(13)Białaczka...

Minęło cztery dni odkąd moje badania się potwierdziły.
Nie mogłam pogodzić się z myślą, że mam białaczkę. Rak krwi... Moja matka nadal uważa że jestem nikim. Ojciec przeraził się i postanowił mi pomóc. Nie chodziłam do szkoły bo spłonęło jej lewe skrzydło. Nadal miałam łzy w oczach. Wypuścili mnie ze szpitala i dali skierowania na terapię. Jestem świadoma tego, że nie dożyje do ślubu z Adrianem, bo nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa na BIAŁACZKĘ.
Wycierałam łzy, kiedy matka wróciła od lekarza z wynikami.

-I co? -zapytałam.

Nic nie odpowiedziała i wyruciła moje wyniki do śmieci.

-Co ty robisz?!-krzyknęłam.

-Moja córka jest zdrowa i...

-Mam białaczkę! Przyjmij to do swojego kwadratowego łba, że mam raka krwi!

Zamknęłam się w pokoju i płakałam w poduszkę. Pokój teraz wydawał mi się wyblaknięty. Życie straciło sens. Nie byłam już taka jak kiedyś.

Teraz byłam blada i nie śmiałam się już z żadnego żartu. Nagle zadzwonił mój telefon. Lekarz dzwonił. Powiedział, że mam biłaczkę i potrzebna mi terapia.

Było już późno, kiedy pierwszy raz wyszłam z pokoju od rana. Napiłam się wody i wzięłam jabłko. Podeszłam do okna i popatrzyłam na księżyc. Przypomniał mi się fragmęt mojego wiersza.
"Moja przyjaźń kiedyś mi grała,
Teraz ją żegnam i moja łza spadła na Ciebie raz..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top