Prolog

Z pięknego snu wyrwał mnie znajomy dźwięk, który pochodził od zegarka stojącego na półce nocnej, obok łóżka. Na ślepo udało mi się go wyłączyć. Wstałem, podniosłem rolety do góry, aby wpuścić światło dzienne do pokoju i uchyliłem okno. Był piękny słoneczny, ale chłodny, zimowy poranek. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej granatowy garnitur, białą koszulę i bordowy krawat. Następnie wszedłem do łazienki, umyć zęby, ogolić się i opłukać twarz chłodną wodą na orzeźwienie. Popatrzyłem na lustro. Odbicie pokazało młodego, wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę w długich włosach, który ma 29 lat. To byłem ja, Tom Andrews. Architekt statków pasażerskich, mieszkający w małym dworku, znajdującym się na jednym z większych pagórków w Gdyni.
Ubrałem się i poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę.
Kiedy ją zalewałem wrzątkiem, mój ospały dziesiecioletni syn wszedł do kuchni, trząc oczy.

- Tato... - zaczął Łukasz - Jestem głodny.
- Już Ci coś zrobię, - odpowiedziałem mu - może być jajko na miękko?
- Yhym.
- Usiądź przy stole, ja już szykuje.
- Kiedy mama wróci?
- Dzisiaj popołudniu, misiek. Jak zjesz, to idź umyj buzię, zęby i ubierz się, zawiozę cię do wujka Sebastiana, pobawisz się z Marysią.
- Dobrze...

O 12:00 przyjechaliśmy do Sebastiana Ismay'a. To mój stary przyjaciel z gimnazjum, razem chodziliśmy do klasy. Jego żona Laura była nauczycielką, która uczyła w szkole podstawowej w Sopocie oraz córkę Marię w wieku Łukasza. Ja natomiast miałem przedstawić mu wizje mojegego okrętu, o którym nikomu się nie śniło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top