Rozdział 9 - Zamieszanie


— Myślisz, że jestem winny tobie wyjaśnienia? — Severus wyglądał nie tylko na niedowierzającego, ale też na obrażonego.

Wreszcie wypuścił Harry'ego z łóżka. Pomógł mu nawet dojść do łazienki. Oczywiście Harry nigdy w życiu nie czuł się tak marnie, ale nie był kaleką. Wykąpany i przebrany w świeży komplet ubrań, przyniesionych na dół przez Zgredka, Harry czuł się teraz wystarczająco silny na konfrontację.

— Skoro to ty dalej mnie przepraszasz, to tak. Tak sądzę — powiedział Harry. Właściwie, po kilkunastu przeprosinach ostatniej nocy (Harry nie był pewien jak wielu, ponieważ był nieprzytomny) Severus przeprosił go kolejne dwa razy tego ranka. To musiało być rodzajem jakiegoś rekordu.

— Przepraszam cię za odcięcie dostępu do moich kwater.

Tak. Tyle Harry zrozumiał. Musiało być coś jeszcze.

— A czemu odciąłeś mi dostęp?

Severus odwrócił się.

— Zapomniałem otworzyć osłony dla ciebie.

— Ty, zapomniałeś? — Harry prawie się roześmiał. Ten pomysł był niedorzeczny. Severus Snape po prostu nie zapominał. Harry nie był idiotą, w przeciwieństwie do sarkastycznych docinków Severusa, więc wiedział, że musiało się coś zdarzyć.

— Tak — ton głosu mężczyzny był w dalszym ciągu poważny i wciąż nie odwrócił się w stronę Harry'ego.

— Severusie? — zapytał teraz zaciekawiony Harry. — Czemu? — Podszedł bliżej.

Jeśli Severus był zły albo zirytowany dostatecznie mocno, by zamknąć swoje komnaty przed Harrym, ale potem czuł się wystarczająco winny, by wylewnie przepraszać, to w takim razie...

Cisza przeciągała się między nimi.

Och, Boże. Może Harry zrobił coś źle. Może nie powinien przychodzić do Severusa. Ale Severus mówił mu wielokrotnie, prawie do znudzenia, że Harry powinien zawsze iść najpierw do niego.

Co jeszcze powinien zrobić? Harry był znowu zdezorientowany.

Zwłaszcza po ostatniej nocy. Harry budził się kilkakrotnie, zawsze w ramionach Severusa. Za każdym razem, mężczyzna zmuszał go do wypicia eliksirów albo przemywał jego twarz miękką, ciepłą szmatką, trzymając go, dopóki nie zasnął z powrotem.

Harry nigdy w życiu nie czuł się bardziej zadbany.

— Zapomniałeś wspomnieć, że chciałeś skończyć asocjacje ze mną.

Harry zamrugał. Asocjacje? To był zimny sposób na nazwanie tego. I o czym, do cholery, mówił Severus?

Znowu zdezorientowany, Harry zaczął się jąkać.

— Ja...Ja nie. Znaczy... Ja wciąż... Znaczy...

Severus w końcu się odwrócił, by na niego spojrzeć, wyraz jego twarzy nieodgadniony.

— Panie Potter, to zwykła grzeczność skończyć jeden romans, zanim zacznie się następny.

— Zacznie nast... Co? Nic nie zacząłem.

Czarne brwi uniosły się wyzywająco.

— Pan Zabini, Potter...

Oczy Harry'ego zapłonęły, kiedy przypomniał sobie pocałunek, który został na nim wymuszony.

Severus znowu się odwrócił.

— Ach, poczucie winy — powiedział, mylnie interpretując wyraz twarzy Harry'ego.

— Nie. To nie było tak — próbował wytłumaczyć Harry.

— Jestem dosyć zaznajomiony z tym, co widziałem, panie Potter.

— Jeśli zobaczyłeś to, to musiałeś też widzieć jak go przeklinam. — Snape odwrócił się, jego brwi znowu uniesione, tym razem pytająco. — Odepchnąłem go, przekląłem „mrówkami na skórze" i powiedziałem, że jeśli dotknie mnie znowu, to przeklnę go klątwą, która usunie jego jąd... er... Usunę jego genitalia.

Zarobił za to złośliwy uśmieszek.

— Naprawdę?

Harry skinął głową.

— Jego uwaga była niechciana?

Czy Severus był niepewny? Może nawet zazdrosny? To było takie urocze. Harry podszedł o krok, patrząc w górę, na nieodgadniony wyraz twarzy Mistrza Eliksirów.

— Profesorze, sir — powiedział cichym, pełnym szacunku tonem głosu, który doprowadzał Severusa do szału. — Nie mam czasu na szkolne, chłopięce zadurzenia. — Harry zobaczył jak iskra powróciła do oczu Severusa, ale została szybko ukryta.

— Uśmiechałeś się.

— Powiedział, że może mnie chronić przed tobą. — Severus skrzywił się, więc Harry kontynuował. — Powiedział, że jeśli będę milszy dla Ślizgonów, to może sprawić, że przestaniesz mnie dręczyć.

Severus wyglądał teraz na rozbawionego, ale wydawało się, że nie mógł dać spokoju tej sprawie.

— Dotknął cię.

— Nie pozwoliłem mu — zapewnił go Harry, podnosząc podbródek. — Jakbym pozwolił komukolwiek mnie dotknąć. — Zawahał się i popatrzył na swoje stopy. Potem zerknął w górę przez rzęsy. — To znaczy, komukolwiek prócz ciebie.

Harry niejasno usłyszał warknięcie, które brzmiało jak „Mój Harry", zanim usta Severusa zmiażdżyły jego własne.

Harry został popchnięty na ścianę, przyciśnięty przez długość ciała Severusa, kiedy usta mężczyzny kontynuowały bezlitosny atak na twarz Harry'ego.

Zdecydowanie było coś do powiedzenia na temat zaborczości i zazdrości mężczyzny.

****

Mówiłem ci.

Severus nie przestał całować Harry'ego nawet, by pomyśleć nad odpowiedzią dla swojego cholernie irytującego wewnętrznego głosu. Prawdę mówiąc, powinien wiedzieć lepiej. Jego Ślizgoni byli bandą lubieżników, a Harry był po prostu za apetyczny dla nich, by go nie zauważyli.

Język Severusa odnowił swoją znajomość z konturami ust Harry'ego, poszukując i eliminując każdą pozostałość pocałunku, który został wymuszony na Harrym poprzedniego dnia. Język Harry'ego spotkał jego z równą żarliwością, kiedy Severus chwycił za jedwabiste, zawsze w nieładzie, włosy Harry'ego.

Harry wciąż był jego, wciąż go potrzebował. Nawet teraz kwilił, kiedy język i zęby Severusa poruszały się dookoła jego szczęki liżąc i podgryzając. Poczucie winy Severusa zostało nieco zmniejszone przez odpowiedzi Harry'ego, jego dusza rozkoszowała się ich dzieloną namiętnością.

Harry kurczowo się chwycił Severusa, jak gdyby jedyne co mógł zrobić, to trzymanie się go w odpowiedzi na nawałnicę takiego konsumującego ataku.

Nikt i nic nie smakowało dokładnie tak jak Harry.

Ponieważ go kochasz.

Severus odsunął się od Harry'ego, jego oczy automatycznie przeszukujące drugą twarz. Bachor był po prostu zbyt kuszący ze swoimi zwichrzonymi, czarnymi włosami, obrzmiałymi, różowymi ustami i szklistymi, zielonymi oczami.

Co? Nie możesz tego jeszcze przyznać?

— Powinieneś iść na śniadanie. Masz lekcje — powiedział surowo Severus, prostując szatę Harry'ego.

Cholerny tchórz. Po ostatniej nocy, znowu go odpychasz?

Harry zamrugał, jego spojrzenie stawało się niedowierzające.

— Chcesz, żebym teraz wyszedł? — jego głos był napięty. — Po takim pocałunku?

Severus uśmiechnął się złośliwie.

— Tak, Potter — powiedział i odwrócił się. Podszedł do swojego biurka i zaczął przerzucać jakieś pergaminy. — Zmarnowałeś wystarczająco czasu w łóżku.

— Ale...

— Potter — To jedno słowo było ostrzeżeniem. — Jeden cały dzień to wystarczająco dużo, by przyciągnąć niechciane spekulacje co do twojego miejsca pobytu, a także, powodu stojącego za twoim odosobnieniem.

Harry potrząsnął głową, jak gdyby chciał oczyścić myśli.

Severus odwrócił się z powrotem do niego, patrząc jak bierze się w garść.

To był raczej władczy pocałunek. Może...

— Czujesz się wystarczająco dobrze?

Harry spojrzał w górę.

— Um, tak — powiedział, skinąwszy głową. — Wszystko w porządku.

Severus oparł się o biurko i skrzyżował ręce. Kiedy Harry dotarł do drzwi, zatrzymał go.

— Oczekuję cię tu dzisiaj z powrotem na lekcje — powiedział.

Harry odwrócił się, z dłonią na klamce. Jego usta drgnęły.

— Tak, profesorze — powiedział, a potem przestraszył się, kiedy usłyszał, jak drzwi od zewnętrznego pokoju zamykają się.

— Profesorze?

Głos dobiegł z gabinetu Severusa i mężczyzna natychmiast podszedł do Harry'ego, obejmując go ramionami. Jedna dłoń przykryła usta bachora, druga trzymała go w talii, odciągając od drzwi.

— Bądź cicho. To Draco. — wysyczał mu do ucha Severus. Harry skinął głową, a Severus mógł przysiąc, że poczuł język bachora prześlizgujący się po wewnętrznej stronie jego dłoni.

Severus popchnął Harry'ego do sypialni.

— Zostań tu — nakazał. — I bądź cicho.

****

Harry usłyszał jak zewnętrzne drzwi się otwierają oraz odgłosy ogólnego poruszania się.

— Draco, co mogę dla ciebie zrobić?

— Przepraszam, że panu przeszkadzam profesorze, ale jestem trochę niepewny w związku z ostatnią pracą domową.

Cholera, cholera, cholera. To może sprawić problem. Rozejrzał się dookoła, jego umysł pracował. Musi się stąd wydostać. Poruszając się wokoło, przewrócił fotografię stojącą na komodzie Severusa i wzdrygnął na głuchy odgłos, jaki wywołał jej upadek.

Dla niego to brzmiało jak wystrzał z armaty.

— Co to było? — Harry usłyszał głos Draco. Brzmiał prawie z nadzieją. Cholerny drań coś podejrzewał. Harry po prostu to wiedział.

— Mój kot — odpowiedział znudzonym głosem Severus.

— Kot? Kiedy kupiłeś kota?

Harry otworzył drzwi do szafy. Cholera, nigdy się nie zmieści w ...

Co to?

— Moja siostra dała mi go kilka tygodni temu. To cholerne utrapienie, jeśli mnie o to pytasz.

— Jak tam u Abigail?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się, a potem uśmiechnął się z satysfakcją. Jego Peleryna Niewidka. prawdziwy łut szczęścia.

— Wszystko u niej w porządku. Draco, myślę, że możemy to zrobić później. Mam dużo pracy do... Gdzie ty idziesz?

Harry szybko obrócił się z powrotem w kierunku drzwi.

— Chcę go zobaczyć.

Harry prędko narzucił na siebie pelerynę i skoro był zwrócony w kierunku łóżka, które stało koło drzwi, przetransfigurował poduszkę w młodego kota.

— NIE!

Drzwi odskoczyły akurat kiedy Severus krzyknął. Draco powoli wszedł i zatrzymał się, gdy zobaczył myjącego się kota na łóżku Severusa. Severus podążył za nim, rozglądając się dookoła.

Draco podszedł do łóżka i przebiegł dłonią po grzbiecie kota.

— Jak się nazywa?

Harry wykorzystał sposobność do wyślizgnięcia się przez otwarte drzwi i cicho opuścił komnaty.

Było blisko.

****

Harry tylko przeszedł kilka korytarzy, kiedy usłyszał głos.

— Ech, Harry. Nie możesz beze mnie wytrzymać?

Harry szybko obrócił się, wyciągając różdżkę. Dobry Boże. Najpierw Malfoy, teraz Zabini.

— Nie dotykaj mnie, Zabini.

— Harry — powiedział szybko Zabini, podnosząc uspokajająco ręce. — Uspokój się.

— Śledzisz mnie? — zapytał Harry, jego ton głosu oskarżający. — Jesteś gorszy niż cholerny stalker.

— Ja tu mieszkam — bronił się Zabini. — Idę na śniadanie. Co ty robisz znowu tu na dole? I nie przypominam sobie, bym cię wczoraj w ogóle widział.

Harry westchnął. To się robiło nudne. Skrzywił się.

— Właściwie, pożądam opiekuna twojego domu. Mamy gorący, erotyczny romans, wiesz. Snape jest jak ogień w łóżku.

Wyraz twarzy Blaise'a był bezcenny. Harry chciałby, żeby Severus tu był i mógł to zobaczyć.

— Nie żartuj nawet na ten temat, Potter — powiedział Zabini, wciąż blado wyglądając. — To jest po prostu złe.

Harry zmusił się, by przybrać skrzywdzony wygląd.

— Nie wierzysz mi. — Potem krzywo się uśmiechnął. — I ty nazywasz nas Gryfonów łatwowiernymi.

— Więc powiedz mi, albo zawołam tutaj opiekuna naszego domu — powiedział Zabini. — Sądzę, że bardzo by chciał złapać cię na włóczeniu się po lochach o tej porze dnia. W tym roku bardzo pragnie z powrotem odzyskać Puchar Domów.

Harry zmarszczył brwi. Absolutnie nie chciał mieszać w to Severusa. Severus wygłosiłby tyradę i odjął punkty i był doskonałym, wściekłym Snape'em przed Zabinim. Ale później Harry musiałby wysłuchać jego wykładu. Jak Harry ma pokonać Voldemorta, jeśli nie może poradzić sobie z jednym Ślizgonem—erotomanem?

Spojrzał na Zabiniego, którego oczy wciąż miały ten szklisty wygląd, kiedy przyglądały się Harry'emu i odpowiedz sama mu się nasunęła. To naprawdę wszystko rozwiąże.

— Nie powiesz nikomu, prawda? — zapytał Harry.

Zabini wyglądał na zainteresowanego i nieco podejrzliwego.

— Masz moje słowo.

Harry prawie na to prychnął.

— Spotykałem się z Malfoyem.

Zabiniemu opadła szczęka, a oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

— Malfoyem?

— Aha — przyznał Harry, wykorzystując swoje standardowe wyrażenia twarzy. Spojrzenie nr 4 powinno załatwić sprawę. — Był naprawdę dobry nic nie mówiąc nikomu.

— D...Draco?

Harry wzruszył ramionami, przechylił głowę i lekko dotknął siniaka na karku, który zawsze tam był, kiedykolwiek opuszczał Severusa.

— Piekielnie dobrze całuje.

Harry obdarzył Zabiniego życzliwym uśmiechem i opuścił go w stanie osłupienia, gratulując sobie swojej genialności.

Harry zapomniał, że jego błyskotliwość była przeceniona.

****

Blaise kipiał ze złości, patrząc jak Harry odchodzi. Malfoy? Ale Draco powiedział, że nie był zainteresowany Potterem. Oczywiście, jeden z nich mógł kłamać. To byłoby takie podobne do Draco, udawać obojętność, kiedy był tak naprawdę zainteresowany. A poza tym kto mógł zrozumieć cokolwiek, co wychodziło z ust Pottera?

Oczywiście, Blaise był bardziej zainteresowany tym, co Potter mógł zrobić swoimi ustami, niż tym co powiedział. Harry smakował fantastycznie, jego wargi były miękkie i uległe. Nawet wtedy, na środku korytarza, Blaise chciał rzucić go na podłogę i dobrze przerżnąć.

Niestety Potter był szybki z urokami, pomyślał krzywiąc się Blaise. Za szybki, co sugerowało, że był w jakimś związku. Jeśli to był Draco, wtedy Blaise będzie musiał zdusić to w zarodku albo przynajmniej dojść do jakiegoś rodzaju porozumienia co do dzielenia się.

Ponieważ Blaise chciał Harry'ego Pottera bardziej niż czegokolwiek, kiedykolwiek w życiu i nic go nie powstrzyma przed zdobyciem go.

****

Severus wyprowadził Draco ze swoich pokoi i kiedy tylko zamknął drzwi, wrócił do swojej sypialni.

— Harry?

Kot zamiauczał.

Imponujący kawałek transmutacji.

Severus musiał się zgodzić, kiedy głaskał kota i dalej rozglądał się.

Przynajmniej nie przemienił się.

Severus prychnął na obraz dużej, czarnej pantery siedzącej na jego łóżku, który powstał w jego głowie.

Ale chłopak wciąż nie zostaje.

Prawdziwy uśmiech pojawił się na twarzy Severusa.

— Bezczelny bachor — wymamrotał.

****

Wchodząc, Draco szybko przebiegł wzrokiem po Wielkiej Sali. Wszystko znów wyglądało normalnie. Potterowi znowu nadskakiwano przy stole Gryffindoru, wszyscy nauczyciele byli obecni przy stole nauczycielskim i wszyscy jego mali Ślizgoni zostawili dla niego miejsce.

Miał nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie lepszy od wczorajszego — z wiadomością od jego ojca i z całodzienną nieobecnością Pottera. Jego nerwy były w strzępach.

Myślał, że odkrył coś w lochach. Snape zachowywał się dziwnie od tygodni i Draco był prawie pewien, że to miało coś wspólnego z mężczyzną. Stary Wujek Severus utrzymywał swoje życie osobiste bardzo prywatnie, ale Draco bardzo by chciał złapać go w kompromitującej sytuacji; w takiej, z jakiej mógłby czerpać korzyści.

Wdzięcznie usiadł na miejscu obok Blaise'a.

— Myślałem, że nie jesteś zainteresowany Potterem?

Pytanie było tak niespodziewane, że Draco musiał się ponownie upewnić.

— Co proszę?

Blaise powtórzył pytanie, wyraz jego twarzy zaciekły i potępiający, nawet jeśli jego słowa były wyszeptane.

— Czemu pytasz? — spytał Draco, odpowiadając równie cicho.

— Cóż, Potter powiedział coś... — Blaise ucichł sugestywnie.

— Potter? Co powiedział?

— Że się spotykaliście w sekrecie — oznajmił teraz podejrzliwie Blaise.

Zawsze będąc oportunistą, Draco chwycił nadarzającą się okazję.

Powiedział ci?

— Tak — rzekł Blaise, wyglądając teraz na zadowolonego z siebie. — Złapałem go kilka razy, jak kręcił się po lochach i w końcu wydusiłem to z niego.

Draco zamrugał. To było zbyt cholernie surrealistyczne. Słowa jego ojca, wypowiedziane w lochach przez kominek, tylko wczorajszego dnia w Ślizgońskim pokoju wspólnym, wróciły do niego.

— Musisz zrobić coś niedługo i to szybko, Draco. Czarny Pan się niecierpliwi.

— Ale nie możemy mieć nawet cywilizowanej rozmowy — powiedział Draco, broniąc się.

— Znajdź sposób, Draco — rzekł nagląco jego ojciec. — Znajdź go szybko. Nie chcesz być wezwany przed oblicze Czarnego Pana.

— Więc to prawda? — żądał odpowiedzi Blaise.

— Nie mówię, że tak, i nie mówię, że nie — powiedział Draco.

Blaise skrzywił się.

— Więc, co chcesz powiedzieć?

— Muszę najpierw porozmawiać z Potterem — wymamrotał w zamyśleniu Draco. Jego spojrzenie wróciło do rzeczywistości. — W międzyczasie, trzymaj buzię na kłódkę.

— Tak, tak.

— Mówię serio, Blaise — ostrzegł go Draco. — Ani słowa.

Blaise podniósł brodę.

— Za kogo mnie bierzesz?

Draco podsumował to wściekłym spojrzeniem. Blaise był cholernym głupcem, tym był, ale zwykle był za bojaźliwy, by stawić czoła Draco. Niech lepiej trzyma buzię na kłódkę.

Draco wypadł jak burza, jego myśli mknęły. Jak, do diabła, zamierza skonfrontować Pottera z tym? W tym momencie reszta tego, co powiedział Blaise dotarła do niego. Potter w lochach przez cały czas?

Jego umysłu dosięgło nagłe zrozumienie.

Uśmiech powoli pojawił się na jego twarzy. Na Merlina. Kto by pomyślał?

****

Do czasu, gdy Harry usiadł do kolacji, był wygłodniały. Został wezwany do gabinetu Dumbledore'a na krótką rozmowę o tym, jak Harry się czuł i o treści jego wizji. Dumbledore nie był chętny do udzielania wiadomości na temat rezultatów wypadu Voldemorta; jedynie stwierdził, że Dursleyom nic nie było i umarł jakiś facet z Ministerstwa (oba fakty znane już Harry'emu z pierwszej ręki). Harry zapyta później o szczegóły Severusa.

Harry był tak głodny, że ledwo zauważył, że był w Wielkiej Sali przed Ronem i Hermioną i całkowicie zignorował dziwne spojrzenia, jakimi go obdarzano w całej Sali.

— Wiesz Harry, że w szkole jest plotka, że pieprzysz Malfoya?

Harry zakrztusił się dużym kęsem zapiekanki pasterskiej, który właśnie połknął i spojrzał do góry, kiedy jego przyjaciele dołączyli do niego przy stole. Nie minął nawet cały dzień, a już krążyły pogłoski. Ron walił go plecy, kiedy Harry kaszlał. Podniósł zaniepokojone spojrzenie na rudzielca.

— Mówisz prawdę? — zapytał Rona.

Ron poważnie skinął głową.

Nagle, wszyscy na jego końcu stołu zaczęli na niego dziwnie patrzeć. Niektórzy wyglądali nawet na zdradzonych. Świetnie, to tyle jeśli chodzi o błyskotliwość Harry'ego. Cholerny Zabini. Szybko rzucił okiem na stół nauczycielski. Severus popijał herbatę i rozmawiał z McGonagall, jak gdyby nigdy nic.

Odważył się spojrzeć na stół Ślizgonów i stwierdził, że Zabini patrzy na niego z wściekłością. Z drugiej strony, Malfoy spojrzał w górę i... uśmiechnął się? To był dziwny uśmiech, na wpół zadowolony z siebie, na wpół rozbawiony. Teraz Harry naprawdę był w tarapatach.

Zwrócił z powrotem uwagą na swoich oczekujących rówieśników. No dobra, przykrywka i opanowanie szkód.

Zaprzecz wszystkiemu.

— No, co wy — Harry przewrócił oczami i odezwał się do grupy. — No, co wy. Jestem także dziedzicem Slytherina i następnym Czarnym Panem i całkowicie chory umysłowo. Następne, czego się dowiecie, to to, że będę spał także ze Snape'em.

Powoli na ich twarzach pojawiła się zrozumienie. Oczywiście, nic z tego nie było prawdą. To był Harry Potter. A oni wszyscy znali Harry'ego.

Oboje, Ron i Hermiona usiedli po jego obu stronach, chociaż Ron wyglądał jakby połknął sklątkę tylnowybuchową.

Harry wrócił do jedzenia, kiedy reszta powróciła do swojej normalnej rutyny podczas posiłków. Jak zawsze, sprawił, że wierzyli w to, w co chciał, żeby wierzyli. Cholera, czy Severus zawsze musi mieć rację?

****

Severus przemierzał swój gabinet, czekając na przyjście Harry'ego. Pomimo wszystkiego, co się stało przez kilka ostatnich dni, bachor był wciąż gadułą. Severus musiał znaleźć sposób na wpojenie mu ważności myślenia, zanim cokolwiek powie lub zrobi.

Och, przyznaj to Severusie. Uwielbiasz pędzić na pomoc Harry'emu. Wyzwanie i tym podobne.

Oczy i uszy świata zawsze były skierowane na niego. A z tym przychodzi odpowiedzialność, która żąda dyskrecji, zwłaszcza jeżeli Harry chciał mieć jakikolwiek rodzaj prywatności. I nie potrzebuję więcej cholernych wyzwań, bardzo dziękuję.

To część jego natury. Błaga o kogoś takiego, jak ty. By był blisko do pomocy — uratowania go od niego samego. Chcesz, żeby polegał na tobie.

Musi kontrolować...

Potrzebuje ciebie. Jesteś idealnie dopasowany do niego. Nie powinien robić wszystkiego samodzielnie. Sam to powiedziałeś.

Osłony zabrzęczały, kiedy Harry wszedł do jego gabinetu. Uśmiechał się, uśmiechał, kiedy podszedł do biurka. Kot skoczył na blat i miękko podszedł do krawędzi, by zbadać obecność nowej osoby w pokoju.

Harry pogłaskał szare futerko i przyglądał się kotu przez chwilę, zanim posłał zainteresowane spojrzenie Severusowi. Mężczyzna dalej krzywił się. Sprawił sobie kota, który przypominał jak tylko mógł najbardziej transmutowanego kota Harry'ego. Młody Maine Coon, którego nabył od nieco podejrzanego zagranicznego handlowcy, był o odcień ciemniejszy i odrobinę młodszy, ale musiał wystarczyć.

Harry otworzył usta, ale Severus nie chciał być jeszcze odciągnięty od rozmowy o ostatnich wydarzeniach.

— Potter, czemu nie możesz zrobić tego, co ci się powie? — zapytał.

Harry zamrugał.

— Co proszę?

— Powiedziałem ci, żebyś został w moim pokoju.

— Wszedł Malfoy.

— Nie odczuwał by takiej potrzeby, gdybyś nie narobił więcej hałasu niż wściekły hipogryf.

— Próbowałem znaleźć kryjówkę.

— Wszystko, co miałeś zrobić, to być cicho — nalegał Severus. — Dawałem sobie radę z resztą.

— Tak? Co byś powiedział, gdyby mnie zobaczył — w twojej sypialni? — rzucił wyzwanie Harry. — Jeśli bym nie znalazł mojej peleryny i nie transmutował wystarczająco szybko tego kota...

— Ja...

— I zauważyłem, że od razu poszedłeś i załatwiłeś sobie prawdziwego kota. — Pieścił futerko kota długimi pociągnięciami, by położyć nacisk na swoją wypowiedź. — Nie zapomnij powiedzieć swojej siostrze, że ci go dała.

— Kolejny z twoich bystrych pomysłów o których myślałeś, że nie będą miały następstw.

— To ty pierwszy wspomniałeś o nim Malfoyowi. — wytknął Harry.

Ma racje.

Severus zaczął zgrzytać zębami.

— Sedno sprawy jest w tym...

— Sedno sprawy jest w tym, że udało nam się wyjść z tego cało — razem. Czemu nie możesz przyznać, że nie jestem bezmyślnym kretynem?

— Nie myślę, że jesteś bezmyślnym kretynem.

— Ale nie sądzisz, że mogę zająć się sam sobą.

— Nie możesz. Nie posłuchasz logicznej rady. Nalegasz na niepotrzebne ryzyko. Właśnie powiedziałeś to sam, zrobiliśmy to razem — potrzebujesz pomocy.

****

Harry otworzył usta, by się kłócić, ale zamknął je z powrotem. Jak on to zrobił? Harry wiedział, że Severus nie mówił o tym określonym zajściu, ale o związku z wszystkim innym.

— Boże, jesteś nie do wytrzymania.

Severus uniósł podbródek.

— A ty jesteś głupim bachorem, któremu należy przypomnieć, że musi być świadomy wszystkiego, co powie.

— Co...?

— Pan Zabini, Potter.

Harry skrzywił się.

— Co z nim?

— Zakładam, że to nie ty zacząłeś plotkę o sobie i panu Malfoyu.

Harry nie mógł nic poradzić na uśmiech wyższości.

— Przynajmniej jesteś daleko od centrum uwagi.

— Uwaga nie była skierowana na mnie.

— Musiałem coś powiedzieć. Zabini zaczynał mi działać na nerwy. Jest zawsze w pobliżu. Zadając pytania na temat tego, co robię tu na dole.

— Czemu nie przyszedłeś z tym do mnie?

— Co byś z tym zrobił? Poza wykładem o tym, jak to nie mogę nawet poradzić sobie z napalonym uczniem?

Severus zmarszczył brwi.

— Gdybym wiedział, że Zabini sprawia problemy...

— Nie sprawia — kłapnął oburzony Harry. — Mogę sobie z nim poradzić. Mówiłem ci, nie dotknie mnie znowu.

— Harry, tu nie chodzi już tylko o Zabiniego. Teraz zamieszany w to jest też Malfoy.

— Więc? Myślałem, że tego właśnie było nam potrzeba. — Harry myślał też, że to było szczególnie błyskotliwe.

— Może. Ale zrobiłeś to zanim pomyślałeś. Znowu, nie pomyślałeś na przód, nie przemyślałeś jakie skutki wywoła twoje działanie. Czy przedyskutowałeś to chociaż z Malfoyem?

Cholera.

— Nie — przyznał. — Dobrze, więc co robimy?

— Nic. Na razie — powiedział zamyślony Severus. — Będę musiał zobaczyć jak daleko rozprzestrzeniła się ta plotka. — Spojrzał na Harry'ego. — Co powiedziałeś w odpowiedzi na nią?

— Wszystkiemu zaprzeczyłem — powiedział Harry. — To znaczy, insynuowałem zaprzeczenie. — Severus uśmiechnął się z wyższością na to, z czymś, co Harry mógł prawie nazwać dumą.

Podszedł ostrożnie do Severusa.

— Przepraszam — niepewnie powiedział.

Mężczyzna westchnął.

— Obiecaj mi, że będziesz ostrożniejszy. I, że będziesz ze mną rozmawiał. Musisz zacząć polegać na mnie — na nas — bardziej. Wiesz, że możesz mi ufać.

Harry spojrzał w czarne oczy. Sondowały go i Harry czuł się, jakby Severus mógł zajrzeć na same dno jego duszy.

— Wiesz to, prawda Harry?

Tak długo, jak Severus będzie nazywał go po imieniu; odgłos jego imienia wypływający z tych słodkich ust, wypowiedzianego tym głębokim, namiętnym głosem, wciąż wystarczał, by Harry westchnął. I Harry to wiedział. Ale tyle ryzykował przez poleganie na kimś całkowicie. Miał przyjaciół na których polegał i zawsze był całkiem samowystarczalny. Naprawdę nie chciał opiekuna; chciał partnera.

Harry nie był pewien, czy mógł tego oczekiwać od Severusa. Nie wiedział, jak dużo Severus był przygotowany dać. Pomoc i opieka, takiego rodzaju, jaki zaoferował wczoraj Severus, to jedno, ale całkowite zaufanie, sprawiało, że Harry czuł się bezbronny. Jak gdyby tracił część niezależności, którą się zawsze szczycił.

Severus podniósł dłonią twarz Harry'ego.

— Harry?

— Wiem. — Potem Harry westchnął. — Ale wciąż myślę...

— Sądziłem, że zgodziliśmy się, że ja tu jestem od myślenia.

Harry nie mógł nic poradzić na swój uśmiech, kiedy zaplótł dłonie dookoła szyi Severusa.

— Nie, ty się zgodziłeś. Ja byłem pod przymusem.

Brew Severusa uniosła się do góry.

— Przymusem?

— Cóż, w tym czasie mnie całowałeś, więc nie mogłem ręczyć za stan mojego umysłu.

Otrzymał w odpowiedzi na to złośliwy uśmiech.

— No cóż, jesteś najbardziej zgodny po tym, jak należycie cię wycałuje.

— Nie mogę powiedzieć, że się z tym zgadzam.

Severus uśmiechnął się wrednie i obniżył głowę. Do czasu, gdy ją podniósł, usta Harry'ego były miło zaczerwienione i zgadzał się z nim bardzo gorąco.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top