=25=
Dziewczyna zgasiła papierosa i otuliła się szczelniej satynowym szlafrokiem, mimo że nie miało to większego znaczenia przy tak niskiej temperaturze panującej na dworze. Chłód szczypał jej nagą skórę, jednak brunetka nie wracała do środka. Wydawało jej się, że wnętrze mieszkania pachnie krwią i śmiercią. Nie czuła potrzeby, żeby tam wracać.
Zaraz po wyjściu Bakugou zadzwonił do niej były pracodawca. Powiedział, że doskonale wie co zrobiła i że jest pod wrażeniem. Facet którego zabiła nie był pierwszym lepszym złoczyńcą, a wręcz jednym z jego lepszych ludzi. Obiecał, że nie zgłosi tego na policję, bo byłoby to dość ryzykowne, nie tylko dla jej, ale i dla niego. Poprosił ją jednak, by jeszcze raz rozważyła jego ofertę. To nie był człowiek, który się powtarzał. Musiała być dla niego niezwykle cenna.
Przecież oczywiste jest, że powinna porzucić karierę zabójcy, zacząć spokojne życie jako normalna obywatelka miasta i rzucić się w wir namiętnego związku z blondwłosym uczniem UA.
Gdyby to było takie łatwe.
Na chwilę obecną dziewczyna skłaniała się bardziej ku drugiej opcji. Mogła przecież się wyprowadzić, wystarczył jeden telefon. Zmienić nazwisko, załatwić sobie nowe dokumenty, przefarbować i ściąć włosy i ukrywać się przed Bakugou do końca życia. Miałaby pieniądze, święty spokój i nie zasypiałaby z lękiem, że ktoś poderżnie jej gardło we śnie.
Dziewczyna zauważyła, że powoli traci czucie w palcach. Zacisnęła pięść i westchnęła, postanawiając jednak wrócić do środka. Mechanicznie zerknęła na zegarek na ścianie, a jej mózg zakodował aktualną godzinę. Właśnie wybiła północ.
Jak na zawołanie, dziewczyna usłyszała, że ktoś grzebie w zamku przy głównych drzwiach. Nie brzmiało to jak wytrych ani nic w tym rodzaju. Brzmiało, jakby ten ktoś miał klucz. Nie łudziła się, że to właściciel.
Dziewczyma dopadła do leżącego na stole sztyletu, który położyła tam właśnie na "wszelki wypadek" i schowała się za rogiem, tak by wchodzący nie mógł jej dostrzec. Kto wie, jak bardzo był uzbrojony? W ten sposób jednak miała chociaż odrobinę przewagi, jeśli chodziło o element zaskoczenia.
Brunetka wstrzymała oddech, gdy drzwi się otworzyły.
***
Bakugou odliczał minuty do weekendu. Po piątkowych zajęciach, niemal biegiem rzucił się do Akademika. Jeszcze nigdy tak szybko się nie pakował. Wyszedł przed wszystkimi innymi, ledwo żegnając się z Kirishimą i resztą składu i pognał do domu, by zameldować się u rodziców.
Nawet się nie rozpakował. Cały obiad przesiedział jak na szpilkach, kończąc swoją porcję w trzy minuty, po czym powiedział matce, że może uprać wszystko co przywiózł, a następnie poinformował rodziców, że wychodzi, bo jest umówiony. Na pytanie "z kim" już nie zdążył odpowiedzieć.
Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale jakaś mistyczna siła pchała go w kierunku jej mieszkania. Nie myślał nawet o tym gdzie idzie. Mechanicznie skręcał, mijał charakterystyczne punkty i (po raz kolejny) prawie wpadł pod samochód na (tym samym co zwykle) skrzyżowaniu. Była to jego wina, jednak nie powstrzymało go to przed pokazaniem kierowcy środkowego palca. Dalej ruszył biegiem, a gdy dotarł pod właściwy blok (dzięki All Might) nie musiał się głowić nad dotarciem na klatkę, gdyż pani, która właśnie wychodziła z kotem (tak, z kotem) przytrzymała mu drzwi.
Blondyn wbiegł na właściwie piętro, pokonując po trzy stopnie na raz i wszedł do mieszkania, bez żadnego ostrzeżenia.
— Cześć, Bakugou — usłyszał z kuchni i skierował się w tamtą stronę.
— Skąd wiedziałaś, że to ja? — zapytał, mijając zamknięte drzwi sypialni.
— Nigdy nie pukasz — odparła. Blondyn wszedł do pomieszczenia i spojrzał na dziewczynę, stojącą tyłem do niego. Chłopak nie dostrzegł co robi, jednak odetchnął z ulgą, widząc, że nic jej nie jest.
Ulżyło mu. Naprawdę mu ulżyło. Sam się sobie dziwił, że tak bardzo ucieszył się na jej widok i aby wynagrodzić sobie te wszystkie godziny leku i niepewności, które musiał spędzić w szkole, podszedł od niej i chwyciwszy za ramię, odwrócił ją ku sobie, by ją pocałować.
W tym momencie stanął jak wryty. Dziewczyna najwyraźniej nie spodziewała się tak gwałtownego ruchu ze strony blondyna, bo patrzyła teraz na niego z niedowierzaniem. A Bakugou dosłownie ścisnęło w żołądku.
— Kto to zrobił? — zapytał lodowatym głosem, delikatnie przesuwając palcem po rozciętej dolnej wardze dziewczyna. Wodził wzrokiem po zaczerwienionym policzku, pojawiającym się dopiero siniaku na szczęce i małych rozcięciach na całej twarzy.
Brunetka spuściła wzrok na jego koszulkę z logo jakiegoś nieznanego rockowego zespołu i niepewnie, jakby z lękiem złapała go za rękę.
— To nic takiego — odparła. Blondyn położył jej dłoń na policzku, nie bardzo świadomy tego co robi, a czarnowłosa skrzywiła się lekko.
— Zabiję skurwiela, który ci to zrobił — wycedził przez zaciśnięte zęby, a Akira odniosła dziwne wrażenie, że chłopak wcale nie żartuje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top