=1=
W pierwszej chwili Bakugou nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Rozglądał się zdezorientowany po ciemnym pomieszczeniu, jednak po kilku sekundach prawda uderzyła go w twarz jak fala tsunami.
Porwali go. Dał się uprowadzić Przymierzu Złoczyńców.
Kiedy to sobie uświadomił, poderwał się jak oparzony i rzucił do przodu z wyciągniętymi rękami, by zaraz wyczuć pod palcami chłód kamieni, tworzących ścianę. Blondyn błądził przez chwilę w ciemności, po omacku próbując wybadać otoczenie, a gdy jego oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku, obrócił się gwałtownie, rozglądając wokół.
Pierwszym co rzuciło mu się w oczy były grube kraty w jednej ze ścian. Wiedział co to oznacza.
— Kurwa — warknął i rzucił się do nich z wściekłością zaciskając palce na lodowatym metalu. Dreszcz przeszedł po jego plecach z chwilą, gdy uświadomił sobie jak niska temperatura panuje w pomieszczeniu.
Katsuki zacisnął zęby i wyjrzał zza krat, próbując dostrzec coś po drugiej stronie.
Nagle usłyszał dźwięk zapałki pocierającej draskę, a w pojawiającym się nagle wątłym płomieniu dostrzegł niewyraźną postać.
— Chodź tu, sukinsynu — warknął, uderzając dłonią w kraty. — Niech cię tylko dorwę...
Gdy postać podeszła dostatecznie blisko, Katsuki dostrzegł tylko parę krwistoczerwonych oczu, podobnych, a jednak zupełnie różnych, do jego własnych tęczówek. Zajrzał w nie ze zmarszczonym czołem i już wiedział, że ma do czynienia z kobietą.
Twarz nieznajomej okalały proste czarne włosy, niknące w panującym mroku, a dolną część twarzy zakrywała czerwona chusta.
Dziewczyna uśmiechnęła się, co Bakugou rozpoznał po subtelnych zmarszczkach, które pojawiły się wokół jej oczu. Zaraz potem zapałka zgasła.
— Pech chciał, że ocknąłeś się w nocy — odezwała się spokojnym melodyjny głosem, mającym w sobie coś zimnego, jakby z każdym słowem z jej ust uwalniały się igiełki lodu, przeszywające uszy słuchacza. — Nawet księżyc dzisiaj nie świeci.
— Przestań pieprzyć i zapal światło — warknął blondyn, coraz mocniej zaciskając palce na kratach, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc.
Dziewczyna po chwili milczenia znów odwaliła zapałkę, tym razem przenosząc płomień na knoty kilku nadpalonych świec, ustawionych na półeczce wykutej w skale.
Czarnowłosa zgasiła zapałkę machnięciem ręki i odrzuciła ją na posadzkę. Wtedy Bakugou mógł lepiej jej się przyjrzeć. Miała na sobie wysokie sznurowane buty na niskim obcasie, czarne skórzane spodnie, tak dopasowane, że blondyn widział napinające się mięśnie dziewczyny przy każdym najmniejszym ruchu. Równie obcisłą bluzkę ze sztucznej, chyba sztucznej, czerwonej skóry miała zapiętą pod szyję, a na ramiona zarzucony czarny jak noc płaszcz. Blondyn jednak największą uwagę zwrócił na pas na jej biodrach, do którego przytroczone miała z tuzin srebrnych sztyletów najróżniejszych rozmiarów.
Dziewczyna przerzuciła swoje długie czarne włosy do przodu i zaczęła zaplatać je w warkocz.
— Potrzebujesz czegoś? — spytała.
— Ha? — Bakugou uniósł brew w niedowierzaniu.
— Jesteś głodny? Chcesz się napić? Wysikać? — przewróciła oczami. — Dać ci jakąś kurtkę?
— Możesz to sobie wszystko wsadzić — warknął chłopak, a brunetka parsknęła.
— Daj znać jak zmienisz zdanie — powiedziała i usiadła pod ścianą, krzyżując nogi w kostkach, mimo że tuż obok miała krzesło.
Bakugou patrzył jak opiera się o chłodną ścianę i wyciąga jeden z noży, którym już po chwili zaczyna kręcić jak wariatka, wykonując dziwne triki, zaprzeczające podstawowym prawom fizyki. Przynajmniej według Bakugou.
Chłopak ponownie rozejrzał się, próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby pomóc mu w ucieczce, jednak, cholera, jedynym co hipotetycznie byłoby w stanie go uwolnić, była ona.
— Tracisz czas — odezwała się, nawet na niego nie patrząc. — Mówię z doświadczenia.
— Wypuście mnie do cholery! — wrzasnął nagle, waląc w kraty. Dziewczyna spojrzała na niego obojętnie, zatrzymując nóż, którym właśnie kręciła z zatrważającą prędkością.
— Mnie też nie uśmiecha się tu siedzieć — powiedziała, wracając do zabawy bronią.
— Poczekaj, niech tylko się stąd wydostanę... Nie poznasz się w lustrze, suko! — wrzasnął, a brunetka uśmiechnęła się lekko.
— Nawet mi to na rękę — odparła.
— Hę?!
Oboje odwrócili wzrok na dźwięk otwieranych drzwi. Katsuki w pierwszej chwili nie mógł dostrzec wchodzącej postaci, jednak zaraz jego oczom ukazał się zamaskowany złoczyńca.
— Twice — dziewczyna skinęła głową, podczas gdy mężczyzna odkładał na ziemię obok niej tacę z jedzeniem.
— Do końca zmiany masz jeszcze godzinę, ale pomyślałem, że zgłodniałaś — powiedział, a dziewczyna rzuciła szybkim spojrzeniem na tacę.
— Ej! Ty skurwielu! — wrzasnął Bakugou, jednak zamaskowany facet, tylko zerknął na niego kątem oka.
— Nie ma żadnych zmian — powiedziała dziewczyna.
— Ej ty!
— Im dłużej tu siedzę, tym lepiej dla mnie — kontynuowała niezrażona.
— Do kurwy nędzy! Pierdolone sukinsyny!
— Możesz przekazać reszcie, że mam to pod kontrolą — machnęła ręką w jego stronę.
— Jesteś pewna? — spytał.
— Nakopię w dupe wam obojgu, gnojki!
— Zakneblować go? — facet wskazał kciukiem drącego się blondyna.
— Obejdę się — mruknęła, patrząc na herosa z ciekawością.
— Pójdę przekazać reszcie, że mają wolne — odparł Twice.
— Wracaj, ty śmieciu! — wydarł się Bakugou po raz ostatni, a czarnowłosa patrzyła za mężczyzną, dopóki nie zniknął za ciężkimi metalowymi drzwiami. Katsuki zacisnął zęby.
Dziewczyna zerknęła na niego i przesunęła tacę w jego stronę.
— Masz, pewnie jesteś głodny — powiedziała.
— Nie tknę nic, co wyszło spod rąk tej grupy pieprzonych frajerów! — wrzasnął. — Wolę zdechnąć z głodu!
Dziewczyna uśmiechnęła się ponownie i kopnęła tacę gdzieś w bok, rozlewając wodę z metalowego kubka.
— Jak widać mamy coś wspólnego.
Jak wrażenia?
~B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top