Miłosny algorytm
Mieszkanie Daniela jest niewielkie i różowe we wszystkich odcieniach. Nie tego się spodziewałam. To nie jest typowa męska jaskinia, to raczej kraina Barbie. Czy Daniel jest Kenem? Przyglądam się zaskoczona ścianom salonu w odcieniu pudrowym i fotelowi–uszakowi w tym samym kolorze. Usadawiam się na łososiowej kanapie i biorę do ręki poduszkę w etniczne wzory. Odróżnia się od reszty, po drugiej stronie leżą miękkie, włochate w koralowej barwie. Stawiam stopy na liliowym dywanie i uśmiecham się niepewnie.
– To wystrój po poprzedniej właścicielce. Nie zdążyłem jeszcze nic zmienić – wyjaśnia Daniel.
– To twoje mieszkanie?
– Bardziej banku niż moje, ale tak.
Mrugam ze zdziwienia, ale nie komentuję tego. Przejmowałam się, że jest młodszy, a on ogarnia życie lepiej ode mnie.
– To o co chodzi z tym algorytmem?
Wpatruję się w Daniela, gdy siada na kanapie obok mnie. Jest blisko, niebezpiecznie blisko. Czuję zapach jego wody po goleniu, jest przyjemny i świeży. Zdjął paskudny blezer i teraz prezentuje się znakomicie w czarnej koszuli. Mam ochotę położyć mu rękę na klacie i przejechać po jego torsie albo lepiej ściągnąć ją z niego i sprawdzić, jak wygląda nago.
Co się ze mną dzieje? Czy moje hormony zwariowały? Kładę rękę na piersi i czuję, że serce mi wali.
– Algorytm zlicza odpowiedzi. Ja lubię góry i kolor niebieski, ty czarny i morze i daje to pięć. – Wstaje i gestykuluje.
– To źle? Są pewne rzeczy, w których powinniśmy się zgadzać, a inne lepiej, żeby były inne. Są dwie kategorie pytań, są pomieszane. Tu nie ma złych odpowiedzi. Potraktuj to, jako zabawę.
Przełykam ślinę. Biorę to na poważnie. A co jeśli obleję? Daniel się więcej ze mną nie umówi? Daj spokój, przecież zabrał cię tutaj po tym wszystkim, co się stało. A może to ostatnia szansa? Z zamyślenia wyrywa mnie jego głos.
– Słuchasz mnie?
– Przepraszam, zamyśliłam się i...
Urywam i wpatruję się w jego usta. To moja szansa. Wstaję z kanapy tak intensywnie, że zahaczam zaskoczonego Daniela głową o brodę. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam. Rozmasowuję jedną ręką czoło, a drugą dotykam jego brody, zahaczam nią o jego dolną wargę.
Mam wrażenie, że zamarł. Patrzy się na mnie szeroko otwartymi oczami. Moja dłoń z głowy ląduje na jego klacie. Jego serce bije mocno. Zjeżdżam na policzek i gładzę jego trzydniowy zarost. W co ja się bawię? Miałam przecież...
Daniel jest szybszy. Jego miękkie usta scalają się z moimi. Zatapiamy się w pocałunku. Smakujemy go z rozkoszą, najpierw niespieszną, a potem coraz bardziej niecierpliwą. Daniel rozpina guzik koszuli. Mam ochotę zedrzeć ją z niego, ale odsuwam się niechętnie.
– Na dziś już starczy – mówię, choć ledwo rozpoznaję swój głos.
– Coś nie tak? Mam nieświeży oddech – chucha sobie w rękę.
– Nie, to moja wina. Nie powinnam...
– Jednak o nim myślisz?
– Nie, o sobie... Zachowuję się jak idiotka. Nie chcę taka być i nie podobam się sobie. Iga mówi...
– O tobie w samych superlatywach.
– Chciała mi znaleźć porządnego faceta.
– Może coś w tym jest – Uśmiecha się, ale jest jakiś smutek w jego spojrzeniu.
– Odprowadzę cię.
– Nie, nie trzeba.
– Nalegam. – Nie przekonuje mnie jego błagalne spojrzenie.
Kręcę głową i pospiesznie wkładam buty.
– Weź kurtkę.
Podaje mi ubranie. Waham się, ale w końcu korzystam w propozycji.
Wychodzę w mrok. Nieprzyjemny chłód daje się we znaki. Całe szczęście, że zabrałam tę kurtkę. Poruszające się na wietrze gałęzie przyprawiają mnie o ciarki. Słyszę kroki za plecami. Wydaje mi się, czy ktoś woła? Przyspieszam, a w końcu biegnę. Uciekam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top