szósta strona w linie

Pochyliłaś się dzisiaj nade mną w Wielkiej Sali, gdy sięgałaś po cukierniczkę. Poczułem na policzku Twoje włosy, a w nozdrzach zapach. Ale nie był Twój. Zapach mięty, lata i czegoś jeszcze, zniknął. Pachniałaś nim – tym głupim Frankiem, który może kłaść dłonie na Twojej talii i całować Twoje brzoskwiniowe usta.

Chciałem Cię dotknąć. Zetknąć swoje palce z Twoimi.

Ale wtedy wylałem herbatę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top