Rozdział VIII

Nie mogłem przez chwilę uwierzyć w to co widzę. Chłopak, na którego niedawno wpadłem na szkolnym korytarzu, ten, którego wszyscy uczniowie się tak obawiają ma mi pomagać. Ma mnie uczyć. Nie miałem pojęcia dlaczego profesor Xavier wybrał akurat jego, skoro nasze zdolności kompletnie się od siebie różnią. Jednak wierzyłem, że wie co robi.

- Już się znacie? - zapytał nieco zdezorientowany profesor.
- Tak... Znaczy wpadliśmy na siebie przypadkiem. - odparłem przeczesując dłonią włosy.
- Cóż w takim razie przynajmniej nie muszę was sobie przedstawiać.
- Ale chyba nie znasz mojego imienia. Jestem...
- Mark, tak wiem jak masz na imię. - przerwał mi nagle, a to jak niskim głosem wypowiedział moje imię sprawiło, że aż przeszedł mnie dreszcz.

Byłem nieco zaskoczony tym, że znał moje imię. Zastanawiało mnie to skąd je zna. Cóż... Wieści szybko się rozchodzą, więc pewnie usłyszał je od jednego z uczniów.
Uśmiechnąłem się delikatnie i musiałem odwrócić wzrok, ponieważ nie wiem czemu, ale nie byłem w stanie patrzeć mu w oczy, gdy wpatrywał się we mnie tym intensywnym spojrzeniem.

- To... Ja może już pójdę. Miłych zajęć Mark. - odparł Haechan przytulając mnie na pożegnanie.

Następnie ruszył w stronę szkoły. Zaśmiałem się cicho wiedząc, że opuścił nas tak szybko, ponieważ jak wszyscy pozostali uczniowie czuł się zestresowny w towarzystwie Taeyonga. Jednak ja byłem wyjątkiem. Zupełnie nie przeszkadzała mi jego obecność.
Patrzyłem przez chwilę jak znika wchodząc do budynku. Następnie odwróciłem się znów w kierunku profesora i czerwonowłosego.

- W porządku. Wytłumaczyłem już Taeyong'owi na czym polegają twoje zdolności. Ty również już wiesz co potrafisz, więc teraz musisz się tego nauczyć. Zatrzymywać czas już potrafisz, ale cofać jeszcze nie próbowałeś, prawda? - odparł Xavier uśmiechając się.
- Nie, jeszcze nie.
- Więc spróbujemy teraz.
- Ale... Nie mam pojęcia jak to zrobić.
- Spokojnie. Z każdą zdolnością jest podobnie. Musisz pomyśleć o tym co chcesz zrobić, a następnie skoncentrować się. - tłumaczył Taeyong, a po chwili wyciągnął przed siebie dłoń, którą otoczył ogień.

Patrzyłem z podziwem na pięknie skrzące się płomienie. Podszedłem bliżej i uniosłem dłoń w ich kierunku. Mogłem poczuć bijące od niego ciepło. Uśmiechnąłem się i po chwili znów wróciłem na miejsce.
Czerwonowłosy pozbył się ognia i spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.

- Widzisz. To nie takie trudne. Trochę praktyki i się nauczysz.
- W porządku. Spróbuję.

Mimo, iż kompletnie nie wiedziałem od czego mam zacząć postanowiłem spróbować.
Wystarczyło pomyśleć co chcę zrobić.
Zamknąłem oczy i skoncentrowałem się na cofnięciu czasu o kilka sekund. Chciałem zacząć od czegoś łatwego, żeby zobaczyć jak to w ogóle działa.
Poczułem nagle coś dziwnego. Jakby świat wokół mnie się poruszył. Otworzyłem oczy chcąc zobaczyć efekt, ale nic się nie zmieniło. Westchnąłem poprawiając okulary.

- Nie zamykaj oczu. Spróbuj może pomóc sobie jakimś gestem, na przykład ruchem ręki. To mnie często pomaga. - odparł Taeyong.

Pokiwałem głową i znów skoncentrowałem się na tym co chcę zrobić. Uniosłem przed siebie rękę i poruszyłem nią w lewą stroną, ponieważ starałem się cofnąć czas. I stało się coś niesamowitego.

- Nie zamykaj oczu. Spróbuj może pomóc sobie jakimś gestem, na przykład ruchem ręki. To mnie często pomaga. - odparł Taeyong.

Zajęło mi chwile zanim dotarło do mnie, że właśnie cofnąłem czas. Uśmiechnąłem się delikatnie i postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem chciałem się cofnąć nieco dalej. Podniosłem znów rękę w górę i przesunąłem nią w lewą stronę.

Patrzyłem jak świat wokół mnie zaczyna się zmieniać. Obserwowałem jak Taeyong wraca pod drzewo gdzie stał, gdy przyszedłem, a obok mnie znów znajdował się Haechan. Wtedy wznowiłem bieg czasu.
Spojrzałem na stojącego obok mnie szatyna i uśmiechnąłem się szeroko. Byłem tak bardzo szczęśliwy i dumny z siebie, że zarzuciłem mu ręce na szyję i przytuliłem się do niego mocno.
Haechan przez chwilę był zdezorientowany, ale niepewnie odwzajemnił uścisk. Oderwałem się od niego po chwili spoglądając na profesora Xavier'a, który uśmiechał się do mnie delikatnie.

- Doskonale Mark. - odparł i zaklaskał.

Czułem jakbym nagle urósł. Byłem z siebie tak bardzo dumny aż wyprostowałem się patrząc na profesora Xaviera. Tak bardzo bałem się mieszać w czasie, ale było to naprawdę niesamowite doświadczenie. Obserwowanie jak świat i wszyscy dookoła cofają się na twoich oczach jest naprawdę niezwykłe.

- Dziękuję profesorze. - odparłem nie będąc w stanie przestać się uśmiechać.
- Wiedziałem, że dasz sobie radę.
- Co się stało? - zapytał Haechan i przyznam, że aż chciało mi się śmiać, gdy widziałem jego zdezorientowany wyraz twarzy.
- Nic takiego możesz już iść. - zaśmiał się profesor.
- Ale...
- Potem ci wszystko wytłumaczę. - odparłem klepiąc szatyna po ramieniu.
- Obiecujesz?
- Tak obiecuję.
- W porządku.

Haechan spojrzał jeszcze raz na każdego z nas po czym ruszył w stronę wejścia do szkoły. Odprowadziłem go wzrokiem po czym znów odwróciłem się w stronę Xavier'a obok, którego stał już Taeyong.
Złapałem z nim kontakt wzrokowy, a on uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową. Zapewne profesor już go poinformował o tym co zrobiłem. Nie byłem w stanie zbyt długo patrzeć w jego ciemne oczy, więc po chwili odwróciłem wzrok speszony.

Dlaczego patrzył na mnie w taki sposób?

- W porządku. Teraz musisz tylko co jakiś czas ćwiczyć tą nową zdolność, ale pamiętaj nie cofaj się zbyt daleko. - ostrzegł profesor, a ja pokiwałem głową.

Wiedziałem jakie może być ryzyko zbytniego mieszania w czasie i wolałem narazie nie kombinować. Poza tym nie chciałem cofnąć się do czasów przed naszą erą i już nie wrócić.

- Jak to możliwe, że udało mi się już za drugim razem?
- Cóż... Jak to mówią, dla chcącego nic trudnego. - zaśmiał się Xavier. - Już Ci to mówiłem Mark. Jesteś naprawdę utalentowany i musisz to w sobie dostrzec. Masz ogromny potencjał, który pomogę Ci wykorzystać. Albo może powinienem powiedzieć, Taeyong pomoże ci wykorzystać.
- Jak to? Czyli, że...
- Niedługo nie będę miał czasu, żeby poświęcić ci go aż tyle. Więc zostawię cię pod opieką Taeyonga, gdy będę zajęty pomaganiem innym uczniom.

Zaskoczyło mnie to co powiedział profesor. Oczywiście nie przeszkadzała mi wizja ucznia się z czerwonowłosym. Chciałem go lepiej poznać i dowiedzieć co kryje się za tą łatką agresywnego chłopaka za którego wszyscy go uważają.
Znów złapałem z nim kontakt wzrokowy. Przez ułamek sekundy widziałem w jego oczach obojętność, ale jego spojrzenie natychmiast złagodniało, gdy spotkało się z moim.
Było to dość dziwne i sprawiało, że chciałem dowiedzieć się więcej. Dużo więcej.

- Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie na dziś Mark. - odparł nagle Xavier, więc skierowałem na niego wzrok.
- Co takiego profesorze?
- Chcę sprawdzić czy możesz cofać się w czasie z osobą towarzyszącą.
- Gdy zatrzymuje czas i trzymam wtedy kogoś za rękę, to ta osoba doświadcza tego razem ze mną.
- W takim razie sprawdźmy to. Taeyong ci pomoże. Będzie takim naszym królikiem doświadczalnym.
- Cudownie... - westchnął czerwonowłosy, ale mimo wszystko jeden kącik jego ust uniósł się w górę.

Pokiwałem głową i dość niepewnie podszedłem do czerwonowłosego. Stanąłem przed nim zachowując odstęp między nami. Nie wiem czemu, ale czułem jak serce zaczyna mi bić w przyspieszonym tempie. Nie bardzo wiedziałem jak się zachować. Jednak na szczęście Taeyong zauważył moją nieporadność i jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałem na nią.
Przełknąłem śline i podałem mu dłoń.
Zdziwiło mnie to, że mimo, iż władał żywiołem ognia jego dłoń była zimna. Nawet bardzo zimna w porównaniu z moją.

Patrzyłam przez chwilę na nasze złączone dłonie, ale przypomniałem sobie o tym co miałem zrobić.
Wyciągnąłem przed siebie wolną rękę i zawachałem się.

- Spróbuj tym razem cofnąć czas o kilka godzin. - usłyszałem głos Taeyonga, więc podniosłem na niego wzrok.
- Kilka godzin?
- Tak. Spokojnie zaufaj mi.

Przez chwilę miałem wątpliwości co do tego pomysłu. Bałem się trochę, ale mimo wszystko postanowiłem mu zaufać i zaryzykować.

Pokiwałem lekko głową i zacząłem przesuwać dłoń powoli w lewą stronę. Tak jak mówił Taeyong pomyślałem o cofnięciu się o kilka godzin wstecz. Patrzyłem jak wokół nas przemieszczają się w szybkim tempie uczniowie i nauczyciele. Czerwonowłosy również przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem, a ja czułem jak na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

Wznowiłem po chwili bieg czasu i rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było w pobliżu.
Przez moment przeszło mi przez myśl, że mogłem cofnąć się za daleko.
Jednak Taeyong podniósł wolną rękę na której miał zegarek i spojrzał na jego tarcze.

- Jest siódma rano. - odparł opuszczając rękę.
- Czyli powinniśmy być teraz w pokojach, ale jesteśmy tutaj.
- Tak, więc nikt o tej porze nie powinien być na dziedzińcu.

Pokiwałem lekko głową i rozejrzałem się dookoła. Nic się nie zmieniło poza tym, że pole treningowe było kompletnie puste. Słońce zaczęło powoli wychylać się zza horyzontu zabarwiając niebo na piękne czerwone, pomarańczowe i żółte barwy. Wziąłem głęboki oddech. Nie wiem czemu, ale czułem się bardzo spokojnie. Byłem tylko ja i Taeyong. Tak mi się przynajmniej wydawało...

- Dzień dobry Mark!

Podskoczyłem, gdy usłyszałem czyiś głos nad sobą. Podniosłem wzrok, ale po chwili obok mnie pojawił się WinWin.

- Cześć WinWin.
- Co ty tutaj robisz tak wcześnie?
- Ja... No... Przyszedłem pospacerować.
- No proszę! Czyli nie jestem jedynym, który lubi wstawać o tej porze.
- A co ty tutaj robisz?
- Zawsze wstaje wcześnie, żeby polatać. Niebo o tej porze jest naprawdę piękne.
- Domyślam się. - zaśmiałem się nerwowo spoglądając na Taeyonga, który po prostu stał i przysłuchiwał się naszej rozmowie.

WinWin odwrócił się i dopiero teraz spostrzegł stojącego naprzeciwko mnie czerwonowłosego chłopaka.
Na jego twarzy natychmiast pojawił się czysty szok. Najwidoczniej nie spodziewał się spotkać go tutaj razem ze mną.
Spojrzał w dół i zobaczył nasze dłonie, które wciąż były złączone. Patrzył na nie przez chwilę, a następnie znów podniósł na mnie wzrok. No bardziej niezręcznie być nie mogło.

- Mark... Czy wy...

Nie zdążył dokończyć, ponieważ zatrzymałem bieg czasu. Następnie wyciągnąłem przed siebie dłoń i cofnąłem czas jeszcze o kilka godzin. WinWina po chwili już nie było obok nas, ale spoglądając na niebo wywnioskowałem niż cofnęliśmy się aż do środka nocy.
Odetchnąłem wznawiając bieg czasu i spojrzałem na Taeyonga, który uniósł delikatnie kącik ust w górę.
No przyznam, że było blisko. Prawie wpadliśmy.

- Dobra robota.
- Dziękuję.
- Widzę, że w stresie wszystko wychodzi Ci lepiej.
- No cóż... Najwidoczniej tak. To miał być komplement?
- Ależ oczywiście.
- W porządku, więc co teraz?
- Wracamy do teraźniejszości, żeby nie narobić szkód.
- Jak to? Ale ja nie...
- Spokojnie potrafisz. Zrób dokładnie to samo tylko w drugą stronę.
- Myślisz, że to zadziała?
- Oczywiście.
- A co jeśli... No wiesz zmieniliśmy jakoś przyszłość?
- Nie sądzę. Cofnąłeś czas, więc spotkanie z tym chłopakiem się nie wydarzy. Możesz być spokojny.

Westchnąłem i ponownie uniosłem rękę w górę. Pomyślałem o czasie w jakim chce się przemieścić i tak jak wcześniej zacząłem powoli przesuwać rękę, ale tym razem w prawą stronę.
Patrzyłem jak zza horyzontu wyłania się słońce, a dziedziniec zapełnia się uczniami biegającymi w tę i z powrotem. Musiałem się skoncentrować, żeby znów znaleźć się w czasie, w którym byliśmy. To było naprawdę niesamowite doświadczenie mimo, iż prawie troszkę zmieniliśmy przyszłość.
Wznowiłem bieg czasu idealnie, gdy przed nami pojawił się profesor Xavier.
Zacząłem rozglądać się dookoła wypatrując jakichś zmian, ale wszystko wydawało się być na swoim miejscu.

- Spokojnie Mark. Udało wam się. - zaśmiał się dyrektor widząc moje zmartwienie na twarzy.
- Na pewno nic się nie zmieniło?
- Tak na pewno. Naprawdę świetnie się dzisiaj spisałeś, a teraz idź odpocząć. Musisz być zmęczony.

W istocie miał rację. Dopiero teraz zacząłem odczuwać przypływ zmęczenia. Odpoczynek będzie dobrym pomysłem. Jednak przyznam szczerze, że mógłbym się kilka razy manipulować czasem zanim naprawdę potrzebowałbym przerwy.

Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż trzymam dłoń Taeyonga.
Natychmiast wysunąłem rękę z jego dłoni rumieniąc się. Miałem nadzieję, że profesor tego nie zauważył, ale z jego perspektywy zapewne miał na to idealny widok. Przeczesałem dłonią włosy nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Xavier zauważył moje zakłopotanie i zareagował natychmiast.

- Możecie już iść. Koniec lekcji na dzisiaj.
- Dobrze profesorze. Do zobaczenia. - odparłem i ruszyłem w stronę szkoły.

Stawiając każdy krok czułem na sobie wzrok Taeyonga i serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.

***

Wpadłem do pokoju zamykając za sobą drzwi. Zdjąłem okulary i położyłem je na biurku, a następnie po prostu położyłem się na łóżku. Włożyłem dłonie pod głowę i po prostu leżałem wpatrując się w sufit. Zacząłem po chwili analizować wszystko co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Czułem dumę zważywszy na to, iż udało mi się przemieścić w czasie. Jednak było coś co wciąż nie dawało mi spokoju.

Taeyong.

Sposób w jaki na mnie patrzył i samo jego zachowanie. Nie miałem pojęcia dlaczego wszyscy tak bardzo się go obawiają. Z tych kilku godzin, które z nim spędziłem nigdy nie powiedziałbym, że to wszystko co o nim mówią to prawda. Niby Haechan opowiadał mi o tym całym pobiciu kilku uczniów, ale nie wiem czemu nie wierzyłem, że zrobił to bez powodu. Nie chciałem nikogo osądzać nie mając żadnych dowodów i inni też nie powinni tego robić.

- Hej Mark! - zawołał Haechan wskakując do mojego pokoju przez sufit.

Podskoczyłem zaskoczony, nie spodziewając się jego nagłej wizyty.

No to wywołałem wilka z lasu.

Zajęło mi chwilkę, żeby uspokoić oddech i serce, które dziko kołotało w mojej piersi.

- Cześć Haechan.
- Wybacz nie chciałem cię przestraszyć. - odparł siadając na krzesełku, które znajdowało się przy biurku.
- W porządku nic się nie stało, ale następnym razem ostrzegaj mnie zanim wpadniesz, żebym mógł się psychicznie przygotować.
- Zapamiętam. - zaśmiał się. - No, więc... Opowiadaj jak było na pierwszych zajęciach z profesorem.

Oczywiście, że po to przyszedł.
Zaśmiałem się z powrotem kładąc się na łóżku.

- Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Udało mi się nauczyć nowych ciekawych umiejętności.
- Jakich mianowicie?
- No... Potrafię teraz cofać i przyspieszać bieg czasu.
- Co takiego?! - wrzasnął szatyn prawie spadając z krzesła.
- Boże Haechan uważaj! - zawołałem znów podnosząc się do pozycji siedzącej.

Przecież on sobie kiedyś krzywdę zrobi.

- Czyli... Możesz cofać się w czasie i... Powiedzmy... Naprawiać różne rzeczy, które zrobiłeś źle?
- No teoretycznie tak, ale nigdy nie wiadomo czy decyzja o wpływaniu na przyszłość jest dobrą decyzją.
- No tak, ale... Będziesz mógł cofnąć czas i uratować komuś życie!
- Mam nadzieję, że nie będę musiał tego robić.
- No tak ja też, ale jak daleko w przeszłość możesz się cofnąć?
- Tego nie wiem.
- A gdyby tak się cofnąć do średniowiecza?! Albo do starożytności?! Albo zobaczyć dinozaury?! Albo... - zawołał szatyn podnosząc się z krzesła.
- Tak daleko na pewno nie mam zamiaru wędrować! - przerwałem mu nieco gasząc jego zapał.
- To mogłoby być niezapomniane przeżycie! Moglibyśmy na przykład poznać Jezusa! Albo Michaela Jacksona! Albo nie dopuścić do drugiej wojny światowej!
- To brzmi cudownie Haechan, ale nie sądzę, że mieszanie w historii jest dobrym pomysłem. Mogłoby to mieć katastrofalne skutki w teraźniejszości i przyszłości.

To co mówił Haechan było naprawdę niesamowite i mogłem teoretycznie to zrobić, ale to było zbyt ryzykowne. Nie chciałem namieszać, bo mogło z tego wyjść więcej złego niż dobrego, nie ważne jak szlachetny były cel. Narazie dobrze jest tak jak jest i lepiej niczego nie zmieniać.

- No tak racja... - westchnął i tym razem wskoczył na biurko.
- Będę tego używał tylko w nagłych sytuacjach. Gdy będzie to konieczne.
- Dobrze, że to ty dostałeś te zdolność. Ja zapewne zrobiłbym mnóstwo głupich rzeczy.
- Ale zrobiłbyś je w dobrej intencji.
- Dzięki Mark. - odparł uśmiechając się szeroko.
- Wiesz profesor powiedział, że zdolności są dopasowane do charakteru, więc każdy dostaje to co najbardziej do niego pasuje i z czym sobie poradzi.
- Więc moja moc idealnie pasuje do mojej ciekawości.
- Ty to powiedziałeś nie ja. - odparłem z uśmiechem unosząc ręce w geście obronnym.
- W porządku, ale jest jeszcze jedna rzecz, która mnie bardzo ciekawi...
- Tylko jedna?
- No dobra jest kilka, ale ta jest jedną z ważniejszych w tym momencie.
- Co takiego?
- Jak ci się pracowało z Taeyongiem?

Wiedziałem, że w którymś momencie o to zapyta. Na szczęście byłem na to, przygotowany. Jednak nie było za bardzo o czym mówić. Po prostu robił to o co poprosił go profesor. Zwykła koleżanka pomoc.

- Cóż... Jego rady bardzo pomogły mi dowiedzieć się jak działa moja moc. Gdyby nie on raczej bym nie odkrył jak cofać się w czasie.
- Odkryłbyś, ponieważ jesteś inteligentny, ale zastanawia mnie to co on tam robił.
- Profesor poprosił go, żeby mi pomógł. To wszystko.
- Nie wydaje mi się.
- Haechan...
- No co?
- Nie zaczynaj.
- Ale moja teoria jest bardzo prawdopodobna!
- Doprawdy? Jaka teoria?
- Mówię ci wpadłeś mu w oko. Dlatego zgodził się ci pomagać.
- Haechan...
- Na początku, przecież miał Ci pomagać Taeil, więc dlaczego się nie zgodził?
- Po prostu miał coś innego do zrobienia.
- A właśnie, że nie! Taeyong dowiedział się, że profesor chce, żeby to Taeil cię uczył. Poszedł do niego i kazał mu się nie zgodzić, żeby to on mógł zająć jego miejsce! - odparł Haechan gestykulując zamaszyście.
- Wow... Naprawdę mógłbyś pisać teorie spiskowe. - zaśmiałem się.
- To prawda, ale jeszcze wspomnisz moje słowa!
- Oczywiście.

Nie wierzyłem w to co mówił Haechan. Miał zbyt bujną wyobraźnię i czasami za bardzo dawał się jej ponieść. To co mówił o Taeyongu było absurdalne. Nie sądziłem, że zrobił by coś takiego, a zwłaszcza dla mnie.

- Dobrze... Znajdę dowody i wtedy mi uwierzysz. - oświadczył zeskakując z biurka.
- Haechan proszę cię nie pakuj się w nic. - odparłem wstając z łóżka.
- Zobaczysz. Nikt mi nie wierzy i każdy się ze mnie śmieje, ale kiedyś to ja się będę śmiał.
- Przepraszam... Po prostu nie sądzę, aby możliwe było, żeby Taeyong spojrzał w taki sposób na kogoś takiego jak ja.
- Co masz na myśli?
- Taeyong jest przystojnym i utalentowanym chłopakiem, a ja...
- Ty także Mark. Nie ocaniaj siebie tak surowo. Musisz dostrzec to ile jesteś wart, a jesteś wart naprawdę dużo.
- Dzięki Haechan.
- Nie ma za co. Odpocznij na pewno jesteś zmęczony dzisiejszym dniem.

Uśmiechnął się po czym poklepał mnie po ramieniu. Jeszcze przez chwilę na mnie patrzył po czym wszedł na biurko. Podniósł ręce w górę, które zniknęły w suficie, ale zatrzymał się nagle i znów na mnie spojrzał.

- Mark?
- Tak?

Przez chwilę się nad czymś zastanawiał. Bił się z myślami, ale pokręcił nagle głową.

- Nie już nic. Nie ważne. - odparł i zniknął przechodząc przez sufit.

Westchnąłem i padłem na łóżko. Uśmiechnąłem się szeroko wspominając słowa Haechan'a, jednak naprawdę zastanawiało mnie to co chciał mi przez chwilę powiedzieć. Faktycznie nie bardzo dostrzegłem swoją wartość. Może to dlatego, że nikt nigdy nie powiedział mi, że jestem cokolwiek wart. Rodzice powtarzali mi wciąż, że jestem zwykłym dziwadłem, którego w ogóle nie powinno być. Jednak odkąd tutaj jestem czuję się tak jakby ogromny ciężar spadł z moich barków. W końcu ktoś akceptuje mnie takiego taki jestem. W końcu spotkałem ludzi takich jak ja i czułem, że naprawdę żyję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top