Rozdział 21

- Musisz skasować te liczby w równaniu by.. - westchnęłam głośno - przestań.

- Co? - zaśmiał się pod nosem.

- Przestań na mnie patrzeć w taki sposób.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Bardzo dobrze wiesz o czym mówię - odwróciłam się w jego stronę. Ten podsunął się bliżej mojej twarzy.

- A co to jest za rzecz o której bardzo dobrze wiem? - jego twarz była raptem centymetr od mojej.

- Ethan.. - przycisnął swoje usta do moich. Moje plecy uderzyły w powierzchnię materaca, a on przykrył moje ciało swoim.

- Powiedz mi.. - zaczął składać pocałunki od linii szczęki do szyi. Nie mogłam w tym momencie zatracić się w jego dotyku. Moje dłonie złapały za jego poliki, podniósł na mnie wzrok i wyglądał uroczo. Po prostu się uśmiechnęłam. Definitywnie zgłupiałam dla niego. Odwzajemnił uśmiech ze swoimi soczystymi ustami i patrzył na mnie hipnotyzującymi oczami. Uspokój się, Lucille.

- Nie zdasz jeśli nie będziesz się skupiał.

- Nie, jeśli będę miał cię za swojego korepetytora.

- Nie, jeśli zrezygnuje - uniosłam brew. Piłka w grze.

- Robisz się niegrzeczna - posłał mi zaskoczone spojrzenie.

Uśmiechnęłam się dumnie.

- Okej okej - wstał ze mnie, ale zanim to zrobił, cmoknął mnie jeszcze w usta.

- Ostatni - puścił mi oczko na co uśmiechnęłam się. W końcu podniósł się ze mnie.

Było około 19 wieczorem. Robiliśmy lekcje przez ostatnią godzinę i nie mogłam niczego dokończyć przez jego parzący dotyk na mojej skórze. On był rozproszony, a ja też mu nie pomagałam.

Byliśmy w połowie dokończenia pracy domowej gdy usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi frontowe.

Zaskoczyło mnie to. Zazwyczaj byliśmy sami podczas gdy go uczyłam. To był pierwszy raz kiedykolwiek ktoś przyszedł do domu tak wcześnie..

- Pójdę sprawdzić kto to - powiedział Ethan wstając z łóżka.

Ja również wstałam. Nie byłby to przyjemny widok na korepetytorkę leżącą na łóżku lub spotykającą się z osobą którą uczy. Ups.

Usłyszałam go rozmawiającego z osobą o głosie żeńskim. Musiała być to jego mama.

Po chwili usłyszałam kroki na schodach.

- Hej.. to moja mama - uśmiechnął się do mnie na co przytaknęłam.

- Chciała wiedzieć czy chcesz zostać na obiad.

- Słucham?

Co on sobie myślał?

- Zostaniesz na obiad? - kontynuował.

Byłam oniemiała. Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Chcieli żebym została na obiedzie? Musieli pewnie pomyśleć, że jestem Heather. Musiała zapomnieć wspomnieć mamie, że byłam tam ja, a nie Heather.

- Nie mogę.

- To tylko obiad. Możesz zadzwonić do swojej mamy i powiedzieć jej, że zostaniesz tutaj nieco dłużej.

To nie było TYLKO obiad. Będę zmuszona porozmawiać z jego rodzicami. Pociągnąć konwersacje. To było jak, dziewczyna poznaje w końcu rodziców swojego chłopaka. A nie byłam jego dziewczyną.. to będzie naprawdę dziwne zdarzenie. Czuje to.

- Ethan..

- Co?

- Powinnam wracać teraz do domu - pokręciła głową.

- Moja mama po prostu chce ugotować obiad - podszedł o krok bliżej.

- Ale Heather..

- Tu nie chodzi o Heather. Mama chce po prostu żebyś zjadła z nami obiad.. tak samo jak ja - złapał za moje dłonie unosząc je do swoich ust i pocałował delikatnie - proszę..

Nie czułam się zbyt pewnie co do tego, ale nie mogłam też zachować się niegrzecznie i odmówić zaproszenia jego mamy.

- Okej - odpowiedziałam.

Uśmiechnął się szeroko - chodź - powiedział po czym splótł nasze palce ciągnąc mnie na dół.

Gdy dotarliśmy do kuchni, zauważyłam jego mamę stojącą w słodkim czarnym fartuszku krojącą składniki.

- Cześć mamo.

Spojrzała na nas po czym jej wzrok zszedł niżej patrząc na nasze splecione dłonie. Szybko się odsunęłam. Ethan przez chwilę był zdezorientowany ale po chwili zauważył o co mi chodziło. Jego mama uśmiechnęła się do nas.

- Cześć dzieci, Lucille, mam racje? - Pokiwałam głową - Cóż, cieszę się, że zgodziłaś się zjeść z nami obiad.

- Bardzo dziękuje za zaproszenie, naprawdę nie musiała pani. Jestem tutaj tylko by pomóc Ethanowi.

- Oh nie, chciałam cię zaprosić. To jedyna rzecz jaką mogę dla ciebie zrobić. Powiem tylko tyle, że pomagasz spełnić marzenia mojemu synowi. Do tego czasu, nie miałby pewnie szans jeśli byś mu nie pomagała.

- Zgadzam się. Moje marzenia są teraz łatwiejsze do spełnienia. Dziękuje - puścił do mnie oczko patrząc w moją stronę. Zarumieniłam się.

- Naprawdę, to nic takiego - powiedziałam i zauważyłam jak kąciki ust Ethana wznoszą się ku górze.

- Oczywiście to coś wielkiego. Czas jest wszystkim, a ty poświęcasz swój czas by mu pomóc za co jestem niezmiernie wdzięczna - powiedziała delikatnie się uśmiechając. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć więc tylko odwzajemniłam uśmiech.

- Oh i obiad nie będzie jeszcze gotowy przez jakieś dwadzieścia minut więc możecie wrócić do tego co wcześniej robiliście.

- W porządku, prawie skończyliśmy - odpowiedziałam.

- Jesteś pewna? Nie chcę przerywać wam zajęć.

- Proszę się nie martwić, prawda Ethan? - przekręciłam głowę w jego stronę.

- Tak mamo, Lucille uczy naprawdę dobrze, sądzę że przydałaby jej się chwila przerwy - przemówił patrząc ciągle na mnie. Czułam jakby jego spojrzeniem wżerało się w moją duszę.

- Oh doprawdy? Nie mówisz tego tylko dlatego, że nienawidzisz matmy? - zażartowała co spowodowało, że na moich ustach zawitał uśmiech, cudownie było widzieć tę więź między nimi.

- Nie mamo, naprawdę miałem to na myśli. Po prostu potrzebowałem odpowiedniego korepetytora by pomógł mi polubić ten przedmiot - odpowiedział z uśmieszkiem wciąż patrząc na mnie. Ponownie moje poliki oblał rumieniec.

- Więc Ethan, pomożesz mi nakryć stół. Ruchy ruchy! - powiedziała żartobliwie popychając go lekko. Ten puścił mi oczko po czym odszedł - A ty możesz poczekać tutaj chwilę ze mną - zwróciła się do mnie - pewnie pomaganie mojemu synowi jest jak użeranie się z wrzodem na tyłku. Chcę po prostu żebyś odpoczęła - zaśmiała się cicho.

- Oh nie, chcę pomóc.

- Jesteś tutaj gościem. Usiądź i czuj się jak u siebie w domu - powiedziała spokojnie popychając mnie w stronę krzesła - więc powiedz mi szczerze, Lucille, jak to jest pomagać Ethanowi w nauce? Jest dobry? Szybko przyswaja materiał?

- Naprawdę fantastycznie mu idzie - oprócz jego małych występków, to idzie mu całkiem dobrze. Ale tego nie mogła wiedzieć.

- To wspaniale. Zaczęłam się martwić kiedy dowiedziałam się o spadających stopniach Ethana. To nigdy się nie zdarzyło. Od zawsze był bardzo dobry uczniem i sportowcem. Oczywiście jestem jego mamą, więc to mój obowiązek by tak o nim mówić - zachichotała. Uniosłam kąciki ust. To było słodkie, widzieć jak bardzo się o niego troszczy, tak samo jak moja mama troszczy się o mnie.

- Zgaduje, że to przez to iż jego ojciec naciskał co do tego stypendium, więc stres zaczyna go zjadać - widać było po niej, że żałowała tych słów. Podniosła po chwili głowę i posłała mi smutny uśmiech - nie mów im, że cokolwiek ci wspomniałam. Ethan nie lubi okazywać swoich słabości, szczególnie tak pięknej dziewczynie jak tobie - przez jej słowa aż się uśmiechnęłam. Mama Ethana właśnie nazwała mnie piękną.

- To będzie nasz mały sekret - odpowiedziałam.

- Cieszę się, że dobrali was razem. Słyszeliśmy o tobie same dobre rzeczy od psychologa w waszej szkole. Wiemy, że zdziałasz cuda.

- Będę robiła co w mojej mocy.

Oboje się uśmiechnęłyśmy.

- Rozmawiacie o mnie? - spytał Ethan wchodząc do pomieszczenia.

- Może..o tym pracowitego mam syna - powiedziała.

- Eee tam mamo. Zawsze wiedziałem że mnie kochasz - wszyscy się zaśmialiśmy. Ethan zwrócił swój wzrok ku mnie i uśmiechnęliśmy się do siebie. Spuściłam po chwili wzrok by nie pokazać jak bardzo jestem w nim zakochana.

- Skończyłeś nakrywać do stołu?

- Tak mamo, teraz wszystko w twoich rękach - przesunął się siadając obok mnie.

- Wiesz, że zawsze tu kieruje - powiedziała z chichotem odwracając się w stronę kuchenki by kontynuować gotowanie.

Poczułam jak Ethan powoli łapie za moją dłoń splatając nasze palce razem. Spojrzałam na jego twarz. Udawał jakby kompletnie nic się nie działo. Posłałam mu mordercze spojrzenie, jednak ten ani drgnął. Zerknęłam na panią Collins, która wciąż była zwrócona do nas plecami.

- Ethan..

Odwrócił się do mnie.

- Puść - powiedziałam szeptem.

- Nie wiem o co ci chodzi? - odpowiedział grając głupka.

Odwracałam się cały czas by kontrolować czy jego mama się nie odwraca.

- Twoja mama nas zobaczy - szepnęłam.

- Zobaczy co? To? - podniósł moją dłoń składając na niej pocałunek. Szybko ją odsunęłam uderzając go w biceps.

- Ałć! - powiedział szybko rozmasowując miejsce.

- Zasłużyłeś sobie.

- Odwdzięczę się tobie dzisiaj w nocy - uśmiechnął się łobuzersko. Posłałam mu zmartwione spojrzenie. Oho.. Pani Collins wyrwała mnie z moich myśli.

- Obiad gotowy. Ethan, pomóż mi rozstawić jedzenie!

- Nie bój nic, jestem dżentelmenem - powiedział, po czym wstał biorąc naczynia.

- Też pomogę.

- Jesteś pewna? - Pani Collins spytała.

- Jestem - pokiwała głową i podała mi talerz z jedzeniem. Weszłam do pomieszczenia gdzie stał stół. Ethan akurat stawiał jedną z potraw na stole gdy weszłam. Gdy odstawiłam talerz, Ethan złapał mnie za biodro przyciągając do siebie i pocałował mnie w polik po czym szybko zniknął w kuchni. Czemu robił to wszystko? Nie martwił się, że jego mama może to zobaczyć?

- Twój ojciec jest w drodze do domu Ethan - usłyszałam panią Collins mówiącą głośno w stronę Ethana. O nie, będą oboje rodziców. Wiedziałam jak szły takie obiady i rozmowa odgrywała tutaj bardzo ważną rolę. O czym ja niby miałam z nimi rozmawiać? Naprawdę byłam mało interesująca.

Gdy skończyliśmy podawać jedzenie, ojciec Ethana przeszedł przez drzwi. Najpierw ujrzał mnie.

- Dzień dobry..jesteś?

- Dzień dobry! Jestem korepetytorką Ethana - powiedziałam wysuwając rękę by uścisnąć jego dłoń.

- Korepetytorka Ethana? Ach, miło mi cię poznać. Geniusz który prowadzi mojego syna do wspaniałych rzeczy.

- Pan rownież - dokończyłam z uśmiechem.

- Potowarzyszysz nam przy obiedzie? Byłoby wspaniale gdybyś mogła..

- Ja właśnie..

- Fantastycznie!

- Idź się przebierz Harold - usłyszałam panią Collins.

- Widzimy się w takim razie za chwilę.

Pokiwałam głową i odszedł.

Gdy Pan Collins skończył się przebierać, usiedliśmy wszyscy przy stole. Siedziałam z Ethanem po jednej stronie stołu, jego mama po drugiej, a tata na krawędzi.

- Więc na jaką uczelnię masz zamiar uczęszczać Lucille? - Pani Collins spytała, na co się zdziwiłam. Przerwałam i zwróciłam ku niej uwagę.

- Um - to pytanie wzięło mnie z zaskoczenia - chciałam iść do New York University - odpowiedziałam w końcu.

- Wow. NYC? To spory kawał drogi stąd.

- Taa.. złożyłam tam papiery jakiś czas temu. Mam nadzieję, że szczęście będzie ze mną.

- Na pewno będzie. Twoi rodzice pewnie będą za tobą tęsknić. Ja wiem, że będę za Ethanem kiedy wyjedzie.. - westchnęła.

Nie słyszałam odpowiedzi Ethana. Odwróciłam głowę by na niego spojrzeć i ujrzałam, że jego wzrok utkwionym jest na mnie. Wyglądał na smutnego. Dlaczego wyglądał na smutnego? To dlatego, że to powiedziałam czy dlatego, że jego mama będzie za nim tęsknić?
Szybko odwróciłam się w stronę jedzenia.

- NYC to wspaniała uczelnia. To miejsce jednej z najlepszych drużyn baseballowych. Ethan wie o tym bardzo dobrze - Pan Collins przemówił - Idziesz w tym tygodniu na bankiet z Heather prawda, Ethan?

Przestałam grzebać w jedzeniu. Zaskoczyło mnie to. Ethan szybko zerknął na mnie, pózniej na ojca.

- Tak, oczywiście.

Wróciłam do jedzenia. To nie była moja sprawa co miał robić w ten weekend, a szczególnie jeśli robiłby coś z Heather.

- Pamiętaj, że reprezentujesz nie tylko szkołę, ale też siebie. Będą tam ludzie z wyższych półek którzy będą się tobie przyglądać. Pozostań uważny, dobra?

- Tak wiem tato - słychać było w jego głosie frustracje. Opuścił prawą rękę tak że wisiała, moja lewa ręka była już pod stołem. Złapał za nią i ścisnął. To było jak wołanie o pomoc. Jakby potrzebował tego, bym trzymała go za rękę. Odwzajemniłam od razu uścisk. Odwrócił się do mnie na co posłałam mu delikatny uśmiech, po którym zauważyłam, że lekko się rozluźnia.

- Oh Harold. Mógłbyś nie mówić teraz o baseballu? Próbujemy mieć miły obiad z naszym gościem - Pani Collins się wtrąciła.

- Po prostu upewniam się czy pamięta. To jest szansa by się wybić. Stypendium i zostać rozpoznawanym wśród wyższych.

- Harold - pani Collins nacisnęła bardziej nieco zezłoszczona.

- Dobrze, okej okej.. więc Lucille, jak idzie Ethanowi? Zdaje, mam nadzieję. - spytał pan Harold.

Spojrzałam w górę odkładając widelec - Idzie mu świetnie. Właściwie ostatnio miał pierwszy test odkąd mu pomagam, więc zobaczymy niedługo.

- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Oceny mają znaczenie we wszystkim Ethan, szczególnie na to jak na ciebie patrzą.

- Będę starał się nie zawieść, Tato.

Ścisnął moją dłoń mocniej, więc zrobiłam to samo. Wpatrywał się cały czas w swoje jedzenie. Wtedy zauważyłam, że presja była większa niż sądziłam. W oczach każdego był panem idealnym, ale jego ojciec pragnął więcej. W końcu skończyliśmy jeść obiad. Zaczęłam pomagać sprzątać stół gdy podeszła do mnie pani Collins.

- Oh Lucille. Zostaw ten stół. Posprzątam go. Robi się późno i prawdopodobnie powinnaś być już w domu.

- Jest w porządku, mogę pomóc.

- Nie nie Lucille, wracaj do domu. Twoi rodzice muszą się zamartwiać z powodu ile czasu tutaj jesteś.

- Ja..

- Idź idź - wypchnęła mnie delikatnie z kuchni z uśmiechem.

- Okej.. cóż, dziękuje za obiad. Był przepyszny.

- Oczywiście nie ma za co. Czuj się swobodnie jeśli chciałabyś zostać jeszcze kiedyś na obiad.

Pokiwałam głową i poszłam do pokoju Ethana by zgarnąć swoje rzeczy.

Kończyłam się pakować gdy Ethan wszedł przez drzwi.

- Odwiozę cie do domu.

Podniosłam na niego wzrok. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego.

- Nie musisz, jesteś pewnie zmęczony. Mogę wrócić do domu sama.

- Nie, odwiozę cię.

- Naprawdę nie musisz.

- Odwożę i nie masz prawa mi odmówić.

Spojrzałam na niego unosząc wysoko brwi. Kim on był, moim szefem?

- Ethan..

- No chodź - wziął moją torbę i zszedł na dół a ja zaraz za nim - Mamo, jadę odwieźć Lucille.

- Dobrze, jedź bezpiecznie - powiedziała po czym odwróciła się do mnie - a ty, dziękuje, że zostałaś na obiad.

- Dziękuje za zaproszenie - uśmiechnęłam się miło.

- Och nie ma problemu - machnęła dłonią i podeszła do mnie przytulając mnie. To było dziwne, ale miłe z drugiej strony - jedźcie zanim zrobi się jeszcze pózniej a twoja mama się zezłości - uniosła kącik ust.

Przytaknęłam jeszcze raz jej dziękując i wraz z Ethanem poszliśmy do samochodu. Wsiedliśmy odjeżdżając do mojego domu.

Jazda była cicha. Zerkałam co jakiś czas na Ethana, jednak on był skupiony na drodze. Wyglądał na.. złego? Nie wiedziałam czy powinnam się odezwać. Najlepsze opcją było po prostu siedzieć cicho i zostawić go w spokoju.

W końcu dojechaliśmy pod mój dom.

Zerknęłam znowu na Ethana, jednak ten wciąż na mnie nie patrzył.

- Dziękuje za podwiezienie do domu - nie odpowiedział mi więc odebrałam to jako żebym sobie poszła. Odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. Ruszyłam w stronę swojego domu i usłyszałam zatrzaskiwanie drzwi od samochodu. Odwróciłam się zauważając Ethana idącego w moją stronę.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jedziesz do Nowego Yorku? - powiedział zbulwersowany.

- Słucham?

- Że planujesz wyjechać do Nowego Yorku na studia?

- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.. poza tym, nie musisz o tym wiedzieć.

Podszedł do mnie jeszcze bliżej.

- Co to ma niby znaczyć?

- Ma to znaczyć, że to nie twoja sprawa.

- To moja sprawa.

- Nie, nie jest. Nie jesteśmy razem. Jaka jest szansa na to byśmy byli razem w przyszłym roku?

- Dobra. Powiedz mi, ile razy uprawiałaś seks?

Gapiłam na niego zaciskając usta. Za dużo i tylko z nim.

- O co ci chodzi?

- Powiedz mi.

Jego ciało i twarz była dosłownie kilkanaście centymetrów ode mnie.

- To bez znaczenia.

- Wszystkie były ze mną.

Zacisnęłam szczękę.

- I?

- Byłem twoim pierwszym i będę twoim ostatnim.. o to mi chodzi. Nie możesz oczekiwać tego, że mnie zostawisz bez powiedzenia mi o tym.

Spojrzałam w bok.

- Przestań..

- Nie..

Odwróciłam się powoli idąc w stronę drzwi do mojego domu ale poczułam jak łapie mnie za ramię i odwraca do siebie.

- Puść mnie.

- Nie!

- Kim ty sobie myślisz że jesteś? - podniosłam głos - możesz żyć sobie szczęśliwie z Heather, chodzić na bankiety, trzymać się za ręce gdy ja jestem tutaj. Możesz wyjechać daleko stąd, ale gdy słyszysz, że mam wyjechać do Nowego Yorku to się złościsz? Gówno prawda. Jesteś niesprawiedliwy. Jest naprawdę niesprawiedliwy Ethan - moje łzy zaczęły spływać w dół po moich polikach - a wiesz co jest gorsze? To nie ma żadnego znaczenia bo w przeciwieństwie do ciebie. Nie wiem czy zostanę zaakceptowana.

Ułożył swoje dłonie na moich policzkach głaszcząc je delikatnie i oparł swoje czoło o moje.

- Zostaniesz.. dlatego się boję.

Czy Ethan Collins właśnie powiedział, że się boi? Nie wydaje mi się, że usłyszałam poprawnie. Słowo boję się nigdy nie wypłynęło z jego ust.

- Dlaczego? - mój głos dalej był roztrzęsiony - masz pięknie zaplanowaną przyszłość. Zdobędziesz te stypendium, będziesz miał piękną dziewczynę i zostaniesz światowym graczem baseballa. Dlaczego się boisz skoro będę kilka stanów dalej? Prawdopobnie nawet nie będziesz o mnie pamiętać.

- Właśnie dlatego jeszcze bardziej się boję. Będę cię pamiętał, ale ty zapomnisz o tym dupku i debilu.

Jeszcze więcej łez zaczęło spływać po mych polikach. Chryste panie. Za każdym razem przy Ethanie byłam emocjonalnym wrakiem.

Trwaliśmy tak przez chwilę, a nasze czoła stykały się ze sobą i jedyne co słyszałam to nasze oddechy.

- Co stało się z założenie 'zero więcej kłótni'? - spytałam w końcu.

- To nie była kłótnia. To byłem tylko ja zmartwionym tym, że cię stracę.

Otworzyłam powoli oczy.

- Kiedy w końcu uzyskam to uczucie zamiast łudzenia się nad tym, że je mam? - spytałam. Ethan otworzył swoje oczy. Powiedział mi bym cierpliwie na niego czekała, ale każdego dnia jest coraz trudniej. Uderza to we mnie ze zdwojoną siłą gdy ojciec Ethana wspomina o Heather. Oni już ją zaakceptowali. Jeśli dowiedzieliby się o mnie i o Ethanie.. znienawidziliby mnie.

- Nie wiem.. przepraszam.

Wpatrywał się w moje oczy, a jego usta po chwili docisnęły się do moich.

Przeszliśmy do środka domu i do mojej sypialni.

Nasze dłonie były splecione, jednak musiała wysunąć jedną rękę z jego uścisku by otworzyć drzwi. Złapał po chwili znowu moje obie dłonie unosząc je do swoich ust i obcałował je.

W końcu wkroczyliśmy do sypialni. Spojrzałam na jego twarz. Pocałował mnie więc odwzajemniłam pocałunek, to była zażarta walka. Odepchnęłam go po chwili i ułożyłam się się na łóżku. Ethan zdjął z siebie koszulkę i podążył za mną kładąc się obok.

Przekręciłam się na bok by spojrzeć mu w oczy.

- Porozmawiajmy.

- Hm?

- Powiedziałaś, że nigdy nie rozmawiamy, więc porozmawiajmy teraz.

Zachichotałam cicho.

- Co?

- Nic - pokręciłam głową.

- Okej.. więc powiedz mi jaki jest twój ulubiony kolor.

- Kolor?

- Tak, kolor.

- Turkusowy.

- Turkusowy?

Pokiwałam głową.

- Masz na myśli niebieski? - spytał zmieszany.

- Nie, turkusowy.

- Dobra, dobra - zaśmiał się pod nosem.

- Twój?

- Faceci nie mają swoich ulubionych kolorów?

- Owszem mają. Każdy ma.

- Nie, nie mają.

- Żartujesz, musisz jakiś mieć.

- Okej więc mój jest..

Patrzyłam na niego z podekscytowaniem i ciekawością.

- Turkusowy.

Spojrzałam na niego naprawdę zmieszana. He?

- Turkusowy?

- Mhm.

- Myślałeś, że to niebieski.

- Cóż, to mój ulubiony kolor.

- Więc dlaczego ulubiony?

- Ponieważ jest twoim ulubionym kolorem.

Moje poliki zapłonęły szkarłatno czerwonym rumieńcem. Dzięki Bogu, że było ciemno.

- Ty jesteś moja ulubiona - powiedział zanim pocałował mnie słodko w usta.

Przez całą noc zadawaliśmy sobie losowe pytania. Na przykład, kim chcielibyśmy zostać. Jakie było nasze dzieciństwo lub jaki jest nasz ulubiony smak lodów. W którymś momencie po prostu usnęliśmy. Sądzę, że usnęłam jako pierwsza.

Bądź cierpliwa Lucille, bądź cierpliwa.

_______________________________

Kolejny rozdział właśnie wjechał!
Jesteście cudowni, jest was coraz więcej.
Ale niesamowicie bardzo ucieszyłoby mnie więcej komentarzy, które by motywowały do dalszego działania 💪🏼

Obiecuje, że w tym tygodniu będzie rozdział. Może nawet dwa.

A tak nawiasem to jesteśmy już w połowie książki 😔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top