32. Sprawiedliwość ma różny wymiar

Peter praktycznie od razu zerwał się z miejsca i podszedł do drzwi nasłuchując tego, co dzieje się za nimi. Liczył na to, że po prostu coś rozbiło się w kuchni, ale odgłos ciężkich kroków na korytarzu rozwiał te wątpliwości i to od razu. Brunet zgarnął szybko wyrzutnie sieci na wszelki wypadek i zaciągnął swojego gościa do łazienki, zostawiając tylko małą szparę miedzy drzwiami. Dzięki wyczulonym zmysłom doskonale wiedział w którym momencie niechciany gość stanął pod ich drzwiami do pokoju, ale czekał spokojnie na rozwój wydarzeń. Nie było żadnych wątpliwości, kto ich odwiedził, dlatego lepiej było dla wszystkich zostać w miejscu. Peter liczył na to, że Stark szybko się zorientuje i zdąży zadziałać zanim będzie musiało dojść do konfrontacji z dwójką nastolatków. Wilson doskonale wiedział po, co tu przyszedł i bez chwili zastanowienia wszedł do pokoju chłopaka. 

-Wiem, że tu jesteście, więc lepiej będzie dla was, jak któryś z was ruszy dupę i wyjdzie. - powiedział z uśmiechem, podrzucając sobie w dłoni jedną z kilku ostrych gwiazdek. - No dalej, dalej. Nie mam całego dnia.

-Pójdę. - przerwał ciszę Simon.

-Pojebało cię chyba. - Peter spojrzał na niego, jak na debila.

-On i tak przyszedł do mnie, więc w czym problem. - wzruszył ramionami sportowiec. - Jakoś się z nim dogadam.

-Nie ma mowy. - syknął na niego brunet. - Nie przyszedłeś do niego na czas. Wkurwi się jeszcze bardziej.

-Zanim Stark się kapnie, że coś się dzieje to ja go czymś zajmę. - zaproponował. - Ewentualnie go zawołasz w tym czasie. - powiedział i szybko wyszedł z łazienki zanim Peter zdążył zareagować.

Simon zamknął za sobą drzwi i spojrzał na Wade'a z lekkim uśmiechem. Miał nadzieję, że to nieco ułagodzi oblicze wściekłego najemnika, ale na pierwszy rzut oka nie dało to żadnego efektu, a wręcz przeciwnie widać było, jak Wilson marszczy brwi.

-Wolałeś przyjść tutaj niż do mnie, co? - odezwał się do nastolatka.

-Trochę, ale chciałem wpaść tu tylko a chwilę. - wytłumaczył szybko blondyn. 

-Trochę? Znudziło ci się utrzymanie Peterowej buźki w całości? - warknął na niego.

-Nie. - przyznał szczerze chłopak.

-To ruszaj się i idziemy. Mamy sprawę do załatwienia. - zarządził Wilson.

-A możemy jutro? - zapytał cicho, a widząc spojrzenie mężczyzny zrobił kilka kroków w tył na wszelki wypadek. - Ja nie czuję się dzisiaj zbyt dobrze. Nie przydam ci się. Jeszcze coś zepsuje. - kombinował, kiedy w tym czasie Peterowi udało się poinformować Tony'ego o tym, co się dzieje.

-Możesz się czuć jeszcze gorzej jeśli nie ruszysz się w końcu, jak ci każe. - krzyknął na niego. - Albo możesz nie czuć za chwilę już nic. 

Nie wiedzieć, czemu Simon jednak podążył za najemnikiem i bez większego zastanowienia powędrował z nim do drzwi. Wade uznał tu swoje zwycięstwo nad nastolatkiem i poczuł, że naprawdę jest jego właścicielem. Od jakiegoś czasu robił wszystko, co mu kazał i tym razem mimo chwilowej niesubordynacji i tak uległ. Peter słysząc to wszystko od razu wybiegł z łazienki zdziwiony zachowaniem chłopaka. 

-Simon! Co ty robisz? - krzyknął za nimi bez zastanowienia.

-Ooo Pajączek. - odwrócił się do niego Wade. - Nie musisz się martwić. Oddam ci twoją zabaweczkę w całości za jakieś kilka godzin. Ewentualnie prawie w całości.

-Co? - zdziwił się lekko, że Simon nawet nie odezwał się słowem. - Simon nigdzie z tobą nie pójdzie. - warknął na Wade'a.

-Nic tobie do tego dzieciaku. On chyba umie sam podejmować decyzje. - sapnął Wilson i wyszedł z pokoju ciągnąc chłopaka za sobą, ale ten jednak nie ruszył się z miejsca.

-To właśnie zmieniłem zdanie i zostaje tutaj. - odparł pewnie, ale tylko przez to, że już na horyzoncie widział Starka.

-Co ty sobie wyobrażasz. Jesteś mój i robisz to, co każe, a twoje zdanie i tak mam w głębokim poszanowaniu! - krzyknął Wade, ale jego rządze szybko ukrócił Tony zachodząc go od tyłu i wstrzykując, przygotowaną wcześniej przez Tarcze mieszankę, żeby móc unieszkodliwić Deadpoola.

Najemnik dopiero po chwili padł na ziemię nieprzytomny, ale ta chwila dała mu możliwość, żeby wykorzystać okazję przebywania blisko Simona i chwycił go jeszcze szybko i przyciągnął do siebie raniąc sztyletem, który ekspresowo wyciągnął ze skrytki w swoim stroju. Nastolatek dopiero jakiś czas po fakcie zauważył, co się stało, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo na korytarzu zjawił się Fury ze swoją świtą i to na nim skupił swoją uwagę. Kilku agentom udało się zgarnąć Wilsona z ziemi i zabrać z korytarza, a działo się to na tyle szybko, że kiedy gość Petera skończył siedząc pod ścianą to po najemniku nie było ani śladu. Na szczęście Peter szybko zorientował się, co się stało i znalazł się obok. W tym momencie stało się jasne, że Tarcza nie będzie miała okazji do przesłuchania. Wilson doskonale wiedział, co robi raniąc jedynego świadka w jego przekrętach. Najszybciej, jak tylko się dało Stark wezwał na miejsce odpowiednie służby, pilnując, żeby przypadkiem nie musieć wynieść stamtąd kolejnego trupa. Peter starał się zachować spokojnie, ale w obecnej sytuacji widać było, że bardzo się zdenerwował. Przede wszystkim, dlatego, że ostatnio zbyt wiele osób stracił w tak krótkim czasie i przed oczami rysowały mu się praktycznie tylko czarne scenariusze. 

Kiedy zabrali Simona do szpitala oczywiście Stark i Peter musieli pojechać za nim. Tony musiał połowę drogi uspokajać zestresowanego nastolatka. Przeczekiwali na szpitalnym korytarzu jakiś czas, więc Stark postarał się zorganizować jakieś dobre wyjaśnienie tego, co się stało, dlatego tylko co jakiś czas zerkał na nastolatka, który siedział na jednym końcu korytarza obgryzając resztę paznokci. Kilka godzin później po burzy nerwów Petera okazało się, że wszystko tylko wyglądało tak źle i nie stało się nic czym można było się przejmować w związku z życiem chłopaka. Dzięki temu cała dwójka odetchnęła z ulgą i już chwilę później Peter stał pod salą wypatrując czy na pewno jest wszystko w porządku.

Fury postarał się, żeby zamknąć Wilsona w najbardziej pancernej celi jaką mieli i ustawił dodatkowych strażników. Najemnik złamał zasady układu z Tarczą, dlatego czarnoskóry musiał doprowadzić Wilsona do porządku, a pilnowanie musiało być na lepszym poziomie, bo na pewno był wściekły za to, co się stało. Fury'emu udało się dogadać ze Starkiem, że następnego dnia uda się do niego, żeby przesłuchać Simona w związku z jego współpracą z Wilsonem. Liczył na to, że dowie się czym zajmował się najemnik w tym czasie. Na szczęście podczas przesłuchania ich więzień był wyjątkowo rozmowny i z chęcią sprzedawał informacje na temat swojego "wspólnika". Ułatwiło to Fury'emu ułożenie sposobu przesłuchania nastolatka i wiedział, czego więcej chce się dowiedzieć. 

Następnego poranka jednooki agent udał się do szpitala, żeby jeszcze na świeżo przesłuchać chłopaka. Chciał jak najszybciej ustalić fakty, bo jeśli zdążył narobić sobie jakiś większych kłopotów to Tarcza miałaby czas na działanie. Kiedy dotarł na miejsce w sali oczywiście zastał Petera, który starał się umilić czas blondynowi. Niestety musiał opuścić salę na czas przesłuchania, ale Stark oczywiście został na miejscu. 

-Z tego, co raczył nam powiedzieć sam Wade wiemy tyle, że pomagałeś raczej na miejscu i głównie tylko jemu. Przynieś, wynieś i te sprawy. - zaczął Fury. - Mówił, że szykowałeś mu sprzęt do jego akcji i spełniałeś zachcianki, zgadza się?

-Tak. Przede wszystkim to właśnie było to. - potwierdził chłopak. - Musiałem być na każde jego skinienie, bo inaczej miał zrobić coś Peterowi.

-Rozumiem. Czy oprócz tego, co powiedział nam Wilson zajmowałeś się czymś jeszcze? 

-Wade na mnie zarabiał czasem w weekendy. - zaczął nastolatek. - Wyczaił, że umiem się bić i kazał to robić za pieniądze, jak jemu nie chciało się brudzić rąk. Ale to było czasem. 

-Ale nikogo przy tej okazji nie pozbawiłeś życia? - zapytał surowo agent.

-Nie, skąd. W życiu bym tego nie zrobił. - zaprzeczył szybko. - To były raczej bójki, żeby  kogoś postraszyć albo do nokautu i koniec. Dwa razy musiałem napaść na kogoś i zabrać portfel, ale udawało się bez rękoczynów. - od razu wyjaśnił chłopak.

-Dobrze. Były jeszcze jakieś rzeczy, które ci zlecał robić? - zadał kolejne pytanie Fury.

-Kazał mi odbierać paczki od jakiś typów w nieciekawej części dzielnicy. To było jedno z głównych rzeczy, jakie dla niego robiłem. - odpowiedział blondyn.

-Wiesz, co było w tych paczkach? - dopytał jednooki.

-Zajrzałem tylko raz. - przyznał Simon. - Głównie prochy, ale raz miałem przynieść Wilsonowi nową broń. 

-Co jeszcze musiałeś robić? - dopytał Fury, ale tym razem odpowiedziała mu cisza, a jego rozmówca wgapiał się w niego. - Halo, słuchasz mnie jeszcze? - zniecierpliwił się czarnoskóry.

-Spokojniej Fury. Może chłopak jeszcze nie czuje się za dobrze po wczoraj. - wtrącił się Stark.

-Nic więcej nie robiłem. Było kilka stałych adresów do tych paczek. Pamiętam gdzie. - oświadczył chłopak.

-Świetnie spisz mi je i przekaż Starkowi. My się dalej tym zajmiemy. - Fury zebrał się z miejsca.

-Jasne. - zgodził się blondyn.

-Wpakowałeś się w niezłą ekipę. - uśmiechnął się lekko Fury. - Przygotuj się na ciekawe przygody.

-Jeśli po każdej takiej przygodzie nie będę kończyć w szpitalnym łóżku albo z połamanymi kończynami to może mi się spodoba. - stwierdził blondyn.

-Nie będziesz. O to się nie martw. To jednorazowe niedopatrzenie. - zapewnił Stark. - Skończyłeś Fury? 

-Tak. W razie gdybym jeszcze czegoś potrzebował to się odezwę. - pożegnał się i opuścił salę.

-Jakbyś miał coś jeszcze do powiedzenia to dzwoń lepiej do mnie. - powiedział Stark, zbierając się z miejsca. - Twoja mama przyjechała, więc postaram się jej wyjaśnić, co się stało. Peter pewnie zaraz tu przyjdzie, bo ledwo minutę bez ciebie wytrzymuje. - uśmiechnął się miliarder i skierował się do wyjścia. 

Popędził do czekającej na niego kobiety i zabrał do kafeterii chcąc wszystko na spokojnie wyjaśnić. Nie codziennie w końcu trafia się do szpitala prawie dwa razy pod rząd w małym odstępie czasu i jakoś cudnym trafem zawsze albo on, albo Peter jest w pobliżu. 

-Okłamałeś mnie. - powiedział Peter, gdy tylko wszedł do sali.

-Z czym okłamałem? - zmarszczył brwi Simon.

-Pytałem cię wiele razy, jak ręka po moim odpale z Venomem i nie odpowiedziałeś zgodnie z prawdą. - powiedział surowo brunet. - Mówiłeś, że jest okay.

-Wiem, ale nie chciałem ci zawracać moimi sprawami głowy. - powiedział od razu.

-Nie powinieneś grać w ostatnim meczu zaraz po zdjęciu gipsu to po pierwsze. - zaczął Peter. 

-A masz jakieś "po drugie"? Mamusiujesz mi tu. - zadrwił chłopak.

-Po drugie dowiedziałem się, że nie powinieneś w ogóle grać po tym, co się stało. - powiedział.

-Wiem. Nie dałem trenerowi papierów od ortopedy, ani zwolnienia, ani nie odszedłem z drużyny tak jak powinienem, ale ja nie chce przestać grać w kosza. - przyznał Simon.

-Ale tym sposobem zrobisz sobie krzywdę. - westchnął brunet. - Daj sobie spokój dla własnego dobra. Teraz to tym bardziej nie możesz nawet ćwiczyć na wf-ie przed dłuższy czas, więc znajdziesz w tym czasie inne zajęcie. 

-Tym razem nie ja będę zanosił papiery ze szpitala do szkoły, co? - dopytał, uśmiechając się lekko pod nosem.

-Nieee. Pan Stark da je dzisiaj twojej mamie, więc nie masz szans na oszukaństwo. - powiedział Peter wyraźnie zadowolony.

-A moja mama nie jest wściekła za to wszystko? - zapytał z ciekawości.

-Wie tyle, że Stark pomógł cię tu przywieźć, że byłeś u mnie i w sumie, że to był czysty przypadek ta cała sytuacja. - wyjaśnił Peter.

-Naciągana prawda, ale idzie w to uwierzyć. - uśmiechnął się blondyn.

-Najważniejsze, że nie stało ci się nic więcej. Pan Stark mówi, że wypuszczą cię za jakiś tydzień, więc do tego czasu będę cię nawiedzać. - zapowiedział chłopak.

-Nie będzie mi to ani trochę przeszkadzać. - uśmiechnął się do niego, układając wygodniej na szpitalnym łóżku. 

Dzisiejszego wieczora, kiedy Stark z Peterem wrócili w końcu do domu okazało się, że za dwa dni Tony musi wyjechać na misje, dlatego nastolatek musi przenieść się w tym czasie do bazy. gdzie zostanie jedna osoba, która miała mieć na niego oko. Jak okazało się jedyną osobą, która po prostu tam mieszka był Bucky, więc najbliższe kilka dni rysowało się w ciekawych barwach. 



Kolejny rozdział: Twardy orzech do zgryzienia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top