28. Nie warto zadzierać z Wilsonem
Wyjątkowo tego dnia Peter spóźnił się na pierwszą lekcję. Wszystko przez to, że jego autobus nie przyjechał, a Stark planował tego dnia się wyspać, dlatego nie miał, kto zawieźć. Wpadł do szkoły jakieś dziesięć minut po dzwonku i popędził od razu do klasy. Niestety posiadł na tyle nieszczęścia tego dnia, że jedyne wolne miejsce znalazło się obok Flasha. Petera ścisnęło w gardle na samą myśl, że będzie musiał spędzić najbliższe pół godziny obok chłopaka, który skutecznie go dobijał w szkole, a do tego ostatnio on sam zrobił mu krzywdę, kiedy był pod wpływem Venoma. Do tego widoczny lekko kpiący uśmiech jego kolegi z klasy wcale nie napawał optymizmem. Wziął głęboki oddech i usiadł na wolnym miejscu, starając się zająć swoim zeszytem. Ledwo usiadł, a Thompson już zaczął komentować wszystko, co właśnie robił. Peter tylko próbował nie reagować w żaden sposób na zaczepki, ale nerwowo i tak noga skakała mu w miejscu, co też było powodem do żartów. Nastolatek nie chciał reagować, ale w którymś momencie zdenerwował się trochę bardziej, niż się spodziewał.
-No i co sieroto? Nawet mi nie odpowiesz? Pseudo-tatuś ci zabronił rozmawiać z obcymi? - zapytał Flash z głupim uśmiechem, szturchając sąsiada w ławce.
-Mało kości miałeś ostatnio połamanych? - warknął na niego Peter. - Może marzy ci się mała powtórka? - dodał jeszcze, patrząc na niego wściekle.
Flash w moment się zamknął, bo nie spodziewał się, że komuś zachce się odpyskować. Do tego wizja kolejnego łamania kości nie była mu w smak. Ci, którzy siedzieli najbliżej, już zaczynali szeptać między sobą, słysząc groźby z ust Petera. Na szczęście chwilę później z opresji wybawił go dzwonek na przerwę, więc od razu zerwał się z miejsca i wybiegł z klasy. Nie spodziewał się, że takie słowa mu się wymskną i to jeszcze przy całej klasie. Powędrował prosto do biblioteki i usiadł pod regałem, sięgając telefon i od razu zadzwonił do Starka. Czekając, aż odbierze, nerwowo obgryzał paznokcie.
-Co się stało? Ledwo się lekcje zaczęły. - zapytał od razu Tony, kiedy odebrał telefon.
-Nie, nic się nie stało. - powiedział cicho, zerkając po pomieszczeniu, upewniając się, że na pewno nie ma nikogo w pobliżu. - A co jak Venom znowu mi wróci? - zapytał.
-Skąd tak nagle przyszło ci to do głowy? - zdziwił się Stark. - Coś się jednak stało?
-Bo ja nie chcę tego znowu. Nie chcę znowu być zamknięty. - żalił się.
-Peter, nikt cię nie zamknie. To, co się stało, że tak nagle ci się przypomniało? - dopytał.
-Flash znowu mnie dręczył i powiedziałem, że znowu mu coś zrobię. - wyjaśnił. - Ja nie chciałem, naprawdę. Co, jak teraz znowu mi wszystko wróci?
-Spokojnie. Nic nie wróci, nie przejmuj się. - zapewnił miliarder. - Miałeś prawo się zdenerwować. Ważne, że dał ci spokój. Jak chcesz, sprawdzimy wszystko, jak wrócisz do domu.
-Dobrze. Bo ja nie chcę tego na nowo. - westchnął Peter. - Ale na pewno ma Pan rację. Przejmuję się na zapas.
-Jak chcesz, to wieczorem polecę z tobą, jak będziesz sobie pajączkować. - zaproponował Stark.
-Tak, chciałbym bardzo. - ucieszył się od razu chłopak.
-I się nie przejmuj, bo na pewno jest wszystko w porządku. - powtórzył miliarder.
-Dziękuję. To do zobaczenia po szkole. - pożegnał się i schował telefon do kieszeni.
Westchnął i oparł tył głowy o regał za sobą. Doszedł do wniosku, że może rzeczywiście martwi się na zapas, ale okropnie nie chciał znowu męczyć się z Venomem i nawet najgorszemu wrogowi nie życzył spotkania z tym symbiotem. Chciał uspokoić myśli, dlatego przymknął oczy i myślał o wszystkim, co dobrze go nastrajało. O słodyczach, o pajączkowaniu, o wycieczce szkolnej, która miała być niedługo. Dzięki temu po chwili mógł ze spokojem otworzyć oczy i pierwsze, co zobaczył to Simon, przyglądający mu się kilka kroków od niego.
-Długo się tak na mnie gapisz? - zapytał Peter, podnosząc nieco głowę, bo jednak patrząc z ziemi, sportowiec był już totalnie wysoki.
-Od jakiejś minuty dopiero. - odpowiedział szybko. - Zastanawiałem się, czy śpisz, bo za chwilę dzwonek, a trochę słabo zaspać na jeszcze jedną lekcję.
-Nie zaspałbym. Znowu przylizujesz się w bibliotekarce za jakiś odpał? - zapytał, znając już zachowania kolegi.
-Nie, tym razem. - uśmiechnął się lekko. - Chciałem sobie wybrać książkę. - odpowiedział. - Ale siedzisz akurat przed regałem, jaki mnie interesuje.
-O, naprawdę? - Peter spojrzał od razu w górę na tabliczkę. - Ale to dział z książkami dla dziewczyn. - parsknął pod nosem.
-Romanse nie są tylko dla dziewczyn. - prychnął na niego obrażony. - Jak się znajdzie jakiś dobry, to fabuła bywa też kreatywna.
-Szkolny brutal czyta sobie romansidła? - zmrużył oczy Parker i zebrał się z ziemi. - Nie brzmi to przekonująco.
-Przecież nie czytam romansów. - zaśmiał się pod nosem. - Rzadko kto tu chodzi, dlatego mój diler zostawia tu niektórym towar. - sięgnął do regału i przeszukiwał książki, a brunet tylko patrzył na niego z otwartymi ustami.
-Co? Co ci kurwa zostawia? - zdenerwował się nastolatek. - Ty w ogóle myślisz? Jak możesz się tego tykać? - Peter już buzował ze zdenerwowania, kiedy blondyn zaczął śmiać się pod nosem. - Co cię tak bawi? - warknął na niego.
-Piękne jest to, jak się przejmujesz wszystkim, co ci powiem i tym, co związane ze mną. A do tej pory nie wiem, dlaczego. - sięgnął po jedną z książek schowaną gdzieś z tyłu.
-Bo nie chcę, żeby ktokolwiek popełniał takie błędy, więc ty też się liczysz. Zostaw to. - zażądał.
-Pięknie się złościsz, ale absolutnie nie jestem zwolennikiem dragów. Chciałem cię tylko podpuścić. - przyznał sportowiec. - Chciałem zobaczyć, jak policzki robią ci się czerwone.
-Coś ty wymyślił. - Peter załamał ręce. - Nie wiedziałeś, że tu będę. Wymyśliłeś to na poczekaniu?
-Tak. Naprawdę przyszedłem tu po książkę. - powiedział, przyglądając się Peterowi.
-Okropny jesteś. - warknął na niego. - To jednak czytasz te romanse? - uśmiechnął się głupio Peter.
-Nie. To znaczy tylko czasem. - przyznał po chwili. - Schowałem tu książkę z fantasy, co każdy chciał wypożyczyć, a ja musiałem najpierw oddać to, co miałem w domu. To skrytka na książki w kolejce.
-Jesteś okropnie niemożliwy. - westchnął Peter, zgarniając plecak z podłogi. - A zmieniając temat to jak z twoją ręką?
-Raczej lepiej. - odpowiedział blondyn, kierując się szybko do wyjścia.
-Czemu tak uciekasz? Nie było dzwonka. - zdziwił się nastolatek. - Zbywasz mnie za każdym razem, kiedy pytam, a to daje mylne wnioski.
-A może wcale nie takie mylne, co? - odparł pod nosem Simon i poszedł w spokoju wypożyczyć w książkę, a Peter podążył za nim aż pod klasę.
-Powiedz. - męczył kolegę dalej.
-Ale, co mam ci powiedzieć? Odpowiedziałem, że jest raczej lepiej. Póki mam gips to nic więcej nawet nie mam ci do powiedzenia. - powiedział szybko.
Peter zgodził się kolegą, że rzeczywiście żąda odpowiedzi za wcześnie. Ustalili, że więcej nie zapyta w najbliższym czasie ani razu o tę sprawę. Na szczęście kolejne lekcje minęły w spokoju i z dala od Flasha, co było najważniejsze w tej chwili. Peter zaplanował przejść się, zjeść coś po drodze do domu, dlatego po zajęciach skierował się do najbliższego miejsca, gdzie można było zakupić najlepsze burrito, ale wtedy drogę zaszedł mu Wilson.
-Miałeś się ode mnie odwalić. - warknął na niego nastolatek.
-Jak ja nie mogę być szczęśliwy, przyjaźniąc się z tobą, to ty nie możesz, być szczęśliwy w ogóle. Nadal będziesz samotną sierotką. - syknął na Petera.
-Zamknij się Wade. Już dość zniszczyłeś mi życie. - westchnął chłopak.
-Zdziwisz się, jak można zniszczyć komuś życie. Mogłeś mieć ze mną tak dobrze. Musiałeś wszystko zepsuć. - żalił się Wilson.
-Daj już spokój. Z tobą nie może być dobrze. Jesteś nienormalny. - powiedział pewnie młodszy.
-Nagle jakoś zmieniłeś zdanie. Wiem, od kiedy. Od kiedy zacząłeś latać za tym blondaskiem. - wyrzucił mu z zazdrości.
-Wade odpuść. To nie ma związku. - chciał zaprzeczyć Peter, ale nie zabrzmiało to zbyt pewnie.
-Zabiorę ci wszystko po kolei, aż zostanę ci tylko ja i nie będziesz miał wyboru. Ale najpierw będziesz cierpieć, jak ja teraz. - zagroził Wade i zniknął zaraz za najbliższą grupą przechodniów.
Peter nawet się nie zastanawiał długo, tylko od razu pobiegł do domu. Nie wiedział, co wpadnie do głowy nieobliczalnego najemcy. Był zdolny sprowadzić Venoma, dlatego jego jawne groźby nie mogły być już znaczące. Nastolatek pędził do domu, ale przed nim był kawałek drogi, dlatego sięgnął szybko telefon i zadzwonił do Starka, łapiąc oddech po kilkuminutowym bieg.
-Panie Stark, mam ważną sprawę. - powiedział od razu, kiedy miliarder odebrał połączenie.
-Mam przyjechać? - zapytał od razu Tony, słysząc zdenerwowanie w głosie nastolatka.
-Tak. Znajdzie mnie Pan. Będę czekać. - powiedział i schował telefon.
Kilka minut później Stark podjechał po Petera i stanęli na pobliskim parkingu, żeby mógł wyjaśnić dokładnie, co się dzieje. W tym czasie Wilson poszedł realizować swój plan. Pierwszą rzeczą w kolejce było zmanierowanie Simona, dlatego udał się od razu do słynnej kamienicy. Chłopak akurat opuszczał swoje ulubione miejsce, gdy Wade dopadł do niego i docisnął do ściany.
-Witaj lalusiu. - przywitał chłopaka szyderczo. - Mam do ciebie sprawę.
-Cokolwiek to jest, nie licz na to, że ci pomogę po tym, co zrobiłeś. - powiedział Simon, wiedząc, że wszystko, co spotkało Petera, było jego winą.
-Oj, pomożesz. Zrobisz coś dla mnie blondasku, to się jakoś dogadamy. Nie potrzebnie ruszałeś, co moje. - syknął przez zęby najemnik.
-Co niby ruszyłem twojego? Nawet nie znam cię, wiem, tylko kim jesteś, czyli tyle, co każdy.
-Zabrałeś mi Petera. Dlatego zrobisz, co chcę. - warknął na nastolatka.
-Nie ma mowy. Mam już dość problemów. Nie będę robić nic dla kogoś takiego ty. - upierał się Simon, mimo że wiedział z kim ma do czynienia.
-Jeśli chcesz, żeby twój słodziutki koleżka zachował swoje wszystkie części ciała to lepiej przystań na moją propozycję i rób, co ci każe.
Simon ani trochę nie chciał pchać się w układ z najemnikiem, ale wizja tego, że ten mógłby zrobić coś Peterowi, nie podobała mu się jeszcze bardziej. Z bólem serca zgodził się przystać do Wilsona i czynić małe przysługi, kiedy ten sobie zażyczy. Oczywiście, które wiązały się z zajęciem Wade'a, czyli coś, czego chciał unikać, ale tym razem nie miał wyboru. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to ten facet był i jest przyczyną wszystkich obecnych problemów w życiu Petera, a teraz też bezpośrednio życia Starka. Simon wrócił do domu kompletnie zmieszany układem z Wilsonem.
Stark i Peter dopiero wracali do wieży po długiej dyskusji, kiedy do budynku wślizgnął się Wade. Poszedł od razu na piętro mieszkalne, bo doskonale wiedział, że znajdzie tam tylko Pepper i to właśnie było to, czego potrzebował. Zakradł się do sypialni gdzie rudowłosa czekała na powrót reszty domowników. Wade podszedł do niej i kiedy usłyszał jej przeraźliwy krzyk na jego widok, uśmiechnął się szyderczo, znikając później z wieży w mgnieniu oka. Gdy tylko Stark wraz z Peterem dotarli na piętro, od razu spostrzegli czyjąś nieobecność i przewidywali niestety najgorsze.
Kolejny rozdział: Zemsta ocieka krwistymi łzami
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top