Rozdział III

Taeyong.

Więc tak miał na imię ten czerwono włosy chłopak. Spojrzałem jeszcze bardziej zdziwiony na chłopaków, którzy najwidoczniej byli wręcz zszokowni tym co tu przed chwilą zaszło. Analizowałem zaistniałą sytuację i nie widziałem w niej nic dziwnego. Wpadłem na niego, przeprosiłem, a on przyjął moje przeprosiny. Co było w tym dla nich takiego niespotykanego?

- A dlaczego miałby to zrobić?
- Zawsze tak robi kiedy ktoś wejdzie mu w drogę. Ostatnio, gdy Steven wpadł na niego właśnie tak jak ty przed chwilą to skończył ze załamanym nosem. - odparł Jeno i skrzywił się lekko.
- A Nick'a trochę przypiekł. - dodał Haechan.
- Co takiego?!
- No, bo w końcu jest władcą ognia. Może przez to jest dość... Agresywny?

Władca ognia? Wow... Na pewno niesamowicie jest posiadać zdolność panowania nad żywiołem.
Cóż... Jednak ja nie miałem bladego pojęcia o co im chodzi. Przeanalizowałem to co powiedział mi Haechan. Nie możliwe, żeby to zrobił. Przynajmniej ja nie mogłem w to uwierzyć. Faktycznie na początku czułem na sobie to chłodny wzrok, ale zmieniło się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie był już zimny, ale zupełnie łagodny i potulny. Poza tym uśmiechał się do mnie. Trudno było to spostrzec, ale tak było. Mogłem przysiądz, że to widziałem.

- Coś... Może nie jest taki na jakiego wygląda.
- Ty mówisz poważnie?! - Haechan spojrzał na mnie z jeszcze szerzej otwartymi oczami i przyłożył mi dłoń do czoła. - Czy ty się dobrze czujesz?!
- Tak czuję się bardzo dobrze. - odparłem zdejmując jego dłoń. - I należy najpierw kogoś poznać, a potem oceniać.
- Ale on...
- Tak może i przyłożył kilku osobą, ale nie wiemy co go do tego pociągnęło. Może ten cały Steven i Nick nie byli tacy święci.

Nie wiem co sprawiło, że zacząłem go bronić. W końcu nie znałem go i widziałem zaledwie kilka minut. Jednak czułem potrzebę wstawienia się za nim. Czasami jest tak, że ktoś zasłuży, żeby dostać w twarz i ja to rozumiałem. Zwłaszcza, jeśli podpuścili go do tego.

- Ale...
- Nie ma żadnego, ale! Nie wiemy co tak naprawdę tam zaszło, a skreślanie go przez coś takiego nie jest w porządku.
- Mark ma rację. - odparł nagle Jeno.
- Poważnie?! - zawołali jednocześnie Chenle i Haechan spoglądając na bruneta.
- No tak. Każdy przez te sytuacje patrzy na niego jak na kryminaliste. Może faktycznie nie jest taki za jakiego go mamy. W końcu Markowi nic nie zrobił, gdy na niego wpadł. Przyjął przeprosiny i odszedł.
- Może po prostu to przez Marka.
- Jak to?
- Może masz coś w sobie i dlatego nic ci nie zrobił albo... - urwał nagle Haechan spoglądając po kolei na każdego z nas.
- Albo?
- Albo Mark wpadł mu w oko.
- Ta jasne. - prychnąłem i ruszyłem przed siebie.
- Ty jak coś powiesz Haechan. - zaśmiał się Jeno i po chwili znalazł się obok mnie.

Chenle nie brał udziału w rozmowie tylko szedł po mojej prawej stronie i przysłuchiwał się nam. Haechan szedł za nami i próbował nas przekonać do swojego genialnego odkrycia, ale my tylko jeszcze bardziej się z niego śmialiśmy. Było mi go trochę żal, ale to co mówił to był jakiś absurd. Przecież to było niemożliwe. A nawet jeśli to nie powinno go to interesować.

- Jeszcze zobaczymy kto będzie miał rację!
- Radzę Ci się naprawdę w to nie mieszać. Chyba, że chcesz oberwać od Taeyong'a. - ostrzegał go Jeno.
- Jeno ma rację. Nie pakuję się w kłopoty. - odparł z troską Chenle.

Jednak Haechan tylko przewrócił oczami i ruszył w przeciwnym kierunku. Był strasznie uparty i przez to może mu się stać coś złego. Martwiłem się o niego, bo niepotrzebnie ściąga na siebie kłopoty. Ktoś musi mu ten pomysł wybić z głowy. Już chciałem ruszyć za nim, ale poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Jeno, który kręcił przecząco głową.

- Niech idzie. Ty musisz iść na zajęcia.
- Ale Haechan...
- Jak raz dostanie nauczkę to więcej nie będzie pakował nosa w nie swoje sprawy.
- Może i masz rację, ale nie chce, żeby stała mu się krzywda.
- Nic mu nie będzie uwierz mi. Chodź.

Jeszcze raz spojrzałem w kierunku, w którym udał się Haechan, ale mimo wszystko ruszyłem za Jeno. Miał rację, ale to nie zmieniało tego, że się o niego martwiłem. Jednak teraz musiałem się skupić na zajęciach z profesorem Xavier'em.
Nie zajęło nam wiele czasu, żebyśmy w końcu stanęli przed gabinetem dyrektora.

- No to życzę powodzenia. Przyjdę po ciebie jak skończą się zajęcia. Nie ruszaj się stąd dopóki nie przyjdę, ok?
- Jasne nie martw się.
- Dobra to do zobaczenia. - odparł brunet i poklepał mnie po ramieniu.
- Do zobaczenia.

Jeno już miał odejść, gdy nagle Chenle rzucił mi się na szyję. Mocno się do mnie przytulił jakbyśmy się rozstawali na wieki. Przez chwilę nie miałem pojęcia jak na to zareagować. Jednak uśmiechnąłem się i odwzajemniałem uścisk. Jeszcze nikt nigdy mnie nie przytulał, więc było to dla mnie dość obce doznanie. Muszę przyznać, że bardzo tego potrzebowałem. Ten maluch sprawił mi wiele radości, nawet nie wiedząc, że to robi.

- Chodź już Chenle, bo go udusisz. - zaśmiał się brunet.

Fioletowowłosy odsunął się ode mnie po chwili i z uśmiechem ruszył w drogę powrotną. Pomachał mi na pożegnanie, a ja oczywiście zrobiłem to samo. Czekałem aż znikną za zakrętem i dopiero wtedy zapukałem do drzwi gabinetu dyrektora. Nie musiałem długo czekać, aż usłyszałem ciche "proszę".
Powoli otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Przy biurku siedział profesor Xavier przeglądając jakiś dokumenty.
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, więc powoli podszedłem do niego i czekałem, aż zwróci na mnie uwagę.
Podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się wskazując na krzesło, więc zająłem wyznaczone miejsce.
Siedziałem w milczeniu cierpliwie oczekując aż profesor skończy przeglądać zapewne dość ważne dokumenty.
Przy okazji miałem trochę czasu, żeby znów zacząć martwić się o Haechan'a. Widać było, że lubił się pakować w tarapaty i robił to dość często. Nie chciałem, żeby w końcu przez tą jego ciekawość przytrafiło mu się coś złego. Dziwne było to, że aż tak przejmowałem się kimś kogo znałem zaledwie kilka godzin. Nie wiedziałem o nim zbyt wiele, ale szczerze mogę powiedzieć, że chciałem go poznać.

- Spokojnie nie zamartwiaj się tak. Haechan jest teraz z Renjun'em w bibliotece i nie zapowiada się, żeby coś złego miało się stać.

Zaskoczyło mnie nagłe stwierdzenie profesora. Przez chwilę zastanawiałem się skąd o tym wie, ale przypomniałem sobie, że jest przecież telepatą i potrafi czytać w myślach. Odetchnąłem słysząc jego słowa.

- To dobrze.
- Cieszę się, że poznałeś już kilku uczniów mojej szkoły, a jeszcze bardziej się cieszę, że przyjęli cię tak ciepło i zaopiekowali się tobą.
- Również się bardzo cieszę. Muszę przyznać, że na początku bałem się, że nie uda mi się z nikim nawiązać kontaktu.
- To oczywiście zrozumiałe. Jednak trafiłeś na bardzo miłych chłopców, którzy są wspaniali. Zwłaszcza Chenle.
- Tak to prawda.

Na wspomnienie tego fioletowowłosego malucha uśmiech od razu pojawił mi się na twarzy. Nie rozumiałem jak można było go nie lubić, przecież ten chłopak to chodzące słońce. Jak mógł kogokolwiek irytować?
Na wspomnienie tego uścisku, który mi podarował od razu robiło mi się ciepło na serduszku. Taki mały gest, ale dla mnie znaczył bardzo wiele. Nigdy nie doświadczyłem czułości ze strony moich rodziców. Dlatego byłem mu tak bardzo za to wdzięczny.

- Bardzo mi przykro Mark.

Znów czytał mi w myślach. Zaśmiałem się cicho i na chwilę spuściłem wzrok wpatrując się w swoje dłonie.

- Mnie też, ale nie chce o tym więcej rozmawiać. Chcę raz na zawsze zostawić to wszystko za sobą.
- Rozumiem, więc porozmawiajmy o tobie i twoich zdolnościach.
- Bardzo chętnie.
- Więc najpierw powiem Ci czego udało mi się dowiedzieć. Twoją zdolnością nie jest tylko i wyłącznie wstrzymywanie biegu czasu.
- Jak to? Czyli... Posiadam więcej zdolności?
- W rzeczy samej. Próbowałeś kiedyś cofać czas?
- A mogę to zrobić?!
- Oczywiście!

Zacząłem analizować to co powiedział mi profesor i wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Czyli mogę tak po prostu cofnąć czas? Jak bardzo mogę go cofnąć? O kilka minut? Godzin? Miesięcy? Ale tu pojawia się pytanie. Jak mam to zrobić?

- Ale jak to?
- Twoje moce są ogólnie związane z czasem. Możesz go cofać, zatrzymywać, a nawet przyspieszać. Także twoje zdolności są bardzo potężne, a ja pomogę cię nauczyć się je kontrolować.

To ja mogę jeszcze przyspieszać jego bieg?!
Nie no tego było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Owszem tak chciałem się dowiedzieć wszystkiego o moich zdolnościach, ale nie sądziłem, że dowiem się aż tylu rzeczy jednego dnia. Poza tym nie spodziewałem się, że potrafię coś takiego.
Przeczesałem dłonią moje blond włosy i zdjąłem okulary.

- Wiem, że to dość dużo, ale spokojnie pomogę Ci sobie z tym wszystkim poradzić.
- A co jeśli nie podołam?
- Oczywiście, że podołasz.
- Skąd ta pewność? Co jeśli przeze mnie coś się złego stanie? Profesor Summers mówił, że skutki niekontrolowania zdolności mogą być tragiczne!
- Spokojnie Mark. Tak, może tak być, ale poradzisz sobie. Mocy nie dostają przypadkowe osoby. Zwłaszcza tak potężnych. Zostałeś wybrany, więc te zdolności pasują do ciebie idealnie. Moce wręcz utożsamiają się z każdym mutantem. Musisz tylko nauczyć się nad nimi panować. Są uczniowie, którzy również na pewno wyciągną do ciebie pomocą dłoń. Więc nie musisz się niczym martwić.

Gdy to mówił to wszystko wydawało się być takie proste. Dla niego to było proste, ale nie dla mnie. Bałem i to bardzo. Chciałem sobie z tym poradzić, ale nie wiedziałem jak. Jak mam zapanować nad czasem? Jak mam temu podołać?

Wziąłem głęboki oddech i starałem się opanować emocje, które przez chwilę zawładnęły moim umysłem i zdrowym rozsądkiem.
Może za bardzo starałem się to wszystko analizować? W końcu są tutaj osoby, które pomogą mi sobie z tym wszystkim poradzić. Nie jestem sam. Pierwszy raz w życiu nie jestem.

Spojrzałem na profesora i delikatnie się uśmiechnąłem.

- Mam nadzieję, że ma pan rację i zrobię wszystko, żeby sobie z tym poradzić.
- Takie nastawienie mi się o wiele bardziej podoba. Jeśli chcesz to poproszę kogoś z doświadczonych uczniów, żeby razem ze mną pomógł ci w treningach?
- Cóż... Myślę, że byłoby miło.
- W porządku. Myślę, że jak na jeden dzień już wystarczy tego natłoku informacji. Następnym razem spotkamy się już na polu treningowym. Na pewno jeden z twoich kolegów cię tam zaprowadzi.
- Dobrze. Będę punktualnie.
- Cieszę się, że to słyszę, a teraz możesz już iść.
- Do widzenia.

Wstałem z miejsca i ruszyłem w kierunku drzwi. Chciałem przez moment zapytać profesora o coś jeszcze, ale w ostatniej chwili się wycofałem. Nie chciałem zawracać mu tym głowy, więc po prostu wyszedłem z jego gabinetu.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi odetchnąłem i rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Jeno.
Powiedział, że po mnie przyjdzie, a ja obiecałem się, że stąd nie ruszę. Wypatrywałem go, więc wśród uczniów, którzy przechodzili obok mnie.

Czekałem tak kilkanaście minut i powoli zaczynałem się denerwować. Przez chwilę sądziłem nawet, że o mnie zapomniał, ale szybko odsunąłem od siebie te myśl. Wierzyłem, że któryś z chłopaków w końcu się pojawi. Poczekam jeszcze chwilę, a w razie czego to i tak zapamiętałem drogę z powrotem do skrzydła akademickiego.

- Hej! To ty jesteś Mark, prawda?

Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą twarz chłopaka o brązowych włosach. Gdzieś już widziałem te twarz tylko nie mogłem sobie przypomnieć gdzie.

- Tak, a ty jesteś...
- Lucas. Widziałem cie dzisiaj na zajęciach z profesorem Summers'em.

No tak teraz już pamiętam. To ten chłopak, który potrafi czytać innym w myślach zupełnie jak profesor Xavier. Jeno mówił mi, żebym przy nim uważał na to co mówię, bo on...

- Jeno ci tak powiedział? No cóż... Nie dziwi mnie to. Zawsze lubił ostrzegać przede mną dosłownie wszystkich. Nie wiem dlaczego! Nigdy nie wypaplałem nikomu czyjegoś sekretu, który przez przypadek usłyszałem, a może raczej powinienem powiedzieć, wyczytałem z jego myśli.

Zaśmiałem się słysząc jak bardzo gadatliwy był. Nie, żeby było to coś złego. Tacy ludzie to czasami naprawdę prawdziwy skarb. Niektórzy często irytują innych swoim gadulstwem, ale głos Lucasa był na tyle przyjemny do słuchania, że nie mógł denerwować. Poza tym ta pozytywna energia dodawała mu uroku.

- Dzięki też tak uważam. Wiem, że gadam dużo i bardzo to lubię. Jeno mówi, że powinienem raz na jakiś czas zamknąć się na dzień lub dwa, ale ja sądzę, iż to nie jest konieczne, ale tak swoją drogą to bardzo miło cię poznać. - skończył i wyciągnął do mnie rękę.
- Wzajemnie. - zaśmiałem się i uścisnąłem jego dłoń.
- Aha! I nie martw się postaram się nie czytać ci za często w myślach. Wiem, że nie jest to zbyt komfortowe. Tak w ogóle to za kimś czekasz?
- Tak Jeno miał po mnie przyjść i zaprowadzić mnie do skrzydła akademickiego.
- Ja mogę to zrobić! Po co masz czekać na tego lenia. Poza tym przy okazji możemy porozmawiać. Twoje zdolności są naprawdę interesujące i niesamowite, więc chcę się dowiedzieć o nich więcej, ale nie chce ci zaglądać do głowy, więc możesz o tym po prostu mi opowiedzieć. Jeśli będziesz chciał mogę Ci powiedzieć jak to jest posiadać zdolność telepatii. Jest to niezwykle ciekawy temat albo możemy poplotkować na temat niektórych uczniów. Tych co znasz oczywiście. Więc może zacznę od Jeno skoro już przy nim jesteśmy.

I gadał tak przez całą drogę. Nie przeszkadzało mi to i czasami nawet dołożyłem coś od siebie, ale głównie to on mówił, a ja mu na to pozwalałem. Mogłem po prostu słuchać i wyłapywać istotne informacje na temat moich nowych znajomych albo śmiać się z historii, które mi opowiadał.

- Nie wiem czy wiesz, ale krążą plotki, że Doyoung i Jaehyun ze sobą kręcą.
- Skąd to wiesz?
- Haechan tak uważa. Obrał sobie jako misję, że znajdzie na to dowód.
- I co znalazł?
- Oczywiście, że nie! Jeśli chodzi o dyskrecję to ta dwójka radzi sobie doskonale.
- A ty uważasz, że coś między nimi jest?
- Cóż... Mogę sobie uważać co chce, ale póki oni tego nie potwierdzą albo ktoś nie znajdzie na to dowodów to nie będę o tym mówił głośno, a Haechan to się w końcu wpakuję w jakieś poważne kłopoty z tą swoją ciekawością.
- Też tak uważam mimo, iż nie znam go za długo.
- Jestem zdania, że jak dostanie nauczkę to oduczy się wtykać nos w nie swoje sprawy.
- Może i by tak było, ale nie chce, żeby komuś stała się krzywda.
- Cóż... Pożyjemy zobaczymy.
- O! To mój pokój. Dziękuję za pomoc i dotrzymanie towarzystwa.
- Nie ma sprawy. To była dla mnie czysta przyjemność.

Lucas uśmiechał się i rozejrzał dookoła. Spojrzał na drzwi mojego pokoju, na których był numerek 7, a następnie na drzwi obok z numerkiem 6. Wpatrywał się w nie przez chwilę, a następnie zaśmiał się.

- Nie mów, że masz pokój obok Johnny'ego?!
- No tak, a co?
- Nic, po prostu uważam, że nie jest to zbyt bezpieczne.
- Dlaczego? Dlatego, że raz zasypał szkołę?
- Nie, dlatego, że mieszkałem obok niego jakiś czas temu i wybił mi, szybę w oknie.
- Ohhh...

Staliśmy przez chwilę patrząc na drzwi pokoju Johnny'ego.
Gdy znów spojrzeliśmy na siebie wybuchnęliśmy śmiechem. Jednak nie ukrywam, że martwiłem się trochę o moje okno. Jeszcze tego ranka, gdy przyznał mi się, że stłukł swoje po raz szesnasty, zacząłem się zastanawiać czy pewnego dnia to samo nie spotka mojego.

- Nie będzie aż tak źle. Johnny jest naprawdę w porządku.
- Racja. Na twoim miejscu bardziej bym się obawiał tego, który mieszka nad tobą.
- Czyli kogo?
- Przekonasz się, a teraz muszę już lecieć. Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Widzimy się jutro na zajęciach.
- Jasne, do zobaczenia. - pomachałem mu na pożegnanie, a on zrobił to samo i po chwili zniknął za zakrętem.

Wszedłem do pokoju i westchnąłem. Byłam bardzo zadowolony z tego jak przeminął ten pierwszy dzień. Zastanawiałem się tylko dlaczego Jeno nie przyszedł po mnie tak jak obiecał. Cóż... Może coś ważnego mu wypadło?
W każdym razie nie miałem zamiaru chować urazy.
Udało mi się za to poznać Lucas'a, który mimo, iż mówił bardzo dużo był naprawdę sympatyczny.
Ale także inne osoby.
Doyoung i Jaehyun, których zdolności są niesamowite, a ich właściciele jeszcze bardziej.
Renjun, który obiecał, że nauczy mnie władać jakimś językiem i mam nadzieję, że dotrzyma słowa.
Chłopak o czerwonych włosach, który miał na imię Taeyong z tego co mówili mi chłopcy. Widziałem go kilka minut i zamieniłem z nim tylko jedno zdanie. Praktycznie wszyscy się go boją, ale jak dla mnie to nie mają czego.
No i Haechan, który...

- Hej Mark!

Krzyknąłem i podskoczyłem ze strachu słysząc nagle czyjś głos. Podniosłem wzrok w górę i zobaczyłem głowę Haechan'a wystającą z sufitu. Wybuchnął śmiechem widząc moją reakcje i po chwili dosłownie przeszedł przez sufit i znalazł się obok mnie.
Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami, a on uśmiechał się do mnie promiennie.

- Wybacz nie chciałem cię przestraszyć. Sądziłem, że Jeno cię przede mną ostrzegł.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytałem wskazując na sufit.
- To moja zdolność. Potrafię przejść przez wszystko.
- Wszystko?
- Dokładnie tak.
- Przez człowieka też?
- Tak. Dlatego właśnie nie boję się jak to mówi Jeno, wtykać nos w nie swoje sprawy. Nikt mi nic nie zrobi jeśli w porę użyje moich mocy.
- Wow...
- Możesz spróbować jeśli chcesz.
- Mówisz poważnie?
- Jasne! Wal ile chcesz!

Dość niepewnie wziąłem zamach i wymierzyłem w klatkę piersiową Haechan'a.
W momencie, gdy moja dłoń miała się spotkać z jego żebrami, nagle po prostu przeleciała przez niego na wylot.

- Łaskocze! - zaśmiał się Haechan, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to co się stało.

Szczęka opadła mi praktycznie na podłogę. Powoli wysunąłem rękę i dokładnie się jej przyjrzałem. Była taka sama jak przedtem. Spojrzałem na Haechan'a, który uśmiechał się. Po chwili odwzajemniłem uśmiech.

- Super.
- Co nie?!
- Działa za każdym razem?
- Tylko, gdy jestem skoncentrowany, inaczej nie podziała i będzie bolało.
- No nie wątpię.

Chciałem zapytać czy dowiedział się czegoś czy jednak sobie odpuścił. Miałem nadzieję, że nie był na tyle uparty, żeby ich podsłuchiwać. Szczególnie jeśli chodziło o Taeyong'a. Może i nic by mu się nie stało, ale musi wiedzieć, że tak nie można. Nie chciałem go w żaden sposób pouczać ani mu niczego zakazywać, ale martwiłem się o niego.

- Mimo wszystko powiedz, że nie podsłuchiwałeś nikogo.
- Cóż... - uśmiechnął się chytrze, a ja westchnąłem słuchając co ma do powiedzenia. - Taeyong'a gdzieś po drodze zgubiłem, więc zająłem się Doyoung'iem i Jaehyun'em. Siedzieli razem w pokoju i rozmawiali na temat zajęć.
- Jakim cudem udało Ci się cokolwiek usłyszeć?
- Zrobiłem to co kilka minut temu. Wystawiłem głowę przez sufit i patrzyłem na nich z góry.
- A nie przyszło Ci do głowy, że Doyoung mógł od samego początku wiedzieć, że tam jesteś dzięki swojej mocy. No, bo wiesz mógł po prostu zobaczyć w przyszłości, że będziesz chciał ich podsłuchiwać.

Haechan już miał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Czułem, że analizuje wszystko w swojej głowie. Zajęło mu to chwilę, a następnie krzyknął i opadł na moje łóżko.
Wybuchnąłem śmiechem widząc jego relacje. Była po prostu bezcenna.
Moja dedukcja zapewne była trafna. Przecież znali Haechan'a dłużej ode mnie i zapewne wiedzieli, że będzie próbował podsłuchiwać.
Było mi go trochę żal, że stracił sporo czasu, ale to była dla niego taka mała lekcja. Miałem nadzieję, że więcej nie będzie taki ciekawski. Co było mało prawdopodobne.

- Czyli zmarnowałem pół godziny z mojego życia?! I nie dowiedziałem się absolutnie niczego!
- Przykro mi Haechan.
- Będę musiał wymyślić coś innego. Musze go jakoś przechytrzyć.
- Jak chcesz przechytrzyć kogoś kto potrafi przepowiadać przyszłość?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. - odparł i podniósł się z łóżka.

Podszedł do biurka i wszedł na nie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- W każdym razie dzięki Mark i do zobaczenia jutro.
- Narazie Haechan.

Chłopak pomachał mi jeszcze na pożegnanie, a następnie po prostu przeszedł przez sufit.

No proszę czyli będzie bardzo ciekawie.
Obok mam Johnny'ego, który rozwala dosłownie wszystko na swojej drodze i moje okno może niedługo ucierpieć, a nad sobą mam Haechan'a, który w każdej chwilę może złożyć mi niespodziewaną wizytę przechodząc sobie przez sufit. No będzie bardzo ciekawie. Ale przynajmniej nie będę się nudzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top