Rozdział XVI

Szedłem posłusznie za Haechan'em aż w końcu znaleźliśmy się przed jego pokojem. Weszliśmy do środka, a szatyn natychmiast zamknął za nami drzwi po czym odwrócił się w moim kierunku.

- Czyś ty oszalał?! - zawołał.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Haechan. - odparłem kompletnie zaskoczony jego zachowaniem.
- Tak po prostu sobie chodzisz po szkole i rozmawiasz z chłopakiem, który jest niebezpieczny!
- Nie dramatyzuj. Wcale nie jest niebezpieczny. Jest naprawdę miły. - odparłem.
- Nie wiesz nic o nim! Może to tylko pozory i czeka, żeby przejąć kontrolę nad twoim umysłem po czym cofnąć się w czasie i przejąć kontrolę nad światem! - zawołał gestykulując zamaszyście.
- Naprawdę przesadzasz Haechan. Jest zagubiony i potrzebuje wsparcia. Jest nowy, a unikając go na pewno nie sprawimy, że poczuje się tutaj dobrze. - stwierdziłem krzyżując ręce na piersi.
- Czyli co mamy po prostu udawać, że o niczym nie wiemy i, że wszystko jest w porządku?!
- Dokładnie tak. Musimy mu pomóc, jeśli nauczy się kontrolować swoją zdolność to nie sądzę, że będzie chciał komuś zrobić krzywdę.
- Albo pomożemy mu nauczyć się ją kontrolować, a on zrobi nam pranie mózgów i użyje jako swoich marionetek. - stwierdził krzyżując ręce na piersi.
- Uspokój się Haechan. Panikując i snując takie teorie na pewno nie polepszymy sytuacji. Zachowujmy się na razie normalnie, a jeśli będzie się zachowywał podejrzanie to powiemy o tym któremuś z nauczycieli. - odparłem podchodząc do chłopaka.

Haechan westchnął. Widziałem, że zastanawia się nad tym wszystkim. Obawiał się tego mimo wszystko i rozumiałem go. Jednak nie mogliśmy zachowywać się w ten sposób. Był tutaj nowy i trzeba było okazać mu wsparcie. Wiedziałem o tym, ponieważ jakiś czas temu ja także byłem w takiej samej sytuacji. Także byłem zagubiony i przerażony. Nie znałem tutaj nikogo, więc gdy moi przyjaciele wyciągnęli do mnie dłoń czułem się dużo lepiej. Czułem, że mnie akceptują. Jungwoo także tego potrzebował nie ważne jaką zdolność posiadał i miałem zamiar mu pomóc.

- W porządku, ale będę ostrożny. Nie mam zamiaru się z nim przyjaźnić, aby dowiedział się o mnie wszystkiego po czym wykorzystał tego przeciwko mnie w swoich niecnych celach. - odparł stanowczo.
- Jesteś niemożliwy. Bądź po prostu miły, w porządku? - zaśmiałem się kładąc dłonie na jego ramionach.
- Dobra... Ale tylko dlatego, że Ty mnie o to prosisz.
- W takim razie się cieszę. Będę już leciał. Do zobaczenia.
- Będziesz jutro na treningu? Doyoung mówił, że Taeil zgodził się je prowadzić. - zapytał delikatnie.

Wiedziałem, że bał się poruszyć ten temat. Sprawa wciąż była bardzo świeża. Jeszcze nie udało mi się z tym poradzić, ale byłem pewien, że dam sobie radę. Zawsze sobie jakoś radziłem, więc tym razem nie mogło być inaczej. Uśmiechnąłem się delikatnie spoglądając na chłopaka.

- Skoro tak to wpadnę na razie popatrzeć i posłuchać Taeil'a.
- Świetnie. W takim razie do zobaczenia. - odparł uśmiechając się szeroko.

Odwróciłem się do niego jeszcze raz po czym wyszedłem. Ruszyłem powoli w kierunku swojego pokoju zastanawiając się jeszcze raz nad tym wszystkim. Nie miałem pojęcia, że sprawy mogą się w taki sposób skomplikować. Nie obawiałem się tego, że Lucas komukolwiek powie. Mimo wszystko widziałem w jego oczach skruchę i byłem osobą dość ufną. Jednak moim największym problemem w tym momencie był Yuta. Nie miałem pojęcia jak daleko będzie mógł się jeszcze posunąć, jeśli można było w ogóle zrobić coś gorszego niż to co się wydarzyło wczoraj.

Odetchnąłem po czym skręciłem w lewy korytarz. Zatrzymałem się natychmiast, gdy na jego końcu zobaczyłem właśnie Yute. Przez chwilę stałem jak sparaliżowany, ale po chwili schowałem się za zakrętem wykorzystując to, iż mnie nie zauważył. Nie miałem pojęcia co zrobić ani dokąd iść. Nie mogłem tak po prostu przejść koło niego. Nie byłem jeszcze gotów, żeby stanąć z nim twarzą w twarz. Zacząłem się zastanawiać co zrobić, gdy nagle obok mnie pojawił się Jaehyun.

- Hej Mark! - zawołał uśmiechając się.
- Cześć Jaehyun. - odpowiedziałem.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.
- Tak, ale... Tam jest Yuta... A ja muszę dostać się do pokoju... - odparłem lekko zdenerwowany.
- Nie martw się, pomogę Ci.

Złapał mnie za dłoń i przysunął się bliżej.

- Możesz poczuć lekkie zawroty głowy, a w najgorszym przypadku mdłości, a i radzę ci zamknąć oczy. - odparł, a ja zrobiłem co mówił.

Faktycznie poczułem dość dziwne uczucie. Zakręciło mi się w głowie, a po chwili Jaehyun puścił moją dłoń i odsunął się. Otworzyłem oczy. Zajęło mi moment, żeby wrócić do siebie po czym zdałem sobie sprawę z tego, że jestem już w pokoju. Spojrzałem zaskoczony na chłopaka, który uśmiechnął się delikatnie.

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Teleportacja jest przyjemna tylko dla mnie, ale niestety nie dla osób, które podróżują ze mną. Im większy dystans tym silniejsze są skutki uboczne. - odparł przeczesując dłonią włosy.
- Jest dobrze, ale nie spodziewałem się, że możesz teleportować się razem z kimś.
- Odkryłem to pewnego dnia zupełnie przez przypadek. - zaśmiał się. - Obawiasz się Yuty? - zapytał nagle.
- Nie jestem jeszcze gotów stanąć z nim twarzą w twarz. Wciąż te wszystkie wspomnienia są zbyt świeże. - odparłem krzyżując ręce na piersi.
- Rozumiem. To co zrobił było po prostu potworne. Jakim trzeba być człowiekiem. Gdyby zrobił jemu coś takiego to nie wiem co bym zrobił. - odparł zaciskając pięści.

Pokiwałem lekko głową. Nie miałem zamiaru pytać kogo miał na myśli. To nie była w końcu moja sprawa i nie chciałem się wtrącać. Poza tym mógł poczuć się niekomfortowo, więc tylko uśmiechnąłem się blado.

- Niestety stało się. Mam tylko nadzieję, że nikt więcej się nie dowie.
- Lucas często dużo mówi nie myśląc o tym najpierw, ale jestem pewien, że nikomu nie powie o czymś tak ważnym. - stwierdził spoglądając na mnie z troską.
- Spotkałem go dzisiaj. Przyrzekał, że nikomu nie powie i prosił o wybaczenie.
- Uwierz mu, naprawdę nic nie powie, a te drugą kwestie musisz sobie na spokojnie przemyśleć. W końcu wciąż jeszcze na pewno jesteś w szoku. - stwierdził uśmiechając się delikatnie.
- Tak masz rację.

Wiedziałem, że mimo wszystko w końcu będę mógł spojrzeć Lucas'owi w oczy i powiedzieć mu, że wybaczam mu to co zrobił. Nie winiłem go w końcu, ponieważ mimo wszystko działał pod wpływem Yuty. Musiałem tylko dać sobie czas, żeby się z tym wszystkim oswoić.

- Będę już leciał. Umówiłem się z kimś jeszcze, więc... - odparł lekko zakłopotany.
- Jasne nie przyjmuj się. Dziękuję co bardzo za pomoc. - odpowiedziałem od razu uśmiechając się.
- Nie ma za co. Jeśli będziesz jeszcze kiedyś potrzebował pomocy to daj znać.
- I wzajemnie.

Uśmiechnął się jeszcze zanim po prostu nie zniknął. Zaśmiałem się domyślając się już z kim mógł być umówiony, ale nie zamierzałem poruszać tego tematu, żeby nie zdenerwować Jaehyun'a. Często rozmowy o tym potrafią być dość kłopotliwe.

Usiadłem na łóżku wzdychając. Zajęcia zostały odwołane, więc miałem bardzo dużo wolnego czasu, który musiałem jakoś wykorzystać. Wziąłem, więc do ręki książkę, którą każdy dostał od profesora Xaviera. Zacząłem ją przeglądać. Była to pozycja, którą napisał sam bazując na własnym doświadczeniu z uczniami i innymi mutantami. Otworzyłem na rozdziale o kontrolowaniu własnych zdolności.

"Nie należy tego lekceważyć. Właściwe posługiwanie się własną zdolnością może uchronić nas samych, ale także innych przed jej przykrymi konsekwencjami."

Zamyśliłem się przez chwilę. Każdy nauczyciel powtarzał nam to na każdym kroku. Jednak było w tym bardzo dużo prawdy. Niekontrolowana zdolność mogła wyrządzić krzywdę nam samym, ale także innym. Nie chciałem nawet myśleć o konsekwencjach niewłaściwego używania mojej zdolności. W tak łatwy sposób mogłem wszystko zniszczyć. Jedno niewłaściwe posunięcie i cała ludzkość mogła na tym ucierpieć.

Dlatego tak bardzo obawiałem się cofać w czasie. Kilka minut czy godzin nie zrobiłoby aż takiej różnicy, ale nie chcę nawet myśleć o latach czy wiekach wstecz, zmienieniu całego biegu historii. Można było zrobić tyle dobrego, ale także tyle zniszczyć.

Westchnąłem zamykając książkę i kładąc się na plecach na łóżku. Moje myśli skierowały się w innym kierunku wracając znów do wydarzeń z ostatnich dni. Powoli czułem się lepiej. Mimo wszystko cieszyłem się, że spotkałem Lucasa, bo przynajmniej miałem teraz pewność, że nikomu nie powie.
Nie dawało mi to jednak spokoju szczególnie, że będzie mnie czekała jeszcze konfrontacja z Yutą. Nie mogłam w końcu siedzieć cały czas w pokoju. Musiałem w końcu chodzić na lekcje.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Podniosłem się z łóżka i poszedłem otworzyć. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem po drugiej stronie profesora Hank'a.

- Dzień dobry profesorze.
- Dzień dobry Mark. Mogę wejść? - zapytał uśmiechając się.
- Oczywiście, proszę. - odparłem wpuszczając go do środka.

Zamknąłem za nim drzwi, a on stanął przy moim biurku rozglądając się przez chwilę dookoła. Podszedłem bliżej stając przed nim zachowując sporą odległość.

- Mogę w czymś pomóc? - zapytałem zastanawiając się dlaczego tutaj przyszedł.
- Profesor Xavier prosił mnie, żebym odwiedził uczniów i sprawdził czy wszystko jest w porządku. Przez naszego nowego ucznia wszystko nieco się skomplikowało. - odparł Hank.
- To przez jego zdolności?
- Już wiesz? Cóż, plotki szybko się rozchodzą, ale tak, jest w tym trochę prawdy. Musimy jakoś pomóc mu się z tym uporać, a większość uczniów jest najzwyczajniej przestraszona. - westchnął.
- Tak zauważyłem. - odparłem krzyżując ręce na piersi.
- Dlatego postanowiliśmy odwołać dziś lekcje. Profesor rozmawia z nim dłuższy czas. Jestem tu też, ponieważ wspominał o tobie.
- O mnie? - zapytałem kompletnie zaskoczony.
- Owszem. Nowy uczeń powiedział, że spotkał cię na korytarzu i pomogłeś mu się odnaleźć.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Więc o to tak naprawdę chodziło. Od razu w mojej głowie pojawił się obraz chłopaka.

- Wiem jak to jest być nowym i zagubionym, więc chciałem mu pomóc, ponieważ ja także ją otrzymałem. - odparłem.
- To bardzo miłe z twojej strony. Profesor prosił też abyś zajął się nim skoro już cię zna. Jeśli zdobędzie przyjaciół uda mu się lepiej tutaj zaklimatyzować, a to bardzo ułatwi nam pracę nad jego samokontrolą. - powiedział ostrożnie spoglądając na mnie.

Zaskoczyło mnie to. Rozumiałem dlaczego profesor o to prosił. Wydawał się być w porządku mimo, iż zamieniłem z nim tylko kilka zdań, ale wiedziałem, że reszta podejdzie do tego sceptycznie. Zwłaszcza Haechan, który był niezbyt pozytywnie do niego nastawiony. Jednak skoro mogłem pomóc to nie wypadało odmawiać jeśli sam profesor Xavier mnie o to prosił.

- W porządku. Postaram się pomóc. - odparłem uśmiechając się delikatnie.
- Dziękuję Ci Mark. Wiele to dla nas znaczy. Miałem jeszcze zapytać o ciebie. Wszystko w porządku? Jak się tutaj czujesz?

Wziąłem głębszy oddech. Nie mogłem powiedzieć mu o tym co się stało. Żaden z nauczycieli nie mógł się dowiedzieć. Wiedziałem, że muszę udawać, że wszystko jest w porządku, a w tym akurat byłem dobry. Zrobiłem, więc dobrą minę do złej gry i uśmiechnąłem się znów.

- Czuję się bardzo dobrze. Naprawdę. Wszystko jest w porządku.
- W takim razie cieszę się. Do zobaczenia jutro na zajęciach. - odparł klepiąc mnie delikatnie po ramieniu po czym wyszedł zostawiając mnie znów samego.

Odetchnęłam opadając ponownie na łóżko. Zastanawiałem się co powiem jutro reszcie. Tak po prostu mam oznajmić, że będę musiał zaprzyjaźnić się z osobą, której obawiają się prawie wszyscy uczniowie w tej szkole?
Musiałem jakoś im to powiedzieć. Jednak mimo wszystko nie przeszkadzało mi to. Chłopak wydawał się być w porządku. Po prostu był zagubiony jak każdy z nas poniekąd.

Może faktycznie, gdy zobaczył, że nie ma wśród nas żadnych wrogów i wszyscy chcemy mu pomóc to łatwiej by mu było zapanować nad sobą i swoją zdolnością. Nie sądziłem, żeby chciał zrobić komukolwiek krzywdę. Na pewno nie specjalnie. Musieliśmy najpierw go poznać, żeby dopiero potem ocenić.

Stwierdziłem, że muszę z kimś o tym porozmawiać. Z kimś kto jest nieuprzedzony mimo wszystko i powie szczerze co o tym myśli.

Podniosłem się z łóżka i wyszedłem z pokoju kierując się dosłownie do pokoju obok. Zapukałem do drzwi licząc na to, że lokator jest w środku. Na moje szczęście po chwili w drzwiach stanął Johnny uśmiechając się na mój widok.

- Hej Mark, coś się stało? - zapytał spoglądając na mnie z troską.
- Nie... Znaczy tak... Znaczy... Po prostu chciałem porozmawiać. - odparłem lekko zestresowany.
- Jasne, wejdź. - odpowiedział wpuszczając mnie do środka.

Wszedłem do pokoju po czym usiadłem na jego łóżku. Johnny przysunął sobie krzesło siadając naprzeciwko mnie.

- Więc opowiadaj. - odparł pochylając się w moim kierunku i opierając się na łokciach.

Zastanawiałem się przez chwilę jak powinienem zacząć te rozmowę. Nie sądziłem, że powiedzenie mu tego prosto z mostu było dobrym pomysłem. Musiałem to zrobić jakoś delikatniej.

- Był u mnie przed chwilą profesor Hank. Opowiadał mi o nowym uczniu. To dlatego dzisiaj odwołali lekcje. - zaczęłam spoglądając na niego.
- Tak, u mnie też był.
- Jednak nie tylko dlatego przyszedł... Przyszedł mi przekazać wiadomość od profesora Xaviera.
- Jaką wiadomość? - zapytał zaciekawiony.
- Profesor chce, abym... To ja zajął się nowym uczniem... - odparłem ostrożnie czekając na jego reakcje.

Johnny przez chwilę był kompletnie zaskoczony i nie wiedział co powiedzieć. Nie dziwiłem mu się. Kto by się spodziewał, że właśnie to usłyszy. Zastanawiał się przez moment zanim odchrząknął i znów wrócił do rozmowy.

- Dlaczego akurat ciebie? - zapytał.
- Ponieważ tylko ja z uczniów go już spotkałem. - odpowiedziałem.
- Jak to? Kiedy?
- Dzisiaj, jakiś czas po tym, gdy wyszedłem z klasy. Na początku nie wiedziałem, że to on. Po prostu zapytał mnie o drogę do gabinetu dyrektora. Gdy zaczęłam z nim rozmawiać dowiedziałem się, że jest nowy. Jednak wydawał się być w porządku. Po prostu widać było, że jest zagubiony w tym wszystkim. Jak każdy z was. - odparłem wspominając spotkanie.
- Tak to prawda. Każdy z nas obawia się poniekąd swoich zdolności, a co on ma czuć, gdy jeszcze w dodatku wszyscy będą go unikać ze strachu. Też chciałby się poczuć jak uczeń tej szkoły. Jak jeden z nas. - stwierdził Johnny kiwając głową.
- Właśnie, więc chciałbym mu pomóc. Żeby zobaczył, że może znaleźć wśród nas przyjaciół.
- To bardzo miłe z twojej strony Mark. Chętnie ci pomogę. - odparł uśmiechając się.

Spojrzałem zaskoczony na niego po chwili uśmiechając się szeroko. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi z jego strony, ale byłem naprawdę szczęśliwy.

- Naprawdę? - zapytałem dla pewności.
- Jasne, w końcu po to są przyjaciele. - zaśmiał się.
- Obawiam się tylko reakcji reszty. Chciałbym, żeby też pomogli. - westchnąłem.
- Nie martw się. Problem może być jedynie z Haechan'em, żeby go przekonać, ale sądzę, że reszta pomoże.
- Już się dowiedział o tym, że go spotkałem i nie był zadowolony.
- Będzie dobrze. Przejdzie mu. - odparł po czym poklepał mnie po ramieniu.
- Mam nadzieję, dziękuję Ci Johnny. Od razu lepiej się czuję. - zaśmiałem się.
- Nie ma za co.
- Będę leciał. Do zobaczenia jutro. - odpadłem żegnając się z chłopakiem po czym wyszedłem z jego pokoju wracając do swojego.

Denerwowałem się, ale także byłem podekscytowany czekając aż nastanie następny dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top