Przyzwoitka

Przyglądam się babci z ukosa i nie wierzę w to, co widzę. Właśnie pochłonęła omleta z owocami i zapiła go kubkiem herbaty. Teraz przygląda się łakomie karcie dań. Mam ochotę zrobić to samo. Skubię swoje panceaki i polewam odrobiną syropu klonowego. Nie wiem, co przyszło mi do głowy, żeby je zamówić. Tak mnie zamurowało, gdy Kornelia się dosiadała, że straciłam zdolność logicznego myślenia. Zapomniałam, że za nimi nie przepadam.

Z zazdrością patrzę na aromatyczne kiełbaski i jajecznicę na talerzu Daniela. Ściska mnie w żołądku i mam wrażenie, że ten zapach roznosi się po całej knajpce. Wciągam go nosem i przypominam sobie majówkowego grilla. Mam ochotę zwinąć mu jedną z talerza albo poprosić, żeby mnie nakarmił.

Bożena! Co ty znowu wymyślasz? Muszę się opanować i zacząć zachowywać swobodnie. Od pojawienia się Korneli prawie się nie odzywam. Za to babcia i Daniel świetnie się dogadują. Jedno przez drugie opowiada dowcipy, a ja milczę.

Kiedy złapali taką komitywę? Skąd wzięło mi się to słowo? Chyba za dużo przebywam z babcią.

Zastanawiam się, gdzie zostawiłam swoje poczucie humoru. Wyszło z Lajki wraz z pojawieniem się staruszki. Próbuję przypomnieć sobie jakikolwiek kawał, ale w mojej głowie króluje pustka. Nigdy nie pamiętam puenty, a Daniel ożywia nawet suchary o wizycie u doktora. Uśmiecham się uprzejmie i kiwam głową, gdy opowiada żarcik o cukrze w kostce. Kornelia zamawia kawę i ciastko, a ja robię to samo. W końcu przypominam coś sobie:

– Też znam kawał – prawie wykrzykuję, zadowolona z siebie. – Mam pacjenta, który cierpi na rozdwojenie jaźni – zaczynam.

– Znam to – wtrąca się babcia. – Banalny przypadek, ale obaj mi płacą – kwituje z uśmiechem, a ja zapadam się w sobie.

– Babciu... – jęczę.

Daniel kręci głową i ściąga usta. Rzuca mi pocieszające spojrzenie. Opowiada własny dowcip, tym razem patrząc tylko na mnie. Nie słucham, wpatruję się w jego rozmarzone spojrzenie. Uśmiecham się i widzę, że wyciąga rękę i próbuje ująć moją dłoń. Chwytam ją w obawie, że Kornelia wymyśli coś nieprzewidywalnego. Skupiamy się na rozmowie, a nasz towarzyszka wygląda na zniecierpliwioną.

Babcia stuka nogą o podłogę i rozgląda się we wszystkie strony. W końcu wyciąga z torby krzyżówki i jak gdyby nigdy nic pyta Daniela o kraj w Ameryce Środkowej. Dobrze znam odpowiedź i mam ochotę wykrzyknąć: „Panama", ale się powstrzymuję.

Tego już za wiele! Moja złość rozchodzi się po całym ciele i mam wrażenie, że za chwilę wybuchnę. Po co tu w ogóle przyszłam? Po co flirtowałam z Danielem przez cały tydzień? Właściwie co mi przyszło do głowy?

Jestem odważna tylko w zaciszu swojego pokoju, z telefonem w ręku, a nie w spotkaniu sam na sam. Do tego z przyzwoitką! Nawet nie wiem czemu, wypisywałam te wszystkie głupoty. To miała być tylko zabawa, czy jesteśmy tu na poważnie? Ta cała sytuacja jest tak irracjonalna, że czuję się jak w telenoweli. Czyżbym rywalizowała z babcią o względy Daniela? Tak nisko upadłam, że jestem zazdrosna o staruszkę?

To wszystko bez sensu... Kornelia i tak wszystko zepsuje. Czego ona chce? Bo chyba nie podoba jej się trzydziestolatek? A może ma jednak sentyment do dziadka Józka i w Danielu upatruje jego młodszej wersji? Czy mi faktycznie odbija?

Daniel i Kornelia zacieli się na jednym z haseł. Są tak pochłonięci, że znów przestali zwracać na mnie uwagę. Wbijam widelec w ciasto i zjadam ogromny kawałek. Jest przesłodzone, wręcz ocieka lukrem, podobnie jak ta dziwaczna relacja babcia i Daniela.

Zerkam na krzyżówkę i od niechcenia podpowiadam, że ksenon to gaz wypełniający żarówki. Może i jestem zła, ale od ponad tygodnia nic nie rozwiązywałam i nie mogę się oprzeć. Sudoku to nie to samo.

Podpowiadam jeszcze ze dwa hasła i aż korci mnie, żeby wyciągnąć długopis z torebki. W końcu się łamie i dopisuje brakujące literki. Przeskakujemy do kolejnej panoramicznej i teraz trwa prawdziwa burza mózgów. Musimy wyglądać komicznie przy jednym stoliku, pochyleni nad książeczką z krzyżówkami i stertą naczyń piętrzącą się w kącie stolika. Przestaje się tym przejmować i wykrzykuje ostatnie hasło: „agronom".

Pani przy ladzie patrzy się na nas z dezaprobatą, a inni goście wywracają oczami. Babcia najwyraźniej zauważyła nieprzychylne spojrzenia i zamyka panoramiczne. Co my najlepszego do cholery wyprawiamy?

– Pora się zbierać dzieciaki – mówi.

Dziwnie słyszeć, że tak nas nazywa.

– Może przejdziemy się na spacer? – pyta Daniel i spogląda tylko na mnie. Ma wzrok małego szczeniaczka i przepadam z kretesem.

Kiwam głową, a Kornelia wypala:

– Mnie też przydałoby się rozruszać stare kości.

– Serio? – Wydaje z siebie groźny pomruk, ale babcia nic sobie z tego nie robi.

– Przejdę się z wami kawałeczek.

– Byle krótki – cedzę przez zęby.

Daniel marszczy brwi, ale milczy. Jego spojrzenie jest nieodgadnione. Opłacamy rachunek i wychodzimy na zewnątrz. Podmuch wiatru mnie otrzeźwia.

Czy mi rozum odjęło, że nie potrafię się dziś wysłowić? Naprawdę pójdziemy na spacer z babcią? Kiedy ona odpuści? A może to kolejny test dla Daniela? Muszę z nią w końcu porozmawiać. Przyznam, że przez ostatni tydzień zachowywała się dziwnie. Znikała bez słowa i mogłabym przysiąc, że ma jakąś tajemnicę.

– Wiesz, jednak sobie daruję. Spiszemy się później — mówię zdecydowanie.

– Jak to? Myślałem, że spędzimy razem czas. – W głosie Daniela słyszę nutkę żalu.

– Hmm... Może innym razem. – Zastanawiam się nad siarczystą ripostą, ale nic mi nie przychodzi do głowy.

– To wrócimy do domu razem. – Kornelia się uśmiecha tajemniczo, a ja mam ochotę ją udusić.

– Może was odprowadzić?

– Nie, trafimy – wtrąca babcia.

Mam ochotę coś dodać, ale rezygnuję. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, jak powinnam się zachować.

Żegnamy się z Danielem buziakiem w policzek, na co staruszka chrząka donośnie. Chcę się z nią rozmówić jak najszybciej. Suniemy wolnym krokiem w milczeniu przez osiedle.

Gdy zamykają się drzwi naszego mieszkania, odwracam się w stronę babci i sapię z irytacją:

– Dlaczego to zrobiłaś? Po co?

– Mówiłam, że nie dam ci się z byle kim spotykać. – Spokój w jej głosie nagle wydaje mi się przerażający.

– Tak, ale nie, że babcia sama się chce z nim umawiać.

– Tez wymyśliłaś...

– To, co to było?

– Tylko sprawdzam...

– Co? Czy Daniel nie kłamie albo, czy lubi krzyżówki?

– Czy ciebie lubi – odpowiada jakby wyrwana z zamyślenia.

– Nie wiem, co babcia kombinuje, ale proszę przestać.

– Teraz to się obrażasz, a na śniadaniu zapomniałaś języka w gębie.

– Wy za to spijaliście sobie z dzióbków.

– Musiałam cię wyręczyć.

– Babcia oszalała! – Mój głos jest tak donośny, że sąsiedzi pewnie też mnie usłyszeli.

– Bez takich – oburza się Kornelia, ale bez przekonania.

Naszą dyskusję przerywa pukanie do drzwi.

– Kogo tu diabli niosą? – mówię ze złością i po chwili żałuję swoich słów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top