2. Spotkanie
Podniosłam się i zobaczyłam...
...szkieleta! Od razu wstałam i pobiegłam w stronę domu. Niestety, bolały mnie kolana. Zatrzymałam się i spojrzałam na nie. Widziałam krew i pełno brudu oraz czułam okropny ból. Nie miałam siły iść więc usiadłam na przystanku. Zamknę oczy i poczekam chwilę, aż ból ustanie. Niespodziewanie usłyszałam, że ktoś siada obok mnie. Pomyślałam, że to człowiek. Przywitam się!
-Hej!...
Odpowiedziałam otwierając oczy. Nie spodziewałam się tego. Odskoczyłam jak najszybciej i jak najdalej. Szkielet popatrzył na mnie zdziwiony.
-?: Um, hej...? Nic ci nie jest?
-Nie! Idź sobie!
-?:Ej, nie krzycz. Czekaj...
CO ON CHCE ZROBIĆ?!
-?: ...boisz się mnie?
-Oczywiście, że TAK!
Dlaczego to powiedziałam głośno?!
-?: Um ... okej ... to ja już sobie pójdę ... Narka.
Nie chciałam , żeby poczuł się źle... Kurcze!
-Ej! Zaczekaj!
Odwrócił się zaskoczony.
-Sorki... nie chciałam tego powiedzieć...
-?: Heh... nie dziwie ci się. Dużo osób boi się szkieletów.
Teraz mu się przyjrzałam. Miał niebieską bluzę, krótkie czarne spodenki i tenisówki. Kaptur miał założony na czaszkę. Był trochę smutny...
-Em... jak masz na imię? Ja Evelyn.
-?: Heh... jestem Sans, Sans szkielet.
-Miło mi.
Nie, nie zauważyłam żeś szkielet.
-S: Jesteś w stanie iść?
-Ta-
Kiedy miałam już odpowiedzieć i pójść prawie upadłam, ale Sans mnie złapał.
-S: Przecież widzę. Odprowadzę cię.
Moja mama padnie na zawał jak zobaczy szkieleta! Ona tak jak ja jeszcze 3 minuty temu boi się ich. Po prostu powiem jej, że mi pomógł i tyle.
-S: To... gdzie mieszkasz?
-Dwie ulice stąd.
-S: Numer domu?
-32
Co on zacznie mnie śle-
-Co?!
-S: Heh... Magia.
-Dzięki :)
-S: Nie ma za co.
-Pa!
-S: Pa.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam rodziców, którzy mieli gdzieś wychodzić.
Sans's POV:
Zauważyłem jakąś dziewczynę. Nagle, nie wiem dlaczego, upadła. Podszedłem do niej. Uciekła. Pobiegła na przystanek. Postanowiłem jej pomóc i usiadłem obok.
-?: Hej!...
Eee... dlaczego się wystraszyła?
- Um, hej...? Nic ci nie jest?
-?:Nie! Idź sobie!
-Ej, nie krzycz. Czekaj...
- ...boisz się mnie?
-?:Oczywiście, że TAK!
Czyli nie jestem tu mile widziany...
- Um ... okej ... to ja już sobie pójdę ... Narka.
Odchodzę z przystanku i kieruję się w stronę domu. Ale usłyszałem...
-?: Ej! Zaczekaj!
Odwróciłem się zaskoczony.
-?: Sorki... nie chciałam tego powiedzieć...
- Heh... nie dziwie ci się. Dużo osób boi się szkieletów.
Przejechała mnie wzrokiem.
-?: Em... jak masz na imię? Ja Evelyn.
- Heh... jestem Sans, Sans szkielet.
-E: Miło mi.
- Jesteś w stanie iść?
-E: Ta-
Miałem ją pożegnać, ale zaczęła się przewracać. Złapałem ją.
- Przecież widzę. Odprowadzę cię.
Mam pomysł. Zapytam gdzie mieszka i nas tepne.
- To... gdzie mieszkasz?
-E: Dwie ulice stąd.
- Numer domu?
-E: 32
Dziwnie na mnie spojrzała. *teleportation*
-E: Co?!
- Heh... Magia.
-E: Dzięki :)
- Nie ma za co.
Zmierzyła w stronę domu.
-E: Pa!
-Pa.
Pożegnałem Evelyn i wróciłem do domu. Widziałem jak jej rodzice na mnie patrzyli z okna.
Evelyn's POV:
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam rodziców, którzy mieli gdzieś wychodzić.
-Em... Co wy robicie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec 2 części!
Bez tego 500 słów!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top