(12)Łzy...

Ja... ja mam... RAKA! Słone łzy zaczęły spływać mi strumieniami po policzkach. Miałam zaszklone oczy. Ręce mi się trzęsły, nogi się pode mną uginały. Stałam jak wryta. Po chwili całkowicie upadłam na ziemię i zemdlałam.

[][][]

Obudziłam się na podłodze z rozciętym policzkiem. Dookoła mnie leżały odłamki szkła. Nagle strażak wszedł do pomieszczenia w którym leżałam. Powiedział że budynek się pali i zapytał czemu płaczę. Wtedy uświadomiłam sobie że wciąż wylewają mi się strumiene łez. Odsłoniłam kartkę ręką i pokazałam mu. Nic nie powiedział, a ja zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Wziął mnie na ręce i powoli przechodził pod palącym się drewnem. Gdy wyszliśmy z płonącej szkoły, ledwo stanęłam na nogi i już upadałam.

Szkoła została podpalona przez chłopaków z klasy Adriana. Zostali namówieni przez Kore i Nelke. One dobrze wiedziały, że tam jestem.

Karetka pogotowia zabrała mnie do szpitala. Badania potwierdziły się. Ze łzami w oczach przyjęłam to do wiadomości. Gdy dostawałam te wyniki, to nie było przy mnie nikogo. Po chwili przyszedł do mnie Adrian. Również miał łzy w oczach. Przytulił mnie i szepnął mi do ucha: "Damy radę. Nikt ani nic nas nie rozłączy" Po raz kolejny się rozpłakałam. Nie mogłam opanować emocji. Płakałam i w końcu przyszła moja matka.

-Czemu płaczesz? Kupiłam ci...

-Co kurwa mi kupiłaś?! No co?! Zakupy są ważniejsze niż moje zdrowie?!

-O czym ty mówisz?

-Mam RAKA, zadowolona?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top