Kości
Jestem jak Ezechiel
Patrząc na dolinę trupów
W jaką zmieniło się
Za mną me życie
Tak wiele osób
Skrzywdziłem w swym życiu
Nie mówią mi tego
Lecz widzę ich oczy
Są dla mnie milczącym
Wyrzutem sumienia
Lecz teraz Bóg
Nie wskrzesi tych kości
Co ziemię okrywają
Milczącym całunem
A w moim sercu
Rośnie cierń pokuty
Cierń z ostrego żelaza
By dręczyć mą duszę
Ranią najbliżsi
Upokarzają
Staję na krawędzi
Wąska ścieżka
Prowadzi wśród przepaści
Struna zbyt napięta
Fałszywy dźwięk wydaje
Zachwiał mną wiatr
Uderzyły słowa
Struna jęknęła
I pękła
Kolejny ból
Padam na kolana
Stają nade mną
Z triumfem we wzroku
Który się zderza
Z twardą nienawiścią
To oni
Najbliżsi
Popychają w otchłanie
Struna pęka całkowicie
Lot w dół
Ich śmiech
I pogarda
Struna zerwana
Splata się w pętlę
Nareszcie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top