2. Zły dzień i darmowy wykład
Peter zwlekał z opuszczeniem łóżka rano, dlatego opuścił pokój niecałe pół godziny przed ósmą. Ubrał się na szybko i spakował potrzebne książki do szkoły. Kiedy dotarł do kuchni, zastał górę tostów i ciepłe kakao. Niestety cioci nie było już w domu, żeby zdążyć jej podziękować za śniadanie. Zjadł szybko i wybiegł z mieszkania, żeby zdążyć na lekcje. Przebył całą drogę w biegu i wpadł do szkoły praktycznie chwilę przed dzwonkiem. Poszedł do szafki i zabrał tylko, co potrzebne na najbliższą lekcję. Na szczęście klasa była dość blisko, żeby nauczyciel nie zdążył się przyczepić spóźnienia.
Za każdym razem, kiedy spoglądał za okno, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Był zdenerwowany i nie mógł się skupić na lekcjach. Wiedział, że sam sobie narobił problemów, dlatego starał się nie skupiać nad tym zbytnio. Flash przez jego dekoncentrację wykorzystywał okazję, żeby trochę po dogryzać. Nastolatek nie dawał się sprowokować. Tak też było po lekcji wychowania fizycznego w szatni. Niestety zaczepki i ogólnie napięta sytuacja powoli wyprowadzała Petera z równowagi. Chciał, jak najszybciej opuścić pomieszczenie, ale Flash miał oczywiście zupełnie inny plan stając mu drodze.
-Dokąd się tak śpieszysz? - zapytał pewny swego.
-Do wyjścia z dala od ciebie powalony idioto- odpyskował Parker, sam dziwiąc się, że takie słowa padły z jego ust.
-Coś ty się ta wygadał? - zdziwił się i zabrał rękę chłopaka z klamki od drzwi — I dokąd Ci tak śpieszno?
-Do domu — spojrzał na niego zrezygnowany.
-Ciekawe, ale wiesz... - zaczął Thompson.
-Słuchaj Flash, daj mi przejść w spokoju do wyjścia, bo też mam granice wytrzymywania twojego wkurwiania i dzisiaj ją przekroczyłeś — powiedział ostro i chwycił drugiego chłopaka pozbywając się go z drogi — Więc trzymaj się dzisiaj z daleka.
-Ale spokojnie — uśmiechnął się złośliwie ciemnowłosy, kiedy Peter przekroczył próg drzwi i znalazł się na korytarzu — Nie jestem idiotą.
-Jesteś — syknął na niego i zajrzał z powrotem do szatni — Jest debilnym idiotą i myślisz, że nadrabiasz znęcaniem się nade mną, ale to nie zmienia faktu, że jesteś po prostu idiotą — zakończył swój wywód trzymany w sobie od dawna.
Niestety zapłatę, jaką za niego dostał, nie była jego wymarzoną. Flash nienawidził, kiedy się nazywało go idiotą. Do tego fakt kto i w jaki sposób to zrobił, dodatkowo go tylko zdenerwował. Słyszeli to wszyscy jego koledzy, którzy popierali takie zachowanie. Thompson, korzystając z okazji, że jego obecny oprawca zaglądał z powrotem do szatni, warknął tylko i trzasnął drzwiami prosto w twarz chłopaka. Przez chwilę sam się zdziwił tym, co właśnie zrobił, bo nigdy nie posuwał się do takich rozwiązań. Zmieszał się odrobinę, widząc, że jego kolega aż przykucnął na ziemi, ale jak najszybciej opuścił szatnie wraz ze swoimi znajomymi. Petera w tym momencie opuścił chwilowy przypływ odwagi i usiadł pod ścianą w szatni, dopóki nie przyszedł po niego Ned. Przyjaciel chciał dowiedzieć się, co się stało, ale Parker uznał, że ta sprawa nie potrzebuje rozgłosu. Po kilku minutach spędzonych w łazience i przyglądaniu się czerwonej części twarzy uznał, że nie ma sensu tam siedzieć i wrócił z powstającym sińcem na lekcje.
Stark sprawdzał od rana bardzo dokładnie wskazane mniej więcej przez Petera. Chciał mieć pewność, że chłopak za bardzo się nie naraził niebezpiecznej grupie osób. Jednak brakowało mu części bardzo ważnych informacji, dlatego uznał, że pojedzie po Petera po jego lekcjach, żeby to wyjaśnić. Wpatrywał się w ekran komputera, kiedy do jego gabinetu zajrzała Pepper.
-Nad czym tak ślęczysz? - zapytała stając w drzwiach wejściowych.
-Muszę coś sprawdzić — odpowiedział nadal zapatrzony w komputer.
-W związku z Peterem? - zapytała siadając na krześle po przeciwnej stronie biurka.
-Taak — westchnął i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
-Dlatego wczoraj przyszedł i popędził do Ciebie - zauważyła.
-Taak. Jeszcze dzisiaj będę musiał z nim porozmawiać - poinformował.
-Nie dowiem się o, co chodzi? - dopytała.
-Niestety nie mogę się tym podzielić — odpowiedział zgodnie z prawdą.
-Rozumiem — uśmiechnęła się do niego — Pamiętaj o kolacji dzisiaj — przypomniała w drodze do wyjścia.
-Pamiętam — odwzajemnił uśmiech — Tym razem się nie spóźnię - zapewnił.
-Jeszcze zobaczymy — zaśmiała się pod nosem i zniknęła z pomieszczenia.
W samą porę, bo zbliżała się godzina, kiedy Tony zamierzał wyjechać po Parkera. Wyłączył komputer i zebrał się z miejsca, wędrując do garażu. Napisał oczywiście do nastolatka, żeby nie był zdziwiony jego obecnością. Przyjechał na miejsce o czasie i czekał aż Peter, opuści budynek. Chwile później nastolatek dosiadł się do samochodu miliardera i rzucając ciche „dzień dobry". Tony spojrzał na niego zdziwiony brakiem, zwykle okazywanego, entuzjazmu na wspólne spotkania.
-Coś się stało młody? - zapytał ruszając w drogę do wieży.
-Nic takiego — odpowiedział cicho chłopak.
-Na pewno? - dopytał zerkając na niego.
-Gorszy dzień — odparł zgodnie z prawdą i obserwował widok za oknem.
Stark tylko zerknął na niego ponownie, zauważając prawdopodobną przyczynę gorszego nastroju chłopaka. Nie odezwał się już do niego ani słowem nie chcąc męczyć bardziej niż trzeba. Kilka minut później dotarli do wieży i udali się do gabinetu, w którym ostatnio rozmawiali. Oboje usiedli wygodnie, żeby wyjaśnić wszystkie szczegóły tego, co ostatnio się wydarzyło.
-Chciałbym pomóc, ale potrzebuje trochę więcej szczegółów. - powiedział Stark.
-Dobrze. - zgodził się chłopak.
-Więc? Na tę chwilę wiem, że im przeszkodziłeś w czymś ważnym i teraz cię obserwują. Coś więcej? - dopytał.
-No to nie do końca tak. - zaczął kręcić nastolatek.
-To jak? - zapytał o konkrety Tony, czując, że może być coś jeszcze istotnego w tym wszystkim.
-Przeszkodziłem im, kiedy próbowali zamordować jakiegoś faceta w jednej z uliczek, bo nie zrobił dla nich wyznaczonego zadania, ale to nie wszystko, bo nie zdążyłem im uciec. - wyjaśnił.
-Skoro nie zdążyłeś uciec to, jakim cudem jeszcze żyjesz? Jeśli to Ci ludzie, o których myślę to wcale, by się nad tym nie zastanawiali. - powiedział zaintrygowany.
-Kazali mi znaleźć jedną osobę i ukraść laptopa. Podobno zawiera coś, czego potrzebują, a ja znajdę ich najszybciej. - powiedział Peter — Inaczej naprawdę bym nie wrócił do domu.
-Zasada numer jeden: nigdy, ale to nigdy nie wchodź w układy z wrogiem, nawet jeśli myślisz, że się wywiniesz — wyrecytował Stark starając się nie denerwować na niego od razu.
-Myślałem, że w ten sposób zyskam więcej czasu - wyjaśnił.
-To tak nie działa — westchnął Stark — Zawsze myślimy, że to coś da. Nie da. Musisz się tego nauczyć, bo w którymś momencie przekroczysz granice - zaznaczył.
-Wiem, ale myślałem... - zaczął znowu Peter.
-Wiem, co myślałeś. Myślałeś źle, rozumiesz? - powiedział Tony po chwili — Załatwię to, ale nie wtrącaj się.
-Dobrze, Panie Stark — zgodził się i kiwnął głową.
-Mówię serio. Masz się po drodze nie plątać, bo sprawa się pogorszy. Udawaj, jakby nic się nie stało, a resztę załatwię. - powiedział Stark.
-Rozumiem i naprawdę jeszcze raz przepraszam. Nie chciałem narobić problemów ani Panu, ani nikomu innemu — skruszył się.
-Trudno. Zdarza się. - uśmiechnął się do niego lekko -Takie ryzyko w tej robocie. Nie przejmuj się na zapas.
-Ale się Pan okropnie zdenerwował — zauważył Peter.
-Tak, ale to dlatego, że nie chcę, żeby ci się coś stało — odpowiedział - Na ciebie zły nie jestem, ale na to, co czasem robisz to tak. To różnica. - Jak widzę za dobry dzień w szkole cię nie spotkał, więc odwiozę cię do domu.
-Nie trzeba, wrócę sam — uśmiechnął się nieśmiało — Ale dziękuję bardzo — dodał na koniec.
Tego wieczora, gdy Peter był już w domu, postanowił rzeczywiście odpocząć, dlatego spędził ten czas, oglądając film ze swoją ciocią, jak to mieli w zwyczaju. Nie obyło się oczywiście od tłumaczenia, czemu wrócił tak późno, a do tego z sińcem na twarzy. Chłopak nawet nie pomyślał, żeby przyznać się do tego, co się stało, więc wymigał się, że to przez codzienny patrol. Czasem wymówka, że jest się Spider-Manem, naprawdę się przydawała.
Kolejny rozdział: Pretensje
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top