:D
Czy wiecie,jakie to uczucie móc pobujać się na sieci nad miastem, które nigdy nie śpi? Na pewno nie! Więc ja wam to przybliżę!
Spider-Man wystrzelił swoją sieć, przylepiając ją do najbliższego budynku.Odepchnął się od krawędzi i poszybował nad ulicami Nowego Jorku.
Nie, nie. Tonie będzie historia o sieci. O moich początkach jako Spider-Man też nie. Zanudzilibyście się. Ot, ugryzł mnie pająk. Wielkie rzeczy.A sieć jest lepka. Ej, czyli jednak o początku i sieci!
Odbił się od kolejnego budynku, by wyminąć wysoki szklany wieżowiec.
Tyle bym mógł wam przekazać. To znaczy powiedzieć. No, bo co dzieciak w moim wieku może przekazać innym? Nie mam jeszcze takiej wiedzy, jak starsi. Ale kiedyś na pewno będę ją miał.
Przysiadł na krawędzi budynku ze szkła i metalu, siedziby MacroCorp. Spojrzał w dół. Ulica mimo swojej szerokości, teraz wydawała się niesamowicie wąska i niepozorna. Ludzie niczym mrówki przesuwali się po niej. Chociaż...
Ej! W tym momencie się wcale tak płynnie nie przesuwali! Albo uciekali na wszystkie strony albo byli przesuwani! Po co komu tak właściwie ta narracja trzecioosobowa? Ja się świetnie nadaję! Ech, nie mogę się dogadać z moim narratorem.
Wysoki barczysty mężczyzna o ciele ze stali i sile Herkulesa (Thora! Lepiej Thora!) siał popłoch na Crampton Street. Atakował wszystko co się ruszało i co wchodziło w jego drogę. Zwłaszcza jeżeli były to radiowozy policyjne.
I teraz wkraczam ja! Trzeba spuścić lanie temu mięśniakowi!
Peter wypuścił sieć, kierując się w dół.
Peter? Serio?Wszyscy już znają moją tożsamość!
Wylądował bezpiecznie i pewnie na nogach, lekko uginając kolana.
- Hej! Metalowa puszko! – krzyknął w stronę rozwścieczonego potężnego faceta.– Może zmierzysz się z kimś swojego... wzrostu? Pokroju?Nieważne.
Szczerze mówiąc ten tekst był do bani nie? No bo tylko spójrzcie na tego gościa!Miał jakieś dwa metry z potężnym hakiem. Też palnąłem!
Mężczyzna ruszył na Parkera (Dzięki!) przybierając bardzo gniewny wyraz twarzy. Chwycił po drodze jakiś samochód. Zupełnie jakby nic nie ważył. Cisnął nim w chłopaka. Ten na szczęście zwinnym ruchem odskoczył, przyklejając się do ściany pobliskiego budynku.
- Słuchaj, źle zaczęliśmy, konserwo. Może jeszcze raz. Ja jestem Spider-Man i pilnuję porządku w tym mieście, a ty jesteś zdecydowanie niemile widziany!
Och! Wyszło!
Metalowy facet warknął wściekle, otworzył usta i zaczął zionąć ogniem w stronę bruneta.
Cholera!Ziejący ogniem facet z metalu! Tego chyba nikt się nie spodziewał!Skąd on ten ogień brał tak swoją drogą?
Superbohater odskoczył na bok, a słup ognia trafił w pobliski przystanek autobusowy. Na szczęście nikogo tam nie było. Spider-Man wystrzelił w stronę przeciwnika sporo lepkiej sieci. Obwiązał mu nią nogi ciągnąc tak, by kolos się przewrócił. Następnie cisnął sieć na jego usta.
- Zatkaj się, ha!
To mi dopiero wyszło! Tak swoją drogą, patrząc teraz na ten obrazek – wielki stalowy gigant, ziejący ogniem na dodatek, leży na ulicy, związany siecią, a mały pajączek siedzi na nim, tryumfując – idzie się uśmiać, nie? Dobro górą! Cześć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top