=6=

— Hej, Bakugou — odezwał się Kirishima, opierając o ławkę, wpatrzonego w okno przyjaciela. Czerwonowłosy zmarszczył brwi nie uzyskawszy żadnej reakcji. — Ej, Bro.

Bakugou otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał groźnie na Eijiro.

— Czego? — warknął. Kirishima wyprostował się z uśmiechem.

— Idziemy na kawę — wtrącił się Kaminari.

— Idźcie — mruknął blondyn, opierając brodę na dłoni i wracając do wpatrywania się w okno. Kirishima zaśmiał się.

— Idziemy całą paczką — powiedział, akcentując kolejne słowa. — Całą. Nie zostawimy cię, bro.

Bakugou rzucił mu mordercze spojrzenie.

— To ja zostawiam was, frajerzy — warknął chłopak. Kirishima uśmiechnął się szeroko.

— I tak wiem, że z nami pójdziesz.

Bakugou zmrużył wściekle oczy.

— Możesz pomarzyć.

***

— Nie mogę się zdecydować, czy chcę latte karmelowe, czy orzechowe — Mina machała szkolną torbą, patrząc pytająco na Kaminariego. Sero szedł obok z rękami w kieszeniach, a za nimi wlekli się Kirishima z Bakugou. Właściwie to wlókł się Katsuki. Czerwonowłosy tylko dotrzymywał mu towarzystwa.

— Męczy cię ostatni... Incydent, mam rację? — zagadnął, ale natychmiast Bakugou uciszył go spojrzeniem. Kirishima westchnął ciężko i przez chwilę milczał, przysłuchując się rozmowie trójki przyjaciół przed nimi.

— Wiesz, że zawsze będę u twojego boku, bro — powiedział cicho. — Jak będziesz chciał pogadać...

— Wtedy przylezę — warknął blondyn. — A teraz się zamknij.

Kirishimę o dziwo usatysfakcjonowała ta odpowiedź i nie odezwał się już, dopóki nie weszli do kawiarni.

Bakugou, nie patrząc nawet na menu, wiszące nad ladą, zajął duży stolik przy oknie, z dobrym widokiem na kasy i zjechał nisko na siedzeniu, krzyżując ramiona na piersi.

Mina podbiegła do kasy i oparła się rękami o ladę, zadzierając głowę, by dostrzec dostępne smaki syropu. Kaminari i Sero stanęli kilka kroków dalej, dyskutując żywo, najpewniej o tym, który rodzaj kawy jest najbardziej męski. Według Bakugou było to americano lub espresso. Bez cukru.

— Nic nie chcesz? — zapytał Kirishima, odkładając torbę na kanapę obok przyjaciela.

— Obejdę się — chłopak nawet nie odwrócił wzroku od okna. Czerwonowłosy skinął głową w milczeniu, wyjął portfel z bocznej kieszeni szkolnej torby i odszedł w stronę reszty przyjaciół.

Bakugou nie był sobą odkąd uratowali go z rąk złoczyńców tamtej nocy. Kirishima wiedział, że jego duma mogła dość mocno wtedy ucierpieć, ale spodziewał się raczej krzyków i wyzwisk niż tego wiecznego zamyślenia. Starał się jednak być wyrozumiały i nie tracić nadziei. Wiedział, że w końcu mu przejdzie.

Bakugou nie mógł przestać myśleć o tamtej nocy. A właściwie o długich, czarnych jak owa noc włosach i czerwonych jak krew oczach. Tak dużo myślał o ich barwie, że w końcu zrozumiał dlaczego wydawały mu się inne od jego własnych. Jej oczy miały kolor krwi żylnej, jego tętniczej. Jej były zdecydowanie ciemniejsze i głębsze. Odbiły się w jego głowie niczym piętno i nijak nie był w stanie o nich zapomnieć.

— To najpiękniejsza dziewczyna jaką w życiu widziałem — Kaminari postawił kawę na stoliku i usiadł naprzeciwko Bakugou.

— Jak zwykle przesadzasz — Sero przewrócił oczami, a Mina oblizała usta po kawowej piance.

— Tym razem nie przesadza — powiedziała. — Naprawdę jest śliczna.

Bakugou przewrócił oczami. Kirishima wrócił do stolika i postawił przed przyjacielem kubek średniej flat white, a sam upił łyk swojego macchiato.

— Stawiam ci kawę jak zdobędziesz jej numer — czerwonowłosy skinął głową na Kaminariego. Chłopak otworzył usta.

— Co?

— No dawaj — Kirishima wyszczerzył zęby i oparł się o siedzenie, ramię kładąc na oparciu kanapy i krzyżując nogi. Jeśli chciał wyglądać na fajnego luzaka, to z pewnością mu się to udało.

— Nie ma mowy — Kaminari podniósł do ust swoje latte i spojrzał w okno.

— Przestańcie się, kurwa, podniecać skoro nie ma czym! — warknął Bakugou, waląc pięścią w blat stolika. Kilka osób siedzących obok spojrzało na niego ze zdziwieniem, jednak już po chwili wróciło do przerwanych czynności.

Blondyn w tym czasie zerknął w stronę lady, może z ciekawości, być może po to, żeby podać argumenty przeciwko teorii przyjaciół, jednak to co zobaczył sprawiło, że na chwilę zapomniał o oddychaniu.
Zerwał się z miejsca i niemalże przeszedł nad Kirishimą, by wydostać się spod okna.

— Ej, a ty dokąd? — zapytał czerwonowłosy, odsuwając się, by ułatwić Bakugou przejście.

— Idę po kawę — mruknął blondyn, nawet na niego nie patrząc.

— Ale kiedy ja ci ją właśnie kupiłem!

Bakugou zignorował przyjaciela, przeszedł całą salę, nie spuszczając wzroku z baristki, po czym stanął przed nią i oparł dłonie na blacie.

— Już sekundkę — powiedziała grzecznie, kończąc zapisywanie czegoś w notesiku, po czym podniosła wzrok, a widząc przed sobą blondyna, upuściła długopis.

Bakugou wszędzie rozpoznałby te czerwone tęczówki.

Maraton 1/5

Let's get started!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top