Znowu ty?
Krople deszczu uderzają o chodnik z coraz większą siłą. Czuję, że bluzka zaczyna przylegać mi do klatki piersiowej, a z butów mogłabym wylewać wodę. Dotykam włosów, które skręciły się nieznośnie. Wiecznie zapominam zabrać ze sobą parasolki, ale teraz czuję, że jest mi wszystko jedno. Mój wisielczy humor pasuje do kapryśnej pogody. Nie wiem kiedy, ten słoneczny dzień zamienił się w paskudną pluchę.
Stawiam zamaszysty krok. But o mały włos nie ląduje w kałuży. Zsuwa mi się ze stopy i skaczę na jednej nodze, żeby włożyć go z powrotem. Trzeba było kupić rozmiar mniejszy, ale przecież nie mogłam się powstrzymać, widząc promocję. Wiecznie to samo, nie uczę się na błędach! Od dziś obiecuję sobie, że będzie inaczej! W końcu coś osiągnę! Nie wiem tylko od czego zacząć... To kolejny słaby dzień. Nic mi nie wychodzi.
Ze zwieszoną głową stawiam ostrożne kroki na schodach. Nie zauważam, że ktoś schodzi po nich w przeciwnym kierunku i prawie na niego wpadam. Mężczyzna zatrzymuje się i zanim podnoszę wzrok, słyszę głos Daniela:
– Przepraszam, to ty Bożenka?
– Nie poznałeś zmokłej kury – odpowiadam, zirytowana samym faktem, że go widzę.
– Serio, wyglądasz w porządku... Znaczy, wiem, że pada i jesteś przemoczona.
– Czyli jest w porządku jak na okoliczności?
– Tak, to znaczy nie. Przepraszam cię, nie wiem, co odpowiedzieć. Mam wrażenie, że zaraz zabijesz mnie wzrokiem.
– Trochę dramatyzujesz, nie mam takiej mocy. Co tu robisz? Wolisz starsze panie?
– Nie przeszkadza mi różnica wieku, ale nie powiedziałbym, że...
– Uderzasz do babci w konkury? – dopytuję zniecierpliwiona.
– Myślałaś, że chodzi o panią Kornelię? – Daniel śmieje się głośno.
– Nie umiesz być poważny. To nie ja robiłam do niej maślane oczy.
– To chyba dobrze, ze mnie polubiła.
– Wyszło aż za dobrze. – Robię pauzę i dopiero teraz dociera do mnie, co powiedział. – Czekaj, o co w takim razie chodziło z tą różnicą wieku? – Zakrywam dłonią usta.
– Zapomniałbym to dla ciebie. – Dopiero teraz widzę, że trzyma za plecami bukiet. Nie przyglądam się kwiatom, tylko patrzę mu w oczy.
– Ile? – pytam, a mój głos ocieka jadem.
– Co ile? – Mruga oczami, jakby nie docierały do niego moje słowa.
– Dobrze wiesz.
– Serio, ma to dla ciebie znaczenie? – Wzrusza ramionami.
– Nie, nie wiem. Mów!
– Prawie dwadzieścia osiem lat, mam urodziny w październiku.
Robi mi się gorąco, choć jestem cała przemoczona. Dotykam krawędzi bluzki i pociągam ją lekko. Rozumiem, rok, dwa, ale nie prawie pięć lat. W styczniu skończę trzydzieści trzy lata, a on...
Przyglądam mu się i dopiero teraz dostrzegam, jak młodo wygląda. Promienieje blaskiem. Czuję się przy nim jak staruszka. Mam ochotę złapać lusterko i policzyć wszystkie kurze łapki na mojej twarzy.
– Przepraszam, nie sądziłem, że ma to jakieś znaczenie. Jesteśmy dorośli, wolni, a Iga mówiła...
– Iga, ta cholerna Iga. Co ona sobie wyobraża? – Wchodzę mu w słowo.
– Nie przesadzasz? Wiek to tylko liczba. – Daniel wyciąga w moją stronę wolną rękę, a drugiej nadal trzyma kwiaty.
– Nie, o to chodzi. Wszystko jest nie tak.
– Przepraszam... – Posyła mi spojrzenie małego szczeniaczka i uroczy uśmiech, ale to na mnie nie działa.
– Przestań wreszcie przepraszać! Wiesz, chociaż za co? Czy traktujesz to słowo jak przecinek?
– Wiem, że jesteś zła za dzisiejsze śniadanie...
– Ach tak? Może powiesz, że nie mam o co? Z mojej perspektywy, to poszedłeś na randkę z moją babcią! – wykrzykuję i dotykam policzków.
Wydaje mi się, że płoną. Nie wiem jak to możliwe, ale jednocześnie drżę z zimna i topię się, choć jestem cała przemoczona. Chcę stąd uciec jak najszybciej. Robię krok do przodu, a Daniel zastępuje mi drogę.
– Podobno kobiety lubią, kiedy się je ignoruje.
– To jakiś obłęd! Przecież przyszedłeś... Nie mogłeś wymyślić nic głupszego.
– Twoja babcia...
– Ona ci tak podpowiedziała, a ty jej posłuchałeś? Czy ty postradałeś rozum? – Znów mu przerwałam i gotuję się ze złości.
Daniel czerwieni się aż po czubki uszu.
– Tak, ale twoja babcia jest w porządku. Zna sporo dowcipów i rozwiązuje krzyżówki, ale poza tym nic nas nie łączy.
– Dobre i to na początek. Szerokiej drogi!
– Nie, poczekaj. – Daniel łapie mnie za rękę.
– Po co? To bez sensu. Popatrz na siebie, czy ty serio uważasz, że potrzebujesz rad Kornelii?
– Wiesz, ja nie jestem zbyt dobry w...
– Weź się, wysłów! Ciągle się zacinasz. Tak cię stresuję? W łóżku, randkach czy podrywie? A może we wszystkich trzech? – wyrzucam z siebie jednym tchem.
– Nie no, co ty? Mógłbym ci pokazać...
– Lepiej się nie pogrążaj. Co za pacan! – Przerwanie Danielowi weszło mi w nawyk.
– Weź chociaż kwiaty. – Podsuwa mi bukiet pod sam nos.
– Wsadź to sobie gdzieś! – Odpycham od siebie różowe stokrotki, choć są przepiękne. Uwielbiam te kwiaty, ale nic od niego nie chce. Skąd on je wziął i od kogo wiedział?
Mam dość! Co za okropny dzień! Cały tydzień żyłam jakimiś idiotycznymi mrzonkami, a teraz mam ochotę płakać. Zatrzaskuję drzwi pokoju i zakopuję się pod kołdrę. Wyciągam batonika z szuflady i zapijam go poranną, zimną kawą. Nie chcę stąd wychodzić. Będę tu leżeć i cierpieć w samotności po wsze czasy albo jak zgłodnieję.
Trzeba było zrobić porządny wywiad, zanim zaczęłam flirtować z Danielem. Może jesteśmy siebie warci? Czy ja faktycznie wściekam się o jego wiek? Czy ten dzień dał mi tak w kość, że przelało to szalę goryczy?
Po chwili oddechu wybieram numer do Igi. Odbiera po pierwszym sygnale.
– Cześć! Co słychać? – pyta swoim słodkim głosem.
– Jak mogłaś mi nie powiedzieć o Danielu?
– Zluzuj stara. O co chodzi?
– Właśnie o to, że jestem za stara dla twojego kolegi.
– Yyy...
Pauza Igi działa mi na nerwy, więc znów atakuję:
– Tylko tyle masz do powiedzenia? Jestem od niego pięć lat starsza!
– Serio o to chodzi? Nie przesadzasz?
– Jeśli ktoś jeszcze dziś o to zapyta, to nie ręczę za siebie.
– Wydawało mi się, że do siebie pasujecie.
– To ci się wydawało. Do mojej babci też pasuje.
– Mów, czuję, że masz w zanadrzu dobrą historię – zachęca i jestem pewna, że uśmiecha się pod nosem.
Kiedy kończę, mam wrażenie, że ciężar spadł mi z serca. Z Igą jestem szczera do bólu, a Grażynie ledwie zarysowałam opowieść.
– Nie wierzę. Znaczy, wiem, że mówisz prawdę, ale to niezłe jaja. Pogadam z nim, jeśli chcesz, a tym wiekiem się nie przejmuj.
– Dzięki, nie trzeba. Daruję sobie, słaby z niego zawodnik.
– Odpuszczasz sobie, zanim na dobre się zaczęło?
– Co niby? Pasmo porażek i nieszczęść? Szkoda mojego czasu.
– Więc jednak boisz się, że jesteś dla niego za stara?
Czuję, że to podchwytliwe pytanie. Nigdy nie umawiałam się z młodszymi. Rok czy dwa to akceptowalna granica, ale więcej mnie przeraża.
– Weź, przestań. Mnie tyka zegar biologiczny, a ty się śmiejesz.
– Nie gniewaj się, ale jesteś niedojrzała emocjonalnie.
– Też wymyśliłaś. Powinnam się obrazić. Dokładnie to zrobię – furkam z oburzeniem.
– Bez takich! Pogadamy, jak wrócę z delegacji.
– Tak się zastanawiam, od kiedy ty w nie jeździsz?
– Opowiem ci po powrocie.
Mruczę tylko w odpowiedzi i podciągam koc pod brodę. Odpalam laptopa i zanurzam się w poszukiwaniu czarnej komedii, to wszystko, na co dziś mnie stać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top