=8=

Bakugou miał ochotę komuś przywalić. Nie żeby było to coś nowego, ale tym razem potrzeba ta męczyła go dwa razy bardziej niż normalnie. Owszem, na treningu wyżył się na Deku tak bardzo, że Uraraka kazała mu iść do pielęgniarki, martwiąc się, że Midoriya mógł doznać trwałego uszkodzenia mózgu.

Pobicie przyjaciela jednak nie zaspokoiło morderczej żądzy Bakugou, a że poza salą treningową raczej nie mógł nikogo zabić, blondyn postanowił wymknąć się z Akademika i przejść po niemalże pustym nocą mieście.

Czuł, że niedługo mózg mu eksploduje. Najbardziej wściekał się o to, że nie mógł zapomnieć jej twarzy. Do tej pory, gdy o niej myślał oczyma wyobraźni widział tylko krwistoczerowne oczy, a jej spokojny głos odbijał się echem w jej głowie.

Teraz, gdy już zobaczył ją bez kostiumu, nie mógł wymazać z pamięci jej twarzy. Właściwie nie powinien. Była przecież kryminalistką. Powinien zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Powinien ją znaleźć, dorwać i zaprowadzić na policję, by odpowiedziała za to, co zrobiła.

Współpraca z Przymierzem była wystarczająco dużym zarzutem. Poza tym, uczestniczyła przecież w bitwie i jego porwaniu i mimo że mu pomogła... Cholera. A zresztą. Kto wie czego jeszcze się dopuściła?

Bakugou prychnął pod nosem, znowu niemiłosiernie wściekły na siebie za to, że nie mógł przestać myśleć o tamtej nocy, odkąd wrócił do codziennych zajęć. Lekcje, czy to z panem Aizawą, czy innym nauczycielem, nie były w stanie wyrwać go z tego stanu. Nawet gdy walczył na treningach widział zmarszczki wokół jej oczu, gdy się uśmiechała, słyszał jej subtelny śmiech i widział błyskające wokół siebie ostrza. Czuł, że dopóki jej nie dorwie, nie uwolni się od tego.

Chłopak zerknął na witrynę sklepu z zabawkami i na dłużej zatrzymał wzrok na figurce All Mighta. Co on by zrobił w tej sytuacji?

Chłopak odwrócił wzrok i ruszył przed siebie. Mijając ciemny zaułek między kamienicami, zresztą jak zawsze, zerknął w niego, jak gdyby chciał się upewnić, że żaden złoczyńca nie wyskoczy na niego z ciemności.

Gdy w półmroku dostrzegł sylwetkę kobiety, stanął jak wryty i zmrużył oczy. Postać podeszła do nieokreślonego kształtu na ziemi i schyliła się. Bakugou aż otworzył usta, uświadomiwszy sobie, że dziwny kształt jest martwym ciałem jakiegoś mężczyzny.

Kobieta wyjęła sztylet z nieruchomego ciała i strzepnęła z niego resztki krwi.

— Co do kurwy... — mruknął do siebie, a wtedy kobieta odwróciła się. Czas stanął w miejscu. Bakugou i czarnowłosa patrzyli na siebie z niedowierzaniem. Jej czerwone oczy zalśniły w świetle latarni, gdy rzuciła się do ucieczki.

— Ej! — wrzasnął Bakugou i ruszył za nią. Małymi eksplozjami oświetlał sobie drogę. Kiedy wybiegli z zaułka niemal stracił ją z oczu, jednak w ostatniej chwili dostrzegł czarny płaszcz łopoczący na wietrze, gdy wspinała się na dach kamienicy. Blondyn zawarczał wściekłe i rzucił się w dalszy pościg. Wykorzystał swój quirk, by jak najszybciej dostać się na dach, po czym odbił się od niego przy pomocy eksplozji i spadł na nią z góry, przygniatając do pokrycia duchowego. Dziewczyna jęknęła głucho, uderzając plecami w podłoże, jednak ani na chwilę nie straciła zimnej krwi. Złapała go za nadgarstek i pociągnęła go do siebie, równocześnie odchylając się w bok. Bakugou uderzył czaszką w twardą powierzchnię i ponownie warknął.

— Ty suko!

Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, jednak blondyn był szybszy. Złapał ją za nadgarstek i wykręcił, tak że brunetka opadła na kolana. Pod wpływem adrenaliny chwyciła sztylet i zamachnęła się nim, zostawiając dość głębokie nacięcie na policzku chłopaka.

— Przestań! Błagam, stój! — wrzasnęła, ale Bakugou już przyszpilił ją do dachu, trzymając jej nadgarstki w dłoniach.

— Przestań! Nie zmuszaj mnie do tego... Nie chcę zrobić ci krzywdy — powiedziała niemal błagalnie. Blondyn zaśmiał się złowieszczo.

— Co mi możesz zrobić, hę?! Nie wiedzisz, że to ja wygrałem?! — wrzasnął, patrząc na nią triumfująco.

— Jesteś zbyt pewny siebie — odparła. — Mogłabym cię zabić tu i teraz. Nawet nie zdążyłbyś zareagować.

— Ah tak?! Pokaż na co cię stać, szmato!

Dziewczyna z całych sił kopnęła go w bok, jednak blondyn nie pozwolił jej uciec. Uzyskała tylko tyle, że teraz patrzyła mu w twarz.

— Myślisz, że po to uratowałam ci dupę, żeby teraz cię zabić? — zapytała, po czym prychnęła. — Może i jestem złoczyńcą, ale mam swoje zasady.

— Wiesz gdzie możesz wsadzić sobie te swoje zasady?! — wrzasnął blondyn, jeszcze mocniej zaciskając chwyt.

— Tak się odwdzięczasz za ocalenie życia, Bakugou? — zapytała cicho. Blondyn znieruchomiał, wlepiając wzrok w jej czerwone tęczówki. — Myślałam, że skoro jesteś bohaterem, masz swój honor.

Chłopak zacisnął zęby. Był bohaterem. Miał honor.

— Myślisz, że my nie mamy zasad? — warknął. — Naszym zadaniem jest chwytanie takich cholerstw jak ty — chłopak niemal wypluł te słowa. — Zabiłaś tamtego faceta, a ja mam dać ci uciec?

Dziewczyna patrzyła na niego chwilę.

— Tak jak ja dałam tobie — powiedziała. Bakugou zacisnął zęby i przez chwilę toczył walkę sam ze sobą. W końcu prychnął i puścił jej ręce. Podniósł się na nogi i nie spuszczał jej z oka, podczas gdy dziewczyna podnosiła się z dachu. Chusta zwisała teraz na jej szyi, a Bakugou dostrzegł, że w pewnym momencie musiała zranić się w wargę, gdyż krew miała rozmazaną przy lewym kąciku ust.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.

— Następnym razem ci nie odpuszczę, jasne? — warknął blondyn. — Więc nie pokazuj mi się na oczy.

Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca przez następne trzydzieści sekund.

— Nie zamierzam — powiedziała w końcu, naciągnęła chustę na twarz, odwróciła się i już po chwili zniknęła w mroku.

Bakugou przez chwilę patrzył w ciemność, po czym wrzasnął na całe gardło, zaciskając pięści. Był słaby, pozwolił jej uciec, namieszała mu w głowie, a on stracił szansę, by ją ostatecznie dorwać.

Był wściekły.

Nie tak postępują bohaterowie.

Maraton 3/5

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top