49
Megan pov:
Minęło kilka tygodni. Dziś był dzień, w którym miała odbyć się rozprawa w sądzie. Byłam strasznie zestresowana... Nigdy nie zeznawałam. Nie mam nic na sumieniu, ale... Kompletnie nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało... Po prostu się boję. Ubrałam na siebie białą koszulę i czarną spódnicę. Jedyne odświętne buty były na szpilkach, więc musiałam akurat je założyć. Zrobiłam lekki makijaż, by chociaż przykryć tą lekko bladą cerę. Nie była już ona tak biała jak wcześniej. Nabrała rumieńców i naturalnego różu. Wszytko z moim wyglądem było już normalne. Wcześniej byłam wykończona szpitalem i dlatego byłam taka blada i... brzydka. W miarę moja twarz była taka sama jak przed tem. Wciągnęłam powietrze do ust czując lekki ból. Czy tak już będzie zawsze? Chcę już zakończyć ten obrony ból przy gwałtownych ruchach. Nie rozumiem czemu to spotkało właśnie mnie...
Stałam już przed samochodem. Czekałam aż Abby i Darren postanowią wreszcie się zjawić.
Stałam dosyć długo i nie miałam pojęcia co oni takiego robią. Gdy wreszcie odpuścili mi to długie czekanie i się pojawili, wyruszyliśmy. Jechaliśmy dość długo. Ja stresowałam się. Trzęsły mi się ręce i pociły jednocześnie. Próbowałam spokojnie oddychać, ale na próżno.
-Hej, nie denerwuj się. - Powiedział mężczyzna i złapał mnie za rękę. Sprawił, że spojrzałam na niego, a on się tylko uśmiechnął. Kochałam ten jego zadziorny uśmieszek. Za każdym razem bawił mnie coraz bardziej i sprawiał, że byłam wesoła.
-Nie denerwuje się przecież... - Skłamałam.
-Mnie nie oszukasz... Spokojnie, powiesz prawdę. Przecież nie masz nic na sumieniu. To przecież ty jesteś też ofiarą i... To on powinien się bać, że go rozszarpię jak go zobaczę... - Rzekł, a ja stłumiłam śmiech.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, ukazał mi się wielki budynek. W środku była okropna atmosfera. Panował chłód i niepokój. Mieliśmy nawet swojego adwokata... jakimś cudem go mieliśmy. Usiedliśmy na ławce. Na przeciwko nas siedział ten zwyrodnialec. Czułam łzy jak na niego patrzyłam. Od razu przypominał mi się ten okropny widok krwi i ból, który przeszywał całe moje ciało. Moment, w którym myślałam, że umieram. Abby też nie czuła się zbyt dobrze. Chciała wyjść, lecz adwokat jej nie pozwolił. Powoli zaczynałam czuć mróz jaki bije od tego faceta. Jednym spojrzeniem zamieniał mnie w bryłę lodu. Nie mogłam się ruszyć. Byłam przerażona. Nie chciałam płakać, ale znowu moja wrażliwość dała się we znaki. Po prostu nie chciałam przebywać w jednym pomieszczeniu z gościem, który skrzywdził Abby, Darrena i mnie. Jeszcze próbował mnie zabić... Miałam tego wszystkiego już dość. W jednej chwili chciałam krzyknąć na tego adwokata, żeby dał mi wyjść lub kazał jemu z tąd iść. Kto miałby ochotę gapić się na porywacza...
Siedzieliśmy dosyć długo w niepewności. Nagle usłyszałam wołanie na salę rozpraw. Serce podeszło mi do gardła. Zrozumiałam, że coś się dzieje i, że nie będę wciąż milczeć. Wreszcie coś powiem i wtedy zapewne wszystko się ułoży...
Usiadłam w ławce. Naprzeciw mnie był ten porywacz i kilka osób, których nie znałam. Chyba byli to jego wspólnicy. Sędzia najpierw przesłuchał Abby. Opowiedziała jej wszystko dokładnie włączając jej uczucia i emocje, które jej wtedy towarzyszyły. Myślałam, że zaraz zacznie krzyczeć, bo mówiła bardzo otwarcie i z wielkimi pretensjami do tego mężczyzny.
Potem właśnie on zeznawał. Mówił coś o tym, że Abby sama wpakowała mu się do auta, co było śmieszne i sąd od razu zlekceważył jego tłumaczenia, że to wszystko wina Abby.
Później był Darren, który tak samo jak siostra, mówił otwarcie, ale z groźbą w głosie patrząc się w stronę bandyty. Następnie byłam ja. Wstałam trzęsąc się. Podeszłam do barierki.
-Niech pani powie jak się nazywa. - Usłyszałam od sędzi.
Megan... Evans... - Powiedziałam przez mikrofon.
Pytała się mnie o tą akcję z nożem... chciałam jej wykrzyczeć co czułam. Niestety byłam nieśmiała i mówiłam cicho, a głos mi drgał. Opowiadałam tak, jakbym przeżywała to drugi raz... W pewnej chwili poczułam wilgoć a głos zupełnie mi się złamał. Praktycznie skończyłam już mówić. Zaczęłam trzeć oczy. Wspomnienia mocno mnie dotknęły. Przez niego były same problemy... Może gdyby nie odwrót sytuacji, dalej byłabym w tym klubie jako prostytutka, właśnie przez niego! Pociągnęłam nosem.
-Wszystko dobrze? Chodź może już... - Usłyszałam głos Darrena, który zauważył, że płacze i podbiegł do mnie.
-Tak... tak. Jest okej... - Opanowałam się.
To już był koniec przesłuchań. Po przerwie miał być wyrok. Stałam spięta przed zamkniętymi drzwiami. Natomiast ta przerwa trwała w nieskończoność. Byłam pewna, że wygramy, ale nadal tkwiła we mnie szczypta strachu, że nie pójdzie dobrze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top