=31=

Kirishima objął kolana ramionami, siedząc na podłodze i opierając się o łóżko przyjaciela. Blondyn siedział tuż obok, trzymając rękę na kolanie i wlepiając beznamiętne spojrzenie w list, leżący metr od niego. Milczał. Milczał odkąd tylko Eijiro wszedł do pokoju. Milczał gdy przy nim usiadł i milczał, gdy czerwonowłosy zerknął na list. Nie przeczytał go. Czuł, że nie powinien. Jednak podpis i reakcja przyjaciela mówiła wystarczająco.

Kirishima nie miał pojęcia jak ponoć przyjacielowi, zwłaszcza, że kompletnie nie wiedział co się wydarzyło między nim a Akirą. Nie miał też serca go o to pytać. Zaczął rozważać wszelkie możliwe opcje, ale rozwiązanie było tylko jedno. Musiał dowiedzieć się, co się stało. Nie było jednak sensu ciągnąć przyjaciela za język. Blondyn i tak nie powiedziałby ani słowa.

Eijiro sięgnął po list.

— Mogę? — spytał, jednak Bakugou milczał. Chłopak przygryzł wargę i z wyrzutami sumienia większymi niż ambicje Midoriyi, zaczął czytać.

Przeczytał go w całości. Trzy razy. I zrozumiał dlaczego Bakugou nie odzywa się od ponad godziny.

On sam by się załamał po czymś takim.

Kirishima był tylko lekko zaskoczony wspomnieniem o Przymierzu. A kiedy przeczytał list po raz drugi, wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Ucieczka Bakugou z kawiarni, wymykanie się nocą... Czyli była zloczyńcą...?

— Bakugou... — zaczął Kirishima, jednak blondyn nie dał mu skończyć.

— Uratowała mi życie — powiedział zachrypniętym, wypranym z emocji głosem. — Zmieniła się. Rzuciła to wszystko w cholerę. Dla mnie. Z mojego, kurwa, powodu.

Eijiro był naprawdę zagubiony, jednak starał się postawić w sytuacji przyjaciela. Na myśl nasuwało mu się mnóstwo scenariuszy. Doszedł jednak do jednego wniosku: Bakugou ją kochał.

Kochał ją, tak samo jak ona jego. To była cholerna tragiczna historia miłosna, gdzie kochanków rozdziela jakaś siła wyższa, nad którą nie mają żadnej kontroli.

Bakugou wyjął list z rąk przyjaciela, zerknął na niego po raz ostatni i uniósł za róg. Z beznamiętnym wyrazem twarzy podłożył drugą rękę pod kawałek papieru, a iskry z jego dłoni zaczęły podpalać materiał. Kirishima patrzył na to ze smutkiem, dopóki...

— NIE! Bakugou czekaj!

Chłopak wyrwał mu list z rąk, przy okazji parząc sobie dłoń i zgasił go pospiesznie.

— Odbiło ci? — blondyn zmarszczył brwi, jednak Eijiro już skoczył na nogi  i zaczął rozglądać się po pokoju.

— Zaczekaj, nic nie rób — powiedział i wybiegł z pokoju. Bakugou patrzył na drzwi z niedowierzaniem, myśląc, że jego kumplowi już naprawdę odwaliło.

Kirishima przybiegł po chwili ze świeczką i zapałkami.

— Tokoyami mi pożyczył — odpowiedział na niezadane pytanie i usiadł obok chłopaka.

— Dobrze ty się czujesz? — mruknął blondyn, patrząc jak czerwonowłosy zapala świeczkę i bierze list do ręki.

— Słyszałeś kiedyś o atramencie sympatycznym? — spytał, a Bakugou otworzył szerzej oczy.

— Nie pierdol...

Kirishima uśmiechnął się.

— To patrz.

Ten jest króciutki, ale to dlatego, że lubię być Polsatem ^^
~B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top