Rozdział 3

Cześć wszystkim!

W końcu udało mi się napisać ten rozdział, łatwo nie było. Uwierzcie mi na słowo. No i jeszcze porządnie się pochorowałam, co również opóźniło mnie dosyć.

To życzę miłego czytania!

- Wszystko jest już w porządku -zapewniał ten sam lekarz, który pół godziny temu wyszedł, mówiąc, że operacja odbyła się bez komplikacji- Stan waszego syna jest poważny, ale stabilny.

- Ale co się stało? Czemu mu się nagle pogorszyło? -zapytał pan Katsuki, ledwo panując nad głosem.

- Serce państwa syna przestało na chwilę pracować...- zaczął, lecz na chwilę urwał, widząc przerażone twarze rodziców młodego mężczyzny- Na szczęście udało nam się szybko przywrócić jego pracę. Myślę, że teraz powinno być tylko lepiej- powiedział lekarz, aby choć trochę uspokoić roztrzęsione małżeństwo. Miał szczerą nadzieję, że jego pacjent jak najszybciej wyzdrowieje. Był jego wielkim fanem, uwielbiał patrzeć jak łyżwiarz tańczył na wszelakich zawodach i czuł bolesny uścisk w klatce, widząc go w tak opłakanym stanie.

- Możemy go zobaczyć?- zapytała kobieta.

- Obecnie zostanie przewieziony na salę pooperacyjną - poinformował lekarz- A teraz proszę mi wybaczyć, ale czekają na mnie pacjenci.

Państwo Katsuki podziękowali i skinęli głowami.

***

Yuuri obudził się, lecz nie otworzył oczu. Jest tu tak przyjemnie i ciepło. Czuł się dzisiaj wyjątkowo... lekki. Ostry ból był tylko niewyraźnym wspomnieniem, podobnie jak pisk opon i samochód. Jaki w ogóle miał kolor? Chyba czarny. Zresztą po co mu ta wiedza? Żeby się dobijać? Nie chce nawet wiedzieć kto to zrobił. Najważniejsze, że mógł być tu i teraz. A teraz trochę sobie jeszcze poleży. Ciekawe gdzie podziewał się jego kochany mąż? Pewnie zaraz przyjdzie, aby go obudzić. Młody łyżwiarz bardzo lubił takie poranki, w których delikatne pocałunki zastępowały natrętny i irytujący budzik.

Tak bardzo chciał zobaczyć intensywnie błękitne oczy Victora, ale powstrzymał się i czekał. Czekał na jego niski głos, mówiący, aby wstał. Na delikatne muśnięcie warg... Nagle rozległ się jednostajny pisk. W życiu nie słyszał bardziej irytującego budzika. Niespodziewanie poczuł jak ktoś uderzył go w pierś. I jeszcze raz. I znowu.

Przerażony otworzył oczy i nad sobą zobaczył nieznajomego mężczyznę w białym fartuchu, który miał złączone ręce na jego klatce.

- Przestań!- krzyknął przerażony czarnowłosy i wstał pospiesznie. Odsuwając się od atakującego go mężczyzny i wtedy zauważył, że nawet nie zareagował. Kontynuował natomiast swoje zajęcie.

Yuuri rozejrzał się nierozumiejącym wzrokiem po pomieszczeniu i z niemałym szokiem stwierdził, że jest w szpitalu.

- Adrenalina!- krzyknął jeden z dwóch mężczyzn, który wykonywał masaż serca i spojrzał z niepokojem na ekran kardiomonitora, który ciągle piszczał niemiłosiernie. Pielęgniarka pobiegła do stołu, stojącego naprzeciw łóżka umierającego pacjenta. Wzięła strzykawkę z jakimś płynem i wprowadziła go do żył leżącego za pomocą wenflonu.

- Odsunąć się!- krzyknął drugi z lekarzy, przykładając coś do odsłoniętej piersi. Pacjent wygiął się ku górze, by po chwili upaść bezwładnie na łózko.

Defibrylator! Oni używają defibrylatora! Ale kim jest ta osoba? I czemu nie zwracają na mnie uwagi? Nie powinni mnie wygonić stąd? Zaczął zastanawiać się Yuuri i niepewnie ruszył w stronę personelu szpitalnego. Nieznany mężczyzna kontynuował masaż serca.

- P-przepraszam... - zaczął i dotknął ostrożnie ramienia jednej z pielęgniarek, która z niepokojem patrzyła na pacjenta. Znaczy miał taki zamiar, lecz jego ręka przeniknęła przez jej ciało. Zdezorientowany Yuuri spojrzał na swoją dłoń. Wyglądała normalnie! To dlaczego...?

- No dalej chłopie! Wracaj do nas, Yuuri! – Japończyk drgnął, słysząc słowa lekarza, który nieprzerwanie uciskał klatkę piersiową nieprzytomnego. Przestał nagle zwracać uwagę na personel medyczny i skupił się na osobie, której starają się uratować życie.

Spod białego opatrunku wystawały czarne włosy. Gdyby nie przeraźliwie blada cera i plastry na jego twarzy, można by pomyśleć, że po prostu śpi. Łyżwiarzowi chwilę zajęło, zanim pojął na kogo patrzy. Na tym łóżku leżał nie kto inny, jak on sam, Yuuri Nikiforov.

Zszokowany odsunął się parę kroków do tyłu. On jest duchem...? Jak to możliwe?! Czyżby umarł?! Nie to niemożliwe! Nie ma zamiaru zostawiać Victora! Spoglądał z przerażeniem na ciągle piszący kardiomonitor.

Dlaczego?, zapytał sam siebie czując słone łzy spływające mu po policzkach. Nagle zauważył srebrzystą nić. Wyglądała jakby łączyła go z ciałem. Z każdą chwilą jej blask słabł. Co to takiego? Co się stanie jeśli zostanie przerwana...?

Coś mu podpowiadało, że jest źle. Wręcz słyszał głos w głowie, mówiący, że więź jego duszy z ciałem słabnie. Więc jak zauważył, że srebrna nitka słabnie, zaczął powoli panikować. Rozglądał się pospiesznie, szukając jakiejś pomocy. Przecież nie mógł zostawić Victora samego!

Wtem jego wzrok padł na szybę, za którą stali jego zrozpaczeni rodzice i on. Jego mąż płakał i bezsilnie opierał się o szybę. Na ten widok ścisnęło mu się serce i pobiegł w jego stronę. Zdawał sobie sprawę, że to jego wina, tylko i wyłącznie jego. Położył swoje dłonie tak, jakby chciał dotknąć dłoni Victora, lecz szyba dzieliła ich skutecznie. Ukochany nie zwrócił najmniejszej uwagi na Yuuriego, tylko ciągle patrzył załamany na ciało swojego męża. Nie widział go! Ta świadomość bolała czarnowłosego. I to bardzo.

- Victor! Tu jestem! Popatrz na mnie!- krzyczał zdesperowany Japończyk, lecz ten srebrnowłosy nie reagował. Widział z przerażeniem, że blask w jego pięknych niebieskich tęczówkach powoli gasł. Spojrzał również na płaczącą matkę tuloną przez ojca. Ledwo powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu.

Yuuri zacisnął powieki, nie mogąc patrzeć na cierpienie bliskich. Odwrócił się w stronę lekarzy ciągle walczących o jego życie.

- Uratujcie je! Błagam! Nie mogę ich zostawić!- krzyczał w ich stronę błagalnym tonem. I wtem maszyna przestała jednostajnie piszczeć. Spojrzał z nadzieją na monitor nad sobą. Widział, jak linia porusza się to w dół, to w górę, sygnalizując bardzo słabe bicie serca.

Spojrzał z nadzieją na Victora, który ścierał łzy z twarzy, uważnie przyglądając się lekarzom.

- Chyba go mamy...- zaczął lekarz, kiedy przerwał mu ponowny pisk kardiomonitora- Cholera!- zaklął.

Nagle Yuuri usłyszał trzask, jakby ktoś rozbił szkło na drobne kawałki. Odwrócił się i ujrzał wszechobecny srebrny pył.

Cóż to takiego?, zastanawiał się, próbując złapać ich trochę, lecz nie mógł. Wtedy z przerażeniem zauważył, że nić łącząca go z ciałem zniknęła! I co teraz?!

Nagle poczuł przyjemne ciepło. Przypomniało mu się mimowolnie, jak Victor go przytulał. Przed nim pojawiło się jasne światło. Podświadomie wiedział, że powinien udać się w jego stronę. Już miał iść, kiedy zobaczył zrozpaczoną twarz Victora. Krzyczał coś, chyba do jego martwego ciała.

Spojrzał jeszcze raz w jego stronę. Pielęgniarki ze zrezygnowaniem odpinały różne przyrządy z jego ciała, a potem zakryły go szpitalną kołdrą. Lekarze z ponurymi minami rozmawiali po cichu, aż w końcu jeden z nich ruszył w stronę jego rodziny. Pewnie z kondolencjami. Czuł się z tym okropnie.

Przegrał. Przegrał swoją najważniejszą walkę.

***

To ja chyba teraz sobie pójdę...* odchodzi powoli* No i do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top