=11=
Nie minęło kilka dni, a Bakugou znowu wyszedł na nocny spacer. Nie dlatego, że chciał uwolnić się od zgiełku akademika, jak wmawiał pozostałym. Nie dlatego, że potrzebował chwili spokoju, żeby móc oczyścić umysł z tych natrętnych myśli, jak wmawiał samemu sobie. Podświadomie wyszedł, bo liczył na to, że znowu ją spotka.
Nie mylił się.
Tym razem dostrzegł ją, gdy wychodziła z poczty. W dłoni trzymała kubek kawy, a pod pachą miała zapakowaną w szary papier paczkę, obklejoną toną znaczków.
Miała na sobie czarne dżinsy z dziurami na kolanach, elegancki czerwony płaszcz i wysokie czarne buty. Według Bakugou za bardzo rzucała się w oczy, ale w gruncie rzeczy było mu to na rękę.
Tym razem nie miał zamiaru pozwolić, by go zauważyła. Miał zamiar iść za nią dopóki nie będzie pewien, że mu nie ucieknie. A wtedy dopadnie ją, aresztuje, a te cholerne myśli w końcu dadzą mu spokój.
Dziewczyna z trudem założyła za ucho kosmyk włosów, gdyż obie ręce miała zajęte i skręciła w uliczkę, w której ostatnio się zgubili. Znaczy... w której Bakugou ją zgubił.
Chłopak naciągnął na głowę kaptur i przyspieszył kroku, chcąc trochę zmniejszyć dzielący ich dystans. Nie mógł stracić jej z oczu choćby na sekundę. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie tym razem.
Czarnowłosa przeszła przez skrzyżowanie i ruszyła w stronę czegoś w rodzaju niewielkiego osiedla, składającego się z dwupiętrowych, szerszych niż wyższych bloków mieszkalnych. Bakugou zatrzymał się kilkanaście metrów od drzwi, przez które weszła, a gdy te zamykały się za nią, podbiegł i przytrzymał je dłonią.
Skradając się za nią po schodach, przeklinał dzień, w którym kupił tak ciężkie buty. Wyjrzał zza barierki i dostrzegł jak dziewczyna wchodzi do jednego z mieszkań. Drugie piętro, czwarte mieszkanie od prawej.
Chłopak wybiegł na zewnątrz i obszedł blok, tak by znaleźć się od strony balkonów. Wyliczył, który powinien należeć do niej, a gdy już miał zacząć się na niego wspinać, w szklanych drzwiach pojawiła się jej sylwetka. Bakugou skrył się za najbliższym drzewem i nasłuchiwał. Dziewczyna rozmawiała przez telefon. Blondyn zacisnął usta i wyjrzał zza pnia. Opierała się o barierkę tyłem, w jednej dłoni trzymając komórkę, w drugiej zaś zapalonego papierosa. Bakugou niczym ninja podbiegł bliżej i ukrył się w rosnących przy ścianie krzewach. Był wdzięczny niebiosom za to, że zapał już zmrok. Teraz szanse, że dziewczyna zdoła go zauważyć były znikome.
— Jutro, gdy tylko skończę, wyślę panu szczegółowy raport — powiedziała, odwracając się i opierając przedramiona na balustradzie. Przez chwilę słuchała głosu swojego rozmówcy, zaciągając się długo nikotyną.
— Na dachu? — zdziwiła się nagle, a Bakugou zmarszczył brwi. — Co dyrektor finansowy miałby robić o tej porze na dachu?
Blondyn był pewien, że jeszcze dzisiaj w nocy dojdzie do kolejnego morderstwa i tym razem, był gotów temu zapobiec.
— Oczywiście, że panu ufam — powiedziała już trochę ciszej. Kolejne kilkadziesiąt sekund wpatrywała się z zamyśleniem przed siebie, wsłuchując się w głos w słuchawce, a popiół z papierosa zaczął mimowolnie opadać na trawnik pod balkonem.
— Jutro — przytaknęła, kiwając lekko głową. — Nie zawiodę.
Dziewczyna spojrzała na ekran, jakby upewniając się, że połączenie zostało zakończone, po czym zaciągnęła się po raz ostatni, zgasiła papierosa i zostawiła niedopałek na brzegu barierki. Weszła do środka, tym samym całkowicie znikając Bakugou z oczu.
Blondyn odczekał kilka sekund, po czym zbliżył się do balkonu dziewczyny i zadarł głowę. Wystarczyłaby jedna niewielka eksplozja by się tam dostać, jednak nie mógł aż tak ryzykować. Z westchnieniem rozpoczął więc mozolną wspinaczkę po elewacji, szukając podparcia dla kończyn na framugach okiennych i rynnach.
Kiedy przeskoczył przez barierkę, niemal od razu przykucnął przy rozsuwanych drzwiach, jednak tak, by zasłaniała go ściana, na której znajdowało się sąsiadujące z nimi okno. Na swoje nieszczęście brunetka zostawiła uchylone drzwi.
Bakugou wyjrzał ostrożnie zza ściany, a jego szczęka niemal dosłownie uderzyła o posadzkę.
Nie miał się za zboczeńca, nic z tych rzeczy. Nie miał żadnych złych zamiarów, kiedy tu przychodził, znaczy... Nie w takim sensie, ale nie mógł nic poradzić na to, co zobaczył. Dziewczyna właśnie naciągała na ramiona satynowy szlafrok, co nie zmieniało faktu, że blondyn miał przez moment idealny widok na jej nagie nogi, odkryty brzuch i praktycznie całe ciało, osłonięte zaledwie skrawkiem materiału. Miała figurę supermodelki, a w bieliźnie prezentowała się jeszcze lepiej niż w ubraniu. Nie powinien był tego widzieć. Nigdy.
Odwrócił wzrok prawie natychmiast i przylgnął plecami do ściany.
— Cholera — bezgłośnie poruszył ustami. Nasłuchiwał.
Gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, ponownie wyjrzał zza ściany. W salonie panował półmrok, a spod drzwi w korytarzu sączyło się światło. Chłopak rozpoznał dźwięk odkręconej wody z prysznica i podniósł się na nogi. Wśliznął się do pomieszczenia przez uchylone drzwi i niemal po omacku przeszukał wszystkie powierzchnie w salonie. Ostatecznie znalazł jej telefon, leżący na stole w kuchni, odblokował go, wzdychajac z ulgą, gdy okazało się, że nie wprowadziła żadnego hasła i wszedł w połączenia. Ostatni numer był zabezpieczony jako "prywatny". Chłopak zaklął w myślach i wszedł w wiadomości.
Dziewczyna miała w skrzynce tylko jedną wiadomość od nieznanego numeru. Chłopak kliknął w nią pospiesznie i przeczytał zawartość.
Piątek. Trzecia trzydzieści dwie. Dach siedziby SONY.
Czyli jutro. Jednak nie dzisiaj.
— Bingo — mruknął, a słysząc, że odgłos wody ustał, natychmiast odłożył telefon i rzucił się do drzwi balkonowych.
Brunetka wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem i skierowała się w stronę lodówki z zamiarem przygotowania sobie wody z lodem. Zatrzymała się jednak wpół kroku i zmarszczyła brwi, patrząc na leżącą na stole komórkę. Była niemal pewna, że odkładała ją ekranem do góry.
Maraton... 6?
Nie planowałam tego XD
Całuski
~B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top