Wieczorne rozmyślania
Znowu się ściemnia
Zapada noc
Kolejna
Kolejna samotna noc
Bez myśli
Bez nadziei
W moich myślach płomień
Słów, pociech monety
Bezdźwięcznie wpadają w otchłanie
Na nic
Na nic
Na nic
Cicho upadają
A zabiera je ten
Co zadaje ból
Tyle wokoło szczęścia
Śmiech
Uśmiech
Pocałunek
Że nikt już nie widzi
Płaczących.
Moje oczy
Wyschłe studnie
Suche mimo burzy
Sięgają głęboko
Śledzą ruch ust kochanych
Choć nie czekają na słowa
Ramiona raz kolejny
Obejmują powietrze
Szukają, czego nie znajdą
Słuch chwyta każdy szmer
I każde wyznanie
Choć przecież żadne nie będzie
Dla niego przeznaczone
Między nadzieją a rozsądkiem
Rozdarty
Spoglądam przez okno
Wypatrując miłości
Która nie nadejdzie
Czy mogę mieć nadzieję
Że zwrócisz na mnie spojrzenie?
Że zdobędę Twe serce?
Nadzieja umiera ostatnia
Więc nic już nie zostało
Mogę marzyć
Mogę o Tobie myśleć
Mogę z daleka kochać
Ale nic poza tym
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top