Wyprwa
Levi
Następnego dnia, po powrocie do zamku pierwsze co zrobiłem, to zacząłem kierować się stronę gabinetu tej wariatki Hanji, po jakąś maść albo proszki przeciwbólowe na plecy, bo przez tego dzieciaka bolą nieubłaganie...No dobra ja też nie jestem bez winny, teraz gówniarz na pewno, na drugi bok nie może się odwrócić, a co dopiero wstać. Nie ma co się dziwić w końcu kochaliśmy się przez całą noc z jakieś cztery razy, co poradzę że po dwóch wciąż było nam mało...Okaże temu bachorowi trochę serca i też mu zaniosę jakieś proszki.
Będąc już przy jej drzwiach, złapałem za klamkę i wszedłem bez pukania jak to zawsze mam w zwyczaju, rzadko kiedy zdarza się że zapukam.
Kiedy byłem już w środku zauważyłem czterooką, która siedziała przy swoim biurku, przeglądając jakieś papiery.
-Potrzebuję jakieś przeciwbólowe.- bez żadnego przywitania, od razu powiedziałem czego chce.
-Część, Levi...też bardzo miło cię wiedzieć, a teraz do rzeczy po co ci przeciwbólowe?- zapytała z tym swoim zboczonym uśmiechem i znakiem zapytania na mordzie.
-Niech cię to nie interesuje, potrzebuję i tyle.-nie znoszę jak ktoś wtrąca w nie swoje sprawy.
- No dobra, spokojnie...zaraz ci coś dam, tylko powiedź czy to jest ból wewnętrzny czy zewnętrzny.- zadała pytanie podchodząc do szafki, która wisiała na ścianie.
-Zewnętrzny...I daj mi jeszcze coś dla Erena, bo skarżył się wczoraj na bóle w dole pleców, a nie chce żeby opuszczał trening.
-Masz rację, przed wyprawą musi być w doskonałej formie.- dodała nawet na mnie nie patrząc, ale to nie miało znaczenia, najbardziej zaskoczyło mnie to co powiedziała, jaka wyprawa? Kiedy? I najważniejsze pytanie, czemu nic o niej nie wiem?
-Jaka wyprawa? O co chodzi, i czego nie wiem, A powinienem.- powiedziałem na jednym wdechu, już nieźle wkurzony.
-Oj...A miałam Ci jeszcze nic nie mówić.- odezwała się lekko przestraszona widząc mnie w takim stanie.
-Gadaj, wariatko!- i nerwy mi puściły, przez co zacząłem się na nią wydzierać.
-Spokojnie, Levi...Nie tylko ty nie wiesz, szczerze to nikt jeszcze nie wie. Wiem tylko ja i Erwin, nawet nie mamy opracowanego planu ani daty wyprawy, ale na pewno się ona odbędzie...więc nie masz co się denerwować, i tak byś się dowiedział...tylko że trochę później -odparła stając za biurkiem żeby się przede mną schować.
-Więc planujecie sobie taką o wyprawę, i nawet o niej nie wspomnicię, bo po co, co tam, lepiej dzień przed wszystkich powiadomić!- ona jest nie raz głupsza niż Jean i Eren razem wzięci.
-Powiadomimy, ale kiedy będziemy już mieli opracowany cały plan od A do Z...hehe...chyba rozumiesz.- podrapała się po głowie ze zmieszaniem i braku kolejnych argumentów do obrony.
-A ja i Mike to kadeci.- dodałem z ironią w głosie.
-Nie po prostu Erwin zakazał wam cokolwiek narazie mówi...
-A od kiedy ty się Erwina słuchasz? Bo ci zakazał, a jak ci zabronił mówić o wizycie żandarmerii, to po pół godziny wszyscy w zamku wiedzieli że przybędą...Dobra mniejsza, daj mi te proszki, żebym cię już dzisiaj więcej oglądać nie musiał, bo bym ci krzywdę chyba zrobił.- powiedziałem już trochę spokojniej, ale nadal z chęcią bym jej przywalił.
-Dla ciebie jest maść, a Eren'owi daj te tabletki powinny pomóc.- dała mi wszystko, a ja wyszedłem z jej gabinetu bez słowa od razu kierując się do pokoju gdzie spi gówniarz. Lecz z Erwinem i tak sobie porozmawiam, bo coraz częściej nie wkurwia.
No moi drodzy czytelnicy, tak mnie jakość wena złapała i macie taki króciutki rozdzialik mam nadzieję że się spodoba😍😘
A za błędy przepraszam bo rozdział nie sprowadzony 😣😶
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top