=5=

— To nie był mój nóż — powtórzyła dziewczyna powoli, po czym wyjęła sztylet za paska. — Widzisz? Mój jest dłuższy i ma kompletnie inną rączkę.

— Nie rzuciłam w ciebie, przysięgam! — krzyknęła piskliwie Himiko, kładąc dłonie na klatce piersiowej. Shigaraki oparł się o ścianę piwnicy, w której się znajdowali. Pomieszczenie miało dość klaustrofobiczne wymiary, zważywszy na fakt, iż znajdował się w nim tuzin osób. Ze ścian niemal ściekała woda, a stojące na podłodze kartonowe pudła, dawno już zgniły od wilgoci.

— Himiko by nie trafiła — wtrącił się Dabi.

— No właś... Ej! — oburzyła się blondynka.

— Właśnie dlatego twierdzę, że to zabłąkany nóż  — Hane zatknęła sztylet za pas, czując, że z każdą kolejną chwilą tłumaczenia, ma coraz mniejsze szanse na to, by jej uwierzyli. — Jeśli chcecie mnie oskarżać o zdradę, może od razu stąd wyjdę.

— Jesteś zbyt cennym nabytkiem — powiedział Shigaraki, spokojnie oglądając ranę w swojej dłoni. Brunetka była z siebie dumna. Mimo że rzucała obcym, kompletnie inaczej wyważonym nożem, przeszedł na wylot.

— To co? Tak po prostu odpuszczasz? — zwrócił się do niego Dabi. Shigaraki opuścił dłoń i spojrzał na niego z powagą. Nagle nad ich głowami rozległ się huk i wszyscy jak na zawołanie wlepili oczy w sufit.

— Cholera — westchnął Magnum, wsuwając dłonie w kieszenie spodni i opierając się o wilgotną ścianę.

— Trochę tu posiedzimy — powiedział Dabi, krzyżując ramiona na piersi.

— Na co my tak właściwie czekamy? — zapytała kpiąco brunetka, po czym prychnęła. — Na ratunek?

— Na wiadomość do Mistrza — Shigaraki w końcu odwrócił wzrok od sufitu. — Czekamy aż walka się skończy, a my będziemy mogli wrócić do naszej stałej kryjówki.

Brunetka zmarszczyła brwi.

— To się tyczy was, nie mnie — zauważyła.

— Co masz ma myśli? — Dabi przechylił lekko głowę.

— Nie jestem częścią waszej grupy — wyjaśniła. — Działam incognito, nikt mnie nie pozna bez kostiumu.

— Tak, ale masz go na sobie — zauważył przytomnie chłopak, machając dłonią w jej stronę. — Chcesz niezauważona przebiec pół miasta w czarnym płaszczu, jak cholerny batman?

— Kto? — spytała Himiko, a reszta pokiwała głową, aprobując pytanie, jednak chłopak zignorował resztę bandy.

— Primo, mieszkam tylko dzielnicę dalej. Secundo... — brunetka uśmiechnęła się lekko. —  Nie doceniasz mnie.

— Możesz... A zresztą — czarnowłosy machnął ręką i odwrócił się, tak żeby na nią nie patrzeć.

— Słuchajcie, było mi bardzo niemiło, świetnie się z wami walczyło i tak dalej, ale ja spadam — powiedziała, ponownie związując włosy, które w walce uwolniły się z warkocza. — Czekam na wynagrodzenie i do zobaczenia czy cokolwiek.

O dziwo nikt nie próbował jej zatrzymać. Dziewczyna wspięła się po schodach, wyszła frontowymi drzwiami jakiegoś domu, po czym przemknęła do najbliższego zaułka, a stamtąd schodami przeciwpożarowymi dostała się na dach kamienicy.

Na szczęście znajdowała się daleko od miejsca całej akcji, więc wszyscy bohaterowie byli na miejscu, a potencjalni świadkowie albo ukrywali się w domach, albo robili z gapiów.

Dziewczyna miała za sobą lata praktyki. Bezproblemowo pokonała po dachach całą drogę do domu, a gdy znalazła się bliżej mieszkania, zdjęła z twarzy chustę, rozpuściła włosy i owinęła się ciaśniej płaszczem.

Z małej kieszonki w spodniach wyjęła klucz i otworzyła drzwi.

— Dobry wieczór, panience — usłyszała z sobą i znieruchomiała. — Cieszę się, że bezpiecznie panienka dotarła. To co się teraz dzieje w mieście przechodzi ludzkie pojęcie.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą i obejrzała się, dostrzegając stojącego w drzwiach sąsiedniego mieszkania starszego mężczyznę, właściciela kamienicy.

— Musiałam po pracy załatwić kilka spraw, ale udało mi się wrócić bezproblemowo — uśmiechnęła się lekko. — Po drodze usłyszałam od znajomych co się dzieje, to potworne.

— A jakże — przytaknął mężczyzna. — No dobrze nie przeszkadzam, panience dłużej.

— Dobranoc — zaśmiała się grzecznie dziewczyna, a gdy mężczyzna zamknął drzwi, weszła do mieszkania, ponownie oddychając z ulgą.

Rutynowo pochowała elementy swojego kostiumu, wyczyściła używane sztylety, po czym w samej bieliźnie stanęła przed lustrem w łazience i przyjrzała się swojemu nędznemu odbiciu.

Włosy miała zmierzwione i brudne od pyłu. Zaczerwienione oczy i ślady po tuszu do rzęs na policzkach. Dostrzegła niewielkie zadrapanie tuż przy uchu i zakodowała w myślach by je później przemyć.

Brunetka westchnęła i weszła pod prysznic. Nie zdążyła nawet odkręcić wody, gdy z salonu rozbrzmial dzwonek telefonu.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, wyszła z łazienki i sięgnęła po komórkę leżącą na stoliku do kawy. Patrząc na przychodzące połączenie nie czuła nic. Kompletną pustkę. Wiedziała co oznacza ten telefon.

— Tak? — odezwała się, po wciśnięciu zielonej słuchawki, a jej głos zabrzmiało dziwnie ochryple.

— Hane — melodyjny i delikatny męski głos, wydawał się lekko podekscytowany. — Widziałem cię w telewizji. Mignęłaś mi z raz czy dwa.

Dziewczyna poczuła jak skręca jej się żołądek.

— To się więcej nie powtórzy — powiedziała pewnym głosem.

— Mam nadzieję — mężczyzna westchnął. — Jestem zadowolony z dwóch usług, Hane. Nie chcę cię wymieniać.

— To nie będzie konieczne — powiedziała dziewczyna, podchodząc do okna.

— Cudownie — brunetka niemal słyszała jak jej rozmówca się uśmiecha. — Mam dla ciebie zlecenie.

Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy usłyszała zadowolony chichot mężczyzny. Przez chwilę patrzyła na światła miasta, po czym zacisnęła zęby.

— Zamieniam się w słuch.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top