogłam przestać zerkać na Ethana dyskutującego z ojcem.

- Po prostu rozmawiają, jak ojciec z synem - mama Ethana w końcu przemówiła, ale nie wyglądała na spokojną, bardziej na zmartwioną.

- Czy jest to o... - miałam zamiar zapytać, jednak głosy się nasiliły, co lekko mnie wystraszyło.

- Mam dość spełniania twojego marzenia Tato! Kocham Lucille. Nigdy nie lubiłem Heather, to było tylko w twojej głowie - usłyszałam krzyk Ethana. Zerwałam się szybko z krzesła i ruszyłam w ich kierunku.

- Mojego marzenia? To wszystko jest dla ciebie! Gdyby nie ta twoja korepetytorka, nie znalazłbyś się na tak niskiej pozycji w walce i byciem na tym filmiku! Zdajesz sobie z tego sprawę, jak to może ci zaszkodzić? Takie rzeczy zapuszczonych cieniasów bez życia, nie rozumiesz tego? - jego ojciec podniósł głos.

- Ty za to oczywiście wiesz, bo sam taki jesteś! - warknął Ethan.

Nagle, ręka jego ojca zderzyła się z jego polikiem.

Wciągnęłam głośno powietrze w szoku. Ethan złapał się za piekący policzek.

- Prawda boli, hm? - to ostatnia rzecz jaką powiedział przed tym jak podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

- Chodź Luce.

Zawahałam się. Nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić. Jeśli on wyjdzie, będzie to jeszcze gorsze niż moja ucieczka z domu.

- Ethan.

- Idziemy! - powiedział ciągnąc mnie w stronę drzwi.

- Nawet nie waż się wyjść! Nie skończyłem z tobą! - jego tata wykrzyczał.

Zerknęłam przelotnie na mamę Ethana, ale z jej twarzy mogłam wyczytać jedynie szok i strach. Opuścilismy dom i ruszyliśmy do jego auta.

- Ethan, jesteś pewien? Jeśli teraz odjedziesz...

- Ufasz mi, prawda?

Pokiwałam głową. Pochylił się do mnie i musnął ustami moje czoło.

- Dobrze. Tylko tego potrzebuję - powiedział, po czym odjechaliśmy. Teraz, oboje nie mieliśmy gdzie się podziać.

- Gdzie teraz jedziemy? - spytałam zmartwiona. Nie odpowiedział ale po przejażdżce, skończyliśmy pod hotelem.

- Jeden pokój, proszę! - powiedział do recepcjonisty gdy weszliśmy do środka. Załatwił apartament. Zapomniałam, że przecież był bogaty. Zakładam, że to właśnie robią bogaci chłopcy gdy uciekają z domów.

Odwrócił się do mnie i posłał mi uśmiech.

- Jak na razie, zostaniemy tutaj - powiedział. Weszliśmy do pokoju, Ethan podszedł do łóżka rzucając się na nie. Poklepał miejsce obok siebie, pokazując mi tym bym dołączyła.

- To szalone Ethan... - powiedziałam.

- A kiedy nie jestem mniej szalony, hm?

Kocham tego chłopaka za bardzo, pomyślałam.

Poddałam się. Położyłam się obok wtulając w jego ramię. Pocałował czubek mojej głowy.

Jego telefon zaczął dzwonić, ale zignorowaliśmy to.

- Nigdy z ciebie nie zrezygnuję. Nikt nigdy nie zmusi mnie bym z ciebie zrezygnował - szepnął mi na ucho, podsunęłam się bliżej, bardziej w niego wtulając.

Byliśmy niebezpiecznie zakochani, ale to nie miało znaczenia, dopóki będę przy nim.

_______________________________
Co o tym sądzicie?
W ogóle chciałam zacząć maraton ale nie mogę was tyle trzymać w niepewności 😭
Ale obiecuję, że dzisiaj wjedzie jeszcze jeden rozdział. Prawie go przetłumaczyłam więc do wieczorka😘

A! No i oczywiście postaram się jeszcze jeden rozdział dodać w niedługim czasie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top