=21=

Rozdział 21 pojawił się wczoraj, co przeczytany chyba ze dwie, jednakże informuję, że poprzednia wersja poszła się paść, a ta jest kompletnie inna. Enjoy, kochani!

Przez pierwsze dziesięć minut Bakugou opierał się o ścianę, a że nie miał lepszego wyboru, patrzył się na leżącą na łóżku brunetkę, która z kolei wpatrywała się w sufit.

— Czuję się dziwnie jak tak na mnie patrzysz — powiedziała w końcu.

— A co mam robić? — prychnął. — Na tym chyba polega ochrona przed mordercą.

— Nie chcę żebyś mnie chronił — westchnęła.

— To dlaczego kazałaś mi zostać? — spytał podirytowany. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej.

— Potrzebuje wsparcia, nie ochrony — powiedziała, po czym westchnęła i przyciągnęła kolana pod brodę, obejmując się ramionami.

— W takim razie źle trafiłaś — mruknął, odwracając wzrok. — Nie mam żadnego pojęcia o udzieleniu wsparcia.

Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc.

— Chodź do mnie — szepnęła.

— Co? — Bakugou zmarszczył brwi. Dziewczyna odrzuciła kołdrę i poklepała materac obok siebie. Bakugou po chwili wahania usiadł na wskazanym miejscu i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Brunetka uniósła kpiąco brew, a wtedy chłopak przewrócił oczami i oparł się o zagłówek, kładąc nogi na pościeli. Dziewczyna spojrzała na lekko uchylone drzwi do sypialni i westchnęła.

Siedzieli chwilę w ciszy, wpatrzeni w punkt przed sobą, stykając się tylko ramionami. Oboje czuli, że coś się zmieniło. Nie umieli tego nazwać, ale coś definitywnie było nie tak. Coś w powietrzu. Coś w nich.

— Dziękuję — powiedziała szeptem. — Nie mam pojęcia dlaczego tyle dla mnie zrobiłeś, ale... Dziękuję.

— Ja też nie mam pojęcia — Bakugou spojrzał na nią kątem oka. Na jej długie rzęsy, rzucające blade cienie na policzki. Prosty, lekko zadarty nosek i pogryzioną wargę. Była piękna. Cholernie piękna. I mimo że chłopak z całych sił starał się o tym nie myśleć, epitet ten bezlitośnie wbijał się w jego mózg. Ten i jeszcze sporo innych.

Dziewczyna położyła mu głowę na ramieniu i przymknęła oczy. Bakugou spiął się lekko, czując jak blisko się znalazła. Delikatna woń jej perfum drażniła jego zmysły, nie pozwalając się rozluźnić.

— Czujesz jak wali mi serce? — spytała szeptem.

— Tak — przyznał chłopak, a dziewczyna zaśmiała się cicho. — Boisz się? — spytał, a jego prawa ręka, leżąca tak blisko dłoni dziewczyny zadrżała lekko.

— Nie, to nie to — odparła.

Bakugou był na skraju wytrzymałości. Była tak blisko, pachniała tak nieziemsko, wyglądała tak cudownie. Nigdy przedtem czegoś takiego nie czuł. Nie czuł tyle na raz. Było mu gorąco, a jednocześnie przechodził go dreszcz.

— Czy to ten przełomowy moment? — Akira podniosła głowę i spojrzała na niego czerwonymi oczami. Bakugou policzył do pięciu zanim podjął decyzję.

— Jak chuj.

Ich trzeci pocałunek był zdecydowanie najdłuższy i najlepszy. Za pierwszym razem Bakugou był w zbyt wielkim szoku, żeby czerpać z niego jak największą przyjemność. Za drugim, dopiero uczył się jej warg, jej ruchów, jej reakcji. Teraz oboje skupiali się na sobie nawzajem, bo w tamtym momencie liczyli się tylko oni.

Bakugou w pierwszej chwili po prostu objął ją w talii, przyciągając bliżej siebie, jednak już po kilkunastu sekundach zawisł nad nią, opierając przedramionach o poduszkę po bokach jej głowy. Dziewczyna bawiła się jego jasnymi włosami lub głaskała go po karku, wywołując subtelny dreszczyk na skórze blondyna.

Katsuki nigdy nie pozwoliłby, żeby coś przejęło kontrolę nad nim lub jego życiem, jednak od tych pocałunków mógłby się uzależnić.

Dziewczyna odwróciła lekko głowę, a wtedy Bakugou odsunął się odrobinę. Nie chciał przerywać. Nie chciał się od niej oderwać. Nie poznawał sam siebie.

Brunetka uśmiechnęła się i starła mu z kącika ust strużkę śliny.

Nie musiała nic mówić. On powinien.

— Miałam iść spać — zaśmiała się. Chłopak przełknął pytanie, które ciążyło mu już od kilku minut. Nie bał się odrzucenia, skądże. Sam nie był pewny czego się boi.

Pochylił się i pocałował ją po raz czwarty. Subtelnie, delikatnie i krótko.

— Śpij dobrze — powiedział, lekko się rumieniąc, po czym podniósł się z klęczek i ruszył do drzwi.

— Bakugou? — spytała, jednak chłopak już chwycił za klamkę.

— Będę w pobliżu — zapewnił. — Postaraj się zasnąć.

Kiedy wyszedł i zamknął za sobą drzwi, i on i ona, mimo że nie mogli tego zobaczyć, w tym samym czasie dotknęli palcami wykrzywionych w uśmiechu warg.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top