Rozdział 1

Sasuke Uchiha od samego rana uważał ten dzień za praktycznie idealny, a trzeba wiedzieć, że nieczęsto mu się to zdarzało. Tak po prawdzie, to przez całe lata sądził, iż jego życie to niekończące się pasmo mniejszych lub większych porażek... Przynajmniej jeśli chodzi o życie osobiste, bo zawodowo spełniał się w stu procentach. W końcu nazwisko Uchiha do czegoś zobowiązywało.

Wracał właśnie z sądu, gdzie udało mu się wygrać kolejną rozprawę. Nie był to jakoś szczególnie skomplikowany proces, można nawet powiedzieć, że się przy nim nie napracował, bo cała sprawa była ewidentną pomyłką prokuratora. Jednak widząc radość w oczach mężczyzny, który po dwóch latach od niesłusznego skazania, wreszcie mógł wyjść na wolność, sam poczuł się dziwnie lekko i teraz humor mu dopisywał.

Tak, Uchiha był prawnikiem i trzeba mu było przyznać, że piekielnie dobrym prawnikiem. Już na studiach zajmował czołowe miejsca w rankingach uczniów i każdy zapowiadał mu wspaniałą karierę. Przewidywania te zaczęły się sprawdzać niemalże od pierwszej poprowadzonej przez niego sprawy. Fakt, żaden inny prawnik, który dopiero co uzyskał dyplom, nie prowadził tak skomplikowanych przypadków, ale on, no cóż, był Uchiha, a to mówiło samo za siebie. Tak więc, już od samego początku rzucono go na głęboką wodę. Kiedy tylko zakończył - oczywiście swoją wygraną - proces, który wydawał się skazany na porażkę, w prawniczym światku zawrzało. Tym bardziej, że ze sprawy o zaniedbanie pracodawcy, którego wynikiem był wypadek w pracy, a uszkodzenie ciała pracownika ograniczało się do złamanej nogi i obitych żeber, wyciągnął ponad dwustutysięczne odszkodowanie. Do tego wywalczył jeszcze kilka tysięcy zadośćuczynienia, za jak to ujął w pozwie: ,,stres związany z ponad tygodniowym pobytem w szpitalu". Fakt pozostawał faktem, był dobry i z tym nikt nie mógł się spierać. Dlatego też, teraz swobodnie konkurował na sali sądowej z dużo bardziej doświadczonymi prawnikami i mimo swoich trzydziestu lat już mógł się szczycić sporymi sukcesami.

Żeby tego było mało, kancelaria prawna, należąca do jego rodziny, była znana zarówno w Konoha jak i kilku sąsiednich miastach.  Natomiast biało-czerwony wachlarz będący jej logiem, wywoływał niepokój u niejednego prokuratora, który miał już okazję poznać Sasuke, albo jego starszego brata Itachiego. Niektórzy ośmielali się mówić, że to rodzeństwo nawet Temidę ma po swojej stronie. Może faktycznie tak to wyglądało, bo jakiej sprawy by się nie dotknęli, każdą wygrywali. Tyle tylko, że nie wynikało to z żadnych podejrzanych układów z boginią sprawiedliwości i prawa, a z ich skrupulatnego dobierania klientów i doskonałego przygotowywania się do każdej rozprawy. Byli po prostu perfekcjonistami.

W każdym razie, na życiu zawodowym kończyły się sukcesy Sasuke Uchihy. Jeśli chodzi o kwestie prywatne to, powiedzmy delikatnie, że było ciut gorzej. Ciężko było stwierdzić czy jest w tym wina samego charakteru Sasuke, czy może jego niełatwej przeszłości, która sprawiła, iż taki był. Jedno było pewne, jego kontakty z ludźmi poza salą sądową pozostawiały wiele do życzenia. Dość powiedzieć, że jedyną osobę, którą zwykł nazywać przyjacielem, stracił prawie dziesięć lat temu i na dodatek z własnej winy. A i jego związki z kobietami rozpadały się praktycznie szybciej, niż się zaczynały. Jedynym wyjątkiem, a przynajmniej tak uznajmy, była Sakura, jego dziewczyna jeszcze z czasów liceum. Niestety, pięknej, zielonookiej pannie Haruno nie dane było zakosztować zbyt długiego życia, gdyż zmarła mając zaledwie dwadzieścia lat. A co jeszcze gorsze, do tego tragicznego wydarzenia doszło w czasie porodu, kiedy to na świat miała przyjść córka Sasuke, Sarada. Nie to żeby na tym skończyły się ciosy od życia jakie otrzymał, bo niedługo później los postanowił odebrać mu także rodziców, którzy zginęli w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Cóż, tyle chyba wystarczy człowiekowi żeby stać się bezuczuciowym draniem, prawda? Sasuke uznał, że tak i właśnie takie starał się sprawiać wrażenie. Chociaż, ciągle widział w sobie cząstkę osoby, którą był zanim to wszystko się wydarzyło i nawet jeśli tego przed sobą nie przyznawał, chciał znowu się nią stać.

Wracając jednak do teraźniejszości. Dzisiejszy wieczór Sasuke planował spędzić nad jakąś dobrą książką sądząc, że to będzie doskonałe zakończenie tego dnia. Niestety wystarczyło, że wysiadł z samochodu na podjeździe przed domem, w którym mieszkał wspólnie z bratem, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Już z tego miejsca dostrzegł, leżącą na huśtawce w ogrodzie, paczkę. Z daleka wyglądała bardzo niepozornie, ot, zwykła przesyłka w szarym papierze, przewiązana jakąś cienką, czarną tasiemką. Jednak Uchiha, ostatnimi czasy, odbierał zbyt wiele takich przesyłek, żeby przejść obok niej spokojnie....

Podszedł powoli do leżącej na huśtawce paczuszki i w ułamku sekundy poczuł, jak jego serce przyspiesza bieg. Stanął zaledwie dwa kroki od niej i jeszcze raz dokładnie ją obejrzał. Żadnego znaczka, żadnego adresu. Wziął głęboki oddech i sięgnął po przesyłkę. Kiedy tylko jego ręka dotknęła spodu kartonika poczuł wilgoć. Domyślał się jakie może być jej źródło, dlatego z jego ust wyrwało się przekleństwo, którego nie zdołał w porę zahamować. Wolną dłonią wyjął telefon i zadzwonił pod pierwszy numer na jego liście kontaktów. Wsłuchał się w sygnał oczekiwania, a w między czasie odłożył pakunek na miejsce i nieporadnie starał się zdjąć tasiemkę, którą był przewiązany.

- Sasuke? Coś się... - usłyszał po chwili w słuchawce.

- Jadę do ciebie, Itachi – oznajmił kiedy wreszcie udało mu się dobrać do szarego papieru.

- Nie mów, że znowu...

- Mówię – ponownie przerwał swojemu rozmówcy.

- Co tym razem? – zapytał wprost jego brat, a w jego głosie od razu dało się wyłapać zdenerwowanie.

Młodszy Uchiha jeszcze przez chwilę mocował się z papierem, a kiedy udało mu się go zdjąć jego oczom ukazał się zwykły biały kartonik. Choć może zwykły to zbyt wielkie słowo, bo jego spód był cały mokry... i czerwony. Rozważał czy w ogóle ma ochotę oglądać to, co jest w środku, ale ostatecznie uznał, że nie ma szczególnego wyjścia, bo ktoś i tak będzie musiał to zrobić. Odchylił powoli wieczko i praktycznie od razu uderzył go nieprzyjemny zapach, który do tej pory był przez nie hamowany. Skrzywił się i zakasłał czując odór surowego mięsa, które musiało już od jakiegoś czasu leżeć na huśtawce w pełnym słońcu.

- Sasuke? – usłyszał w słuchawce zmartwiony głos brata. To przywołało go do porządku na tyle, że spojrzał do kartonu. Dokładnie w tej samej chwili tego pożałował...

- Serce – wychrypiał przez ściśnięte gardło i rozłączył się nie czekając na odpowiedź Itachiego.

Stał jeszcze przez kilka minut wpatrując się w wyścielone białym, a właściwie teraz to czerwonym, materiałem wnętrze kartonika, na którym leżało serce... Dosłownie, w tej przesyłce znajdował się zwierzęcy organ, który zakrwawił cały materiał i spód paczki. Tego, że nie jest ludzkie był akurat pewny, bo na to było po prostu za małe. Poza tym, nieraz otrzymywali już podobne przesyłki. A to wątroba, to znowu nerki, albo żołądek. Raz nawet zdarzyło się, że zawartość pakunku stanowiły żywe larwy jakiegoś robactwa. A jeszcze innym razem ktoś mu przysłał wieniec pogrzebowy z karteczką głoszącą: ,,Niedługo się przyda". Oczywiście klasycznych listów z pogróżkami nawet nie liczył, bo i nie było sensu. Otrzymywali je dość często, w zasadzie, przy każdym poważniejszym procesie jaki prowadzili, ale od kilku miesięcy to się nasiliło. Każda z takich przesyłek lądowała na komisariacie i oczywiście tylko tyle, bo nie było na nich żadnych śladów mogących prowadzić do grożącej im osoby, więc policja nie miała żadnego dobrego punktu zaczepienia.

Właśnie dlatego Itachi postanowił wziąć sprawy we własne ręce i jak mu powiedział, porozmawiać z kimś, kto na pewno im pomoże. Problemem było to, iż zabronił mu zjawiać się na tym spotkaniu, twierdząc, że ta osoba by sobie tego nie życzyła. Sasuke nic z tego nie rozumiał. Bo niby kto to miał być żeby jego obecność w jakikolwiek sposób przeszkadzała? Bądź, co bądź obiecał, że nie zakłóci przebiegu tej rozmowy, ale ta przesyłka przeważyła szalę. Już on sobie osobiście porozmawia z tą osobą, która ma im pomóc! Pogoni ją do roboty i od razu przedstawi podejrzanych, bo nie miał praktycznie wątpliwości, że to sprawka tego psychicznego doktorka Danzo Shimury, którego próbuje dorwać od pół roku.

Niby liściki z wezwaniem do zaprzestania wtykania nosa w nie swoje sprawy mogły dotyczyć każdego postępowania jakie prowadzili Uchiha, ale zdaniem Sasuke, to właśnie ekscentryczny ordynator miejscowego domu opieki stał za tymi wszystkimi pogróżkami. Sasuke jakieś sześć miesięcy temu zgodził się bowiem pomóc Hinacie Hyuga i jej kuzynowi Nejiemu w znalezieniu dowodów na przeprowadzanie w ośrodku nielegalnych badań. Ojciec panny Hyuga był tam pensjonariuszem, a jego stan zdrowia miał się drastycznie pogorszyć po zastosowaniu przez Dano jakiejś innowacyjnej terapii. Sprawę oczywiście zbadała komisja lekarska, ale niczego nie wykryto, dlatego też, kiedy pan Hyuga zmarł, jego córka zwróciła się do Sasuke. Uchiha na początku był bardzo sceptycznie nastawiony do tej sprawy, ale z czasem zaczął się przekonywać, że z tym ośrodkiem rzeczywiście jest coś nie tak. Uważał, iż współczynnik zgonów jest tam zdecydowanie zbyt wysoki, nawet jeśli w grę wchodził ośrodek, gdzie przebywali starsi, niekiedy poważnie chorzy ludzie. Niestety, przeczucia Sasuke, a niezbite dowody, które mógłby przedstawić w prokuraturze to dwie zupełnie różne rzeczy. Przez to sprawa tak długo się za nim ciągnęła, a razem z nią groźby i te dziwne przesyłki... Oczywiście nie mógł wykluczyć, że to wszystko nie jest ze sobą powiązane, ale... miał przeczucie. I właśnie przez to przeczucie musiał działać. Nie chodziło mu o siebie. Uważał, że i tak nikt by nie płakał, gdyby coś mu się stało, ale chciał zapewnić bezpieczeństwo bratu i jego narzeczonej, Karin. To oni byli teraz jego jedyną rodziną, jedynymi bliskimi, których nie mógł utracić, choćby miał oddać za to własne życie.

Właśnie z takim nastawieniem szedł wąskim korytarzem kancelarii wprost do gabinetu Itachiego. Był przekonany, że musi osobiście rozmówić się z ,,osobą, która miała im pomóc". Wszystkie jego mięśnie były napięte, a kroki zdecydowane. Powoli narastał w nim gniew na tą całą sytuację. Mocno zaciskał prawą dłoń na kartonie, w którym spokojnie spoczywało wycięte serce. Oddychał szybciej i głośniej niż zazwyczaj. Miał wrażenie, że jego oczy mogłyby za chwilę zmienić kolor na krwiście czerwony ze złości, która nie mogła znaleźć ujścia. Był już kilka kroków od wejścia do gabinetu i nie planował nawet pukać, czy bawić się w inne uprzejmości. Przez myśl przeszło mu nawet, że jeśli jego brat ośmielił się zamknąć gabinet na klucz, to po prostu wyważy drzwi...

Jednak w jednej chwili jego emocje opadły jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki. A wszystko przez to, iż z wnętrza gabinetu usłyszał rozbawiony głos.

- A nie mówiłem ci, Shikamaru! Nikt nie potrafi się tak urządzić jak Łasica!

Zaraz po tych słowach w pomieszczeniu rozległ się śmiech. Był to dźwięk ciepły i melodyjny, a jednocześnie tak bliski sercu Sasuke, że zatrzymał się w miejscu i nasłuchiwał. Bał się, że tylko mu się przesłyszało przez to, iż od tylu lat za nim tęsknił. Jednak po chwili usłyszał go ponownie. Nie mogło być mowy o pomyłce. Mimo upływu lat, nie miał wątpliwości, że tylko Naruto Uzumaki potrafił się śmiać w taki sposób. W gabinecie Itachiego przebywał teraz jego najlepszy przyjaciel, ten którego myślał, że już nigdy nie będzie mógł zobaczyć...

Podszedł do drzwi na lekko drżących nogach. Nie do końca wiedział czego się spodziewać po przekroczeniu progu. W końcu ich ostatnie spotkanie było... nieprzyjemne, okropne, bolesne, sam w zasadzie nie wiedział jak je jeszcze określić. Jednego był pewny, to co się wtedy wydarzyło, nie powinno nigdy mieć miejsca... Wiedział, że to była jego wina. Był załamany stratą córki, a odbiło się to na jego przyjacielu.

Przez chwilę jeszcze się wahał. W końcu jednak, kiedy usłyszał jak Naruto śmieje się po raz kolejny miał wrażenie, iż jego ręka poruszyła się bez udziału jego woli, naciskając klamkę. Za drzwiami w jednej chwili zapadła cisza, więc powoli wszedł do środka.

Jego wzrok od razu powędrował do blondyna zajmującego jedno z miejsc przy biurku Itachiego. Bez problemu go rozpoznał, ale jednocześnie miał bolesną świadomość jak jego przyjaciel się zmienił. Wyglądało na to, że wreszcie zapanował nad swoimi włosami, co kiedyś było wręcz niemożliwe, bo złote kosmyki wiecznie sterczały na wszystkie strony świata, jakby chciały podjąć nierówną walkę z grawitacją. Teraz były zdecydowanie dłuższe i swobodnie opadały na kark. Grzywkę zaczesaną miał do góry, tak żeby odsłaniała czoło. Sasuke od razu dostrzegł charakterystyczne znamiona na jego policzkach. To one kiedyś tak bardzo go peszyły i odbierały całą pewność siebie, a teraz sprawiały, że Naruto wydawał się jeszcze przystojniejszy. Nawet ubiór jego przyjaciela uległ zmianie. Uzumaki nie miał na sobie nic pomarańczowego! Absolutnie nic, mimo że był to jego ulubiony kolor i dawniej trzeba go było wręcz zmuszać do zakupu ubrań w bardziej stonowanych barwach. Teraz natomiast miał na sobie czarne spodnie i granatową koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Cóż, to był Naruto, a jednocześnie, jakby nie Naruto...

Na sam koniec chciał jeszcze spojrzeć w jego oczy. Niestety, to co w nich ujrzał ani trochę mu się nie spodobało. Przez ułamek sekundy były w nich jeszcze iskierki rozbawienia po przerwanej przez niego rozmowie, ale momentalnie przygasły. Piękny błękit, przypominający niebo w pogodny dzień, zastąpił zimny niebieski, od którego człowieka mogły przejść dreszcze.

- Nar... - kiedy dotarło do niego, że stoi tylko i patrzy na przyjaciela chciał coś powiedzieć, ale ten mu to uniemożliwił.

- Chyba się na coś umawialiśmy? Mieliśmy rozmawiać sami. – syknął do Itachiego Naruto dając wyraz niezadowoleniu z obecności młodszego Uchihy w pomieszczeniu.

- Naruto, proszę... - powtórzył Sasuke trochę głośniej zanim jego brat zdążył udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Na jego słowa Uzumaki spiął się jeszcze bardziej i nawet na niego nie spoglądając dodał – Dokończysz rozmowę z Shikamaru. Powierzyłbym mu własne życie, więc możesz mu zaufać.

Po tych słowach wstał, odwrócił się na pięcie i omijając zszokowanego Sasuke wyszedł z gabinetu jakby młodszego Uchihy w ogóle tam nie było. Sasuke stał jak słup soli jeszcze przez kilka sekund po czym rzucił trzymane w ręku pudełko na kolana bruneta siedzącego naprzeciwko Itachiego, a którego obecność dopiero teraz zarejestrował i pognał korytarzem za Naruto. Dogonił go przy samym wyjściu z budynku, bo mimo iż wcześniej go wołał ten nie zareagował i wyglądało na to, że ani myślał się zatrzymać.

- Naruto... - szepnął łapiąc go za ramię i bezskutecznie starając się odwrócić w swoją stronę – Porozmawiaj ze mną. Ten jeden raz, proszę cię, Młotku – mówił dalej powołując się nawet na przezwisko z liceum. Jego głos wydawał mu się dziwnie słaby. Niestety nie doczekał się żadnej reakcji. Uzumaki nadal był zwrócony do niego plecami i wydawało się, iż nie zamierza tego zmienić. Sasuke poczuł się naprawdę dziwnie. To zawsze Naruto za nim gonił, a teraz... nawet nie chciał na niego spojrzeć. Wiedział, że sobie zasłużył, ale przecież Uzumaki nigdy nie był pamiętliwy, zawsze wszystko wszystkim wybaczał... A oni przecież byli przyjaciółmi... Właśnie! O to chodziło, to była kiedyś dla Naruto największa wartość! Podniósł głowę i zacisnął mocniej palce na ramieniu Uzumakiego – Naruto przecież jesteśmy przyjaciółmi...

- Mylisz się, Uchiha – usłyszał w odpowiedzi zimny głos, przez który miał wrażenie, że całe powietrze z jego płuc uleciało – Nasza przyjaźń skończyła się tego dnia, kiedy się ze mną przespałeś tylko po to, żeby później i tak odrzucić moje uczucia...

****************

Wiem, że mam zaległości w pisaniu innych rzeczy, ale jak dzisiaj nawiedził mnie ten pomysł, to nie mogłam się powstrzymać i musiałam go spisać. I jakoś tak od małego planu na śmierć Sakury (Tak, właśnie od tego zaczynało się to opowiadanie. Niech wybaczą ci, którzy ją lubią :P) wyszło mi coś takiego. Obstawiam, że będzie ono raczej jednym z krótszych. Nie mówię ile części czy coś, bo może się to wszystko jeszcze zmienić. Mam jednak nadzieję, że chociaż trochę wam się spodoba ;) Więc, co o tym myślicie?  Będzie coś z niego? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top