Rozdział 54
- Ash pusć mnie do cholery!!- krzyknęłam
Od dwóch godzin jestem trzymana przez brata bo dalej nie daje za wybraną i chcę zabić ojca.
- Zwariowałaś??- spytał- Prędzej on cie zabije niż ty jego
- A i tu sie kurwa mylisz. Jestem lepsza od niego. Co on może wiedzieć? Poprostu znalazł sobie jakiś tumanów którzy odwalają za niego brudną robote.
- Może i tak, ale te jego tumany są z nim na każdym kroku i wszędzie łażą za jego dupą
- No i co? Zabije wszystkich- syknęłam
Nagle do pokoju wszedł Cal z torbą jedzenia.
- Mam słodycze dla naszej wariatki..
- Mojej- Hemmings przerwał mu swoim warknięciem
- Taa, twojej wariatki i dla waszej dwójki- dał nam siatke a ja od razu wyciągnęłam czekolade i zaczęłam ją jeść
- Nie przesadzasz??- spytał Luke
- A ci to przeszkadza?- spytałam
- Nie, poprostu jak bedziesz tak jadła całe czekolady na raz. To zabijesz Ashton'a który aktualnie pilnuje byś stąd nie wyszła
- A tam- machnęłam ręką- Mała strata- mój brat prychnął ale po chwili uśmiechnął się zadziornie
- Jak zjesz tyle czekolady to po tobie będzie duża strata- czy on mi właśnie wytkał moją wage???
No co za chujek. Dawny Hemmings w postaci Brata?!
O nieee
Naskoczyłam na niego i zaczęłam uderzać w te jego tępą łepetyne
- Stop!! Starczy!! Amber!!!Ty mała gnido!! Guza będe miał!!- krzyczał a ja się śmiałam dopóki Cal mnie nie odciągnął
- Ty po jego stronie??!- powiedziałam oskarżycielsko
Brzmiało to tak śmiesznie że Luke Robert Hemmings zaczął się śmiać, a do niego dołączyła cała nasza trójka.
Gdy się uspokoiliśmy zjedliśmy do końca jedzenie. W moim przypadku słodycze. Dużo słodyczy
Mogłabym nawet piosenke o nich napisać bo kto ich nie kocha?!
- Am połóż się obok mnie- mruknął Lukey
- Masz mało miejsca, lepiej sam odpoczywaj- odparłam
- Ale z tobą będe lepiej spał- zrobił mine małego szczeniaczka
- Okej, ale jak cie potem będzie coś boleć gorzej niż boli to będzie tylko i wyłącznie twoja wina- mruknęłam
Położyłam się obok postrzelonego blondyna i wtuliłam leciutko w tors
Chłopak ku mojemu zaskoczeniu objął mnie mocniej i pocałował w czoło
- Jesteś moim skarbem- mruknął sennie
- Czekoladowym- dodałam z uśmiechem na co blondyn parsknął, ale przyznał mi racje
Co prawda w myślach ale przyznał. Wiem to.....
Te cudowną atmosferę zepsuł Mikey który wbiegł do pokoju i zaczął szybko oddychać
- Co ci?-spytał Mikey
- To straszne- sapnął
- Co sie stało??-warknęłam
- Chyba nie chcecie wiedzieć.
- Nie pierdol tylko gadaj!!- powiedział znudzony Calum
- Gonił mnie- sapnął
- Jak to cie gonił??! Kto? Gdzie? Kiedy??- zadawałam pytania tak szybko jak szczelam z pistoletu
- No dzisiaj- wychrypiał- Przed chwilą, wie gdzie mieszamy teraz
- A kto to był??- spytałam zirytowana
-No jak to kto?...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top