Rozdział 13 - Konfrontacje


— Co to znaczy, że Voldemort nie był zły?
— Potter uspokój się — powiedział Severus, opierając się o biurko. Harry krążył w tą i z powrotem na małym dywaniku w jego gabinecie, wściekły z powodu nowego obrotu spraw.
Severus szybko wyszedł z gabinetu Albusa po tym jak opowiedział mu o szczegółach spotkania. Musiał zobaczyć się z Harrym, więc Dumbledore nie miał innego wyjścia jak tylko się zgodzić. Harry będzie zły z powodu zmiany planów, więc Severus chciał być tym, który go o tym poinformuje.
Stanowi niesamowity, zachwycający widok w całej swojej namiętnej furii.
Severus zignorował swój cholerny wewnętrzny głos. Chociaż bardzo by chciał zaadresować namiętności Harry'ego, poczeka jeśli trzeba. To był pierwszy raz, gdy był z nim sam na sam od czasu ataku. Bardzo pragnął znowu dotknąć Harry'ego, ale chciał się upewnić, że chłopak nie miał żadnych psychologicznych traum w związku z napaścią. Musiał wiedzieć, że Harry wciąż go pragnie, ale nie będzie go poganiać. Za nic w świecie.
Potrzebuje dzikiego zwierzęcego seksu. Słyszałeś go.
Ale były ważniejsze sprawy z którymi najpierw należało się uporać. Severus musiał być pewny, że Harry będzie gotowy. Chłopak przede wszystkim musi czuć się kochany zanim stawi czoło Czarnemu Panu. Jego magia i siła wróciły do normy, ale co z jego emocjami?
Harry przestał krążyć po pokoju i zwrócił się do Severusa: — Zabini nie został wcale ukarany?
— Niezupełnie.
Harry zmarszczył czoło. Wiele emocji przebiegło przez jego twarz, włącznie ze złością i frustracją, ale to ciekawość zwyciężyła.
— Co znaczy „niezupełnie"?
— Cóż — wyjaśnił Severus — Czarny Pan zdawał się myśleć, że Blaise miał bardzo wiarygodnie brzmiący plan mający na celu osłabienie ciebie.
— Wiarygodnie brzmiący plan?
— Tak. Tak jak zaplanowaliśmy, Draco powiedział mu, że napaść osłabiła cię emocjonalnie, — kontynuował Severus — więc uważa to za dobry moment by posunąć się na przód.
Harry opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach, jak gdyby wreszcie to do niego dotarło.
— Voldemort przystąpił do działania — powiedział ponuro. — Zamiast uzyskać trochę czasu, teraz nie mamy go wcale. — Spojrzał z powagą w górę.
— Co z Zabinim? — zapytał z umęczonym wzrokiem.
— Został nagrodzony — Severus powiedział mu i uśmiechnął się złośliwie. — Jeśli można tak powiedzieć.
Te słowa rozproszyły Harry'ego, który uniósł głowę.
— Co masz na myśli?
— Obsesja Blaise'a na twoim punkcie była oczywista. Szczerze mówiąc, to podnieciło Czarnego Pana.
— To znaczy, że...?
— To znaczy, że Czarny Pan postanowił nagrodzić Blaise'a, pozwalając mu zaspokoić go.
Harry'emu szczęka opadła.
— Mówisz, że...
Severus skinął głową.
— Och, tak. Blaise będzie miał dzisiaj niepodzielną uwagę Czarnego Pana.
Harry zamrugał, wpatrując się w podłogę jak gdyby sobie to wyobrażał. Wyglądał na należycie przerażonego, ale Severus nie był pewny czy ta wiadomości zadowoliła chłopaka czy go poruszyła. Postanowił zmienić temat.
— Dobrą wiadomością jest, jeśli można tak to nazwać, że Blaise prawdopodobnie nie wspomniał o twojej bezróżdzkowej magii.
Harry spojrzał w górę.
— Nawet o tym nie pomyślałem — wymamrotał.
Jesteśmy zdziwieni?
— Może nie powinienem...
— Nie! — krzyknął Severus i podszedł do Harry'ego. Chwytając podbródek chłopaka, Mistrz Eliksirów uniósł jego twarz i spojrzał w zaniepokojone zielone oczy.
— Obroniłeś się w jedyny sposób w jaki mogłeś. Nawet jeśli Czarny Pan wie o tym szczególnym talencie, wciąż myśli, że jesteś emocjonalnym wrakiem.
Harry pokiwał głową i wstał. Wślizgnął się w ramiona Severusa, które owinęły się dookoła jego talii i objął mężczyznę za szyję.
— Nie wiem czy jestem gotowy — powiedział Harry, patrząc przeszywająco na Severusa.
Merlinie, wciąż perfekcyjnie leży w twoich ramionach.
Severus pochylił się i pocałował jego bliznę.
— Jesteś — powiedział. — Jutro rano przedyskutujemy szczegóły z Dumbledorem.
Nie martw go teraz.
Severus martwił się wystarczająco za nich dwóch, ale Harry musiał być pewny siebie. Mężczyzna zrobiłby wszystko, by zdjąć brzemię z barków Harry'ego. Wolałby go zabrać i ukrywać się z nim przez resztę ich życia niż posłać go, by ponownie stawił czoło Czarnemu Panu.
Harry mocno zacisnął oczy, przyciskając swoją twarz do policzka Severusa.
— O co chodzi Harry?
— Potrzebuję ciebie. — Oddech Harry'ego połaskotał go po szyi.
Dzięki ci Merlinie.
— Potrzebuję ciebie ze mną. — Te słowa były równie ciche jak były zdesperowane i Severus walczył ze sobą o to, by jego ciało nie zadrżało.
Będę tam — obiecał Severus, bezgłośnie mówiąc swojemu wewnętrznemu głosowi, żeby się odwalił.
— Muszę — powiedział ponownie Harry, ukrywając swoją twarz w zagłębieniu ramienia Mistrza Eliksirów. — Muszę wiedzieć...
Severus odsunął Harry'ego, a potem chwycił jego twarz w swoje dłonie.
— Co musisz wiedzieć?
Dolna warga Harry'ego była schwytana między jego zęby, a jego oczy szeroko otwarte i bardziej bezbronne niż Severus je kiedykolwiek widział.
— Po prostu — uciekł wzrokiem — po prostu chciałem, żeby zapłacił.
—Wiem Harry — odpowiedział Severus, trącając jego twarz, aż jego oczy ponownie spotkały oczy Severusa.
— Zabini zapłaci. Obiecuję ci.
Mężczyzna zmarszczył czoło, kiedy Harry znowu odwrócił wzrok.
Wreszcie doszliśmy do sedna sprawy.
— Po prostu kiedy mnie dotykał ... cóż, ja...
— O co chodzi Harry? — zapytał pomocnie Severus. — Możesz mi powiedzieć.
O, a tobie było tak łatwo o tym mówić?
Severus westchnął i przebiegł kciukiem po drżącej wardze Harry'ego, próbując sobie przypomnieć jak się czuł.
— Czułeś się brudny — powiedział cicho Severus, wiedząco.
— Jak gdyby dotyk jego dłoni nigdy nie mógł się zmyć. — Oczy Harry'ego rozszerzyły się w czasie przemowy Severusa. — Jak gdyby nikt nigdy więcej nie mógł cię zechcieć, ponieważ w jakiś sposób, nawet jeśli wiesz, że to nieprawda, myślisz, że to mogła być twoja wina.
Opuszczając głowę, delikatnie dotknął swoimi ustami do ust chłopaka, który nie odsunął się. Podnosząc głowę, Severus popatrzył w intensywnie zielone oczy swojego młodego kochanka.
— Nic co on, ani ktokolwiek inny zrobi, nigdy nie zmniejszy twojej wartości Harry — powiedział Severus, obsypując jego twarz drobnymi pocałunkami.
— Nie jako czarodzieja, nie jako mężczyzny i zdecydowanie nie jako kochanka.
Oczy Harry'ego rozbłysły ulgą i wdzięcznością. Palce chłopaka wplątały się we włosy Severusa, znowu ciągnąc jego głowę w dół.
Dobrze powiedziane staruszku.


****


Harry westchnął czując perfekcję pocałunku Severusa. Boże, Severus był niesamowity. Rozumiał Harry'ego lepiej niż on sam. Przeżył to wszystko, wiedział jak Harry się czuł. Mógł wspierać go i nim kierować, nie czując litości i nie osądzając.
Było tak dużo warstw w tym mężczyźnie i z każdym odkryciem Harry zagłębiał się coraz bardziej i bardziej w uczuciu niewiarygodnego szacunku i uwielbienia.
Więc to jest miłość?
Harry przycisnął się do ciała Severusa, zaciskając ręce i mocno przylegając do mężczyzny. Chciał więcej, ale Mistrz Eliksirów powstrzymywał się. Harry czuł to.
— Severusie, potrzebuję cię — wymruczał mu do ucha. — Proszę, nie odtrącaj mnie.
Wtedy mężczyzna odsunął go na długość ramion i spojrzał na Harry'ego z intensywnością, która przypomniała chłopakowi lekcje Oklumencji.
— Harry — zaczął Severus — przeszedłeś przez...
— Przestań — przerwał mu Harry. — Wiem lepiej niż ktokolwiek przez co przeszedłem. Wiesz, że jestem silniejszy niż na to wyglądam.
— Wiem Harry, ale...
Harry rzucił się na swojego nadopiekuńczego kochanka. Jego pocałunek stał się chciwy, gdy jego usta złączyły się z ustami Severusa. Reakcja mężczyzny była natychmiastowa, jego język rozpoczął zmysłowy taniec z językiem chłopaka. Palce Harry'ego zaczęły rozpinać guziki długiej szaty Mistrza Eliksirów, podczas gdy ich usta dalej całowały i lekko podgryzały się.
— Harry — jęknął Severus.
— Severusie — powiedział błagalnie Harry. — Czarny Pan jutro — wymruczał zanurzając się w kolejnym pocałunku. — Dzisiaj tylko my.
Severus wydał odgłos, który przypominał warknięcie, jednocześnie przejmując kontrolę nad pocałunkami i prowadząc ich przez swoje pokoje. Harry gwałtownie wciągnął powietrze, gdy usta Severusa przesunęły się w dół, by podszczypywać i ssać punkt na jego szyi, który powodował, że jego nogi zamieniały się w galaretę. Chłopak niejasno poczuł jak jego ciuchy są ściągane, zagubiony w doznaniach wywoływanych przez usta mężczyzny wędrujących po jego skórze. Kiedy położył się, na plecach poczuł niezwykłą miękkość materaca.
Harry pozostał zatopiony w doznaniach, gdy gorliwe usta i zdolne palce dalej pieściły go i głaskały. Czczące go palce przypomniały mu jak troskliwy był zawsze Severus, gdy się kochali. Jak dokładnie go przygotowywał, jak ostrożnie w niego wchodził.
Kochali się niezliczoną ilość razy, ale nigdy nie czuł się tak jak teraz. Nawet pierwszy raz, kiedy był taki niecierpliwy, nie był tak zmysłowy i powolny.
Wkrótce, zaczął odczuwać palącą potrzebę. Potrzebę większej ilości dotyków, większej bliskości — potrzebował po prostu więcej wszystkiego. Jego dłonie wędrowały po każdym centymetrze skóry, który mógł dosięgnąć, ale to nie wystarczało. Potrzeba go ponaglała, aż nie zaczął błagać.
— Sev... chcę cię — wydyszał Harry. — Potrzebuję...
Usta Severusa poruszały się wokół jego sutka, liżąc i ssąc, i powodując, że Harry wyginał się w ciepłą wilgoć. Harry poczuł ręce Severusa na swoich wygiętych w łuk plecach, gdy mężczyzna przyciągnął go bliżej, z łatwością się w niego wślizgując.
Jęknął wreszcie czując się „cały", będąc wypełniony przez swojego kochanka, i otoczył nogami talię Severusa, który uklęknął pociągając go za sobą. Harry przylgnął do ramion Severusa, jego głowa odrzucona w odpowiedzi na ogień wypełniający jego lędźwie. Tarcie jego penisa o brzuch Severusa, pozycja mężczyzny w nim, pozwalająca ocierać się o jego prostatę, wypełniła go płynnym pożądaniem.
— Sev... rus, O Boże — wychrypiał Harry, ujeżdżając penisa Severusa, poruszając się na nim drobnymi pchnięciami.
Mężczyzna jęknął w szyję Harry'ego, gdy jego usta z powrotem przeniosły się na twarz chłopaka. W końcu ich usta ponownie się spotkały i pożerali siebie nawzajem z intensywnością zarówno fizycznej jak i emocjonalnej namiętności.
Dłonie Severusa znowu się poruszyły, jedna powędrowała do pleców Harry'ego, druga chwyciła tył jego głowy, obie przyciągając go niewiarygodnie blisko, wypełniając go niewiarygodnie głęboko.
Orgazm zaskoczył Harry'ego, który wciągając głośno powietrze przekroczył tą niewidzialną granicę, wijąc się na kolanach Severusa, gdy wybuchnął.


****


Severus patrzył jak orgazm Harry'ego został z niego wyrwany niemal siłą. Głowa chłopaka ponownie była odrzucona w uniesieniu, jego opuchnięte, czerwone usta rozwarte w bezgłośnym krzyku spełnienia. Nawet wewnętrzny głos Severusa był dziwnie cicho, gdy ułożył bezwładne ciało Harry'ego na materacu.
Zbyt rozpłomieniony, by dłużej patrzeć na piękno zdeprawowanego wyglądu Harry'ego, Severus przesunął jego nogi i ponownie pchnął. Harry wygiął się, zaciskając dłonie w prześcieradłach.
— Wypełnij mnie Severusie — wyszeptał Harry, jego otwarte oczy wpatrzone w twarz starszego kochanka. — Zostaw we mnie część siebie.
Severus z jękiem zamknął oczy i pchnął znowu i znowu, aż jego ciało zadrżało w spełnieniu, wypełniając ciasny kanał Harry'ego swoją esencją.
Zaspokojony i wyczerpany mężczyzna, przyciągnął chłopaka do siebie i czule pocałował.
— To było fantastyczne — wymamrotał śpiąco Harry.
W rzeczy samej.
— Śpij — wyszeptał Severus, sięgając po swoją różdżkę. Wyczyścił ich zaklęciem, odłożył różdżkę i zacisnął ramiona wokoło swojego kochanka.
— Z samego rana jesteśmy oczekiwani w gabinecie dyrektora.
Słyszałem, że Ameryka jest dobrym miejscem, jeśli chcesz zniknąć.
— Gdyby tylko...
Harry wymruczał coś niezrozumiale i przytulił się do Severusa. Jego oddech stał się głęboki i równy. Severus pocałował go w głowę.
Jest wystarczająco duża, do cholery.
— Musimy wykonać swój obowiązek.
Dla dobra ogółu i etc.
— Mm, tak.
Nie, żeby świat zasługiwał na tego szczególnego bohatera.
Ramiona Severusa zacisnęły się wokół drobniejszego ciała.
— Kocham cię Harry — wyszeptał.
Cholerny tchórz. Powinieneś powiedzieć to wcześniej.
Severus nie zawracał sobie głowy kłóceniem się ze swoim wewnętrznym głosem. Westchnął głęboko, a zapach piżma wypełnił jego nozdrza. Jego oczy się zamknęły, gdy pogrążył się w głębokim śnie.
Nie zauważył zielonych oczu, które nagle się otworzyły, okrągłe jak galeony.


****


— Przepraszam — powiedział Harry, szarpiąc się za włosy. — To wszystko bardzo miłe i w ogóle, ale jak ja mam go niby zabić?
— Obawiam się, że będziesz musiał użyć zaklęcia uśmiercającego — odpowiedział wyraźnie zasmucony Dumbledore.
Harry w geście frustracji wstał z krzesła znajdującego się przed biurkiem dyrektora. Severus popędzał go, kiedy rano wstali i Harry nie miał nawet czasu się nad tym wszystkim zastanowić. Wziął szybki prysznic, założył ubrania przyniesione dla niego przez Zgredka, a potem został poprowadzony prosto do gabinetu dyrektora.
Draco już tam był. Harry'emu powiedziano również, że Lucjusz Malfoy rozmawiał z dyrektorem przez kominek zeszłej nocy, a także dziś rano.
— Dzięki rytuałowi na cmentarzu — wyjaśnił Dumbledore — Voldemort jest znowu śmiertelny. Jeśli wypowiesz zaklęcie ograniczenia dookoła was obu, to będziesz w stanie go zabić.
— A co jeśli ponownie spróbuje mnie opętać? — zapytał Harry.
— Jak pokazało doświadczenie w Ministerstwie, jest w tobie za dużo miłości, by mógł to wytrzymać. Tak długo jak w pobliżu nie będzie żadnej istoty, którą mógłby opętać, Voldemort nie będzie miał innego wyboru jak powrócić do swojego ciała.
Zły z powody tak prostego przedstawienia sprawy, Harry dalej rzucał gromy.
— Więc dlaczego ty tego nie zrobiłeś?
— Nie mogłem Harry — odpowiedział mu Dumbledore. — Nie mam mocy i wystarczająco silnej woli, by zabić go w taki sposób.
Harry'emu szczęka opadła ze zdumienia. Ale potem przypomniał sobie jak Voldemort drwił z Dumbledore'a w Ministerstwie, gdy ten walczył tak, żeby nie zabić.
— A ja je mam? — zapytał Harry.
Dyrektor skinął głową, wyglądając na zmęczonego.
— Tak.
— Po tym wszystkim co ci zrobił, nie chcesz go widzieć martwym? — powiedział prowokująco Draco.
Harry spojrzał na drugiego chłopaka.
— Oczywiście, ale...
— Ale co? — zapytał Draco, jak gdyby Harry był tępy.
Jak widać ci ludzie nic sobie nie robili z zabicia kogoś z zimną krwią. Chciał wyciągnąć Severusa z miejsca w którym cicho siedział do tej pory i potrząsać nim dopóki „prawdziwy" plan nie wypadłby z jego ust.
— Jak? — ponownie zapytał Harry.
— Avada Kedavra.
Harry posłał wściekłe spojrzenie Draco.
— Znam cholerne słowa, Malfoy. — Spojrzał z powrotem na Dumbledore'a. — Nigdy nie nauczyłeś mnie jak rzucać to zaklęcie.
— Nie ma jakiejś specjalnej metody by się tego nauczyć — powiedział (nareszcie) Severus. — Po prostu musisz tego chcieć.
— Więc, co dokładnie? — Harry obrócił się w stronę Severusa. — Po prostu naprawdę muszę tego chcieć?
Severus skinął głową, ale wyglądał na smutnego.
— Dokładnie. Właśnie tak.
Harry rozłożył ręce.
— Wiecie co? Ten plan jest do bani.
— Zrozum Potter. To naprawdę proste. Ja cię przyprowadzam do Czarnego Pana. Ty rzucasz zaklęcie ograniczenia, ja, mój ojciec i Profesor Snape pomagają utrzymać je na miejscu i powstrzymują wszystkich innych od przeszkadzania, wtedy ty rzucasz klątwę i utrzymujesz ją dopóki nie będzie martwy.
Harry popatrzył się na Draco jak gdyby wyrosła mu druga głowa.
— Nie zachowuj się jak małe dziecko, Potter.
— Czemu się po prostu do cholery nie zamkniesz, Malfoy. To nie ciebie chce dorwać.
— Nie, tylko moją dupę — odparł Draco.
— Panowie, bardzo proszę — Albus uspokoił ich na swój ojcowski sposób. Zwrócił się do Malfoya: — Draco, gdzie jest świstoklik?
Draco wyciągnął z kieszeni swoich szat małą książeczkę.
— Bardzo dobrze. — Dumbledore wziął książkę i wyjął swoją różdżkę.
— Więc ta rzecz ma swego rodzaju zegar? — Harry zapytał. Dumbledore skinął głową.
— Co w takim razie zamierzasz zrobić? — dopytywał się Harry.
— Umieszczę zaklęcie śledzące na świstokliku — powiedział mu Dumbledore.
— Ale zaklęcie śledzące nie przejdzie przez zabezpieczenia domu, sir — wtrącił szybko Draco.
Dumbledore spojrzał znad swoich okularów na Draco.
— Jestem pewien, że nie zostaniecie przeniesieni bezpośrednio do rezydencji. Tylko upewnij się zanim wejdziesz, że upuścisz świstoklik na zewnątrz.
Harry patrzył raz na jednego, raz na drugiego.
— Skąd możesz być pewien? — zapytał.
— Ponieważ Harry, wymagałoby naprawdę dużo wysiłku zsynchronizowanie miejsca i czasu zgodnie z życzeniami Voldemorta — powiedział mu Dumbledore. — Prościej jest pozwolić wam wejść z zewnątrz, a zabezpieczenia powiadomią go o waszym przybyciu.
— Och — westchnął Harry, patrząc z fascynacją jak Dumbledore rzucił zaklęcie śledzące na książkę, po czym oddał ją Draco.
— Już mamy lokalizację od pana Malfoya, ale szybciej i łatwiej będzie podążyć za zaklęciem śledzącym. — Dumbledore wstał, ciężko opierając się o biurko.
— Posłuchaj uważnie, Harry — powiedział. — Nie będziesz sam. Teraz znamy miejsce i czas. Cały Zakon będzie cię wspierał. My, ja, będziemy tam. Nie potrafię tego wystarczająco podkreślić... Draco zaprowadzi cię do ukrytego zamku przed obiadem, a wtedy cały Zakon za wami podąży. Syriusz zostanie wysłany na zwiady z wyprzedzeniem i gdy tylko ty i Draco wejdziecie, da znak Zakonowi, by rozpoczęli pełen atak.
Harry obserwował uważnie Dumbledore'a i zrozumiał, że stał przed nim Jedyny, Którego Bał się Voldemort. Czerpał z tego pociechę, ale...
— Więc, jedyne co muszę zrobić to go zabić — powiedział Harry.
— Tak, Harry — odpowiedział mu Dumbledore. — My zajmiemy się resztą.
Harry wciąż uważał, że plan był do bani. Był zbyt prosty i było zbyt wiele rzeczy, które mogły pójść źle. Wiedział, że nie był strategiem, ale nie był też idiotą. Nawet jeśli większość jego planów sprowadzała się do bezmyślnego „pójścia na żywioł".
Zostali wygonieni z gabinetu dyrektora i Harry ruszył w dół schodów patrząc niepewnie za Severusem, którego długie kroki szybko i wściekle zaprowadziły do Wielkiej Sali. Harry oddałby swoją Błyskawicę za kilka słów otuchy.
Mężczyzna nawet na niego nie spojrzał, ale chłopak potrafił mu to wybaczyć, ponieważ ostatnia noc była tylko ich. Zeszłej nocy Harry odkrył, że Severus go kocha.
— Hej, Potter — zawołał Draco, łapiąc Harry'ego za ramię i zaciągając go do niszy obok schodów. Obaj rozejrzeli się dookoła, by upewnić się, że są sami.
— Chciałem tylko przeprosić.
Harry zamrugał.
— Za co?
— Za Blaise'a.
Harry skrzywił się.
— To nie była twoja winna — powiedział. — To nie twoje miejsce, ani obowiązek, by przepraszać czy rekompensować za przewinienia kogoś innego.
Malfoy wyglądał na zszokowanego.
— Co?
— Nic — odpowiedział Draco. — Po prostu to brzmi jak coś, co powiedziałby mój ojciec lub Severus.
To zwróciło uwagę Harry'ego.
— Severus? — wydusił. Nigdy nie słyszał, żeby Malfoy nazywał ich Profesora po imieniu.
— Nie żeby to był jakiś wielki sekret — powiedział władczo Draco. — Jest moim ojcem chrzestnym.
— Tak? — zadławił się Harry. Cóż, to dużo tłumaczyło. Czemu do cholery Severus mu tego nie powiedział? Harry zamartwiał się na śmierć po której stronie są tak naprawdę Malfoyowie, a tu wychodzi na jaw, że są praktycznie rodziną Severusa?
Draco spojrzał na niego zaciekawiony.
— Nie jest taką złą osobą, wiesz — rzucił.
— Wiem to — powiedział Harry i prawie zakrył usta dłonią. — Znaczy, podczas tego całego dodatkowego treningu, zauważyłem, że nie jest kompletnym draniem.
Malfoy uśmiechnął się dobrodusznie.
— Jasne — wymamrotał. — W każdym razie, chciałem żebyś wiedział, że jest mi przykro, — nie za niego — ale ponieważ Blaise dziwnie się zachowywał w związku z tobą, a ja naprawdę powinienem zrobić coś więcej, żeby go powstrzymać.
Harry rozważył to.
— Nie jestem pewien czy mogłeś zrobić coś więcej.
— Pewnie nie, — powiedział Draco — ale wiązała się z tym pewna ilość zazdrości. Blaise nienawidził być drugim najlepszym po mnie. A ja powinienem cię ostrzec.
Harry przypomniał sobie komentarze Zabiniego podczas napaści i musiał się zgodzić z Malfoyem.
— Rozumiem co chcesz mi powiedzieć.
Weszli do Wielkiej Sali razem. Draco wyszeptał: — Do zobaczenia. — Wprost do ucha Harry'ego, sprawiając, że wyglądało to jakby całował go w policzek, a potem poszedł do stołu Ślizgonów, podczas gdy Harry usiadł przy stole Gryfonów.
Harry nie sądził, że będzie w stanie cokolwiek zjeść. Używając zaklęcia Muffliato, opowiedział po cichu Ronowi i Hermionie o rzekomym planie. Oboje byli wściekli, że nie pozwolono im iść i walczyć razem z Zakonem.
Hermiona rozpoczęła tyradę, recytując tak dużo informacji jak tylko mogła na temat zaklęcia uśmiercającego. Jak zawsze, jej wiedza była przeogromna, ale Harry miał problem ze skupieniem się na tym co mówi. Jego umysł był jednym wielkim kłębkiem myśli i uczyć.
Severus go kochał.
Musi dzisiaj zmierzyć się z Voldemortem.
Severus go kochał.
Będzie musiał kogoś zabić.
Severus go kochał. Severus powoli, namiętnie się z nim kochał, a potem powiedział, że go kocha.
A potem zaczęły się lekcje.
Jak na dzień, który prawdopodobnie zostanie odnotowany w książkach historycznych, ten poranek rozpoczął się tak normalnie jak tylko mógł. A jednak, dzisiejszy dzień zostanie zapamiętany jako dzień, który zmienił świat. To miało znaczący wpływ na Harry'ego. Po tym jak spieprzył Zaklęcie Proteusza na transmutacji, postanowił sobie darować Historię magii.
Gapił się bezmyślnie w jezioro, kiedy nadszedł Draco.
Harry westchnął.
— Jesteś tak zdenerwowany jak ja, Malfoy? — zapytał.
— Nie masz nawet pojęcia — powiedział Draco, chwytając Harry'ego za ramię.
— Co...
Zanim Harry mógł skończyć zdanie, coś dźgnęło go w bok i poczuł bardzo znajome szarpniecie w okolicach pępka. O cholera.
To było jedno z jego lepszych „lądowań" jak na świstoklik, ale kiedy wyciągnął różdżkę, Draco złapał go za ramię i zaczął ciągnąć w kierunku małego zamku.
— Co się dzieje, Malfoy? — zażądał odpowiedzi Harry, idąc powoli obok Draco. Schował swoją różdżkę w rękawie, domyślając się, że lepiej będzie, jeśli będzie wyglądał na nieuzbrojonego. Zaskoczyło go jak bardzo był spokojny.
— Zmiana planów — powiedział Draco, wpychając go przez drzwi. Harry poczuł trzask zabezpieczeń, kiedy się za nim zamknęły i ostry ból w bliźnie.
Trochę się zachwiał, a potem obrócił się w kierunku Draco. Oczy Malfoya były szkliste, a jego twarz pusta. Imperius? Kurwa. Miał przerąbane.
I nikt nie wiedział. Harry pomyślał, że nie powinno minąć zbyt dużo czasu zanim ktoś nie zorientuje się, że ani on, ani Malfoy nie byli na terenie szkoły. Ale jak mógł sobie kupić trochę czasu, jeżeli Voldemort go po prostu zabije? Draco szturchnął go, wymierzoną w niego różdżką, poprzez korytarz.
Dlaczego w zamkach korytarze musiały być takie długie? Podwójne drzwi otworzyły się przed nimi, a Harry poczuł kolejną falę magii poruszającej się dookoła nich, kiedy weszli do dużej sali audiencji. Wydawało się, że kiedyś mogła to być sala balowa, ale niewiele o tym przypominało poza kilkoma gobelinami i dużym żyrandolem zawieszonym pośrodku pomieszczenia.
Po za tym pokój wydawał się być pusty, żadnych krzeseł i stołów, żadnych kredensów czy obrazów, żadnych ludzi.
— Ach, wejdź Draco — Voldemort powiedział ze swego... czy to był tron? — Witam, panie Potter. Miło cię znowu widzieć.


****

— Uważam za niezbędne, żebyś wysłał Blacka teraz — powiedział podniesionym głosem Severus. — Twierdzę, że nie powinieneś z tym czekać.
Albus westchnął.
— To niezwykłe zachowanie jak na ciebie Severusie.
— Ty? — zakpiła Minerwa. — Ty chcesz wprowadzić do akcji Syriusza?
— Mówimy tu o życiu Pottera, dyrektorze — naciskał Severus. — Black jest oczywistą osobą do wysłania.
— Zgadzam się...
Weasley i Granger wpadli do klasy McGonagall, uciszając trójkę nauczycieli wewnątrz.
— Panno Granger, panie Wea...
— Harry'ego nie ma — oboje powiedzieli na jednym oddechu.
— Co?
— Szukaliśmy wszędzie, nie ma go — powiedział Weasley wciąż dysząc.
Granger uchwyciła spojrzenie Severusa.
— Nikt nie widział także Malfoya.
NIE! To za wcześnie!
Zimna obręcz, która zacisnęła się dookoła serca Severusa, była czymś czego nigdy wcześniej nie czuł.
— Severusie, chodź ze mną do mojego gabinetu — powiedział Albus. — Minerwo, proszę powiadom kogo trzeba.
— Natychmiast — odpowiedziała Minerwa, niemal wybiegając z klasy.
Severus mógł tylko podążać za dyrektorem, walcząc z paraliżującym uczuciem, które groziło, że zawładnie jego zmysłami. Ledwo słyszał jak Weasley i Granger zostali odprawieni, ale koncentrował się na swoich stopach, które szybko niosły go do gabinetu dyrektora.
Albus skierował się natychmiast do swojego stolika pełnego magicznych detektorów, patrząc się jak niektóre z nich się kręcą, a inne dymią.
Proszę niech tutaj będą.
— Obawiam się, że ich tu nie ma — powiedział Albus. Szybko podszedł do kominka i rzucił garść proszku Fiuu. — Malfoy Manor.
Głowa Lucjusza pojawiła się w płomieniach.
— Dyrektorze, co...
— Nie ma czasu na uprzejmości Lucjuszu. Chłopcy zniknęli.
Severus cieszył się, że Lucjusz wydawał się zaskoczony. Gdyby Lucjusz, nie daj Boże, wiedział, to...
— Ruszam od razu — powiedział Lucjusz.
— Bardzo dobrze — zgodził się Albus. — Spotkamy się na miejscu.
Głowa Lucjusza zniknęła z płomieni, a Albus wyciągnął swoja różdżkę, zakreślając nią w powietrzu koło, z którego zaczęła emanować dziwna poświata.
— Zaklęcie śledzące wciąż działa — powiedział z ulgą.
— Więc na co czekamy? — warknął Severus.
Tak. Powinniśmy się ruszać. Chodźmy! CHODŹMY!
Albus spojrzał na Severusa.
— Voldemort nie wezwał ciebie?
Severus zamrugał. Lucjusz także nie został wezwany.
Na Merlina.
Co teraz wymyślił Czarny Pan?
Trzeba było jechać do Ameryki.


****


Blizna Harry'ego mocno paliła, teraz, gdy podchodzili do krzesła na którymsiedział Voldemort. Walczył, by zignorować swój strach, przypominając sobie, żebyli sami. I jeszcze nie był martwy, więc może mógł kupić trochę czasu.Voldemort nawet się nie poruszył.
— Gdzie twoja rodzina? — zapytał zaciekawiony Harry. — Myślałem, żebędziesz chciał, żeby wszyscy zobaczyli jak mnie zabijasz.
Cienkie usta rozciągnęły się w czymś, co można było tylko nazwać złośliwymuśmieszkiem.
— Wszystko w swoim czasie, panie Potter. — Zwrócił się do Draco. — Możeszodejść Draco. Otrzymasz swoją nagrodę później.
— Dziękuję mój Panie — powiedział beznamiętnie Draco.
— Wyjdź!
Draco wycofał się przodem z pokoju, kłaniając się z szacunkiem przy wyjściu.
— Dzięki za nic, Malfoy — krzyknął Harry, mając nadzieję, że zaklęcie przestajedziałać i Draco zaalarmuje Zakon. Chyba, że ich lojalność była tylko kłamstwem...
Nie. Harry nie sądził, żeby tak było. To na pewno sprawka Voldemorta. Harrypatrzył jak Draco opuszcza pokój i usłyszał jak Voldemort wymamrotał własnezaklęcie ograniczenia wokół wielkiego pokoju. Cóż, przynajmniej toposzło zgodnie z planem.
— Hm, a teraz — powiedział Voldemort. — Co powinienem z tobą zrobić?
— Nie zamierzasz mnie zabić?
— Tak bardzo ci się śpieszy?
— Nieszczególnie.
— To dobrze.
Voldemort wstał, a Harry instynktownie cofnął się o krok.
— Ja też nieszczególnie się śpieszę, by spotkać mój koniec. — Przespacerowałsię kilka kroków. — Więc co zrobić? Wciąż jest ta irytująca przepowiednia zktórą się zmagamy.
Z każdą minutą robiło się dziwniej.
— Tralawney jest starą oszustką — powiedział Harry.
— Hm tak, słyszałem, — zgodził się — jednak Dumbledore traktuję tęprzepowiednię całkiem serio.
— A ty nie?
— Ja także — powiedział. — Przyznaję bardzo pragnąłem usłyszeć całąprzepowiednię. Każdy Czarny Pan chciałby poznać szczegóły swojegozapowiedzianego unicestwienia.
Podszedł do Harry'ego, którego głowa zabolała mocniej w proteście.
— A jednak wygląda na to, że cała przepowiednia kręci się całkowicie wokół mnie— kontynuował okrążając Harry'ego — i osoby, którą wybrałem jako „równegosobie". W ten sposób, można powiedzieć, że stworzyłem cię takim jakim jesteśdzisiaj.
Voldemort wciąż brzmiał tak samo jak arogancki, młody Tom Riddle, któregospotkał w Komnacie Tajemnic w czasie drugiego roku. Pewność siebie Voldemortabyła tak samo denerwująca.
— Można tak powiedzieć — rzekł Harry, wytrącony z równowagi, kiedy Voldemortstanął przed nim. Próbował odsunąć od siebie nasilający się ból w jego głowie iskupić na tym, co mówił i robił Voldemort.
— Tak właśnie powiedziałem. Co ty myślisz?
Harry zastanowił się, patrząc w te świecące czerwone oczy.
— Rozumiem twój punkt widzenia. Mogłeś wybrać Nevilla.
— Nevilla?
— Longbottoma.
— Ach — mruknął Voldemort, kiedy sobie przypomniał kto to i znowu zacząłchodzić.
— W rzeczy samej. Spełniał wszystkie warunki przepowiedni. Ale ja wybrałemciebie, nieprawdaż?
Harry skinął głową, mając nadzieję, że Voldemort był skłonny dzisiaj do długichprzemów. Wycierając ręce w swoje szaty, zastanawiał się jak długo zajmieprzybycie tu Zakonowi. Do tej pory muszą już o wszystkim wiedzieć. Poszukałswojej różdżki, odczuwając ulgę, kiedy wymacał ją w kieszeni.
— Więc, panie Potter... Harry... Chciałbym ci zaoferować kolejną okazję.
Harry zamrugał.
— Kolejną okazję na co? — zapytał zaskoczony.
Czarny Pan zmierzył go ciekawym spojrzeniem, jego czerwone oczy wędrowały potwarzy i formie Harry'ego. Te oględziny sprawiły, że Harry zadrżał.
— Stałeś się bardzo potężny — wymruczał Voldemort — i słyszałem, że takżeWężousty.
— To znaczy? — Ciężko było nie brzmieć podejrzliwie.
— To znaczy, że wszystko czym jesteś, otrzymałeś ode mnie.
Zaczęła go ogarniać złość, przeważając nad strachem. Tak jak wtedy, gdy TomRiddle powiedział, że są tacy sami, rosła w nim niechęć na każde porównanie dostojącej przed nim obrzydliwej, złej kreatury.
— Właściwie — kontynuował Voldemort — jest w tobie tak samo dużo mniejak kogokolwiek innego, włączając w to twoich rodziców. Dzielimy tą samą krew,ochronę twojej matki, więź przez twoją bliznę.
Zniecierpliwiony Harry zapytał: — Co chcesz powiedzieć?
— Gdybyś teraz do mnie dołączył, bylibyśmy niepokonani.
Harry został zaskoczony.
— Dołączyć do ciebie?
— Tak. — Voldemort uniósł rękę w kierunku twarzy Harry'ego, a jego bliznazapulsowała jakby zaraz miała eksplodować.
— Czarny Pan i Chłopiec Który Przeżył razem.
Voldemort wydawał się zafascynowany tym pomysłem. Harry go nie rozumiał.
— Ale przepowiednia...
— Wypowiedziana przez starą oszustkę. — Voldemort lekceważąco machnął ręką. —Pomyśl Harry. Nieograniczona potęga, nieśmiertelność. Tysiące na każde twojeskinienie.
— Ale jestem pół—krwi.
— Tak jak i ja.
Harry odsunął się od ręki poruszającej się tuż przy jego twarzy.
— A co z tego będę miał?
Voldemort popatrzył w jego oczy i Harry szybko oczyścił umysł. Cholera, prawiezapomniał o Legimencji.
— Pokój — powiedział mu Voldemort, opuszczając dłoń. — Nikt nie będzie ciępróbował zabić. Dam ci dom, całe miasto jeśli chcesz, gdzie będziesz mógł żyć zkimkolwiek będziesz chciał. Wszyscy twoi przyjaciele będą bezpieczni.
— A co muszę w zamian zrobić? — zapytał Harry, niepewny czy tak naprawdę tylkoudawał zainteresowanie. Myśl o możliwości życia w pokoju i bezpieczeństwie zSeverusem była kusząca.
— Co tylko zechcesz — odpowiedział Voldemort. — Będę miał tylko kilka żądańalbo nawet wcale.
Harry otrząsnął się ze swoich rozmyślań.
— Jakim kosztem? — zapytał.
Voldemort wydawał się go czytać, co sprawiało, że czuł się zdenerwowany.
— Cóż, dobre pytanie, nieprawdaż Harry? — powiedział. — Jak bardzo troszczyszsię o świat, który uwięził cię z ludźmi, którzy cię nienawidzili? Świat, któryodwraca się do ciebie plecami niemal co tydzień? Nazywa wariatem w jednejchwili, by w następnej wznosić za ciebie toasty?
Voldemort ponownie zaczął go okrążać z utkwionymi w niego oczami.
— Nigdy cię tak naprawdę nie kochali, wiesz? Kiedy spełnisz swoje zadanie, cozrobisz? Czy chociaż zadali sobie trudu by zastanowić się, co ty byś chciałzrobić z resztą swego życia?
— Pozbędą się ciebie jak wczorajszego Proroka Codziennego — ogłosił Voldemort.
O Boże. Był czystym złem.
Grał na rzekomej emocjonalnej słabości Harry'ego.
— Jedyne co musisz zrobić to żyć swoim prostym, szczęśliwym, małym życiem, inigdy więcej nie będziemy musieli mieć tych corocznych dramatycznych,„ostatecznych rozgrywek".
— Podczas gdy ty przejmiesz kontrolę nad światem?
— Nawet ty musisz przyznać, że byłbym lepszy niż Knot.
Harry parsknął. Nic nie mógł na to poradzić.
— To prosta decyzja Harry.
Harry'emu przypomniały się słowa wypowiedziane przez Dumbledore'a podczas jegoczwartego roku: „Pamiętajcie, gdy nadejdzie czas, w którym będziecie musieliwybierać między tym, co słuszne, a tym, co łatwe. Pamiętajcie..."
Harry pamiętał. Przypomniały mu się także słowa Severusa. „Nie dopuściłbycię na 10 jardów zanim by nie transfigurował twojego dużego kota w kociątko.Potem, będąc złym Czarnym Panem jakim jest, natychmiast by ciebie zgniótł obcasembuta."
Ale Harry był już w odległości trzech jardów... Może jego oryginalny planmiał teraz jakąś wartość, zwłaszcza, że byli sami.
— Jesteś bardzo dobry — powiedział Harry.
Voldemort uniósł oczekująco jedną bezwłosą brew.
— Przekręciłeś prawdę, żeby brzmiała tak strasznie jak nigdy bym sobie nie mógłwyobrazić.
— Przekręciłem? Nie sądzę.
— Zapomniałeś o jednej maleńkiej drobnostce.
— Jakiej?
— Zabiłeś lub byłeś odpowiedzialny za śmierć całej mojej rodziny i sprawiłeś,że moje życie było prawdziwym piekłem.
— Prawda.
— Jeśli myślisz, że teraz do ciebie dołączę, to jesteś obłąkany.
Voldemort wyciągnął swoją różdżkę.
— Wystarczyłoby zwykłe „nie".
Zanim Voldemort zdążył otworzyć usta, Harry rzucił się na niego, zmieniając sięw trakcie skoku.
Nienawiść i instynkt samozachowawczy prowadziły go, gdy jego pazury zaczęłyrozcinać i rozdzierać wszystko co napotkały na swej drodze. Potężne szczękizamknęły się dookoła chudej szyi, która łatwo pękła pod naporem.
Słysząc trzaśnięcie i czując smak krwi, Harry powoli odszedł od rozciągniętej,zakrwawionej formy. Zmienił się ponownie i spojrzał w dół na złamane ciałoCzarnego Pana.
Voldemort wziął świszczący oddech. Jego usta ułożyły się w słowo „nie" izamknął oczy.
Nagły, intensywny ból przywiódł Harry'ego na kolana, a potem na podłogę.Wszechogarniająca agonia rozdzierała jego duszę tak dokładnie jak jego kły ipazury właśnie rozdarły ciało Voldemorta. Udręka identyczna do tej, którą czułw atrium Ministerstwa Magii skurczyła jego mięśnie. Dumbledore powiedział, żeVoldemort nie będzie w stanie opętać go na długo. To już było zbyt długo. Harrychciał umrzeć, zrobić cokolwiek byle ten ból się skończył.
Po prostu mi się oddaj, Harry.
Nie, tego nie zrobi. Nie przegra teraz. Miał zbyt dużo do stracenia. Walczył zbólem, który próbował owładnąć jego zmysłami.
Miał Severusa.
Severusa?
Harry poczuł zaskoczenie Voldemorta, gdy wspomnienia ich wspólnie spędzonegoczasu przesunęły się przez jego umysł. Zadowolenie, troska... miłość owiniętadookoła niego jak koc, osłaniająca go od wszystkiego innego. Wspomnieniewyszeptanych słów...
„Kocham cię, Harry"
Potem ogarnęła go ciemność.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top