2. William

Wsuwam kubek z kawą w miejsce pomiędzy siedzeniami i odpinam pas. Za moment stanę przed Flo, pierwszy raz po wielu latach. Nim wysiadam, zabieram z siedzenia pasażera smartfon, a wtedy zauważam wiadomość od mojego prawnika:

„Stary Wright chce wydać córkę za Warrena. Tego właściciela fabryki czekolady. Znasz go. Stary ale bogaty. Masz mało czasu. Dobrze wykorzystaj tę informację."

Fantastycznie. Jeszcze tego brakowało. Czuję coraz większe zdenerwowanie, ale nie pozwalam mu przejąć kontroli. To będzie trudna rzecz – przekonać tę kobietę, ale to moja ostatnia deska ratunku.

Zamykam auto i zakładam okulary przeciwsłoneczne. Przyjemny wiatr rozwiewa mi włosy, a słońce ogrzewa twarz, gdy staję przed domem jedynej dziewczyny, jaką kiedykolwiek miałem – Florence. Nie spodziewa się mnie, ale to może i lepiej. Wezmę ją z zaskoczenia.

Przez kilka uderzeń serca przyglądam się posiadłości Wright'ów, w której nie byłem od lat. Nie spodziewałbym się, że moja noga tutaj jeszcze kiedykolwiek stanie. Obejmuję wzrokiem duży dom z cegły, spadzisty dach, i okna z białymi szprosami. Jest tutaj tak, jak zapamiętałem – poza ogrodem, który przeszedł zmianę wizualną. Wrightowie od zawsze byli obrzydliwie bogaci.

Idę do drzwi, a każdy kolejny krok zdaje się coraz cięższy, jakby nogi nie chciały mnie nieść ku mojemu końcowi. Ostatni stopień zdaje się być granicą między komfortem, a nieuniknioną katastrofą.

Gdy podnoszę dłoń, by nacisnąć dzwonek, drzwi otwierają się same.

I oto ona.

Florence Wright.

Nic się nie zmieniła. Te same błękitne oczy i ten sam uśmieszek, który może oznaczać zarówno „miło cię widzieć" jak i „zaraz ci przypierdzielę".

– Co tu robisz dupku? – pyta, mrużąc oczy. Jest wredna, jak zawsze, ale jej uśmiech jest przyjazny. – Dawno się nie widzieliśmy. – Ocenia mnie, jakbym był samochodem, który od dawna nie przeszedł przeglądu. – Wciąż wyglądasz na tego samego cwaniaczka co wtedy, z tą różnicą, że wtedy byłeś młody i przystojny.

– Wciąż jestem młody i przystojny – zauważam, uśmiechając się do niej szelmowsko.

Zakłada ramiona na piersi, podkreślając ich niewielki kształt. Przesuwam wzrokiem po jej sylwetce. Dopasowana koszulka, wąskie dżinsy podkreślające linię znakomitych bioder. Wciąż mogłaby być cheerleaderką.

– No nie wiem, Will, trochę cię rydwan czasu puknął – mlaska. – Cóż za ironia, prawda? Zawsze to ty wszystko posuwałeś.

Odchylam głowę i wybucham śmiechem. Nie potrafię się powstrzymać, bo jej kąśliwa uwaga jest bardzo zabawna. Oboje wiemy, że nadal wyglądam cholernie seksownie. W zasadzie to zmężniałem i wyrobiłem świetną sylwetkę. Szybko jednak poważnieję, nie przyszedłem tutaj po to, żeby się z nią sprzeczać.

– Zmieniłem się – wzdycham. – Jestem znacznie spokojniejszy. Za to ty wciąż jesteś zachwycająco piękna, a nawet bardziej.

Flo jakby wyczuła nosem, że coś jest na rzeczy, bo zacieśnia mocniej ramiona na piersi, i przekrzywia głowę podejrzliwie.

– Po co przyjechałeś do mnie Williamie? Bo z pewnością masz jakiś powód odwiedzin.

Zdejmuję okulary, po czym spoglądam w jej tęczówki bez żadnych barier.

– Niedawno zmarł Daniel... Wiesz jak to jest. Nasze rodziny mają pewne... nadzieje co do nas. Wymagania. – Milknę na moment, po czym pytam: – Mogę wejść? To dość poważna sprawa, zależy mi na dyskrecji a muszę z tobą porozmawiać.

Dawna dziewczyna mruga kilka razy, nie wiedząc w pierwszym momencie co zrobić, po czym ku mojemu szczęściu kiwa głową i przepuszcza mnie, stając bokiem do drzwi wejściowych. Jej wzrok jednak pozostaje czujny, kiedy wchodzę do przestronnego hallu i dalej do otwartego salonu, gdzie stoi wielki, szary wypoczynek dla gości.

– Jestem sama, więc masz szczęście. Nikt się nie dowie, z czym przyszedłeś – mówi cicho, wciąż mi się przyglądając. – Siądź. Podać ci coś do picia?

Uśmiecham się i spoglądam na nią figlarnie.

– Tylko jeśli to whiskey – żartuję, na co ona przewraca oczami. – Mimo, że zołza, to uprzejma, jak zawsze. Podziękuję jednak, nie zabawię długo.

Flo fuka, spoglądając na mnie z jawną, wręcz aktorską niechęcią.

– Zaproponowałam z grzeczności. To kwestia wychowania. Dobrze wiesz, że trzeba utrzymywać pewne standardy w naszych sferach.

Kiwam głową, będąc coraz bardziej pewny, że dobrze zrobiłem, przychodząc tutaj. Bo to właśnie kręgi, w których się urodziłem, przyczyniły się do mojej strasznej sytuacji. Gdybym nie pochodził z takiej rodziny, nikt by nie oczekiwał, że wezmę ślub, by dać bratankowi stabilizację.

Florence przechodzi obok i siada na kanapie ustawionej naprzeciw mnie. W jej wzroku dostrzegam ciekawość, ale też strach.

– Co cię więc do mnie sprowadza? – Nie spuszcza ze mnie wzroku.

Ja też się na nią patrzę. Uważnie. Moje piwne spojrzenie kontra jej niebieskie.

Postanawiam to powiedzieć wprost.

– Daniel zapisał mi w spadku syna i swój majątek, ale żeby nie przeszło to w ręce ojca, muszę się ożenić. A ty jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.

Kobieta unosi brwi, a jej oczy się powiększają, po czym chrząka i chichocze z niedowierzaniem.

– Czy ty właśnie zaproponowałeś mi ślub?

Jej pełen niedowierzania przeciągający się śmiech słychać w całym salonie.

– Tak, ale tylko na jakiś czas. – Flo milknie, a na jej obliczu pojawia się przerażenie, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że mówię poważnie. – To małżeństwo będzie fikcyjne. Dzięki temu twój ojciec nie zmusi cię do ślubu z kimś innym, a po rozwodzie nie będziesz już atrakcyjna dla potencjalnych jego kandydatów. Bo słyszałem, że masz pewnego adoratora.

Widzę, jak trybiki w jej głowie pracują. To co powiedziałem, jest dla niej z pewnością nie tylko zaskakujące ale i zastanawiające. Podejrzewam, że stary Wright chciałby wydać ją za starszego o dwadzieścia pięć lat Warrena, by połączyć firmy. I zdecydowanie obstawiam, że ona tego nie chce.

Flo patrzy na mnie zmrużonymi oczami.

– Nie mam – oburza się, jakbym kłamał i nie miała pojęcia, o czym mówię.

Pochylam się ku niej i patrzę prosto w oczy, kiedy mówię:

– Owszem, ojciec chciałby, by poślubił cię jego przyjaciel. Mówi się o tym w kręgach.

Kobieta wzdycha, a jej ramiona opadają.

– Skąd o tym wiesz? Przecież mówiłam tacie, że nie wezmę tego ślubu i że może mnie nawet wydziedziczyć.

Uśmiecham się kącikiem ust.

– To naprawdę mały świat. Wystarczy popytać tu i tam. A dzięki naszemu małżeństwu unikniesz problemu. No i po jakimś czasie zyskasz wolność. Potrzebuję żony na kilka miesięcy, aż uprawomocni się wyrok. Nic dłużej. Zyskamy na tym oboje. To idealny układ i dla mnie i dla ciebie. Tylko nikt nie może się o tym dowiedzieć, a wszystko się ułoży.

Kobieta prycha i wstaje, po czym zaczyna nerwowo krążyć po salonie, spoglądając na mnie miną pełną niedowierzania.

– Nie dość, że chcesz mnie wkręcić w fikcyjne małżeństwo, to jeszcze na raty? – Unosi brew. – William, ja cię wcale nie znam. Do tego musiałabym zamieszkać z tobą i udawać zakochaną. A szczerze – mam taką urazę do ciebie, że jestem strasznie uprzedzona. Skrzywdziłeś mnie. Nie wyobrażam sobie tego, żeby wejść z tobą w jakikolwiek związek. Musiałbyś być mi wierny, nawet jeśli to byłoby tylko na jakiś czas i nie sypialibyśmy ze sobą. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby wszyscy mówi, że mnie zdradzasz. W końcu mamy udawać zakochanych, tak?

Kiwam głową, rozumiejąc jej obiekcje.

– Możemy spisać umowę. Zobowiążę się, że przez czas naszego małżeństwa będę wierny. W innym przypadku wypłacę stosowne zadośćuczynienie.

Flo znów zakłada ramiona na piersi i rzuca mi ostre spojrzenie.

– To jest niesamowite. Teraz, kiedy nie musiałbyś być lojalny, będziesz potrafić, bo sam tego chcesz. A kiedy ze sobą kręciliśmy... – Wytyka mnie palcem. – Powiedz tak szczerze Will. Podobałam ci się chociaż wtedy?

Wzdycham i przeczesują jasnobrązowe włosy.

– Jesteś przepiękną kobietą Flo. Podobasz mi się teraz i podobałaś mi się wtedy – wyznaję szczerze.

– Dlaczego więc mnie zdradziłeś? – Jej głos jest pełen niezrozumienia dla tego wszystkiego.

– Problem w tym, że wszystkie mi się podobają. Ja po prostu nie nadaję się do związku. Dlatego idealne będzie, jeśli na ten czas, kiedy muszę uzyskać prawa do opieki nad Olivierem, wejdę w czysty układ. Zero emocji, jasno określone zasady. Nawet nie będziesz musiała mieszkać u mnie, tylko w tym czasie, gdy w Londynie będzie ojciec.

Flo zaczyna kręcić głową.

– Jesteś szalony. To dom mojego ojca. Nie będę mogła tutaj przesiadywać, kiedy akurat nie będzie twojego.

Wstaję i podchodzę do niej. Góruję nad jej sylwetką – jest drobna, ale też piękna. Pasowałaby wizualnie do mnie.

– Biorę na siebie wynajem mieszkania, opłacę ci życie w czasie naszego małżeństwa. Będziesz miała konto bankowe z kartą kredytową, która pokryje wszystkie twoje wydatki. Ile potrzebujesz miesięcznie? – pytam cicho, uważając, by jej nie spłoszyć.

W jej oku zauważam diabelski błysk. Niepotrzebnie pozwoliłem jej wybrać kwotę, ale już trudno.

– Sto tysięcy funtów. Plus mieszkanie na własność.

Przełykam ślinę, kalkulując wszystko. To dużo, ale to nadal dla mnie bardzo korzystna opcja. Dużo lepsza niż utrata wielomiliardowego majątku.

– Zgoda.  


________

Mam takie marzenie, by ta książka poniosła się na Tt. Jeśli więc mielibyście ochotę porobić jakieś tt, będę przewdzięczna <3 

#to(nie)tenmąż 


Jak się czytał drugi rozdział? :) 

Teraz już będę pisać sprawniej, minęła premiera Rozdzielonych serc więc czasu więcej <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #romans