=13=

Bakugou przeżywał dosłownie kryzys. Przez całe szesnaście lat swojego życia, nie miał takiego dylematu, z którym nie mógłby sobie poradzić. I mimo że teoretycznie ten problem również dało się rozwiązać za pomocą pięści - a taką właśnie opcję zawsze wybierał - tym razem wybór nie był aż tak oczywisty. Dlaczego? Tego nawet Bakugou nie wiedział.

Dlatego właśnie przez cały kolejny tydzień, codziennie po zajęciach, spławiał Kirishimę wraz z całą paczką i wymykał się z Akademika, by wypić jedną czy dwie kawy w tej konkretnej kawiarni. Najczęściej brał ze sobą jakiś podręcznik, żeby chociaż sprawiać pozory, że przychodzi tam w konkretnym celu.

Prawda była taka, że przez te wszystkie godziny, które spędził w kawiarni, nie przeczytał choćby linijki. Wpatrywał się bezmyślnie w literki na kremowym papierze, ukradkiem obserwując stojącą za kasą brunetkę.

Ku wielkiemu rozczarowaniu blondyna, dziewczyna tylko przygotowywała napoje i nakładała ciastka na talerzyk. Jedynym, o co można by ją oskarżać, było to, że faszerowała klientów uzależniającą kofeiną. Za to jednak nie wsadzali za kratki.

Bakugou nawet nie był pewien czy chciałby, żeby ta dziewczyna o krwistych oczach spędziła resztę życia w więzieniu. Kłóciło się to cholernie z jego "bohaterskimi" zasadami, jednak nie mógł nic poradzić na fakt, że jakaś część jego mózgu krzyczała, żeby, broń All Might, jej nie wydał. A może był to trochę inny organ?

Za pierwszym razem, dziewczyna była gotowa do ucieczki, gdy tylko go zobaczyła. Spięła się cała, uważnie go obserwując, gdy z rękami w kieszeniach podchodził do kasy, a gdy składał zamówienie, nie spuszczała wzroku z jego dłoni, ukrytych w spodniach.

Za drugim razem, półszeptem, poprosiła, żeby wyszedł i dał jej święty spokój. Bakugou jednak, zachowując, o dziwo, stoicki wręcz spokój, odparł, że przyszedł tu po kawę i nie zamierza bez niej wyjść.

Brunetka przez chwilę chciała dosypać mu czegoś do napoju lub chociaż do niego napluć, jednak ostatecznie postawiła kawę na blacie i obserwowała jak blondyn ją odbiera. Patrzyła jak jego palce zaciskają się na kubku, a gdy podniosła wzrok dostrzegła czerwone oczy, wpatrujące się w nią usilnie.

Mimo że przygotowała mu napój w papierowym kubku na wynos, chłopak nie zrozumiał, lub nie chciał zrozumieć, aluzji i zamiast opuścić kawiarnię usiadł przy stoliku pod oknem, udając, że jest pochłonięty czytaniem podręcznika do podstaw bohaterstwa.

Brunetka zaczęła nawet rozważać czy nie rzucić pracy. Ten stres, związany z codziennymi wizytami Bakugou, kompletnie ją wykańczał. Mogłaby wykonywać dwa razy więcej zleceń w ciągu jednej nocy, a wyszła by z tego z mniejszym urazem psychicznym.

Dlatego właśnie po siedmiu dniach męki, poprosiła o trzydniowy urlop. Kierowniczka zgodziła się bez większych narzekań, więc kiedy Bakugou wrócił do kawiarni ósmego dnia, zamiast czerwonookiej brunetki, zastał za kasą nieco starszą blondynkę.

Zmarszczył brwi, przesiedział w kawiarni godzinę, po czym podszedł do blondynki i zapytał o dziewczynę imieniem "Hane". Kobieta powiedziała, że na pewno nie pracuje tu nikt o takim imieniu i że bardzo jej przykro. Cholera wie dlaczego było jej przykro. Bakugou szczerze mówiąc, miał głęboko to, czy było jej przykro, czy nie.

Wyszedł lekko zdenerwowany i od razu skierował się w stronę jej mieszkania. A jak mu uciekła? Może już teraz wsiadała w pociąg na drugi koniec Japonii? Nie mógł jej zgubić. Musiał w końcu ją złapać, zaprowadzić przed odpowiednie władze, musiał wsadzić ją za kraty, musiał... Musiał?

- Kurwa mać - zaklął pod nosem.

Czy musiał? Sam już nie był pewien. Jeszcze nie był bohaterem. Nie miał licencji, nie mógł legalnie tłuc przestępców na ulicy czy bezkarnie ratować starsze panie, które jakimś cudem naraziły się jakimś kryminalistom. Czysto teoretycznie, nie mógł nic. Ale czy musiał ją wydać?

Blondyn pokonał całą drogę niemal biegiem. Bez problemu odnalazł odpowiedni budynek, klatkę, piętro, a nawet mieszkanie. Jednak kiedy stanął przed drzwiami, zatrzymał się z uniesioną ręką i wlepił wzrok w stare drzwi, z których już dawno zaczęła schodzić farba.

Wejdzie tam i co?

Zapyta dlaczego nie było jej w pracy? Pobije? W sumie nic nie stało mu na przeszkodzie. Nie mogła pójść z tym na policję, nie?

Miał ją związać? Wysadzić jej mieszkanie? A może kulturalnie zapytać czy dobrowolnie nie odda się w ręce władzy, żeby on mógł w spokoju skupić się na zajęciach, a nie całymi dniami zastanawiać się nad tym, co powinien z nią zrobić?

Musiał podjąć męską decyzję. Aresztuje ją. Tak właśnie zrobi, mimo że nie ma do tego prawa. Pozbędzie się jej ze swojej głowy raz na zawsze.

Kiedy jednak otworzył drzwi i postawił pierwsze kroki w jej mieszkaniu, wszystko, co sobie postanowił nagle straciło na znaczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top