To był Ja
Masz siedem lat, gdy spotykasz go po raz pierwszy. Jest twojego wzrostu, nosi bluzę z kapturem i zabawkowy toporek. Jego twarz zasłania biała, hokejowa maska. Masz siedem lat i nie wzbudza to w tobie podejrzeń. Na dworze pada, rodzice wyszli do teatru. Ciotka, która miała cię pilnować, zasnęła przed telewizorem, który od jakiegoś czasu tylko szumi. Burza przerwała połączenie anteny. Nieznajomy chłopiec stoi na chodniku przed twoim domem i patrzy na ciebie. Nie widzisz jego oczu, ale czujesz na sobie wzrok, już nie możesz się ukryć i udawać, że go nie widziałeś. Przez okno kuchni spoglądasz na niego, stoi niewzruszony deszczem, ale wysyła dziwnie znajome wibracje. Czy widziałeś go już kiedyś?
Zanim zdążysz przemyśleć swoje decyzje, otwierasz drzwi wejściowe. On już czekał na progu. Masz siedem lat i nie do końca wiesz, co jest dobre, a co złe. Chłopiec w masce wita cię skinieniem głowy. Nie odzywa się, ty też nie. Prowadzisz go do kuchni i częstujesz płatkami z mlekiem. Chłopiec spogląda na ciebie i na miskę, nie ściąga maski, jednak zawartość miski znika, a ty nie jesteś w stanie stwierdzić, kiedy się to stało. A przecież nie spuściłeś go z oka. Po chwili ciszy nieznajomy zrzuca miskę na ziemię, naczynie rozbija się z głośnym hukiem. Panikujesz, zaraz obudzi się ciotka. Jednak mija minuta, a z pokoju dziennego nie słychać żadnych dźwięków, poza szumiącym telewizorem.
- Nie wolno tak robić!
Ale to byłeś ty.
- Nie kłam, to nie byłem ja!
Skoro to nie byłem Ja, to ty.
- To byłeś ty!
Czyli to nie byłem Ja.
- To twoja wina!
To moja wina, ale to byłeś ty, bo to nie był Ja.
Denerwujesz się i obrażasz na przybysza, nie lubisz go i żałujesz, że wpuściłeś go do domu. Mówisz, żeby nieznajomy już sobie poszedł. Deszcz nie słabnie. Nieznajomy chłopiec w masce kiwa głową ze zrozumieniem i wstaje od stołu. Przewraca swoje krzesło, po czym toporkiem zrzuca z blatu dwie szklanki. Podłoga pokryta jest szkłem, przez co nie możesz wstać z krzesła, by się nie skaleczyć. Masz bose stopy. Chłopiec w masce patrzy na ciebie po raz ostatni i wychodzi z domu. Gdy zamek zatrzaskuje się, do kuchni wchodzi zaspana ciotka i wpada w szał. Dostajesz pierwszego klapsa w życiu, ciotka zsuwa z ciebie spodenki od piżamy i uderza cię trzy razy. Nie znałeś wcześniej takiego bólu, chcesz się wyszarpać, a gorące łzy spływają ci po policzkach. Uciekasz i zamykasz się w swoim pokoju, po drodze gubisz spodenki od piżamy.
- Przecież to nie ja, przecież to nie ja! - powtarzasz ciągle i pociągasz nosem.
Na czarnej tablicy w twoim pokoju napisane jest niezdarnie "Mam na imię Ja."
Masz jedenaście lat, gdy spotykasz go po raz drugi. Na przerwie znowu zaczepia cię ten sam osiłek z klasy, musisz oddać mu swoją czekoladę, a jest to ostatni słodycz, jaki został ci po Halloween. Specjalna limitowana edycja z nietoperzami na papierku. Nie chcesz oddawać tej czekolady, ale osiłek jest od ciebie wyższy i cięższy. Ma też dwóch kolegów, dlatego nim się obejrzysz, leżysz w szkolnej toalecie i płaczesz, bo boli cię brzuch i ręce. Gdy patrzysz w lustro, życzysz kolegom z klasy jak najgorzej. Żałujesz, że nie jesteś na tyle silny, by im oddać odpowiednio mocno.
Gdy po lekcjach wychodzisz z klasą na szkolne podwórko pograć w piłkę, za drucianym płotem zauważasz chłopca w hokejowej masce. Znasz go, wpuściłeś go do domu podczas burzy, a on porozbijał talerze i nikt ci nie uwierzył, że to nie byłeś ty. Zastanawiasz się, czy inne dzieci też go widzą, jednak gdy chcesz wskazać na niego, by pokazać koleżance, chłopiec w masce znika. Twoja koleżanka mówi ci, że masz przestać ją straszyć i odbiega do grupy dziewczynek ze skakankami. Ale przecież on tam był i zdawało ci się, że jest twojego wzrostu i nosi czarną bluzę z kapturem.
Podczas gry, ktoś wykopuje piłkę w krzaki. Rudy chłopiec, który dzisiaj trzymał cię za ręce, gdy drugi bił cię po brzuchu, biegnie w gęstwinę, by wydobyć zabawkę. Za moment słychać rozdzierający uszy dziecięcy krzyk. Nauczyciel biegnie w stronę krzaków, na rękach wyciąga z nich krzyczącego, rudego chłopca, który trzyma się za dłoń. Po raz pierwszy widzisz krew, dużo krwi. Rudy chłopiec nie ma małego palca. Dziewczyny piszczą, chłopcy odwracają wzrok lub biegną za nauczycielem. Ty obracasz się w stronę krzaków, gdzie dostrzegasz chłopca w masce. Podaje ci piłkę. Podnosisz ją, po czym z krzykiem upuszczasz. Dotknąłeś krwi.
- To byłeś ty, to znowu ty!
Czyli to nie byłem Ja, skoro to Ty!
- Znowu to robisz, to nie ja, nie ja! To twoja wina!
Moja wina, ale to byłeś ty, bo to nie był Ja.
Ktoś cię woła. Inny nauczyciel zarządził powrót do świetlicy. Chłopiec w masce oddaje ci piłkę, po czym znika w krzakach. Chcesz zwymiotować, ale donosisz zakrwawioną zabawkę do składziku.
Następnego dnia chłopiec w masce śledzi cię, gdy idziesz do szkoły. Jest wcześnie rano, nad miastem unosi się mgła. Nikt oprócz ciebie nie chodzi tą drogą. Słyszysz podwójne kroki, chłopiec w masce jest kilka metrów za tobą. W ręku niesie toporek, tym razem prawdziwy. Czujesz na plecach zimny pot, kończyny ci sztywnieją, a pole widzenia zawęża się do tej ścieżki przed tobą. Nie obracasz głowy, nie zerkasz na boki, idziesz i mimowolnie przyspieszasz kroku. Nagle coś chwyta cię za ramię. Krzyczysz i odtrącasz napastnika.
- Co się drzesz, cioto! - To twój oprawca z wczorajszej przerwy.
- Sam jesteś ciota! - pyskujesz. Serce wali ci jak młot.
- Boisz się sam chodzić, frajerze? Może niech cię mamusia odprowadza za rączkę do szkółki - nabijał się osiłek.
- Zamknij się, przynajmniej nie krzyczałem, jak zobaczyłem krew!
- Ja też nie krzyczałem!
- Wcale że krzyczałeś, stałeś obok mnie. I kto jest cienias, co?
Osiłek popycha cię, oddajesz popchnięcie, nie mija chwila, a obaj szarpiecie się za kurtki i tornistry. Wywijasz się z jego uchwytu i biegniesz w stronę ulicy. Zatrzymujesz sięprzed przejściem, nadjeżdża samochód. W dwa kroki dobiega do ciebie osiłek, jednak potyka się o coś i wpada na ulicę. Samochód hamuje z piskiem, uderzając chłopca, który leci kilka metrów dalej. Wszystko dzieje się za szybko i wygląda jak nieszczęśliwy wypadek. I tylko ty wiesz, że chłopiec w masce hokejowej podłożył osiłkowi nogę. Stoisz w szoku, kierowca wybiega z samochodu i rzuca się w stronę chłopca, coś do niego krzyczy. Na ulicy błyszczy się krew. Jest jej o wiele więcej niż wczoraj. Kierowca dzwoni po karetkę, na miejsce podbiega jakaś starsza pani i dwójka uczniów z twojej klasy. Dalej stoisz na przejściu, obok ciebie chłopiec w masce.
- To zrobił Ja.
Tak, to zrobił Ja. Ja musiał to zrobić. On zasłużył.
- To było złe!
Ale ty życzyłeś jak najgorzej.
- To nie moja wina!
To twoja wina, ale to był Ja.
Gdy przyjeżdża karetka, stoisz w tym samym miejscu. Jeszcze nigdy nie widziałeś wypadku. Śmierć pachnie spaliną. Od tej pory czekają cię rozmowy z dorosłymi w garniturach i spotkania z psychologiem. Tłumaczysz, że to nie ty, tylko Ja. Dorośli w garniturach każą ci się nie obwiniać, bo to był nieszczęśliwy wypadek i to straszne, że musiałeś to widzieć w tak młodym wieku.
Tydzień później jedziesz na pogrzeb chłopca jako reprezentant klasy. Sam się zgłosiłeś. Nad małym grobem stoisz ty i Ja. Ja zdaje się być od ciebie wyższy. Obaj macie na sobie czarne garnitury. Jesień jest zimna i wilgotna, na drzewach tkwią ostatnie liście. Po drugiej stronie grobu stoi dwóch kolegów twojego oprawcy. Jeden ma bandaż na kikucie palca. Drugi przepaskę na oku. Trzy dni po wypadku samochodowym, trzeci chłopak z rozbitego gangu wbił sobie ołówek w prawe oko, gdy kichnął na sprawdzianie z geometrii. Ołówek był zaostrzony.
To był Ja. To Ja, to Ja, to JA!
Odwiedzasz psychologa szkolnego do końca podstawówki.
Masz szesnaście lat i myślisz, że to wszystko ci się zdawało. Nie masz kontaktu z dzieciakami z dawnej klasy, chociaż niektórzy chodzą do twojego liceum. Pamiętasz tę koleżankę, która nie uwierzyła w Ja? Niezła z niej teraz laska, wszyscy chłopcy się za nią oglądają i ty też. Ale wiesz, że nie masz u niej szans. Dalej pewnie uważa, że jesteś dziwakiem z traumą. Masz szesnaście lat i za ciasno w spodniach, na samą myśl o twojej ślicznej koleżance. Zazdrościsz kolegom, którzy opowiadają o swoich podbojach. Ciebie mama nie chce puszczać na imprezy. Jesteś sfrustrowany i uważasz, że w twoim życiu nie stanie się już nic ekscytującego. Jednak ciągle obracasz głowę, gdy dziewczyna przechodzi korytarzem.
Gdy spotykasz go po raz trzeci, od Halloween dzieli cię tydzień. Zauważasz go w autobusie, gdy późno wracasz ze spotkania z kolegami. Jeździliście na deskach. Chłopak w masce hokejowej stoi po drugiej stronie autobusu, trzyma się barierki i patrzy na ciebie. W ręku trzyma toporek. Zdaje się, że znowu jesteście tego samego wzrostu. Oprócz waszej dwójki autobusem jedzie tylko jakiś śpiący menel. Cały pojazd śmierdzi, dopiero teraz to poczułeś. A ten zapach jest jakby znajomy. Wysiadasz na pętli, chłopiec w masce razem z tobą. Zatrzymujesz się, by zawiązać buta. Chłopiec w masce ciągle patrzy się na autobus. Nagle słychać przytłumiony męski krzyk, kierowca z wąsem wypada z autobusu z szokiem na twarzy.
- On nie żyje, nie żyje! - krzyczy. Dopiero po chwili dochodzi do ciebie, że chodzi o tego menela. Wracasz do busa i dostrzegasz plamę krwi pod siedzeniem. Menel nie spał, od dłuższego czasu jechał z nożem wbitym w pierś.
- Halo policja, tu jest martwy człowiek! - słyszysz, jak kierowca wykrzykuje raport do telefonu. Wychodzisz z autobusu i momentalnie wymiotujesz. Śmierć śmierdzi spalinami i zgnilizną. Czekasz na przystanku, dopóki niebieskie koguty cię nie oślepią. Chłopiec w masce hokejowej patrzy na ciebie zza okna autobusu. Wątłe światło sprawia, że jego oczodoły są czarne jak smoła, w której ugrzązłeś po kolana.
To Ja. To był Ja.
Masz osiemnaście lat i zostajesz zaproszony na imprezę. Wszyscy będą, twoja koleżanka też. Masz nadzieję, że to twoja szansa, by się do niej wreszcie zbliżyć. Ubierasz się elegancko, ale na luzie, psikasz perfumami, które dostałeś na urodziny od ciotki, która pierwszy i ostatni raz dała ci klapsa. Jest wieczór, ojciec odwozi cię pod dom, gdzie odbywa się impreza. Zanim wysiądziesz, ojciec z lekkim skrępowaniem daje ci prezerwatywę.
- Tak jakby coś - mówi. Kiwasz głową, bo to niezręczna sytuacja i jesteś pewien, że to był pomysł matki. Zabierasz gumkę i dołączasz do tych, które masz już w portfelu. Twoi rodzice nie wiedzą, że swój pierwszy raz masz już za sobą.
Wchodzisz do domu, od razu znajdujesz kolegów przy stole z piwem. Imprezę organizuje pewna popularna dziewczyna, ma duży dom i rodziców na wyjeździe. Większości osób nie znasz, ale to ci nie przeszkadza. Znasz wystarczającą ilość, by mieć z kim walić szoty. Po trzech kieliszkach, w korytarzu do kuchni widzisz chłopaka w masce hokejowej, jednak szybko połyka go tłum. Alkohol każe ci się nie przejmować, a raczej skupić na twojej licealnej miłości. Tak też robisz i odnosisz sukces. Mijają dwie godziny, całujecie się po raz pierwszy. Ten piękny moment przerywa okrzyk jakiejś dziewczyny. Spadła ze schodów, ale nic jej nie jest. Przez ułamek sekundy myślisz, że to przypadek, ale potem wiesz, kto to.
To Ja.
Ale nie chcesz o tym myśleć, teraz liczy się tylko twoja dziewczyna. Ignorujesz hokejową maskę, gdy zamykasz się z koleżanką w sypialni. Dziś ty wygrałeś.
Budzisz się rano z dziewczyną u boku, ona ciągle śpi. Idziesz do łazienki, z dumą przeglądasz się w lustrze malinkom na szyi. Wracasz do sypialni i wyglądasz za okno. Na podjeździe siedzi stado kruków. Jednak nie słychać krakania, żaden ptak się nawet nie rusza. Ubierasz się szybko i schodzisz na dół. W wejściu stoi już kilka osób, coś do siebie szepczą. Przepychasz się i wychodzisz na zewnątrz. Na podjeździe leży stado martwych kruków, jasny bruk zczarniał od krwi, słychać brzęczenie much i powoli czuć odór. Nikt nie wie, co robić. Po drugiej stronie ulicy widzisz chłopaka w masce hokejowej. Jest zimna i wilgotna jesień, a martwe kruki przypominają ci o pogrzebie, na którym byłeś w czwartej klasie. Nie jesteś w szoku. Znasz zapach śmierci i kolor krwi. Twoja dziewczyna przepycha się przez tłum i dołącza do ciebie na przodzie. Przytulasz ją. Chcesz ją chronić. Ale czy zdołasz ochronić ją przed sobą? Nie, to nie byłeś ty. To Ja.
Masz dwadzieścia pięć lat, gdy spotykasz Ja przypadkiem. Wyszedłeś do sklepu wieczorem po mleko w proszku dla swojego syna. Mieszkasz teraz na osiedlu z żoną, tamtą koleżanką z liceum, i macie małego synka. To szczęśliwy czas.
Gdy wracasz z zakupami, jest ciepły, jesienny wieczór. Latarnie oświetlają ci drogę, na telefonie przeglądasz stronę mediów społecznościowych. Nagle podnosisz głowę i widzisz chłopaka, teraz to już chyba mężczyznę, w masce hokejowej. Wolnym krokiem zbliża się do ciebie, w ręce trzyma siekierę. Żaden z was nie jest już dzieckiem. Nie wiesz, co robić, boisz się, ale to nie jest zwyczajny strach. To strach bezradności. Ale dlaczego Ja miałby cię skrzywdzić akurat teraz? Szybkim ruchem robisz mu zdjęcie z fleszem, po czym biegniesz przed siebie najszybciej jak możesz. Oślepiony Ja nie goni cię, jednak nie zatrzymujesz się dopóki, nie dopadniesz drzwi klatki schodowej. W windzie uspokajasz oddech i sprawdzasz galerię zdjęć. Zdjęcie Ja jest rozmazane, ale przedstawia postać w masce hokejowej. Ja istnieje i już wiesz na pewno, że nie jesteś szalony. A mężczyzna w masce hokejowej jest dalej twojego wzrostu.
Masz trzydzieści dwa lata, gdy spotykasz Ja po raz szósty. Mieszkasz teraz w małym domku z ogródkiem. Macie psa i drugie dziecko w drodze. Jest wczesna jesień, twój syn skończył w tym roku siedem lat. Bawi się na podwórku zabawkowymi narzędziami, udaje, że naprawia plastikowy domek. Twoja żona pojechała do fryzjera, więc zajmujesz się dzieckiem sam. Właśnie skończyłeś gotować obiad i wychodzisz na ogród,by zawołać małego do stołu. Gdy nakładasz makaron do małej miseczki, syn prosi, abyś nałożył mu dwie porcje, bo chce nakarmić przyjaciela. Jesteś pewien, że chodzi mu znowu o jakiegoś pluszaka, więc dajesz mu dwie porcje. Syn jednak wybiega z powrotem na ogród. Zdziwiony, przez okno obserwujesz, jak twoje dziecko puka do domku. Ze środka wychodzi chłopiec w hokejowej masce, dzieci są równego wzrostu. Skinieniem głowy dziękuje za jedzenie. Zanim zamknie się w domku, rzuca ci spojrzenie, przez które tracisz czucie w nogach.
To twój syn.
I ty.
I Ja.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top