Rozdział 27
Lucille's POV
Minęły dwa tygodnie od dnia kiedy Ethan wszystko zakończył. Na lekcjach nawet na siebie nie patrzyliśmy. Znowu byliśmy dla siebie nieznajomymi. Moje serce rozpadało się za każdym razem gdy widziałam go z Heather, ale co mogłam zrobić? Mówił, że mnie nienawidzi. Byłam dla niego nikim. My byliśmy niczym. Było ciężko, ale próbowałam przez to przebrnąć.
Spotykałam się często z Theo. Był naprawdę słodki. Od czasu do czasu spotykaliśmy się też poza zajęciami i korkami. Czułam jakby był moim pierwszy prawdziwym przyjacielem odkąd tutaj się przeprowadziłam. Było super mieć kogoś z kim można było porozmawiać.
- Więc.. kino dzisiaj? - spytał Theo.
- Mam jutro test.
- Racja. Więc pouczmy się razem! Też mam jutro test - uśmiechnął się.
- A czy przypadkiem nie chciałeś przed chwilą iść do kina? - Uniosłam brew.
- Były zmiany w planach więc zostajemy przy tym. Nie oceniaj mnie - powiedział żartobliwie.
Zaśmiałam się na co on posłał mi uśmiech.
Zaczęłam spędzać nawet więcej czasu z mamą. Nie chodziła już tak często do pracy. Zawsze czekała na mnie z obiadek gdy wracałam ze swojej pracy. Było miło mieć mamę z powrotem. Naprawdę tęskniłam za chwilami spędzonymi z nią.
- Nie rozmawiałaś z Ethanem, prawda? - spytała któregoś razu przy naszym obiedzie.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziałam.
- Po prostu się upewniam, nie chcę żeby kręcił się obok ciebie.
- Dzięki mamo - odparłam smutno.
- Skarbie...
Podniosłam na nią wzrok.
- Świat nie kończy się na jednym facecie, hm?
- Wiem to.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Oczywiście, że wiesz. Po prostu chcę cię teraz chronić. Jesteś moją córką.
Ethan's POV
To już drugi tydzień. Lucille nie jest już moim korepetytorem. Czułem, że to nadzieję jednak nawet nie miałem szansy pokazania jej sprawdzianu z matmy z którego dostałem B+. I czy to była wina? Oczywiście, że moja. Pracowałem ciężko w baseballu by dostać wymarzone stypendium. Ciężej niż poprzednio...musiałem uzyskać to stypendium... tak samo jak Lucille. Chciałem by wiedziała, że nie miałem tego na myśli co powiedziałem. Użyłem wobec niej ostrych słów, jednak łudziłem się, że jeśli szczerze i z głębi serca ją przeproszę to mi wybaczy.
Nawet nie miałem czasu by martwić się o Heather, nie wspominając o tym, że jej to wszystko nie obchodziło. Odkąd przestałem spotykać się z Lucille po kryjomu, przestała zawracać mi dupę. Na razie jedyną rzeczą na jakiej musiałem się skupić to baseball i oceny.
Zobaczyłem ją pewnego dnia na stołówce z tym dzieciakiem Leo... czy jak mu tam. Śmiała się. Chciałem być tą osobą przez którą na jej ustach pojawiał się uśmiech, ale nie potrafiłem dać jej wszystkiego. Cały czas siebie obwiniałem. Znowu byliśmy nieznajomymi. Nasz związek się zakończył.
Lucille's POV
Siedziałam z Theo w bibliotece kończąc swoją pracę domową gdy w pewnym momencie przerwał ciszę.
- Więc ty i ten twój "skomplikowany" związek to koniec?
Przestałam pisać. To był pierwszy raz od dwóch tygodni gdy miałam o tym rozmawiać.
- Ta... to naprawdę koniec - mruknęłam wracając do pisania.
- Fajnie... więc będzie w porządku jeśli zaproszę cię na randkę?
Podniosłam na niego wzrok zaskoczona pytaniem.
- Randka? Ty i ja? - kontynuował.
- Theo...ja...
- Nie musisz teraz mówić tak, ale po prostu chciałem żebyś wiedziała. Byłoby miło pójść z tobą na randkę.
- Nie jestem dobra w tych sprawach.
- Dlaczego?
- Nigdy nie wcześniej nie byłam na randce.
- Co?! - spytał otwierając szerzej oczy.
Wzruszyłam ramionami.
- Nawet podczas tego "skomplikowanego" związku? - spytał.
Pokiwałam głową.
- Dlatego był skomplikowany - odpowiedziałam.
- Wow...więc czy mógłbym mieć ten zaszczyt i zabrać cię jako pierwszy na randkę? - posłał mi ten swój seksowny uśmieszek.
Ja byłem twoim pierwszy i ja będę tym ostatnim, o to mi chodzi. Głos Ethana rozchodził się w mojej głowie. Potrząsnęłam głową pozbywając się go stamtąd szybko.
- Nie wiem - Uniosłam brew.
- Dobra, w takim razie nie myśl o tym jako o randce ale jako spotkanie dwójki przyjaciół.
Nie byłam przekonana.
- No weź, cały czas się spotykamy. Teraz też nie będzie różnicy, No może poza sukienką i krawatem - uśmiechnął się szeroko.
Wciąż nie byłam pewna co do tego ale się zgodziłam.
- W porządku, ale to nie randka - powiedziałam.
- Nie randka - powtórzył uśmiechając się od ucha do ucha.
Posłałam mu lekkim uśmiech wracając do odrabiania lekcji.
- Tak! - usłyszałam jak mówi do siebie pod nosem.
Po tym jak wyszliśmy z biblioteki, Theo odwiózł mnie do domu.
- Dzięki - odpięłam pasy.
- Piątek wieczór, pasuje?
Ach No tak, ta "nie randka".
- Piątek pasuje - odpowiedziałam z pół uśmiechem.
- Super. Więc do zobaczenia Lucille. To nie jest randka, obiecuje.
Zaśmiałam się cicho i wyszłam z auta.
Podeszłam do domu i złapałam za klamkę otwierając drzwi i aż mnie zamurowało.
- April?
- Kto inny miałby być deklu? - zaśmiała się.
- Co ty tu robisz? - wykrzyczałam rzucając się w jej ramiona.
- Ocalam świat oczywiście! - zażartowała i objęła mnie mocno. Odsunęłam się po chwili z cichym śmiechem.
- Wciąż nic się nie zmieniłaś.
- Oczywiście, że nie, ale słyszałam że ty tak - jej wyraz twarzy się zmienił, a z ust zniknął uśmiech - Co się stało Luce?
- Nie wiem o czym mówisz - odsunęłam się odwracając do niej plecami.
- Luce nie ukrywaj tego. Twoja mama praktycznie wszystko mi powiedziała.
- Co zrobiła?! - odwróciłam się do niej w szoku.
- Nie bądź na nią zła. Pomyślała, że mogę ci pomóc, dlatego tutaj jestem ale też dlatego bo tęskniłam za swoją przyjaciółką! - uśmiechnęła się. Znienacka wszystkie uczucia we mnie uderzyły, a w oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Aww Lucille - Przyciągnęła mnie do siebie zamykając w szczelnym uścisku. Płakałam w jej ramię tuląc się do niej mocno i pokręciłam lekko głową.
- Jest okej... jestem teraz przy tobie. Chodź, wejdźmy do środka i wszystko mi opowiesz.
Pogłaskała mnie po plecach i weszłyśmy do domu.
- Jak się tu dostałaś? - spytałam opanowując swoje emocje. Nie chciałam rozmawiać o Ethanie...
- Twoja mama. Odebrała mnie z lotniska i przywiozła tutaj.
- Oh.
- Lucille...
Spojrzałam na nią.
- Porozmawiaj ze mną...
- Myślałam, że moja mama ci wszystko powiedziała.
- Jej wersja nie jest taka sama jak twoja.
Niechętnie o tym rozmawiałam. Czy oceni mnie i spojrzy na mnie jak na najgorszą osobę gdy powiem jej szczegóły?
- No dalej - zachęcała mnie.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam jej wszystko.
Od napaści.
-Uratował mnie.
Po układ.
- Nie zostawiłby mnie.
Do związku.
- Byliśmy sekretem. Całowaliśmy się tu i tam. Kochaliśmy się za każdym razem gdy się spotykaliśmy. Chciałam być w jego ramionach cały czas, ale nie mogłam.
- Czemu nie? - spytała.
- On... - spojrzałam na nią zagryzając nerwowo wargę - miał dziewczynę.
- ON CO?! - wykrzyczała.
Przytaknęłam.
- Nie byli prawdziwą parą, spotykali się ze sobą tylko dlatego bo byli najpopularniejsi w szkole i to był w sumie ich obowiązek.
- To brzmi beznadziejnie.
- Wiem...
- I wtedy co?
- Zakochałam się... mówił mi coś czego nigdy nie powiedział nikomu innemu. Robił najsłodsze rzeczy, a ja tak bardzo się w nim zakochałam.
Spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Lucille...
Poczułam łzy zbierające w moich oczach, znowu.
- To już nie ma znaczenia, zakończył to. Powiedział, że nigdy mnie nie kochał. Wszystko co okazywał było sztuczne, powiedział, że używał mnie tylko do tego by się odstresować - zapłakałam.
- Co?! - podsunęła się do mnie obejmując mnie mocno - Tak mi przykro Luce.
Moje łzy moczyły jej koszulkę, a głowę miałam opartą na jej ramieniu.
- W sensie, to nawet nie miało zajść tak daleko więc kogo to obchodzi? - powiedziałam jednak nie wierzyłam we własne słowa.
- Shh Lucille. Jest okej. On jest dupkiem. Nie potrzebujesz go. Nie zasługuje na ciebie. Żaden cipeusz nie zasługuje.
Przez resztę wieczoru wypłakiwałam wszystkie łzy.
-------
- Mam plan! Wykrzyczysz to z siebie! - zerwała się z kanapy.
- Co? - spytałam.
- Wykrzyczysz to z siebie jak za dawnych czasów - April skierowała się w stronę drzwi, a ja podążyłam za nią.
Przeszłyśmy się do pobliskiego parku.
- Tak w ogóle to gdzie moja mama? - spytałam.
- Cóż, powiedziała, że dopóki z tobą siedzę to wróci na chwile do pracy.
- A jak długo planujesz tu zostać?
- Czemu pytasz? Nie chcesz mnie tu?
- Nie! Oczywiście, że chcę - przytuliłam ją mocno.
- Miesiąc.
- Co? Miesiąc? - spytałam podekscytowana by się upewnić.
Pokiwała szczęśliwie głową.
- Tak! Tak! Tak! - podskoczyłam - a co ze szkołą?
- Jestem sporo na przodzie. Dam sobie radę.
Było mi trochę głupio, że zarywała szkołę dla mnie ale niemniej jednak nie mogłam się skarżyć. Byłam naprawdę szczęśliwa.
W końcu dotarłyśmy do miejsca docelowego. Było to małe wzgórze z którego było widać podświetlone miasto.
- Jesteśmy na miejscu.
Odwróciłam się w stronę April zaskoczona.
- Pamiętasz jak w trzeciej klasie zezłościłaś się na mamę bo powiedziała mamie Raymonda, że go lubisz więc poszłyśmy na podwórko i pierwsze co zrobiłaś to się wydarłaś?
Pokiwałam głową. Rozbawiło mnie to.
- Taa... - przyznałam.
- Więc, to jest to co dzisiaj zrobimy. To znaczy, ty. Krzycz! Krzycz ile sił w płucach! Rób cokolwiek potrzebujesz.
- April, nie jesteśmy już w trzeciej klasie.
- Cóż, nie będziemy też płakać za panem zabawmy-sie-i-rzućmy.
Wzięłam głęboki oddech.
- No dalej! Wyduś to z siebie i zapomnij o tym dupku - powiedziała.
- Okay.
- Dobra, na trzy Wykrzyczysz co ci na duszy siedzi.
Nie byłam co do tego przekonana ale wzięłam głęboki oddech i wydarłam się głośno, tyle ile potrafiły moje płuca wydusić.
- Widzisz? Nie lepiej? - spytała podekscytowana.
Naprawdę lepiej. Cudownie było wykrzyczeć wszystkiego swoje emocje. Trochę się rozluźniłam.
- Jeszcze raz, jakie było imię tego dupka?
Zachichotałam.
- Ethan Collins - multum emocji przeleciało przez moje ciało gdy wspomniałam jego imię.
- Dobra Ethan Collins. Tym razem wykrzyczysz 'kurewsko cię nienawidzę Ethan Collins' - powiedziała z najwredniejszym uśmieszkiem jakim potrafiła.
Posłałam jej zdenerwowane spojrzenie jednak to zrobiłam.
- KUREWSKO CIĘ NIENAWIDZĘ ETHAN COLLINS!
- No i proszę bardzo. Nie sprawiło, że poczułaś się lepiej w środku?
Kiwnęłam głową... jednak wcale mi nie było lepiej. W ogóle. Mój żołądek zacisnął się przy tym tysiące razy. Było gorzej. Wypowiadanie jego imienia sprawiało, że za nim tęskniłam. Nawet zaczęłam się wcześniej zastanawiać, może kłamał z tym. Że to tylko sen a ja się obudzę i powie mi, że mnie kocha... jednak tak nie było.
- Super, skończyłyśmy tu. Wracajmy do domu bo jestem głodna - powiedziała po czym wróciłyśmy do domu.
-------
Właśnie siedziałyśmy sobie i zajadałyśmy chińskie żarcie.
- Sądzę, że powinnyśmy coś wykombinować w ramach zemsty - Rzekła April grzebiąc w jedzeniu.
Spojrzałam na nią znad pudełka.
- Na prawdę nie trzeba April.
- Czemu nie? Myśli, że jest przystojnym chłopaczkiem który może się tobą zabawić, dosłownie, a pózniej cie zostawić? Odegramy się. Będzie marzyć o tym by wrócić do łona swojej matki.
Zaśmiałam się. Nie chciałam o tym myśleć bo uważałam, że jego mama była całkiem słodka.
- Przestań, April!
- Co? Po prostu staram się pomóc.
- Jest okej. Wykrzyczenie się pomogło.
- Mhm? - spojrzała na mnie z uniesioną brwią nie do końca mi wierząc.
- Pomogło, naprawdę.
- Proszę cie Luce. Nie musisz kłamać. Widziałam twoją minę gdy kazałam ci wykrzyczeć, że go nienawidzisz. Wyglądałaś żałośnie moja droga przyjaciółko.
- Poważnie? - wpatrzyłam się w jedzenie.
- Luce... naprawdę go lubisz, huh?
- Nie, jest po prostu przystojnym chłopakiem, tak jak powiedziałaś - nieco zwątpiłam w to.
- Luce przestań zaprzeczać! - krzyknęłam.
Spojrzałam na nią zszokowana, że wybuchnęła.
- Woah, April.
- Przepraszam, okej? Nie miałam zamiaru podnosić głosu ale nie możesz sobie tego robić, szczególnie gdy jestem obok ciebie. Lubiłaś go, kochałaś, a pózniej cię zrujnował. Nie możesz pozwolić na to by dalej to robił kiedy on zabawia się ze swoją panną Cheerleaderką.
- Wiem...
- Więc proszę przestań. Nie rób tego sobie. Nie widziałyśmy siebie od lat i jest mi żal, ale co możemy zrobić? Mieszkam w Minnesocie, a twoja mama przeniosła się tu z tobą po śmierci taty. Jednak patrz, jestem tu teraz. Ja, April, twoja najlepsza przyjaciółka, której powinnaś zaufać - przyciągnęła mnie do siebie przytulając ciasno - nie rób tego sobie...
Pokiwałam głową.
- Nie będę - szepnęłam.
- Obiecujesz? - odsunęła się by spojrzeć mi w oczy.
- Obiecuje - odpowiedziałam.
Wysunęła w górę mały palec i splotła go z moim.
- Dobrze. Więc skoro skończyłyśmy z panem WkurwiającymDupkiem możemy robić inne rzeczy, na przykład takie jak pokazanie mi Kalifornii - uśmiechnęła się podekscytowana.
- Okay, co konkretnie chcesz robić? - odwzajemniłam uśmiech.
- Hm... myślałam nad plażą - klasnęła w dłonie.
- Okay, w ten weekend. Mam prace jutro.
- Poważnie? - jęknęła.
- Muszę opłacić college April.
- Ugh, dobra. A co z piątkiem?
Przypomniałam sobie o tym co obiecałam Theo...
- Mam plany - spojrzałam w bok.
- Oh, plany? Opowiedz coś więcej - podsunęła się bliżej.
- To nic takiego...
- To musi być coś jeśli to przede mną ukrywasz.
- To tylko niwy chłopak ze szkoły który po prostu chce gdzieś wyskoczyć...nic specjalnego.
- Więc randka? To nawet lepsze niż zemsta, bardziej odbijane - zachichotała.
- April to nie randka. Hej! Sądzę, że też możesz wpaść. Spodoba mu się - powiedziałam nieco bardziej szczęśliwa niż powinnam.
- Nie, to twoja randka. Nie chcę być trzecim kołem - powiedziała krzywiąc się.
- Nie będziesz! No chodź April, będzie fajnie. Pokażemy ci ramie Kalifornię. Tak w ogóle to jest z Chicago - wyszczerzyłam się.
- Okay, ale jeśli jest przystojny, biorę go.
Posłałam jej sceptyczne spojrzenie.
- Proszę cie bardzo - powiedziałam.
- Żartuje. Nie zrobiłabym tego.
Obie się zaśmiałyśmy.
W sumie to zaczęłam już czuć się lepiej z April obok. Cholernie za nią tęskniłam. Niedługo Ethan kompletnie wyleci z mojej głowy. Taką mam nadzieję.
________________________________
Zostawiajcie komentarze i gwiazdki! ⭐️
Cieszycie się, że pojawiło się dodatkowe wsparcie?
Nie martwcie się, będzie jeszcze drama time😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top