=20=
— Ja... — dziewczyna zacisnęła powieki. Wstrzymywanie powietrza zaczęło palić jej płuca, a ona sama nagle zwątpiła w siłę swojej woli. Już myślała, że będzie musiała złamać daną chłopakowi obietnicę, gdy poczuła przy uchu czyjś ciepły oddech. Nie musiała się odwracać. Czuła jego zapach, czuła jego obecność. Wiedziała, że ma na tyle wysoką głośność rozmowy, że chłopak słyszał słowa mężczyzny.
Ledwo zauważyła, że się trzęsie. Na oślep sięgnęła po dłoń blondyna i zacisnęła na niej palce. Miała gdzieś jak to odczyta i jak to wpłynie na ich relację. Bała się. Była przerażona. Potrzebowała tego.
— Muszę odmówić — powiedziała w końcu, a Bakugou lekko uścisnął jej dłoń. W słuchawce zapadła cisza, po której mężczyzna wybuchnął wesołym śmiechem.
— Masz talent, Hane — powiedział. — Prawie dałem się nabrać. Nie myślałaś o aktorstwie?
— Nie żartuję — powiedziała i zacisnęła powieki. — Nie mogę tego zrobić.
— Oczekujesz większej sumy? — spytał mężczyzna chłodno.
— Nie, proszę pana, ja... — brunetka przełknęła ślinę. — Kończę z tym. Przepraszam, ale... Nie będę już dla pana pracować.
Mężczyzna zacmokał.
— Oh, myślisz, że to naprawdę takie proste, złotko? — spytał, a Bakugou zacisnął zęby, słysząc jego ton. — Ludzie ode mnie nie odchodzą, Hane. To ja decyduję kiedy ktoś przestaje być pożyteczny i należy go wyeliminować.
— Podjęłam już decyzję — powiedziała stanowczo, mimo że głos lekko jej się załamał.
Mężczyzna zamruczał z irytacją.
— Naprawdę mi przykro, Hane — powiedział. — Byłaś dobrym nabytkiem.
Bakugou zacisnął pięść wolnej ręki na tę słowa.
— Obyś szybko zmieniła zdanie — dodał mężczyzna i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
— Jebany skurwiel, sukinsyn pierdolony, jak tylko dorwę tego kutasiarza... — mruczał Bakugou przez zaciśnięte zęby. Dziewczyna w tym czasie wysunęła rękę z jego dłoni i weszła do salonu, obejmując się ramionami. Kiedy blondyn wyczerpał już wszystkie znane mu przekleństwa i trochę się uspokoił, spojrzał na stojącą tyłem do niego brunetkę i również wszedł do środka, zamykając za sobą oszklone drzwi.
— Akira? — odezwał się, a wtedy dziewczyna opadła na kolana, trzęsąc się na całym ciele.
— Ej! — zawołał Bakugou, dopadając do niej. Brunetka nie mogła opanować drżenia, schowała twarz w dłoniach, a po jej przedramionach zaczęły spływać łzy. Bakugou był w szoku. Jeśli ta cholernie odważna dziewczyna, o tak niesamowicie potężnym quirk trzęsła się na myśl o jakimś facecie, to z kim oni do cholery mieli do czynienia?
— Hej, uspokój się — powiedział, łapiąc ją za nadgarstki. — Daj spokój! Proszę cię! Jesteś bezpieczna, ej!
— Nic nie rozumiesz — załkała. —On tu przyjdzie, znajdzie mnie, zabije... Nie zostawi mnie przy życiu, nie on. Jestem martwa, rozumiesz? Ja nie chce umierać...
— Nie umrzesz — powiedział stanowczo. — Niech ktoś się tylko zbliży, a... Nie pozwolę cię tknąć, rozumiesz?
Dziewczyna zacisnęła wargi, przełykając łzy i rzuciła się chłopakowi w ramiona. Lekka panika blondyna - spowodowana płaczącą płcią piękną i to jeszcze taka, na której, o zgrozo, chyba mu zależało - ustąpiła miejsca niedowierzaniu. Zaraz potem jego ciało ogarnęło przyjemne ciepło, a on sam niepewnie, jakby ze strachem przerzucił ramię przez plecy dziewczyny, imitując tym samym coś na kształt przytulenia.
Trwali tak chwilę, dopóki brunetka się uspokoiła, a kiedy znowu zaczęła równo oddychać, blondyn zaczął czuć się niekomfortowo.
— Dobra, starczy tego dobrego — mruknął, odrywając się od niej, jednak ona tylko uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że blondyn nie mówi serio i wytarła rękawem zaschnięte już ślady łez.
— Dziękuję — powiedziała cicho, a Bakugou mruknął coś pod nosem i wstał z podłogi. Dziewczyna zrobiła to samo i jakby mimowolnie otrzepała dżinsy, po czym przyłożyła dłoń do czoła i spojrzała na chłopaka.
— Chyba się położę — powiedziała.
— Dobry pomysł — mruknął chłopak, a gdy brunetka zachwiała się lekko po pierwszym kroku, postanowił odprowadzić ją do sypialni.
Bakugou nie wiedział, czy była to kwestia kiepskiego wychowania, czy demonicznej pewności siebie, ale gdy dziewczyna zaczęła zsuwać przy nim czarne rurki, nie wiedział co zrobić z oczami. Całe szczęście miała na sobie długą czarną koszulkę, która zasłaniała to, co kusiło najbardziej.
— Zero w tobie wstydu — mruknął, a dziewczyna zaśmiała się cicho, zaplatając włosy w warkocz.
— Powinienem już iść — powiedział, wsuwając dłonie w kieszenie mundurka i patrząc na brunetkę. Dziewczyna zastygła bez ruchu, słysząc te słowa i zacisnęła wargi.
— Proszę nie... — wyszeptała ledwo słyszalnie. — Nie zostawiaj mnie samej.
Blondyn zacisnął zęby i spojrzał na zegarek. Jeszcze trochę, a serio będzie miał przesrane.
— On tu przyjdzie, nie ma opcji, że zasnę... Nie... — dziewczyna odwróciła głowę, gdy załamał jej się głos. Katsuki jęknął w duchu. Wiedział, że to tylko kwestia czasu zanim Aizawa zrobi mu jesień średniowiecza za takie wypady, a przedłużanie tych małych ucieczek tylko przybliżało go do trumny.
— Nie wierzę, że widzisz mnie w takim stanie — prychnęła, przeczesując włosy palcami. Blondyn zacisnął powieki.
— Zostanę.
Czy mi się wydaje czy przeginam i on się robi za miękki? -,-
~B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top