Rozdział 14 - Wyobrażenia


Lucjusz powoli stanął na nogi, próbując strząsnąć uczucie oszołomienia. Aportował się bezpośrednio do holu wejściowego, mógł tego dokonać każdy kto posiadał Czarny Znak, ale nie mógł się przedostać przez osłony do sali audiencji. Rzucone zaklęcie ograniczenia było zbyt potężne, prawdopodobnie Czarnego Pana.

Kiedy Dumbledore skontaktował się z nim i poinformował go, że Potter i Draco zaginęli, Lucjusz wiedział co musiało się wydarzyć. Czarny Pan zawsze lubił Klątwę Imperius, a Draco nigdy nie mógł jej się oprzeć. Świstoklik, który służył Zakonowi jako urządzenie śledzące, musiał też posłużyć jako nośnik ukrytej klątwy, którą Voldemort mógł aktywować kiedy tylko zechciał. Dumbledore nie zaryzykowałby zmiany zaklęć rzuconych na książkę, nawet jeśli wykrył czarną magię, z obawy przed utratą ich jedynej szansy.

Nie należało nie doceniać Czarnego Pana. Mógł mieć obsesje na punkcje Pottera, ale wciąż był jednym z największych umysłów, które przewinęły się przez Hogwart.
Jak szacowali, przybyli około godziny po tym jak chłopcy opuścili teren szkoły. Powiadomiono Zakon Feniksa, który podążył za zaklęciem śledzącym Dumbledore'a do odosobnionego zamku. W tym samym czasie zaczął palić Czarny Znak, sygnalizując Śmierciożercom, że mają dołączyć do Voldemorta. Lucjusz wiedział, że Severus otrzymał rozkaz od Dumbledore'a, by zostać z Zakonem. Rozkaz który, jak również wiedział Lucjusz, rozwścieczy Mistrza Eliksirów.

Lucjusz mając inne instrukcje, a w dodatku własną agendę, podążył prosto do małego zamku. W jednym z korytarzy znalazł szwendającego się bezcelowo Draco, którego szybko aportował do bezpiecznego domu. Gdy wrócił do zamku został uderzony przez falę zwrotną mocy w wyniku czego stracił przytomność.

Teraz zaklęcie ograniczenia otaczające pokój było słabe i łatwe do złamania, więc Lucjusz pchnął drzwi i powoli wszedł do środka. Magia trzaskała dookoła niego, więc scena jaka go powitała u stóp tronu Czarnego Pana zaskoczyła go. Dwa ciała leżały pośród dużej kałuży krwi.
Na wszelki wypadek Lucjusz podszedł najpierw do swojego Pana. To, co zobaczył było... odrażające. Cóż, bardziej odrażające niż zwykle. Czarny Pan wyglądał jak krwawa jatka — dosłownie. Wyglądało to tak jak gdyby został zmasakrowany przez niedźwiedzia, albo coś jeszcze gorszego. Lucjusz, choć był obeznany z różnorodnymi zaklęciami, nie mógł przypomnieć sobie żadnego, które dawałoby taki efekt.

Chrapliwy oddech chłopca przyciągnął jego uwagę. Ukląkł obok leżącego twarzą w dół ciała, uważając na kałużę krwi formującą się koło głowy Pottera. Lucjusz delikatnie obrócił chłopca, chwytając go za ramię. Szybkie zaklęcie oczyściło jego twarz z krwi i innego brudu.

Pierwszą rzeczą, którą zauważył Lucjusz były delikatne rysy twarzy, teraz gdy ich właściciel leżał nieprzytomny, rozluźnione. Na Merlina, chłopak — mężczyzna — był uderzająco piękny. Potter urósł i zmienił się. Jego cera stała się jasna, a usta czerwone i pełne. Można było zauważyć subtelną siłę w zarysie jego szczęki, która nie pozwalała nazwać jego twarzy kobiecą, ale wysokie kości policzkowe i długie czarne rzęsy były zdecydowanie atrakcyjne. Lucjusz zastanawiał się jak Draco mógł pominąć ten pociągający szczegół.

Kolejną rzeczą, którą Lucjusz zauważył była krew. Płynęła obficie ze słynnej blizny, spływając po boku świeżo wyczyszczonej twarzy Pottera. Ponownie wyciągając różdżkę, mężczyzna wymamrotał zaklęcie tamujące krew.

Gdy nic się nie wydarzyło, rozejrzał się dookoła, żeby znaleźć coś, co mógłby przycisnąć do rany i zatrzymać krwawienie. Lucjusz uśmiechnął się krzywo, gdy zobaczył szaty Czarnego Pana. Po krótkich rozważeniach uznał, że były zbyt brudne i odciął różdżką brzeg własnych szat. Owinął kawałek materiału ciasno dookoła głowy Pottera, kilkakrotnie składając go nad jego blizną. Wkrótce będzie musiał postarać się o pomoc albo chłopak po prostu wykrwawi się na śmierć. Byłoby bardzo dobrze dla niego, gdyby był tym który sprowadził wybawcę z powrotem, w konsekwencji umacniając swoją pozycję, teraz gdy już nie było Czarnego Pana.

Przesuwając ciało Pottera, ostrożnie umieścił jego obwiązaną głowę na swojej piersi, przygładził i wepchnął miękkie czarne fale jego włosów pod swój podbródek, a potem wsunął ręce pod jego nogi. Gdy się podniósł z chłopakiem na rękach przez moment się zachwiał, zanim nie złapał równowagi. Potter nie był taki lekki na jakiego wyglądał. Prawie znowu stracił równowagę, gdy cały budynek się zatrząsł.

Lucjusz zrozumiał, że zewnętrzne osłony zanikały. Dumbledore i Aurorzy musieli skończyć z Śmierciożercami, którzy zostali przyzwani przez Czarnego Pana i teraz próbowali dostać się do rezydencji. Zamek ponownie zatrząsł się w posadach. Czarny Pan miał bardzo dobre zabezpieczenia. Budynek prędzej się zawali niż stanie otworem.
Poprawiając swój chwyt na Chłopcu Który Przeżył, Lucjusz szybko wyszedł z pokoju, przemierzając go długimi krokami.

Do czasu gdy dotarł do drzwi frontowych, wszystko od sufitu po podłogę stękało i trzęsło się pod atakiem. Nie mając czasu na ponowne przesunięcie Pottera, by dostać się do swojej różdżki, Lucjusz otworzył drzwi kopniakiem i krzyknął do tych na zewnątrz, aby go nie przeklinali.
Dumbledore, Severus i jakiś bezimienny Auror zaraz pojawili się u ich boku.
— Dumbledore, Potter potrzebuje natychmiastowej pomocy — poinformował go obcesowo Lucjusz. — Jego blizna nie chce przestać krwawić.
— Daj mi go Lucjuszu — powiedział nieco zbyt gorliwie Severus. — Poniosę go.
— Severusie, wiesz ile czasu zajęło mi uzyskanie z nim na rękach równowagi? — powiedział zwięźle Lucjusz. — Nie ma czasu. — Odwrócił się ponownie w kierunku Dumbledore'a.
— Severusie, idź z nimi do Hogwartu — rozkazał Dumbledore. — A ja tutaj skończę.
Mężczyzna skinął głową.
Lucjusz chwycił mocno swoją różdżkę, obecnie w dłoni przylegającej do boku Pottera i aportował się do szkoły.


****


Severus kipiał z gniewu, podążając za Lucjuszem. On powinien nieść Harry'ego w drodze do Hogwartu. Jego ramiona powinny otaczać jego miłość, ich wybawcę. Severus chciał słyszeć serce Harry'ego bijące koło jego piersi, chciał czuć ciepło jego ciała, chciał wiedzieć, że Harry wciąż żyje.
Lucjusz zawsze lubił się pławić w blasku chwały.
Ich nogi niosły ich szybko przez teren Hogwartu do wejścia do infirmerii. Na szczęście skrzydło szpitalne było dosyć puste, ale Lucjusz musiał głośno ogłosić ich przybycie.
— Pani Pomfrey — zawołał Lucjusz, obracając się w poszukiwaniu szkolnej pielęgniarki.
— Na boga — wykrzyknęła Poppy podchodząc do nich. — Co się stało? — zażądała odpowiedzi, jednocześnie każąc Lucjuszowi położyć Harry'ego na łóżko w rogu pokoju. Przez okno nad łóżkiem wpadały promienie zachodzącego słońca, sprawiając, że blada, zakrwawiona twarz Harry'ego była jakby otoczona eteryczną poświatą, na co Severus aż się wzdrygnął.
Czy Lucjusz powiedział właśnie zmasakrowany?
Severus zaczął słuchać Lucjusza, który opisywał scenę jaką zobaczył w sali audiencji Czarnego Pana. Gdy Poppy zajmowała się nieprzytomnym chłopcem, czyszcząc go i rzucając zaklęcia diagnostyczne, Lucjusz zaczął spekulować jak Potter mógł dokonać takich obrażeń.
Harry znowu improwizował.
Na to wygląda. Kiedy ich plan się spieprzył, Harry musiał naprawdę szybko myśleć na nogach. Albo jak w tym wypadku — łapach.
— Severusie, pomóż mi — powiedziała Poppy. — Muszę mu podać eliksir uzupełniający krew.
Mężczyzna szybko usiadł koło Harry'ego i mógł przynajmniej owinąć swoje ramiona dookoła swego kochanka, by go podtrzymać, gdy Poppy wlewała eliksir do jego ust. Swoją różdżką wymierzoną w gardło Harry'ego, pielęgniarka zmusiła chłopaka, by przełknął większość dawki.
Kiedy skończyła, odłożyła fiolkę, wyprostowała się i zmarszczyła brwi.
— Muszę sprawdzić w książce, co zrobić z tym krwawieniem. — Zmierzyła spojrzeniem Severusa. — Zostań z nim, a ja po nią pójdę.
Mistrz Eliksirów skinął głową, poprawiając bandaże owinięte dookoła głowy Harry'ego, zaś jego palce aż świerzbiły by pogłaskać go po idealnym policzku.
— Doskonały — powiedział Lucjusz. — Nieprawdaż?
Oczy Severusa rozbłysły wściekłością, gdy spojrzał na blondyna.
Co on tu jeszcze robi?
Oczy Lucjusza były skupione wygłodniale na twarzy Harry'ego. Severus szybko ukrył swą złość.
— Co masz na myśli?
— Mam na myśli, — powiedział Lucjusz, przywołując krzesło obok łóżka i siadając na nim. Pochylił się nad głową Harry'ego, wodząc palcami po jego policzku. Dokładnie tak samo jak wcześniej chciał to zrobić Severus. — że chłopak całkiem ładnie nam wyrósł.
Poświęcił jedno spojrzenie twardym rysom twarzy Severusa i uśmiechnął się złośliwie.
— Nie żebyś kiedykolwiek doceniał piękno, ale to... — Lucjusz uniósł jedną z dłoni Harry'ego. — To jest sztuka.
Przestań go dotykać!
Chociaż mężczyzna powiedział to bez podtekstów, w głowie Severusa włączyły się wszystkie alarmy. Nie mógł pozwolić, by myśli Lucjusza biegły w tym kierunku, jeśli chodziło o jego Harry'ego.
— Wciąż zadziwia mnie, że Draco miał takie trudności z zainteresowaniem go — kontynuował Lucjusz, najwidoczniej nie skończywszy ze swymi spekulacjami. — Wspomniał, że chłopak mógł już mieć kogoś bliskiego — rozważał na głos. Spojrzał z uniesioną brwią w kierunku Severusa.
— Masz jakiś pomysł z kim Potter mógł być w związku?
Mistrz Eliksirów przybrał spokojny wyraz twarzy.
— Nie mam pojęcia — powiedział. — Nauczyłem bachora kilku rzeczy. Nie byłem jego osobistym sekretarzem.
Wzrok Lucjusza był podejrzliwy i badawczy. Severus odwzajemnił dociekliwe spojrzenie wyzywającym i gniewnym.
Blondyn znacząco się uśmiechnął.
— Rozumiem.


****

Severus spędził następne 24 godziny robiąc non—stop eliksir uzupełniający krew i pracując nad czymś, co pomogłoby powstrzymać krwawienie. Było ono nieustannym zagrożeniem i Pomfrey nie mogła ryzykować obudzenia Harry'ego, dopóki krew nie przestałaby płynąć z blizny.
Dumbledore próbował kilkanaście razy zamknąć bliznę za pomocą zaklęcia, mając nadzieję, że jego moc była większa niż ciemność, która nie chciała wypuścić chłopca ze swoich rąk. Próbowali klątw, eliksirów, zaklęć, nawet mugolskich szwów, ale bez rezultatu.
Utrzymywali Harry'ego przy życiu za pomocą eliksiru uzupełniającego krew i odżywczych mikstur, wszystkich wlewanych do gardła chłopca i przełykanych przez niego dzięki magii.
W środku nocy Severus wymyślił, że można by zespolić skórę dzięki eliksirowi pobudzającemu porost nowej skóry. To miało szanse powodzenia, gdyby wycieli bliznę z czoła Harry'ego.
Warto spróbować. Jednak będzie potrzebował kilkunastu wyspecjalizowanych składników, po które musi udać się do skrzydła szpitalnego, gdzie zapyta Poppy czy je ma. Wątpił, żeby miała rzadsze komponenty, ale zawsze warto sprawdzić, a nuż coś się trafi.
Na dodatek to kolejna wymówka, by zobaczyć Harry'ego.
Severus skrzywił się boleśnie na tą myśl. Zawsze coś ściskało go w piersi, gdy widział wątłe ciało Harry'ego w łóżku, zakrwawiona szmata na czole jego stałym towarzyszem.
Nie wspominając tych ludzi.
Tak, ci bezmyślni idioci, którzy otaczali zawsze łóżko Harry'ego, teraz gdy znowu został wybawicielem całego świata. Prasa była bardzo łaskawa dla tych, którzy byli powiązani z ostatecznym planem zniszczenia Czarnego Pana, w tym dla niego i obu Malfoyów.
Chociaż majątki i aktywa Malfoyów zostały zamrożone, a ich imię oczernione, i Lucjusz i Draco pozostawali wolni do rozpoczęcia procesu.
Draco, który nie przyjął Czarnego Znaku, pozwolono wrócić do szkoły, zaś Lucjusza...
Cholerny drań.
Lucjusza zostawiono w spokoju tak długo jak długo nie opuszczał kraju. Oczekując procesu stracił swoją pozycję w Zarządzie Szkoły i ograniczono jego możliwość podróżowania do budynków Ministerstwa, Hogwartu i własnego domu.
A Lucjusz...
Cholerny drań.
... przeszedł nad tym do porządku dziennego, z bezczelnością osoby, która jest pewna swego uniewinnienia. Severus wiedział, że mężczyzna zawarł jakąś umowę z Dumbledorem.
I, oczywiście, pozostawała sprawa tego cholernego zdjęcia, które w jakiś sposób znalazło się na łamach Proroka, co zdecydowanie nie zaszkodziło opinii Malfoya. Tego, na którym Lucjusz niósł do szkoły Chłopca Który Przeżył.
Prawda była taka, że gdyby Lucjusza nie było wewnątrz zamku, gdy zaczęli zdejmować osłony, cały budynek mógł zawalić się na Harry'ego i każdą inną osobę przebywającą w środku. A mężczyzna wykorzystywał całe zdarzenie do swoich celów jak tylko się dało.
Niezliczoną ilość razy proszono go o przytoczenie sceny zniszczenia Voldemorta. Jako Śmierciożerca Który Okazał się Szpiegiem, który uratował Harry'ego z walącego się budynku, Lucjusz był obskakiwany przez prasę i miał wielu fanów.
Jedyny pozostały Malfoy zaginął. Chociaż Lucjusz wydał symboliczne oświadczenie na temat zniknięcia swojej żony, wydawał się bardziej zamartwiać o Harry'ego. Prasa żerowała dosłownie tylko na tym.
Od niemal codziennych wizyt Lucjusza przy łóżku Harry'ego czasami Severusa bez mała mdliło. Ale nie tak bardzo jak na myśl o przypływie miłości, który wybuchł po tym, gdy wyszła na jaw prawda o fałszywym związku Harry'ego i Draco.
Kiedy dowiedziano się, że była to tylko mistyfikacja mająca na celu wyłącznie oszukanie Czarnego Pana, ponownie obwieszczono Chłopca Który Przeżył „wolnym", a wtedy przypuszczono szturm. Nie było widać końca powodzi wielbicieli, którzy pojawiali się przy boku Harry'ego.
Nie żeby chłopak był czegokolwiek świadomy.
Dzięki ci Merlinie.
Przez cały czas Harry pozostawał w błogiej nieświadomości. Nie słyszał jak bogata dziedziczka przysięga mu niezłomną miłość i wsparcie. Nie widział pięknego uzdrowiciela, który badał jego głowę, cały czas wpatrując się w twarz i ciało Harry'ego z nieskrywanym pożądaniem. Mistrz Eliksirów prawie przeklął go za to.
Prawdę mówiąc, Severusowi ciężko było się powstrzymać przed przeklęciem ich wszystkich. Prasa i społeczeństwo mdlejące na widok Chłopca Który Zniszczył Czarnego Pana to było wystarczająco, by wystawić na próbę cierpliwość mężczyzny nawet tak trzymającego swój temperament na wodzy jak Severus.
Severus rozkoszował się swoim czasem sam na sam z Harrym we wczesnych godzinach porannych. Tak samo jak ich miłość, cichy czas, kiedy mężczyzna przemawiał do swojego nieprzytomnego kochanka był utrzymywany z daleka od ciekawskich oczu. Spędził wiele godzin trzymając Harry'ego za rękę, mówiąc mu o swoich postępach z eliksirami, informując go o bieżących sprawach szkoły, besztając go za jego lenistwo, ale przeważnie dodając mu otuchy, i sobie, swoją obecnością.
Teraz Severus rzucił się w wir pracy nad najnowszą teorią z nowym zapałem. Sam eliksir był dosyć prosty, jeśli miało się potrzebne składniki. Poppy zapewniła go, że medyczne wymagania mogą zostać spełnione bez żadnego wysiłku z jej strony.
Więc po tygodniu od śmierci Voldemorta Poppy ponownie otworzyła bliznę Harry'ego. Wtedy Severus pokrył ją swoim eliksirem, patrząc jak poszczególne włókna skóry łączą się i zasklepiają. Gdy wytarto krew, ich oczom ukazała się magicznie zszyta błyskawica. Blizna pozostanie na zawsze, przypominając jaki wpływ miał Czarny Pan na życie Harry'ego. I taki sam jaskrawy symbol dla społeczeństwa.
Poppy uniosła swoją różdżkę.
Enerverate — powiedziała.
W pokoju zapadła cisza, gdy wszyscy wstrzymali oddech czekając na obudzenie się Harry'ego.
Czemu ci wszyscy ludzie muszą tu być?
Prawdę mówiąc, Dumbledore próbował ich powstrzymać, ale nowy Minister powiedział, że będzie lepiej jeżeli pierwszemu powrotowi Harry'ego do przytomności będą towarzyszyć świadkowie. Tak więc było obecnych kilkunastu uzdrowicieli, którzy badali Harry'ego, a także dwóch wybranych przedstawicieli prasy. Większość Zakonu również wpuszczono „w razie gdyby sytuacja wymknęła się z pod kontroli", a wykluczenie z przedsięwzięcia jakiegokolwiek Weasleya poskutkowałoby z pewnością czyjąś śmiercią.
Granger stała w pobliżu, wykręcając sobie ręce, a cholerny Lucjusz stał centralnie z przodu, mając nadzieję być pierwszą osobą, którą Harry zobaczy po przebudzeniu. Na to Severus nie pozwoli.
Mistrz Eliksirów pochylił się nad swoim kochankiem, opierając ręce po obu stronach ciemnej głowy, szukając na twarzy chłopaka oznak przytomności.
— No dalej Potter — rozkazująco powiedział Severus. — Czas się obudzić.
Oczy ukryte pod powiekami poruszyły się z boku na bok jak w fazie REM snu, a potem powieki zatrzepotały, ciemne rzęsy pozornie nie pozwalające im się podnieść.
— Potter — zawołał Severus, używając ostrego tonu głosu, by wymusić odpowiedz, a także przekazać, że nie byli sami.
W końcu zamglone zielone oczy skupiły się na twarzy Severusa, na co mężczyzna uśmiechnął się — ale tylko dlatego, że nikt nie mógł go zobaczyć.
Nie żeby ktokolwiek patrzył na ciebie.
— Profesorze? — powiedział Harry, chociaż wyszło to bardziej jak skrzek.
W sali zaczęto wiwatować na co chłopak się wzdrygnął. Severus odwrócił się w kierunku pozostałych w pokoju.
— Cisza, wy imbecyle — wysyczał.
Ale nie dało się ich już powstrzymać. Chłopiec Który Zniszczył Czarnego Pana był żywy i przytomny i wszyscy chcieli zobaczyć go z bliska.
Zanim Severus zdążył się zorientować co się dzieje, znalazł się na obrzeżach pokoju, odepchnięty przez szarżujący tłum.
Dranie.
Mężczyzna zadowolił się faktem, że ujrzał błysk światła, a zaraz po nim ostrzeżenie Albusa, by nikt nie podchodził zbyt blisko. Potem usłyszał najohydniejszą groźbę z ust Poppy, którą zamierzała spełnić, jeśli zbyt bardzo zmęczą swoją obecnością pana Pottera.
Po kilkunastu minutach z tłumu wyłoniła się bujna brązowa czupryna, ciągnąc za sobą wysokiego rudzielca. Ku konsternacji Severusa, podeszli prosto do niego.
— Dziękuję, Profesorze — powiedziała Granger.
— Czemu zawdzięczam twoje podziękowania?
— Bez całego tego treningu, w tym i w zeszłym roku, Harry nie przeżyłby tego.
— Jestem pewien, że Potter znowu wyszedłby z tego cało dzięki swojemu sławnemu szczęściu.
Weasley wsadził ręce głęboko w kieszenie i spojrzał na swoje stopy wielkości kajaków.
Granger spojrzała prosto w oczy Severusa.
— Profesorze, wszyscy wiemy, co zrobił pan dla Harry'ego — powiedziała bardzo sugestywnym tonem głosu.
Cholerni Gryfoni.
— I jesteśmy wdzięczni.
— Um, no — powiedział Weasley. Na krótką chwilę uniósł oczy ku Severusowi. — Sprawiłeś, że Harry był bardzo szczęśliwy.
Nie życząc sobie, aby ktokolwiek zwrócił uwagę na nich albo ich rozmowę, Severus pochylił głowę.
— Zanotowano — wymamrotał. — Więc bądźcie tak mili i powiedzcie Potterowi, że zobaczę się z nim później — dodał, posyłając spojrzenie maruderom zgromadzonym wokół łóżka Harry'ego. Zauważył, że Poppy wyglądała na gotową, by ich wszystkich przekląć.
Poppy za bardzo się powstrzymuje.
— Oczywiście, Profesorze — powiedziała uśmiechając się Granger.
— Bardzo dobrze.
Severus zrobił ostatnią rzecz jaką chciał zrobić. Odwrócił się i opuścił pokój.


****


To musi być samo dno upokorzenia.
Zamknij się i podejdź tam, zanim pan Pożądanie obślini całego twojego Harry'ego.
Severus ruszył powoli wzdłuż ściany skrzydła szpitalnego, dopóki łóżko chłopaka nie pojawiło się w zasięgu jego wzroku. Rzeczywiście uzdrowiciel wisiał nad Harrym, ponownie używając badania głowy chłopca jako wymówki, by dotknąć twarzy jego kochanka.
Przeklnij go. Nie. Zmień go w traszkę. Tak. I tak potrzebujesz więcej oczu traszki.
Oglądając się wokół, aby upewnić się, że w pobliżu nie ma Moody'ego, Severus przysunął się wystarczająco blisko by słyszeć ich głosy.
Czy James by się nie wściekł, gdyby wiedział, że używasz jego starej peleryny, by szpiegować jego syna?
Severus uśmiechnął się złośliwie, ale zaraz potem skupił swoją uwagę na parze czarodziei przed nim.


****


— Boli?
— Nie — skłamał Harry.
Uzdrowiciel uniósł jego głowę i popatrzył na Harry'ego z uniesioną brwią.
— Niech pan nie kłamie panie Potter. Widziałem jak się wzdrygnąłeś.
Harry wzruszył ramionami.
— Cóż, nie boli tak bardzo.
Uzdrowiciel Augustus Pye dalej kontynuował oględziny jego czoła.
— Pomijając dużą tolerancję na ból, naprawdę potrzebuję szczerych odpowiedzi.
Chłopak skinął głową.
Augustus „ mów mi Gus" Pye zapisał jakieś notatki na kawałku pergaminu, a potem odłożył pióro. Usiadł na brzegu łóżka Harry'ego i sięgnął ponownie do twarzy chłopaka, ale tym razem ujął jego podbródek, przebiegając palcem po policzku. Harry napotkał jego intensywne spojrzenie.
— No i? — zapytał Harry, zdenerwowany bliskością drugiego czarodzieja.
Pye westchnął i zabrał rękę z twarzy młodszego mężczyzny.
— Będę musiał poobserwować cię kilka dni — powiedział mu, wciąż wpatrując się badawczo w oczy Harry'ego. — Wydaje się, że nie masz wstrząsu mózgu.
Och, to o to chodziło, zrozumiał z ulgą Harry. Wzrok Pye'a zaczynał go trochę krępować. Nieco mu ulżyło, że uzdrowiciel tylko sprawdzał jego oczy. Gdyby jeszcze się trochę odsunął.
Odkąd Pye został w pełni wykwalifikowanym uzdrowicielem w Św. Mungu, zaczął się jeszcze bardziej interesować „medycyną alternatywną" i dlatego był bardzo zaciekawiony przypadkiem Harry'ego, który wciąż był nieco sceptyczny, co do jego metod. Nie zdołał pomóc Arturowi Weasleyowi dwa lata temu i wydawał się nieco bardziej interesować samym Harrym niż jego ranami. Zawsze napomykał Harry'emu, że powinien mieć wśród swoich „znajomych" wykwalifikowanego uzdrowiciela. Cokolwiek to znaczyło.
Harry miał szczęście, że Severus pracował tak wytrwale, bo był pewny, że inaczej wciąż byłby nieprzytomny.
Koło drzwi powstał jakiś konflikt i uzdrowiciel wstał. Harry westchnął z ulgą, mając nadzieję, że Pye nareszcie zostawi go w spokoju. Nawet Pomfrey nigdy nie przejmowała się nim aż tak. Zawsze nalegała, żeby dużo odpoczywał, z czego mógłby teraz naprawdę skorzystać. Zmęczenie coraz bardziej dawało mu we znaki.
Niestety nie zdążył nawet skończyć tej myśli, gdy tłum przy drzwiach ruszył w kierunku jego łóżka. Z zrezygnowanym ziewnięciem, Harry oparł się na poduszkach i czekał, kiedy zaczną się pytania.
Madame Pomfrey nie pochwalała tego, wydając ostrzeżenia na temat odciągania Harry'ego od jego odpoczynku i groziła co się stanie, jeżeli ktokolwiek zbytnio go podekscytuje. Dumbledore również poinformował grupę reporterów, że będą mieli tylko kilka minut na zadawanie pytań po tym jak on sam wyda oświadczenie.
Oświadczenie Dumbledore'a składało się z mgliście objaśnionych szczegółów „planu", nieco podkoloryzowanych, by pokazać, że nie było od niego odchyleń. W opinii Harry'ego to było raczej heroiczne opowiadanie, ale skoro prasa i tak prawdopodobnie je upiększy, to i tak nie będzie miało większego znaczenia.
Kiedy Dumbledore skończył, reporterzy skwapliwie spojrzeli na Harry'ego.
— Były relacje, że Czarny Pan został zmasakrowany — powiedział jeden reporter. — Co się stało?
Harry spojrzał na Dumbledore'a, który uśmiechnął się i skinął głową.
— Cóż tak naprawdę Voldemort... — w tym miejscu wszyscy jak jeden mąż głośno wciągnęli powietrze, co Harry zignorował — próbował przekonać mnie bym do niego dołączył. Ale każdy kto mnie zna, wie, że nigdy bym tego nie zrobił.
Harry odczekał odpowiednią chwilę, pozwalając znaczeniu tych słów do nich dotrzeć.
— I skoro byłem wystarczająco blisko, zmieniłem się w moja animagiczną formę i... e... zaatakowałem go.
— Jesteś animagiem?
— Jak wygląda twoja forma?
— Z oczywistych względów nie byłem zarejestrowany, ale teraz oczywiście zarejestruję się u właściwych władz — powiedział im Harry, zręcznie unikając bezpośredniej odpowiedzi na pytania. Dumbledore powiedział mu, by nie wspominał o opętaniu ani o walce o kontrole nad jego ciałem, i szczerze mówiąc Harry się z nim zgadzał. Tylko to, co muszą wiedzieć.
— Wtedy fala zwrotna magii wywołana, kiedy Voldemort — kolejne głośne sapnięcie — umarł, sprawiła, że straciłem przytomność.
— Czy to prawda, że Lucjusz Malfoy wyniósł cię z walącego się zamku?
— Tak — powiedział Harry. — Powiedziano mi, że gdy Aurorzy i członkowie Zakonu Feniksa próbowali się dostać do środka, osłony niszczyły budynek.
— A co z plotkami, że spotykałeś się z Draco Malfoyem?
Harry nie był zaskoczony, że reporterzy nie podjęli tematu Zakonu Feniksa. Z jakiegoś powodu, zawsze byli bardziej zainteresowani jego życiem miłosnym.
— Powstały pewne zawiłe historie, którym pozwoliliśmy krążyć po to, by oszukać Voldemorta — powiedział Harry, zagryzając wargi, aby się nie roześmiać, słysząc jak po raz trzeci wszyscy jak jeden mąż głośno wciągnęli powietrze. Wystarczyło, ze wymamrotał imię Voldemorta i mógł łatwo zmienić temat.
— Więc nie jesteś w związku z Draco?
— Współpracujemy ze sobą zachowując jedynie profesjonalne relacje — powiedział Harry. Dodałby „nie nienawidzę go tak bardzo jak kiedyś", gdyby sądził, że może mu się to przydać w późniejszym terminie. Pomyślał tak Ślizgon wewnątrz niego. Severus byłby taki dumny.


****


W przeciągu wydawałoby się kilku minut po wyjściu ze skrzydła szpitalnego reporterów, w czasie, gdy Harry zdążył zaledwie zamknąć oczy, jego spokój został ponownie zakłócony. Dziwnie wyglądająca grupa czarodziejów podeszła do jego łóżka, prowadzona przez Dumbledore'a.
— Masz kolejnych gości, panie Potter — powiedział z uśmiechem Dyrektor. — W zamian za ich powrót obiecałem im krótkie spotkanie z tobą.
Harry spojrzał na grupę mężczyzn, którzy wyglądali dziwnie znajomo. Gdyby nie rzucające się w oczy uwielbienie na ich twarzach, pomyślałby, że znaleźli się tu przez przypadek. Ich czarne szaty były malowniczo porozdzierane i wszyscy mieli długie włosy, przy których jego własne wyglądały na ugłaskane.
Powrót? Harry zrozumiał, że to były Fatalne Jędze.
— Dyrektor poprosił nas o przyjazd i zagranie na dzisiejszej uroczystej uczcie — powiedział jeden radośnie wyglądający facet wyciągając do Harry'ego dłoń.
— Jestem Myron Wagtail — poinformował chłopca, gdy ten słabo potrząsnął jego rękę. — Główny wokalista.
Jeden po drugim, podchodzili do niego by podać mu rękę. Wszyscy grzecznie się przedstawili, wyglądając na zachwyconych. Harry miał nadzieję, że się nie zaczerwienił.
W rzeczywistości robił się biały jak prześcieradło, co zauważył Dumbledore.
— Myślę, że miałeś zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień — powiedział Dumbledore.
Harry zgodził się z nim, ledwo utrzymując ze zmęczenia otwarte oczy. Usłyszał odgłosy oddalających się kroków i ciche szepty.
— Nareszcie — gderała Madame Pomfrey, pomagając Harry'emu ułożyć się wygodnie na łóżku.
— Nie powinien przyjmować tylu gości, Dyrektorze.
— Wiem, moja droga, ale trzeba brać pod uwagę okazję.
Pomfrey głośno chrząknęła i wypadła jak burza z pokoju.
— Profesorze? — powiedział pytająco Harry walcząc ze zmęczeniem. Naprawdę musiał zobaczyć się z Severusem.
— Tak, Harry?
— Gdzie jest Profesor Snape?
Dumbledore uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się wesołe błyski.
— Och, wierzę, że bliżej niż myślisz.
Harry nie miał pojęcia, co to miało znaczyć.
— Chciałbym z nim porozmawiać — odpowiedział.
— Musisz odpoczywać — powiedział Dumbledore. — Jestem pewien, że wkrótce przyjdzie się z tobą zobaczyć.
— Nie z tymi wszystkimi ludźmi naokoło — utyskiwał Harry, a potem zorientował się, że powiedział to na głos.
Dumbledore jedynie zachichotał.
— Być może, mój chłopcze, być może — zgodził się. — Ale jest bardzo pomysłową i upartą osobą, tak jak ty. Jestem pewien, że znajdzie sposób na to, by się tu pojawić.
— Pewnie tak — wymamrotał Harry, wzdychając.
— Śpij Harry. Miałeś pracowity dzień.
Ciężko było nie zasnąć, będąc tak obolałym i czując napierające zmęczenie. Zasnął, otoczony ciepłem koców i ciszą skrzydła szpitalnego. Dotyk wilgoci przy jego ustach obudził go z drzemki. Przynajmniej tak mu się wydawało.
— Dobra robota — wyszeptał głos przy jego policzku.
— Sev...us? — powiedział śpiąco Harry. — Gdzie byłeś?
— Tutaj Harry.
Harry chciałby mieć siłę otworzyć oczy. Pomacał dookoła, aż znalazł oparte o poduszkę koło jego głowy ramię mężczyzny. Zadowolony, pozwolił swojej ręce opaść na łóżko.
— Taki zmęczony — powiedział.
— Więc śpij.
— Chciałem ci powiedzieć.
— Co chciałeś mi powiedzieć? — wyszeptał Severus.
— To byłeś ty. Znowu mnie uratowałeś. — Harry próbował zmusić swoje usta do powiedzenia tego, co chciał przekazać jego mózg.
— Ty uratowałeś wszystkich Harry.
Harry wolno wypuścił powietrze i udało mu się pomimo protestów mięśni unieść powieki i popatrzyć niewyraźnie na ciemne jak bezgwiezdna noc oczy, które odwzajemniły jego spojrzenie.
— Ale uratowałeś mnie — powiedział Harry.
— To nie ma znaczenia.
— Ma — nalegał Harry, wysiłek ponownie go wyczerpując. Znowu westchnął, gdy jego oczy zamknęły się. — Muszę ci powiedzieć...
— Nie bądź głupi Harry. Przestań walczyć ze sobą i idź spać.
Harry skinął głową, uśmiechając się ze znużeniem.
— Jesteśmy nareszcie wolni.
— Wiem, Harry.
— Kochamcięseverusie.
— Zaczynasz bełkotać Potter — powiedział Severus, ale Harry mógł usłyszeć w jego głosie rozbawienie.
— Nie — powiedział Harry i otworzył usta by spróbować jeszcze raz. Ciepłe wargi na jego własnych powstrzymały go. Silny język wśliznął się do jego ust, rozpraszając jego myśli wolnymi smakującymi pociągnięciami. Harry wciągnął w nozdrza zapach Severusa i upajał się pocałunkiem, póki Mistrz Eliksirów nie oderwał się od niego, na koniec lekko przygryzając jego dolną wargę.
— Teraz śpij Harry albo przyniosę eliksiry.
Usta Harry'ego ułożyły się w uśmiech, a jego język wybiegł na zewnątrz, by delektować się smakiem Severusa.
— Tak, sir — wymamrotał.
Kiedy sen znowu chciał go pochłonąć, Harry poczuł palce Severusa przebiegające lekko w dół jego policzka. Wtedy półprzytomnie zrozumiał, że nie potrzebował już eliksirów. Nie musiał się obawiać wizji ani połączenia z Voldemortem. Naprawdę był wolny i miał przyszłość.
Przyszłość z Severusem w jego życiu.
Jego życiu. Będzie miał życie.
Będzie miał życie, ponieważ Severus go kochał.
Miał miłość.


****


Lucjusz wpuścił Draco do gabinetu Severusa i zabezpieczył drzwi dla prywatności. Severus uprzejmie zaoferował swój gabinet, kiedy usłyszał, że blondyn ma nowiny, które musi przekazać swojemu synowi.
— Jak się czujesz Draco?
— Głupio — odpowiedział Draco, siadając w dużym, wygodnym fotelu przed rozpalonym kominkiem.
Lucjusz stanął przed swoim synem i skrzyżował ręce na piersi.
— Czemu?
— Powinienem był umieć przezwyciężyć Imperiusa i mieć więcej kontroli nad...
— Silniejsi czarodzieje niż ty nie mogą przezwyciężyć tego zaklęcia, zwłaszcza kiedy rzucającym je jest Czarny Pan.
— Ty możesz — powiedział Draco, a potem mruknął: — Potter także.
Lucjusz uśmiechnął się złośliwie.
— Tak. Wygląda na to, że umiejętności pana Pottera są większe niż my, albo ktokolwiek inny, sobie wyobrażaliśmy.
Draco uniósł głowę.
— Och?
— Tak — wymruczał Lucjusz, kiedy zaczął chodzić w tą i z powrotem. — Właśnie opuściłem krótką konferencje prasową, którą pozwolił przeprowadzić Dumbledore.
— I?
— I wygląda na to, że pan Potter jest także animagiem.
Draco ze zdumienia szczęka opadła, ale szybko się pozbierał.
— No jasne.
Lucjusz zlitował się nad swoim synem.
— Draco, Potter miał indywidualną uwagę i przeszedł intensywny trening.
— Wiem — westchnął Draco, zdejmując niewidzialny pyłek ze swoich szat. — Po prostu wygląda to tak, jakby miał wszystkie talenty. Może przezwyciężyć zaklęcie Imperius, jest animagiem, jest Wężousty i, nie zapominajmy, może przeżyć Zaklęcie Zabijające.
Lucjusz obrócił się w kierunku swojego syna.
— Potter jest Wężousty?
Draco prychnął.
— Wszyscy to wiedzą ojcze — powiedział.
Mężczyzna zastanawiał się jak mógł przeoczyć ten szczegół. Oczywiście, pomiędzy Czarnym Panem i Narcyzą, nie wspominając o jego pracy, zawsze był zajęty, ale szczycił się tym, że był dobrze poinformowany. Ale Wężomowa... możliwości były po prostu prowokujące.
Lucjusz zwykł robić się twardy jedynie słuchając jak Czarny Pan mówi do Nagini.
— Słyszałeś jak mówi w Wężomowie? — zapytał.
Draco spojrzał na niego, a na jego twarzy odmalowało się zdezorientowanie.
— Połowa szkoły słyszała go na drugim roku.
— Rozumiem — Lucjusz powiedział z drobnym uśmieszkiem. Chrząknął i ponownie spojrzał na syna.
— Wolałbyś raczej być tym, który ma takie przeznaczenie? — prowokująco zapytał Lucjusz, mając nadzieję, że jego syn jest wystarczająco rozsądny, by wiedzieć, że czasami lepiej jest pozwolić innym stać w światłach reflektorów.
— Nie jestem głupcem — było odpowiedzią Draco. Lucjusz uśmiechnął się.
— To dobrze.
— Więc jakie jest nasze stanowisko? Co to dla nas oznacza — zapytał Draco.
— Dumbledore zapewnił mnie, że dzięki mojej poprzedniej reputacji i naszej pomocy na koniec, powinienem wyjść z tego bez odsłużenia żadnego wyroku w Azkabanie. Oczywiście, na pewno możemy się spodziewać sporej grzywny.
— Cóż, to nie powinno nas zrujnować — powiedział Draco.
— Pod warunkiem, że zatrzymamy nasz majątek, co będzie wymagało kilkunastu osób świadczących na naszą korzyść.
Draco skinął głową w zamyśleniu, a potem spojrzał w górę.
— A co z matką?
Lucjusz przysunął drugi fotel bliżej do Draco i usiadł w nim.
— Draco, twoja matka uciekła — powiedział łagodnie.
Draco zamrugał.
— Uciekła?
Lucjusz skinął głową.
— Nie wiedziała, że byśmy jej pomogli?
— Nie chciała naszej pomocy — powiedział mu Lucjusz. — Była całkowicie lojalna wobec swojej rodziny, a zatem i Czarnego Pana.
— Ale...
— Nie słyszałeś naszej kłótni tuż po tym jak Czarny Pan po raz pierwszy został pokonany — powiedział Lucjusz, patrząc w przestrzeń i przypominając sobie gorzkie słowa Narcyzy. — Była zachwycona, gdy znowu wzrósł w siłę.
— Tak, jedyne o czym ostatnio mówiła to moja inicjacja.
Lucjusz poważnie pokiwał głową.
— Jesteś zawiedziony, że przedłożyłem nas, naszą rodzinę, ponad Czarnego Pana? — zapytał.
Draco przez chwilę wyglądał na pełnego zadumy, a potem potrząsnął głową.
— Nie, ojcze — powiedział w końcu. — Nigdy naprawdę nie chciałem płaszczyć się przed nim.
— Moc Pana została złamana przez jego pragnienie zemsty — powiedział Lucjusz. — Być może był taki czas, że mógł zdobyć wszystko, ale stał się potworem zapatrzonym bezmyślnie w jeden punkt. Twoja matka, jak jej siostra, sprawiłaby, że obaj bylibyśmy ulegli jego humorom.
— Rozwiedziesz się z nią?
— A chciałbyś, żeby pociągnęła nas za sobą? — zapytał Lucjusz, ale Draco milczał.
— Gdyby do nas wróciła moglibyśmy jej pomóc, ale postanowiła porzucić rodzinę Malfoyów.
Draco wciąż milczał.
— Wiem, że ciężko się z tym pogodzić Draco, — Lucjusz położył dłoń na ramieniu syna — ale jej więź z Czarnym Panem była silniejsza nawet od więzi z tobą.
Draco powoli skinął głową.
— To po prostu takie niesprawiedliwe.
— Wiem, ale w czasie wojny nic nie jest.
— Więc co teraz zamierzasz zrobić, ojcze?
— Teraz, mój smoku, zamierzam przywrócić rodzinne nazwisko do stanu dawnej świetności i odzyskać nasz majątek.
Draco zamrugał.
— Jak?
— Zamierzam zostać bardzo dobrym przyjacielem Harry'ego Pottera, oczywiście.
Draco głośno przełknął.
— Naprawdę?
— Tak — Lucjusz wstał i strzepnął swoją pelerynę. — Mogę liczyć na twoje pełne wsparcie, nieprawdaż?
— Tak, ojcze — chętnie się zgodził Draco, wstając. — Chciałbyś, żebym spróbował ponownie?
— Sądziłem, że nawet ta parodia związku ciążyła wam obu.
— Tak, cóż, gdybym sądził, że mam jakiekolwiek szanse... — Draco ucichł, wyglądając na zawstydzonego, ale także w pewien sposób odczuwającego ulgę, że to nie będzie jego obowiązek.
— Po za tym, wiesz, że moje preferencję skłaniają się raczej ku naszej własnej płci — powiedział Lucjusz, by osłabić poczucie winy swojego syna.
Draco skinął głową.
— Dobrze — Uniósł podbródek chłopaka. — To dla rodziny, Draco.
Młody Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
— Ale to nie będzie dla ciebie żadnym wyrzeczeniem.
Lucjusz uśmiechnął się drapieżnie.
— Znasz mnie tak dobrze.
— Znam twoje preferencje i wiem, że niektórzy uważają go za atrakcyjnego, ale czy naprawdę chcesz jego?
— Draco — powiedział Lucjusz. Nie będzie wdawać się teraz w debatę nad fizycznymi atrybutami Pottera. — Harry Potter zniszczył najpotężniejszego Czarnego Pana tego stulecia. Zostanie najpotężniejszym czarodziejem na świecie i najbardziej wpływowym — jeżeli już nie jest. Jak myślisz?
— Ten rodzaj potęgi jest atrakcyjny — zgodził się Draco. — A co z tym związkiem w którym rzekomo jest?
— Już ty się o to nie martw — powiedział Lucjusz z pewnością siebie, chociaż wiedział, że będzie musiał uważnie zaplanować każdy kolejny krok, jeżeli to naprawdę był Severus.
— W międzyczasie, bądź miły.
Draco westchnął.
— Dobrze.
— I bądź też miły dla jego przyjaciół.
Draco posłał Lucjuszowi oburzone spojrzenie.
— Nawet dla tej szla...
— Nawet dla niej — powiedział twardo Lucjusz.
— Jeśli zamierzamy przekonać Pottera i świat o naszej szczerości, musimy zachowywać się przyjaźnie w stosunku do tych z którymi się zadaje.
— Dobrze, ojcze — powiedział niechętnie Draco. — Coś jeszcze?
Lucjusz objął swego syna.
— Uważaj na siebie, mój smoku — ostrzegł go. — Wciąż są w zamku osoby o wątpliwych poglądach.
Draco spojrzał w górę na niego i nie było między nimi tej różnicy wzrostu, co kiedyś. Jego syn był już prawie mężczyzną.
— Umiem się o siebie tutaj zatroszczyć ojcze.
Lucjusz skinął głową.
— I spraw, że będę dumny, kiedy przyjdą wyniki owutemów.
Pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę i Lucjusz opuścił osłony w gabinecie, którego pozwolił użyć im Severus. Mistrz Eliksirów wszedł do pokoju.
— Skończyliście Lucjuszu? — zapytał.
— Tak Severusie — powiedział Lucjusz, odsuwając się od Draco. Podszedł do Mistrza Eliksirów i spokojnie spojrzał mu w oczy.
— Dziękuję, że użyczyłeś nam swojego gabinetu.
Severus lekko skinął głową.
— Sądzę, że wszystko w porządku?
— Na tyle na ile się można spodziewać — powiedział mu Lucjusz, gdy Severus wszedł głębiej do pokoju. Draco pożegnał się i opuścił gabinet.
Severus patrzył za nim, gdy wychodził.
— Wszystko z nim porządku?
— Jego duma nieco ucierpiała, ale nic mu nie będzie — powiedział Lucjusz. Severus skinął głową, a Lucjusz kontynuował: — A co z naszym panem Potterem?
Severus nagle się obrócił, a na jego twarzy pojawiła się na sekundę iskra złości, gdy usłyszał zaimek „nasz".
— Co masz na myśli?
— Właśnie go opuściłeś, nieprawdaż? — Gdy Severus skinął głową, Lucjusz zapytał: — A jego stan?
— Nareszcie zasnął — wyjawił w końcu Severus. Przesunął kilka kawałków pergaminu na biurku. — Cholerni idioci nie zostawią go w spokoju — wymamrotał.
— Obawiam się, że to dopiero początek — Severus spojrzał w górę, a Lucjusz uniósł jedną brew. — Uwaga skierowana na niego tylko się nasili — przewidywał Lucjusz. Wiedział, że Severus nie znosił „publiki" i po prostu nienawidził się dzielić. — Nic nie powstrzyma jego wielbicieli, zarówno małych jak i tych dużych.
Severus skinął głową i usiadł za biurkiem.
— Wszyscy będą go chcieli — dodał Lucjusz.
Severus wskazał na drzwi.
— Jeżeli skończyłeś Lucjuszu, mam wypracowania do oceny.
Lucjusz uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi.
— I Lucjuszu.
Mężczyzna odwrócił się, trzymając rękę na klamce.
— I tak wszyscy już go chcą — Ciemne spojrzenie Severusa było intensywne. — Ale on zasługuje na to, co najlepsze.
Lucjusz uśmiechnął się z wyższością.
— I upewnimy się, że to dostanie — powiedział Lucjusz. — Nieprawdaż?
Severus uśmiechnął się, a Lucjusz zamrugał z niedowierzaniem. Ostatni raz widział uśmiech Severusa Snape'a, gdy... cóż, dawno, dawno temu.
— Mogłeś nie zauważyć, ale pan Potter potrafi o siebie zadbać.
Lucjusz przewrócił oczami.
— A gdzie w tym tkwi urok? — I z tymi słowami, mężczyzna obrócił się i wyszedł z gabinetu.


****

Sen Harry'ego był głęboki i wolny od eliksirów, a jego sny słodkie i wypełnione miłością, którą miał w życiu. Jednak wkrótce, te sny staną się koszmarami i dowie się dokładnie jak trudno jest tę miłość utrzymać.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top