Rozdział XVIII

Wszyscy patrzyli na Taeila kompletnie zdezorientowani i zaskoczeni. Nikt nie spodziewał się, że takie słowa padną z jego ust.
Każdy wiedział jak potężny jest Taeyong i jego zdolność. Jedyna osobą, która mogła stanąć z nim twarzą w twarz był Johnny jako władca lodu i wody. On jako jedyny mógł unieszkodliwić jego ogień.
Co reszta z nas mogła zrobić w starciu z nim?

Nie obawiałem się w żadnym wypadku. Wiedziałem, że Taeyong nie zrobiłby mi nigdy krzywdy. Z resztą nikomu chyba, że zostałby do tego zmuszony. Mimo wszystko wiedziałem, że nie jest tym za kogo wszyscy to mają.

- Nie obawiajcie się. Tae nie zrobi żadnemu z was krzywdy. - odparł Taeil spoglądając na każdego z nas pokolei.
- Warto wiedzieć, ale w jaki sposób mamy się z nim zmierzyć? Jedyną osobą, która może sobie poradzić jest Johnny. - odezwał się Jaemin.
- Otóż nie. Każdy was poradził by sobie.
- Jak to? W taki sposób? - zapytał zaskoczony Jeno.
- Pozwól, że wam udowodnię. Jaehyun podejdź bliżej. Zaczniemy od ciebie.

Szatyn spojrzał na Taeila zaskoczony, ale mimo wszystko wyszedł na środek stając w sporym odstępie od Taeyonga.

- Twoja zdolność jest idealna, aby w szybki sposób unikać ataków. Teleportując się z miejsca na miejsce możesz w szybki i łatwy sposób zbliżyć się do przeciwnika i obezwładnić go wtedy. Gotowy? - odparł Taeil spogląda na niego.
- Jasne. - odezwał się skupiony Jaehyun.
- Dobra, tylko zacznij delikatnie Tae. - odparł uśmiechając się w kierunku czerwonowłosego.
- Postaram się. - zaśmiał się.

Jaehyun nie spuszczał z niego wzroku, a Tae rzucił pierwszą kulą ognia prosto w niego. Gdy miała trafić w klatce piersiową szatyna ten nagle zniknął co wywołało zdumienie na twarzach wszystkich zebranych. Pojawił się kilka metrów za czerwonowłosym uśmiechając się. Kolejna kula poleciała natychmiast w jego kierunku. Znów zniknął i pojawił się w innym miejscu.

- Tylko na tyle cię stać? - zapytał prowokująco uśmiechając się po czym puścił oczko do Doyounga, który pokręcił głową mimo wszystko uśmiechając się delikatnie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że ostrzegałem. - mruknął Tae rzucając w niego ogniem szybciej.

Jaehyun, jednak radził sobie doskonale. Każda kula spotykała się z niczym, gdy szatyn używając zdolności przenosił się z miejsca na miejsce. Nie byliśmy w stanie za nim nadążyć. Znikał szybciej niż się pojawił. Nagle znalazł się tuż za Tae i uśmiechając się tyknął palcem jego ramię.

- Przeciwnik wyeliminowany. Łatwizna. - odparł po czym odwrócił się do Taeila.
- Widzicie? Panowanie nad zdolnością jest najistotniejszym elementem. Dziękuję Jaehyun. - powiedział Taeil uśmiechając się do niego.
- Proszę bardzo. - odpowiedział i znalazł się znów obok Doyounga.
- Szpaner. - zaśmiał się brunet.
- Udało mi się w końcu ci zaimponować? - zapytał uśmiechając się.
- Może.

Zaśmiałem się. Każdy był na pewno pod wielkim wrażeniem jego zdolności. Umiał ją doskonale kontrolować. Także chciałbym kiedyś dojść do takiego poziomu.

- To może teraz... Haechan? - odparł Taeil.
- Co? Nie ma mowy. - prychnął szatyn.
- Poradzisz sobie. Będzie dobrze. - zachęcał go brunet.

Haechan westchnął wychodząc na środek niepewnie. Wiedziałem, że się denerwuje, ale trzymałem mocno zaciśnięte kciuki mimo wszystko czując, że chłopak sobie poradzi.

- Twoja zdolność pozwala Ci przenikać przez wszystko, ale wszystko też może przenikać przez ciebie. Więc kule ognia także. - odparł Taeil.
- Wszystko fajnie, a co jeśli nie przenikną i spłonę. - stwierdził spoglądając nieufnie na Taeyonga.
- Spokojnie Haechan. Nic ci się nie stanie. - zapewnił go.
- W razie czego cie ugasze. - zaśmiał się Johnny.
- Dzięki... - mruknął.
- Skup się. Możesz to zrobić. - odparł Taeil.

Haechan westchnął ponownie po czym skupił całą swoją uwagę na czerwonowłosym. Po chwili w jego dłoni pojawiła się kula ognia. Szatyn przełknął ślinę i wziął głęboki oddech. W momencie, gdy Taeyong rzucił kule prosto w niego wszyscy wstrzymaliśmy oddech. Serce biło mi jak szalone. Nie chciałem, żeby stała mu się krzywda.
Gdy przerażony chciałem krzyknąć widząc jak ogień znalazł się niebezpiecznie blisko jego klatki piersiowej Haechan zamknął oczy, a kula przeleciała przez nią. Usłyszałem cichy pisk Chenle'a. Wszyscy ani drgnęli. Haechan po chwili otworzył oczy i natychmiast spojrzał na swoją klatkę. Dotknął jej kilka razy po czym podniósł wzrok zaskoczony.

- Udało mi się... Udało się! - zawołał nagle uradowany.
- Doskonale. - zawołał Taeil zadowolony.
- Dostanę zawału... - odetchnął Jaemin.
- Dawaj jeszcze! - zawołał Haechan podekscytowany.

Taeyong rzucił jeszcze kilka kul w jego kierunku. Szatyn z ogromną łatwością radził sobie z każdą. Po jakimś czasie ruszył przed siebie pewnie. Ogień przelatywał przez niego, a my nie mogliśmy wyjść z podziwu jakiej pewności siebie nagle nabrał. Po chwili stanął przed Taeyong'iem uśmiechając się.

- Dobra robota. - odezwał się czerwonowłosy, a kącik jego ust uniósł się.
- Dzięki. Teraz już nie boję się niczego. - zawołał wracając na miejsce.
- Moje gratulacje. Kto następny? - zapytał, jednak ochotników jak nie było tak nic się nie zmieniło.

Taeil spojrzał na każdego z nas. Zauważyłem to jak jego wzrok dłużej zatrzymał się na mnie, ale po chwili wrócił do Doyounga.

- Mam pomysł. - odparł uśmiechając się.
- Jaki? - zapytał Jeno.
- Zrobimy tak... Wykorzystamy dwie zdolności naraz. - odpowiedział.
- W jaki sposób?
- Jedno z was będzie miało zawiązane oczy, a Doyoung używając swojej zdolności będzie mówił mu w którym kierunku poleci kula.

Wszyscy spojrzeli na niego przerażeni. Nikt nie spodziewał się czegoś takiego. To nie była tylko próba naszych zdolności, ale w tym momencie także i zaufania.

- Oszalałeś?! - zawołał Jeno.
- Nie, Doyoung jest waszym przyjacielem, więc na pewno mu ufacie.
- Owszem, ale... - odparł, ale Taeil przerwał mu od razu.
- W takim razie spróbujmy. - stwierdził uśmiechając się.
- O Boże... - mruknął Jeno stając po chwili na środku.

Widziałem jak bardzo był zdenerwowany, gdy Taeil zasłonił mu oczy opaską. Przyznam, że na jego miejscu także bym się stresował. Nie dość, że musiał zaufać komuś innemu to jeszcze nie widział kompletnie nic.

- Tylko bądźcie ostrożni! - zawołał jeszcze Jaemin spoglądając na Jeno zmartwiony.
- Spokojnie. W razie czego Johnny go ugasi. - odparł Taeyong uśmiechając się zadziornie.
- Bardzo mnie to pociesza! - zawołał Jeno.
- Aha jeszcze jedno. Włóż to Tae. - odparł Taeil podając mu zatyczki do uchu. - Żebyś nie słyszał przypadkiem co Doyoung będzie mówił tylko strzelaj tam gdzie czujesz.
- Jeno skup się. - odparł Doyoung stając kilkadziesiąt metrów za nim.
- No dobra... Ufam Ci. Naprawdę. - dodał jeszcze zanim Tae rzucił w jego kierunku pierwszą kule ognia.
- Prawo! - zawołał.

Jeno odruchowo zrobił przewrót po chwili stając znów na nogach. Czułem jak serce podskakuje mi do gardła. Jaemin odruchowo złapał mnie za dłoń. Spojrzałem na niego widząc jak bardzo się denerwuje, więc ścisnąłem jego dłoń, żeby dodać mu otuchy.

- Udało się... - odparł Jeno oddychając szybko.
- Owszem, ale uważaj za trzy sekundy na ziemię. Raz... Dwa... Trzy! - zawołał Doyoung, a chłopak natychmiast upadł na trawę, gdy kula ognia przeleciała nad nim.
- Doskonale panowie! - zawołał Taeil klaszcząc w dłonie.
- Dostanę zawału... - westchnął różowowłosy.
- Spokojnie, Taeil wie co robi. - odparłem uśmiechając się do niego lekko chcąc dodać mu otuchy.
- Jeno na mój znak użyjesz swojej mocy! - zawołał Doyoung.
- Jak to?! - krzyknął brunet wstając z ziemi.
- Rób co mówię i nie dyskutuj!

Widziałem jak Taeyong uśmiecha się lekko pod nosem po czym w jego dłoniach pojawiły się dwie ogniste kule, które po chwili zaczęły zmierzać szybko w jego kierunku.

- Lecą dwie kule! Odepchnij jedną w lewo drugą w prawo!

Jeno bez najmniejszego zawahania użył swojej mocy. Machnął ręką w prawo i w lewo, a kule natychmiast zmieniły swój kierunku lecąc w przeciwne strony. Johnny musiał zrobić szybki unik, żeby nie dostać jedną z nich.

- Ej! Uważajcie trochę! - krzyknął otrzepując się z ziemi.
- Wybacz, ale nic nie widzę niestety! - zawołał.
- Dobrze Jeno ostatnia największa! Poleci prosto w środek, więc musisz ją zatrzymać mocą!
- Na Twój znak!

Doyoung pokiwał głową biorąc oddech. Zamknął na chwilę oczy. Musiał idealnie wyczuć moment. Nie było to wcale takie proste, ale wiedziałem, że mimo wszystko im się uda. Czułem to.
Gdy zobaczyłem jak w rękach Taeyonga pojawia się duża kula wstrzymałem oddech. Wiedziałem, że Jeno nie stanie się nic złego, ale mimo wszystko denerwowałem jakbym sam tam stał. Jaemin był już cały blady i bałem się, że będę musiał go łapać.
Nagle Tae wypuścił kule prosto w Jeno, a serce podskoczyło mi do gardła.

- Teraz! - zawołał Doyoung, gdy ogień znalazł się przed jego klatką piersiową, a Jeno natychmiast wyciągnął dłonie zatrzymając ją idealnie przed nimi.
- O mój Boże... - westchnął Jaemin i byłem w stanie poczuć jak schodzi z niego powietrze.

Tak samo jak ze mnie. W końcu mogłem wypuścić oddech uśmiechając się lekko. Czułem jakbyśmy wszyscy odetchnęli w tym samym momencie. Dawno nie czułem się tak zdenerwowany.

- Doskonale panowie. O to mi chodziło. - odparł Taeil uśmiechając się podchodząc do Taeyonga, który wyciągnął zatyczki.
- O dziwo poszło bardzo dobrze. - zaśmiał się.

Doyoung podszedł do Jeno zdejmując mu opaskę z oczu.

- Wow... Co mam z tym zrobić? - zapytał lekko przestraszony widząc ogień tuż przed sobą.
- Możesz oddać. - odpowiedział Taeyong spoglądając na niego.

Brunet pokiwał głową rzucając kule w jego kierunku. Czerwonowłosy wyciągnął rękę przed siebie wchłaniając ją po prostu z powrotem do źródła. Nie sądziłem nawet, że tak można. To wszystko chyba tak naprawdę nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

- Chyba skończymy na dziś. Jestem z was naprawdę dumny. Jutro będziemy kontynuować, więc do zobaczenia. - odparł Taeil uśmiechając się.
- To my dziękujemy. - odezwał się Jaemin zanim brunet odwrócił się i odszedł.

Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyłem. Chciałem podziękować, jednak wiedziałem, że zrobię to następnym razem. Odetchnąłem mimo wszystko patrząc na zachodzące za drzewami słońce. Niebo przybrało piękne odcienie pomarańczu, czerwieni i różu sprawiając, iż nie chciało się nawet odwrócić od niego wzroku.

- Taeil chyba dał sobie naprawdę dobrze radę.

Odwróciłem głowę i uśmiechnąłem się widząc stojącego obok mnie Taeyonga.

- Nawet bardzo. Jest doskonałym nauczycielem. Potrafi w tak łatwy sposób przekazać nam wiedze i naprowadzić na drogę. - odparłem spoglądając na niego.
- Prawda. Może odprowadzę cie do pokoju? - zapytał, a moje serce natychmiast przyspieszyło rytm.
- Będzie mi bardzo miło. - odpowiedziałem uśmiechając się do niego szeroko.
- Mark! - usłyszałem nagle głos Jeno, więc odwróciłem głowę w ich kierunku.
- Idziesz z nami coś zjeść?! - zawołał Haechan.

Mimo wszystko z chęcią poszedłbym z nimi, ale jednak perspektywa spędzenia czasu z Taeyong'iem sprawiała, że wszystko inne schodziło na drugi plan. Coś w nim po prostu było i aż ciągnęło mnie bliżej jego ognia.

- Nie dziękuję! Pójdę już do pokoju! - odpowiedziałem uśmiechając się.
- W porządku! W takim razie do zobaczenia jutro! - zawołał Jaemin i wszyscy rozeszli się w kierunku szkoły.

Odwróciłem się znów do czerwonowłosego spoglądając na niego po czym ruszyłem wraz z nim w kierunku skrzydła akademickiego. Wszystko wydawało się być zupełnie normalne, gdy poczułem, że Taeyong zbliża się do mnie idąc korytarzem, a jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. Starałem się jak mogłem powstrzymać uśmiech, ale nie potrafiłem mimo wszystko.

- Sądzisz, że na następnym treningu będziesz w stanie użyć mocy? - zapytał w pewnym momencie patrząc na mnie.
- Cóż... Dopóki nie będzie mi nikt wchodził do głowy to tak. Muszę zacząć więcej ćwiczyć. Wciąż jeszcze do końca nie wiem jak używać swoich zdolności. - odparłem uśmiechając się lekko.
- Dążenie do opanowania swojej mocy do perfekcji to naprawdę bardzo długa droga Mark. Sam jeszcze nie osiągnąłem celu.
- Ale na pewno jesteś bliżej niż ja. Cały czas boję się jej używać przez to jakie szkody może wyrządzić. - westchnąłem.
- To fakt, ale każda moc ma swoje ciemne strony Mark. Szczególnie moja. Musisz przestać się bać i wyrobić w sobie instynkt, który zawsze podpowie ci kiedy masz jej użyć. - odparł po czym położył dłoń na moich plecach.

Pokiwałem głową analizując dokładnie jego słowa. Oczywiście wiedziałem, że ma rację, ale nie miałem pojęcia jak się za to zabrać. Czy ten instynkt po prostu sam się pojawi, gdy w końcu nauczę się jak odpowiednio używać zdolności? Jak mimo wszystko moja zdolność mogłaby komukolwiek pomóc?

- Masz rację, tylko kiedy to nastąpi? - zapytałem spoglądając na niego, gdy znaleźliśmy się w skrzydle akademickim.
- W swoim czasie Mark. - zaśmiał się, gdy po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami mojego pokoju.
- Wiesz w moim przypadku czas ma dość względne znaczenie. - odparłem śmiejąc się.
- Prawda, ale zawsze możesz się zatrzymać i przemyśleć niektóre sprawy. Albo cofnąć się i zrobić wszystko inaczej... - westchnął odwracając wzrok.

Spojrzałem na niego zmartwiony po czym położyłem dłoń na jego ramieniu. Wiedziałem, że miał za sobą bardzo dużo. Pamiętałem wciąż jak powiedział mi, iż kiedyś zrobił komuś krzywdę. Jak bardzo żałował tego co zrobił i jakby pragnął cofnąć czas. Chciałem mu pomóc sobie z tym poradzić, ponieważ widziałem jak bardzo boli go to co się stało. Mogłem zobaczyć to w jego oczach, gdy otworzył się przed mną bardziej. Każdy w końcu zasługiwał na drugą szansę, jeśli naprawdę żałował.

- Wiem Tae... I gdybym tylko mógł to bym to zrobił i pomógł Ci, ale... Nie wiem jakie mogłyby być tego konserwacje. Może faktycznie twoje życie ułożyłoby się inaczej i... Ten ból i poczucie winy by zniknęło...
- Mark, nie mógłbym cie nigdy o to prosić. Nie chciałbym nawet do tego wracać, bo mimo wszystko wszystkie nasze decyzje nas kształtują i nic nie dzieje się bez przyczyny. W pewnym sensie cieszę się, że popełniłem wtedy błąd, bo Ty stanąłeś na mojej drodze. - odparł uśmiechając się lekko.
- Ale mimo wszystko chciałbym pomóc... - westchnąłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi już pomogłeś. I jak bardzo mi na tobie zależy Mark. - odparł i nagle poczułem jego dłonie w talii, które przyciągnęły mnie do siebie.

Gdy jego wargi dotknęły moich poczułem jak przez całe moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Nigdy jeszcze nie czułem czegoś podobnego. Oddałem pocałunek kładąc dłonie na jego szyi. Ogarnęło mnie ogromne szczęście jakiego jeszcze nie doświadczyłem. Fakt, że Taeyong powiedział, że mu na mnie zależy sprawił, że moje serce znów zabiło szybciej.
Poczułem jak chłopak przyciąga mnie bliżej swojego ciała pogłębiając pocałunek. Nasze klatki piersiowe dotykały się, a sposób w taki Taeyong trzymał mnie w ramionach sprawiał, że wręcz się w nich rozpływałem. Czułem, że ten pocałunek sprawi, że otworzy się przede mną jeszcze bardziej.

Gdy odsunął się ode mnie delikatnie uśmiechnął się opierając swoje czoło o moje. Spojrzałem mu w znów w oczy uśmiechając się szeroko. Oblizałem wargi wciąż czując to przyjemne uczucie.

- Chcę, żebyś wiedział, że możesz mi ufać. Zależy mi na tobie bardzo i nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy. - odezwał się po chwili dotykając mojego policzka.
- Wiem Taeyong. Naprawdę ci ufam i tak samo ty możesz ufać mnie. - odparłem muskając delikatnie jego nosek.
- Jesteś pierwszą osobą od bardzo dawna, której zaufałem i nie żałuję niczego. - powiedział przytulając mnie po chwili do swojej klatki piersiowej obejmując mnie szczelnie ramionami.

Położyłem dłonie na jego torsie wtulając w niego policzek wydychając jego zapach. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze jak w tamtym momencie. Nie wiedziałem czy mi się tylko zdawało, ale ciało Taeyonga zmieniło swoją temperaturę, gdy byłem blisko. Jego dłonie nie były już tak zimne, ale były przyjemnie ciepłe.
Zaśmiałam się, gdy poczułem jak całuje czubek mojej główki.

- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. - szepnął, a te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jeszcze bardzo długo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top