=24=

Bakugou stał w salonie dziewczyny i patrzył na zmasakrowane zwłoki mężczyzny w niemym otępieniu. Brunetka stała obok, również spoglądając na faceta i przygryzała skórkę przy paznokciu.

— Chyba będę rzygał — mruknął w końcu Bakugou, a dziewczyna wzruszyła ramionami, równocześnie kiwając głową.

— Yhym, droga wolna.

— Do kurwy nędzy — westchnął chłopak, chowając twarz w dłoni. Akira znowu przytaknęła.

— Tak, wiem.

— Dlaczego go zabiłaś?! — jęknął, załamując ręce i przenosząc wzrok na czarnowłosą. Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem i rozłożyła ramiona.

— Bo groził mi bronią?!

Bakugou nie miał dobrej odpowiedzi na taki argument.

— Będę współwinny przestępstwu... — westchnął.

— Właściwie tylko zatuszowaniu zabójstwa, więc w razie czego, dostaniesz mniejszy wyrok niż ja — uśmiechnęła się z ironią. Katsuki zmierzył ją zimnym spojrzeniem, jednak dziewczyna niewzruszona odeszła w stronę kuchni, by po chwili wrócić do salonu z czarnymi workami na śmieci.

— Pierdolisz, prawda? — spojrzał na nią z niedowierzaniem. Dziewczyna zacisnęła wargi i przyklęknęła przy mężczyźnie, mocząc czarne dżinsy we krwi.

— Wyjdź stąd — powiedziała cicho.

— Że co?

— Wyjdź, Bakugou — powtórzyła stanowczo. — Wyjdź, dopóki możesz. Nie będę cię w to mieszać.

— Akira, do cholery...

— Ja nie żartuję — powiedziała, patrząc na niego przez ramię. — Chcesz być bohaterem, rozumiem to i szanuję. Do cholery, będziesz siwstnym bohaterem, więc posłuchaj się mnie jak raz i wyjdź dopóki możesz! Zapomnij o tym co zobaczyłeś i spełniaj swoje marzenia.

Bakugou przycisnął dwa palce do nasady nosa.

— A co z tobą?

— Dla mnie już za późno — mruknęła dziewczyna, zaczynając nieporadnie wkładać zwłoki w czarny worek. Gdyby nie to, że miał przed sobą martwego mężczyznę, którego zabiła jego własna prawie-dziewczyna, blondyn zaczałby się śmiać z komizmu sytuacji.

— Nie o to mi chodzi — warknął chłopak i kucnął po drugiej stronie zwłok, starając się nie patrzeć na twarz mężczyzny. Brunetka położyła blondynowi dłoń na nadgarstku.

— Proszę cię — powiedziała smutno. — Odpuść tym razem.

Bakugou patrzył na nią z wahaniem. Jak bardzo by się naraził pomagając jej? Jaka jest pewność, że ktoś to odkryje? I jak bardzo odbije się to na jego przyszłości?

— Poradzę sobie — powiedziała z pokrzepiającym uśmiechem. Blondyn patrząc na jej smutny wyraz twarzy miał ochotę ją pocałować, ale powstrzymał go fakt, że nie są w pokoju sami. Cóż, ze względu na zmarłego należało zachować odrobinę szacunku.

Chłopak westchnął ciężko i podniósł się do pionu. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i przygryzł wargę.

— Zadzwoń jak skończysz — rzucił tylko i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Dziewczyna po kilku godzinach wysłała mu SMS, że wszystko już załatwione i żeby się nie martwił. On jednak, leżąc tamtego wieczoru w łóżku i patrząc tępo w sufit nie mógł pozbyć się z pamięci obrazu wielkiej kałuży krwi na podłodze, a gdy zamykał oczy zamiast martwego mężczyzny, widział ją.

Z raną postrzałową, ziejącą z piersi.

***

Kirishima wszedł do niego chwilę po siódmej rano i niemal zrezygnował z zamiaru obudzenia przyjaciela. Blondyn wrócił poprzedniego dnia roztrzęsiony, zrezygnowany, a Kirishima odniósł nawet wrażenie, że lekko przerażony.

Nawet go o nic nie pytał. Od razu dał mu spokój, wiedząc, że tylko tak może mu pomóc.

Teraz jednak musiał zebrać przyjaciela do kupy i posłać na lekcje.

— Bakugou — powiedział, szturchając do lekko w ranię. — Żyjesz, stary?

— No kurwa niestety — warknął blondyn, odwracając się twarzą do ściany i przyciskając poduszkę po obu stronach głowy. Kirishima westchnął ciężko.

— Mamy szkołę, bro — przypomniał. Katsuki mruknął coś niezrozumiałego. — Rzuciła cię?

Bakugou spojrzał na niego morderczym wzrokiem i podniósł się do śladu.

— Nie — warknął. — I nie rzuci. Nie mam zamiaru nic jej proponować.

— Co? Czemu? — zdziwił się czerwonowłosy. Blondyn przetarł twarz dłonią.

— Ten związek by mnie wykończył.

Kirishima zamyślił się.

— Tak myślisz czy chcesz tak myśleć? — spytał w końcu, a Bakugou zmarszczył brwi.

— Co ty pierdolisz? — zapytał. Czerwonowłosy spojrzał w sufit, zbierając myśli.

— Próbuję tylko powiedzieć, że może sam wymyślasz sobie przeszkody na drodze do szczęścia, stary — powiedział. — Słuchaj, zależy ci na niej, tak? Cholera, jasne że tak, inaczej nie odwalałbyś takich akcji! — chłopak zaśmiał się, jednak urwał, gdy przyjaciel nie odwzajemnił reakcji.

— Słuchaj, jeśli rzucasz wszystko i ryzykujesz tak wiele, żeby iść i jej pomóc, to podświadomie czujesz, że jest tego warta — dodał z lekkim uśmiechem. — Albo jesteś beznadziejnie zakochany.

— Nie jestem zakochany — warknął blondyn. — A już na pewno nie beznadziejnie.

— Czyli wybrałeś pierwszą opcję — stwierdził czerwonowłosy. — Super. I co masz zamiar zrobić?

Bakugou spojrzał na niego spode łba.

— A niech cię, Kirishima — warknął, a przyjaciel zaśmiał się wesoło.

— Mam cię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top