Rozdział VII
Od rana w szkole panowała spora wrzawa. Wszyscy byli jacyś dziwnie poddenerwowani. Co chwilę ktoś przebiegał obok mnie mówiąc, że "on już tu jest".
Ale kto?
Nie miałem pojęcia o co chodziło i to nie dawało mi spokoju. O kogo mogło im chodzić?
Idąc głównym korytarzem na zajęcia spostrzegłem Haechan'a, który również właśnie zmierzał do sali lekcyjnej. Uśmiechnąłem się na jego widok. Wiedziałem, że on na pewno będzie coś na ten temat wiedział. W końcu był najbardziej ciekawską osobą jaką znałem, a jego moc jeszcze bardziej mu to ułatwiała.
- Haechan! - zawołałem starając się zwrócić na siebie uwagę szatyna.
Chłopak zatrzymał się i odwrócił za siebie, a gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko i zaczął przywoływać mnie do siebie ruchem ręki.
Podbiegłem do niego szybko.
- Dobrze cię widzieć Mark.
- Ciebie również. Mam do ciebie kilka pytań.
- Naprawdę? No to dawaj śmiało.
- Wiesz może dlaczego wszyscy zachowują się tak dziwnie? - zapytałem, gdy ruszyliśmy w stronę auli.
- Jasne, że wiem! Profesor Xavier wrócił dziś rano i powiedział, że już niedługo powitamy nowego ucznia.
A więc to dlatego! Cóż... Mogłem się tego domyślić. Nie wiedzieć czemu jakoś o tym nie pomyślałem. Ta informacja wzbudziła moją ciekawość i zacząłem zastanawiać się kim będzie ten nowy uczeń i jakie zdolności będzie posiadał. Spojrzałem na Haechan'a, któremu oczy błyszczały z radości. Wiedziałem, że to on będzie pierwszym, który odkryje tożsamość nowego.
- Wiesz coś może na jego temat?
- Z tego co słyszałem to jest to chłopak o bardzo potężnej mocy, którą musi za wszelką cenę okiełznać.
- Musze przyznać, że jestem bardzo ciekaw kim on jest.
- Ja tak samo, ale nie martw się, gdy tylko się tutaj pojawi wyrusze na zwiady i dowiem się czegoś więcej.
- Oczywiście. Jednak uważaj. Nie chcesz go chyba przestraszyć, prawda? Bo jeszcze się rozmyśli.
- Ty jakoś nie uciekłeś.
- Tak, ale nie wiadomo jak on zareaguje.
- Racja. Nie martw się będę dyskretny.
- Mam taką nadzieję.
Zaśmialiśmy się wchodząc do auli i stanęliśmy w miejscu rozglądając się dookoła.
Byliśmy jedynymi osobami w klasie.
Przecież zaraz powinny się zacząć lekcje. Gdzie są pozostali?
Coś tutaj ewidentnie było nie tak.
Spojrzałem na Haechan'a, ale jego wyraz twarzy również wyrażał czyste zaskoczenie.
- Nie wierzę! Pierwszy raz w życiu przyszedłem na zajęcia jako pierwszy!
- No wiesz kiedyś musi być ten pierwszy raz. - zaśmiałem się widząc zszokowaną minę szatyna.
Jednak Haechan tylko westchnął słysząc te słowa. Poklepałem go po plecach wciąż nie mogąc przestać się śmiać.
- To nie jest zabawne! - zawołał odwracając się do mnie.
- A właśnie, że jest!
Szatyn jeszcze przez chwilę patrzył na mnie ze złością, udając obrażonego, wydymając wargi tak jak w zwyczaju miał Chenle, jednak nie mógł wytrzymać długo i również zaczął się śmiać.
- Dobra, no to co robimy? - zapytał, gdy udało nam się opanować śmiech.
- Cóż... Możemy usiąść i poczekać. Może ktoś się pojawi.
- Mam nadzieję, ale jak nikogo nie będzie to spadamy.
- Zgoda. - odparłem i wyciągnąłem rękę do Haechan'a, która uścisnął z uśmiechem.
Zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie. Cały czas zastanawiałem się dlaczego wciąż nikt nie przychodzi. Było to bardzo dziwne. Nie możliwe, żeby dali nam kolejny dzień wolny. To by było zbyt piękne. Może coś się stało, a my o tym nie wiemy. Nie no przez te całą sytuację zaczynam tworzyć w myślach same czarne scenariusze. Muszę się uspokoić i zacząć myśleć racjonalnie.
Dosłownie kamień spadł mi z serca gdy zobaczyłem Jeno i Chenle'a wchodzących do auli. Uśmiechnąłem się widząc jak fioletowowłosy biegnie w naszą stronę, gdy tylko nas spostrzegł. Za nim kręcąc z uśmiechem głową ruszył Jeno.
Oczywiście nie obyło by się bez uścisku, który podarował mi maluch. Z resztą robił to codziennie na powitanie i pożegnanie. Co oczywiście bardzo mnie cieszyło.
- Już myśleliśmy, że nikt nie przyjdzie i będziemy mogli sobie iść. - westchnął Haechan.
- Cóż... Wszyscy są dzisiaj bardzo zabiegani, więc nie zdziwię się, jeśli Hank zapomni, że ma z nami zajęcia. - odparł Jeno.
- Czyli jeszcze jest nadzieja! Cudownie!
- Dlaczego cię to tak cieszy?
- Ponieważ będę mógł wyruszyć na misję i dowiedzieć się czegoś więcej o nowym uczniu.
- No tak mogłem się tego spodziewać. - westchnął Jeno.
- Moim zdaniem to ten nowy będzie sprawiał same problemy.
Odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził głos. Lucas stał obok nas i najwidoczniej od jakiegoś czasu przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytałem, gdy Lucas zajął miejsce naprzeciwko nas.
- Ponieważ wiem jaką zdolność posiada.
- Jak to?! - zawołaliśmy jednocześnie i spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
- No tak. Przez przypadek zajrzałem do umysłu profesora Xavier'a, gdy przechodziłem obok jego gabinetu.
- Przez przypadek? - zapytał z niedowierzaniem Jeno unosząc jedną brew.
- No dobra z ciekawości, ale nie oceniaj mnie. Zrobiłbyś to samo, gdybyś był na moim miejscu.
- No nie wiem. Haechan i Chenle na pewno, ale ja raczej dałbym radę się powstrzymać. - odparł z przekonaniem Jeno.
- Że co proszę?! - oburzył się maluch spoglądając z wyrzutem na bruneta. - Haechan to oczywiste, ale ja!
- Czyli twierdzisz, że ty byś nie zajrzał do umysłu profesora, żeby dowiedzieć się czegoś co cię ciekawi?
Chenle już miał odpowiedzieć, ale jednak się powstrzymał i zaczął się nad tym zastanawiać.
Jeśli mam być szczery to nie wiem czy ja bym tego nie zrobił. Niby ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale czasami pokusa jest zbyt silna i nawet ten, który tak zaparcie twierdzi, że by tego nie zrobił sam by nie umiał się powstrzymać. Więc Jeno nie powinien być aż tak pewny siebie.
- Dzięki Mark. Chociaż ty mnie rozumiesz. - odparł Lucas kładąc mi rękę na ramieniu.
Zaśmiałem się uświadamiając sobie, że znów zajrzał mi do głowy. Był po prostu niemożliwy. Obiecał, że nie będzie tego robić.
- Tak wiem Mark. Już nie będę obiecuję. - zaśmiał się kładąc dłoń na sercu.
- Ja bym mu nie wierzył. Wszystkim tak mówi, a potem i tak włazi im do głowy. - Jeno spojrzał na Lucasa z wyrzutem.
- No, bo czasami o tym zapominam! To się po prostu samo dzieje!
- Dobrze nie ważne! Powiedz nam lepiej co to za zdolność, którą posiada ten nowy. - zawołał Haechan pochywając się do przodu w stronę Lucasa.
- No cóż... Wiem, że ma na imię Jungwoo i potrafi kontrolować umysły.
Chenle, który w tym momencie wziął łyk wody zaksztusił się nią i zaczął kaszleć słysząc słowa Lucasa. Odwróciłem się w stronę malucha i pomogłem mu opanować atak kaszlu. Odetchnąłem, gdy fioletowowłosy przestał się ksztusić.
- Boże Chenle! Ty to sobie wszystkim krzywdę zrobisz! - westchnął Jeno lekko podenerwowany zabierając fioletowowłosemu butelkę z wodą.
- Wszystko w porządku Chenle? - zapytałem patrząc z troską na malucha.
- Tak wszystko dobrze. Powiedziałeś kontrolowanie umysłów?! - zawołał, a wszyscy znów skierowaliśmy wzrok na Lucasa.
- Tak. Dlatego mówiłem, że będą z nim problemy. - odparł krzyżując ręce na piersi.
- Każda moc może sprawić dużo problemów, ale jak się nauczy ją odpowiednio kontrolować to nie widzę w tym nic złego. - stwierdził Jeno.
- Ta moc nie jest jak każda inna. Jeśli nauczy się ją kontrolować do perfekcji to będzie mógł zmusić nas do robienia tego czego chce.
Lucas miał rację. Moc Jungwoo była niezwykle potężna i skoro zgodził się uczęszczać do tej szkoły to na pewno chce nauczyć się jak nad nią zapanować. Dzięki tej zdolności mógł zrobić z każdym dosłownie wszystko co będzie tylko chciał. Jednak pojawiało się w mojej głowie pytanie, czy nad umysłem telepatów także może zapanować?
- Nie wiem Mark. O tym Xavier nie mówił, ale mam nadzieję, że nie.
- Lucas...
- Tak wiem przepraszam.
- Mówiłem Ci, że nie przestanie. - zaśmiał się Jeno.
- Przestane! Muszę się tylko do tego przyzwyczaić.
- Oczywiście. - przewrócił oczami brunet. - Ale wracając do temu nowego ucznia. Czytałem kiedyś, że przed mutantami kontrolującymi umysły można się bronić stawiając tak zwane bariery. Dzięki nim taki mutant nie może dostać się do twojej głowy i przejąć kontroli.
- Wow... Jeno nie wiedziałem, że jesteś taki inteligentny. - zaśmiał się Haechan.
- No dzięki. - odparł brunet krzyżując ręce na piersi.
- Przecież żartowałem. Doskonale wiem o tym, że wiesz bardzo dużo. Więc jak mamy się nauczyć stawiać te bariery?
- Cóż... To nie jest takie proste. Najlepiej jest się tego nauczyć pod okiem kogoś doświadczonego kto w razie czego będzie umiał pomóc oraz mutanta, który potrafi kontrolować umysły. Podczas, gdy on będzie próbował przejąć nad tobą kontrolę, ty będziesz się bronić stawiając bariery. Jednak muszą być one dostatecznie silne, żeby nie dać się mu przez nie przebić.
Słuchałem jak Jeno opowiada o tym wszystkim z zapałem. Byłem pod wielkim wrażeniem jego wiedzy. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się jak możemy poradzić sobie z nowym uczniem. Jednak nie sądzę, żeby stanowił dla nas jakiekolwiek zagrożenie. Tak jak już mówiłem skoro zgodził się uczęszczać do szkoły profesora Xavier'a to na pewno nie ma zamiaru wyrządzić nikomu krzywdy. W to wierzyłem i miałem nadzieję, że mam rację.
- No dobra, tylko, jak mamy się tego nauczyć? Mamy tak po prostu podejść i powiedzieć: Hej! Wiemy, że twoją mocą jest kontrolowanie umysłów, więc może pomożesz nam poćwiczyć stawianie barier w naszych umysłach, żebyśmy nauczyli się przed tobą bronić! No wiesz tak w razie czego, gdybyś kiedyś próbował przejąć nad nami kontrolę i zrobić co tylko dusza zapragnie! - zawołał Haechan, a Jeno słysząc ten sarkazm w jego głosie przewrócił oczami.
- Oczywiście, że nie. Trzeba to zrobić taktycznie. Chociaż nie sądzę, żeby stanowił on dla nas jakiekolwiek zagrożenie.
- Ale zawsze warto się na wszystko przygotować. - odparł Lucas kładąc nogi na ławce.
- Na co warto się przygotować?
Usłyszałem nagle głos po mojej prawej stronie, więc odwróciłem wzrok w tamtym kierunku, żeby zobaczyć Jaehyun'a, który się do nas uśmiechał. Jednak w tym samym momencie prawie ogłuchłem słysząc pisk przerażonego Chenle'a.
- Boże Chenle! Chcesz, żebym zawału dostał?! - zawołał Haechan kładąc dłonie na klatce piersiowej w miejscu serca.
- Ty!? To ja tutaj prawie zszedłem na zawał! - oburzył się fioletowowłosy.
- Przepraszam nie chciałem was przestraszyć. - odparł zdenerwowany Jaehyun głaszcząc Chenle'a po główce, żeby go uspokoić.
- W porządku. Nic się nie stało.
- Po prostu szukam Doyoung'a i tak sprawdzam wszędzie. Nie widzieliście go może?
- Widziałem jak szedł w stronę biblioteki kilkanaście minut temu. - odparł Chenle.
- Okay dzięki! - słysząc to od razu się uśmiechnął, a po chwili zniknął jakby go tu w ogóle nie było.
- Słyszeliście?! - zawołał Haechan wstając z krzesła.
- Tak słyszeliśmy. - westchnął Jeno.
- Komuś się zgubił chłopak. - zaśmiał się szatyn siadając na ławce.
- Haechan... Proszę cię nie zaczynaj.
- Co?! Przecież słyszałeś!
- Tak słyszałem, że Jaehyun szuka Doyoung'a. Co w tym takiego dziwnego? Nawet nie waż się odpowiadać! - zawołał Jeno, gdy Haechan już otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
Przysłuchiwałem się ich rozmowie, a kątem oka widziałem jak Lucas uśmiecha się szeroko. Czyżby wiedział coś na ten temat?
Znając go na pewno zajrzał do umysłu Jaehyun'a. Znał prawdę, ale mam nadzieję, że nie miał zamiaru nikomu o tym mówić, a zwłaszcza Haechan'owi. Z tego nie wyszłoby nic dobrego.
- Też tak uważam i nie martw się nie mam zamiaru nikomu o tym mówić. To jest ich prywatna sprawa, a ja nie chcę się w to mieszać.
Spojrzałem na Lucasa słysząc jego głos w głowie. Uśmiechnął się do mnie kiwając głową. Było to dość dziwne uczucie, ale nie było tak źle. Mogę się do tego przyzwyczaić.
Odwzajemniłem uśmiech odwracają się w stronę drzwi wejściowych do auli do, której właśnie weszło dwóch chłopaków, których gdzieś już widziałem. Rozpoznałem niebieskowłosego chłopaka, którego przedstawił mi Jeno. Był to Jisung. Najmodniejszy uczeń, ale także władca żywiołu ziemi. Jednak różowowłosy idący obok niego był mi nieznany.
- A gdzie jest profesor Hank? - zapytał Jisung podchodząc do nas wraz ze swoim towarzyszem.
- Najwidoczniej zrobił sobie wolne. - odparł z uśmiechem Haechan.
- A jak coś mu się stało! Przecież profesor Hank nigdy nie opuszczał zajęć. - zawołał różowowłosy.
- Spokojnie Jaemin. Na pewno nic mu nie jest. Zapewne miał jakieś ważne sprawy do załatwienia przed przyjazdem nowego ucznia. - starał się uspokoić chłopaka Jeno.
- Pewnie masz rację.
- A właśnie poznajcie się. Mark to jest Jaemin, Jaemin to jest Mark, który od kilku dni uczęszcza do naszej szkoły.
- Och! To ty jesteś Mark! Miło mi cię poznać! Haechan opowiadał mi o tobie!
- Naprawdę? - zapytałem patrząc z uśmiechem na Haechan'a.
- No coś tam wspominałem.
- Gadał o tobie przez półtora godziny. - szepnął z uśmiechem Jaemin.
- Nie prawda! - zawołał Haechan patrząc gniewnie na różowowłosego.
- Co takiego mówił?
- Cóż... Ogólnie, że bardzo cię polubił i uważa, że twoja moc jest niesamowita, a swoją drogą to ja też tak uważam.
- Dziękuję. - odparłem i nie wiedzieć czemu nie mogłem powstrzymać rumieńców, które pojawiły się na mojej twarzy.
Spojrzałem w kierunku Haechan'a, którego policzki również przybrały lekko czerwoną barwę. Bardzo cieszyłem się, że szatyn darzył mnie sympatią, ponieważ muszę przyznać, że ja mimo wszystko już od samego początku go polubiłem. Jego ciekawskość dla większości wydawała się dość irytująca, ale ja lubiłem go za to, że był po prostu sobą. Nawet, gdy wpadał do mojego pokoju przez sufit, żeby zrobić mi moją pobudke.
- To dobrze się składa, ponieważ ja go również bardzo lubię. - odparłem, a na twarzy Haechan'a pojawił się szeroki uśmiech. - A jaka jest twoja zdolność, jeśli mogę zapytać.
- Oczywiście, że możesz! Od zawsze chciałem zostać lekarzem i dostałem moc, która jest do tego adekwatna, uzdrawianie.
- Naprawdę potrafisz uzdrawiać?
- Tak. Leczyłem już choroby żołądka, różnego rodzaju złamania, przecięcia...
- Przecięcia?
- Tak... Przenigdy nie dawaj Johnny'emu noża! - zawołał Jaemin patrząc na mnie z powagą.
- Cóż... Tego zdążyłem się sam domyślić. Lubię go, ale jest naprawdę wielką niezdarą.
- Ale mnie też lubisz, prawda Mark? - zapytał nagle Chenle patrząc na mnie z nadzieją w oczach.
- Oczywiście. - zaśmiałem się i poczochrałem malucha po jego fioletowych włosach. - Jeśli mam być szczery to polubiłem wszystkich, których dotychczas udało mi się tutaj poznać.
- Miło nam to słyszeć. Skoro udało ci się polubić Lucasa to z resztą nie będziesz miał problemów. - zaśmiał się Jeno kładąc mi rękę na ramieniu.
- Hej! - zawołał Lucas unosząc ręce w górę.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem widząc jego urażoną minę. Szatyn przez chwilę patrzył na nas zszokowany, ale w końcu dołożył do nas śmiejąc się. Zaczął odchylać się coraz bardziej na krzesełku, balansując na jego tylnich nogach, a ja martwiłem się, że zrobi sobie krzywdę. O tym samym pomyślał Jeno.
- Lucas uważaj. - ostrzegł go przewracając oczami.
- Spokojnie mamo, nic mi nie będzie. - zaśmiał się.
I w tym momencie stracił równowagę. Natychmiast podniosłem się z miejsca razem z Haechan'em i staraliśmy się go złapać. Jednak nim udało nam się go dosięgnąć zatrzymał się, gdy jego głowa miała uderzyć o podłogę. Widziałem czysty szok na jego twarzy. Odwróciłem się i zobaczyłem Jeno ze skierowaną w stronę Lucasa ręką. Wzrok także miał skupiony na nim. Krzesełko razem z Lucasem zaczęło wracać do poprzedniej pozycji i na szczęście szatyn po chwili znów siedział prosto.
Spojrzał na Jeno kompletnie zszokowany.
- Uratowałeś mi życie. - odezwał się w końcu.
- Bez przesady. Jak już to uratowałem cię od połamania się i wylądowania w rękach Jaemin'a. Na pewno z przyjemnością poskładałby cię do kupy. - zaśmiał się Jeno.
- Bardzo śmiesznie. - odparł Lucas krzyżując ręce na piersi.
- Mark przyjdź proszę na pole treningowe. Pora zacząć szkolenie. Czekam na ciebie. - usłyszałem nagle w głowie głos profesora Xavier'a.
Zaskoczył mnie i to bardzo. Tak, że aż podskoczyłem w miejscu, a reszta spojrzała na mnie pytająco.
- Wszystko w porządku Mark? - zapytał siedzący obok mnie Chenle patrząc na mnie z troską.
- Tak w porządku, ale muszę iść na pole treningowe. Profesor Xavier na mnie czeka.
- Zaprowadzę cię, jeśli chcesz. - odparł Haechan wstając z miejsca.
- Jasne. Do zobaczenia później.
- Cześć Mark. - odpowiedzieli wszyscy niemalże jednocześnie.
Podniosłem się z miejsca i razem z Haechan'em ruszyłem w stronę wyjścia. Od razu skierowaliśmy się na dziedziniec. Co chwilę brałem głębszy oddech, żeby nieco uspokoić nerwy. Szatyn zauważył moje zdenerwowanie i położył mi rękę na ramieniu.
- Spokojnie. Będzie dobrze.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę, ja to wiem. Jesteś niesamowity tak samo jak twoja moc, więc nie stresuj się.
- Dzięki Haechan.
- Nie ma za co.
Minęło kilka minut i znaleźliśmy się na polu treningowym na środku, którego stał profesor Xavier. Chociaż bardziej siedział na swoim wózku.
Podszedłem do niego razem z Haechan, a Charles na nasz widok uśmiechnął się serdecznie.
- Cieszę się, że cię widzę Mark.
- I wzajemnie profesorze.
- Ciebie równie miło widzieć Haechan. To dobrze, że zaopiekowałeś się moim nowym uczniem.
- To była czysta przyjemność. - zaśmiał się szatyn spoglądając w moją stronę.
- W takim razie możemy zacząć?
- Oczywiście.
- Tak jak ci ostatnio wspominałem znalazłem osobę, która wraz ze mną pomoże ci opanować twoją moc do preferencji, ale najpierw dobrze poznać wszystkie twoje możliwości.
- Rozumiem.
- Na początku chciałem, żeby był to Taeil, ale niestety jest bardzo zajęty, więc znalazłem kogoś równie dobrego.
Czułem się lekko zawiedziony, gdy profesor powiedział, że niestety Taeil nie może pomóc mi w kontrolowaniu zdolności. Przecież on najszybciej w historii szkoły opanował swoją moc. Jego dobre rady na pewno by mi bardzo pomogły.
Profesor przywołał kogoś do siebie ruchem ręki.
Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem znajomą postać opierającą się o pień drzewa. Gdy ruszył w naszą stronę wpatrując się we mnie moje serce natychmiast przyspieszyło. Osobą, która miała mnie uczyć była ta sama czerwonowłosa postać, na którą wpadłem kilka dni temu na szkolnym korytarzu.
- Taeyong...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top