37
~12 lat temu...
Darren pov:
-Abby! Chodź tu szybko! - Krzyknąłem, by pokazać siostrze coś niesamowitego.
-Już idę! - Wołała pięciolatka, która właśnie biegła w moją stronę.
-Szybciej... - Mówiłem drocząc się z nią.
-Staram się... Co mi chciałeś pokazać? - Zapytała swoim piskliwym głosem.
-Nasza kotka się okociła! Ma malutkie kocięta!
-CO?! Ale super! - Wrzasnęła.
-Ćśii... Bo je wystraszysz!
Oboje podeszliśmy do szopy, gdzie kotka w sianie urodziła młode. Ujrzeliśmy malutkie kotki. Było ich trzy. Jeden czarny i dwa szare.
-Ale słodkie... - Mówiła. Była zachwycona... w sumie ona wszystko kocha... wszystko co jest małe i słodkie.
-Tylko nie wolno ich dotykać! - Rzekłem.
-Czemu? Przecież kotki potrzebują głaskania... - Zasmuciła się.
-Niekoniecznie. Gdy kotki będą gotowe, powiem ci. Obiecuję.
-Na mały paluszek?
-Na mały paluszek!
Abby i ja jesteśmy sierotami. Pomagamy obcym ludziom na farmie. Nie są z nami blisko, ale dają nam jedzenie. Nie narzekamy. Nie mogą niestety dać nam wykształcenia... Ja nie chodzę do szkoły. Abby też nie pójdzie. Na farmie było dosyć ciekawie. Dużo się dzieje. Jedyne czego nam brakowało, to miłość. Czasami przyczepiał się do mnie smutek. Abby na szczęście nie ma takiego problemu. Wszędzie chodzimy razem. Próbuję sprawiać, by nie myślała za bardzo o rodzicach. Byłem od niej starszy o 7 lat... Mimo tego umieliśmy się porozumieć. Abby była uroczą pięciolatką z czarnymi włosami. Cały czas kazała sobie robić różne dziwaczne fryzury, których musiałem się uczyć, bo nie chciała dać mi spokoju. Miała brązowe oczy, a ja ciemne niebieskie. To była jedna różnica, bo każdy mówił, że jesteśmy bardzo podobni do siebie. Abby miała jeszcze swoją przytulankę. Różowego królika, z którym praktycznie się nie rozstawała. Kochała przyrodę. Najbardziej lubiła zbierać kwiaty i robić z nich bukiety. Obserwowała zwierzęta z uwagą. Była radosna i uśmiechnięta. Do pewnego dnia...
Poszliśmy razem nakarmić kury. Przy okazji... kura nam uciekła i musieliśmy ją ganiać. Było bardzo dużo śmiechu, ale i też krzyku. O mało nie dostaliśmy po głowie za ten incydent. Potem musiałem iść na drugi koniec wsi po siano.
-Pójdę z tobą! - Krzyknęła Abby.
-Zostań tu! Nie pamiętasz co ostatnim razem zrobiłaś temu Panu? Prawie wypuściłaś mu króliki! Zostań tutaj, ja zaraz wrócę. - Oznajmiłem.
-Ale zawsze wszędzie chodzimy razem... - Posmutniała.
-Nie martw się. Wrócę zanim policzysz do trzech.
-Czekaj! Weź Pana królika ze sobą! Będzie cię pilnował.
Poszedłem w umówione miejsce. Abby tylko czekała grzecznie aż wrócę. Nie zajęło mi to długo. Gdy wróciłem, nie mogłem jej znaleźć.
-Abby?! - Wołałem. Nagle dostrzegłem jakiś czarny samochód. W nim znajdowali się mężczyźni. Abby z nimi rozmawiała... Rzuciłem wszystko! Pobiegłem w jej kierunku. Znajdowałem się daleko, ale sądziłem, że jednak zdążę. Myliłem się. Zanim dobiegłem, jeden mężczyzna wciągnął ją do samochodu.
-Abby! - Krzyczałem z całej siły.
-Braciszku! - Usłyszałem. Niestety było już za późno... Zabrali ją. Upadłem na kolana. Zacząłem głośno szlochać. To moja wina! Czemu zostawiłem ją samą?!
Już nic nie sprawiało mi radości... od tego czasu zamknąłem się w sobie. Płakałem każdej nocy. Przytulałem do siebie pluszowego królika, który był jedyną pamiątką po Abby. Pewnego dnia dostałem list, że jeśli nie zapłacę, pożegnam się z nią na zawsze. I tak zaczęło się zbieranie pieniędzy... Pracowałem wszędzie gdzie tylko się dało... w dzień i w nocy byłem na nogach. To było za mało... I tak właśnie moje życie gwałtownie zmieniło się w koszmar...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top