#.4

Dawid siedzi na swoim łóżku. Słońce powoli wschodzi zza horyzontu. Karolinie spodobałby się taki widok- różne kolory, wszystkie układające się w malowniczy krajobraz. Tak pewnie, by to opisała.

Gdyby tutaj była. Ale jej nie ma. Na myśl o tym, jak chamsko ją zabrano, Dawid zaciska pięści. Spogląda na Bartka, który siedzi na fotelu. Ma sińce pod oczami i ręce złożone na kolanach. Wygląda jakby wyssano z niego życie. I prawdopodobnie tak się też czuje.

Z dworu słychać rozmowy policjantów. Rodzice Karoliny, Bartka oraz Dawida zostali wezwani. Przeszukują najbliższe tereny. Przesłuchali chłopaków, ale nie uwierzyli w to, co się stało.

A to stało się naprawdę.

Dawid widział to. Był tego świadkiem. Bartek też. Jednak dorośli nie chcą im wierzyć. 

- Też to widziałeś... prawda?- pyta się Bartek. Jego oczy są rozszerzone ze strachu... albo zmęczenia.- Ja nie jestem jakiś popierdolony? To się stało?

- Tak... też to widziałem... ale zawsze możemy być razem popierdoleni...- Dawid sili się na żart, jednak nie jest mu do śmiechu. Ani trochę.

Do pokoju ktoś wchodzi. Jest to jakiś przystary koleś. Ma może z pięćdziesiąt lat, nawet więcej. Lustruje ich wzrokiem. Ma przyjazne spojrzenie, jakby chciał im od razu powiedzieć: "Spokojnie, dzieciaki. O nic nie zostaniecie oskarżeni. Chcemy wam pomóc.".

Nie uspokaja ono Dawida.

- Bartosz Wiertło i Dawid Knapik?

Nastolatkowie kiwają głowami na "tak". Koleś chrząka.

- Jestem starszy inspektor Adam. Chcę dowiedzieć się, co się stało z waszą koleżanką.

Nie odpowiadają. Inspektor nie zwraca na to uwagi i ciągnie dalej:

- Opowiedzcie mi, co się wydarzyło tej nocy.- prosi Inspektor.- Wasze informacje są bardzo ważne.

Chłopacy patrzą na siebie. 

I zaczynają opowiadać.

***

Dawid leży na łóżku. Owinął się kilkoma kocami jak buritto.

Karolina i Bartek zostali u niego na noc. Dziewczyna chciała pójść do domu, ponieważ jak sama stwierdziła "nie chce paść ofiarą głupoty Dawida", jednak zgodziła się zostać. Zajęła łóżko mamy Dawida, a sam Dawid wylądował w swoim łóżku z Bartkiem. A liczył na numerek z Karoliną, tak skrycie.

Niezła z niego patologia. Jakby był członkiem rodziny Barona z Wiedźmina.

Obraca się na bok. Chce mu się strasznie sikać. Zaczyna żałować, że chlał tą colę jak Sans ketchup, jednak musiałby przejść przez cały dom, by trafić do kibla. A nie chce mu się.

Jednak jego pęcherz mówi jasno: "Albo pójdziesz, albo zabawię się w Aquamena, kiedy będziesz spać". Chcąc, nie chcąc, odwija się z tych wszystkich koców i wstaje. Jest ciemno jak w  Amnesii. Bierze telefon, który zdążył się naładować. Helpy śpi na jego biurku, robiąc sobie legowisko z jego sprawdzianów z matematyki.

I tak były słabe.-myśli Dawid, nie żałując czynu wiewiórki.

Idzie przez długi korytarz. Łazienka jest koło pokoju jego mamy. Szybko tam dociera. Ma już wejść, kiedy coś słyszy. Jakby... jakieś kroki.

Chłopak ściska mocniej telefon i idzie sprawdzić, kto to. Dochodzi z salonu. Znowu włamywacz jak ten pieprzony szop? Dawid ma już pełną manę oraz Hp, toteż walka będzie całkiem udana i przyjemna. Ma też swój team. To da radę.

Zapala światło. Nikogo nie ma w salonie. Wszystko jest na swoim miejscu- telewizor, kanapa, stolik, a nawet ten brzydki wazon IKEA. Nie ma niczego podejrzanego. 

Chłopak wzrusza ramionami. Już ma zgasić światło, lecz dostaje wiadomość. Sprawdza ją. Gdy ją czyta, ciarki chodzą mu po plecach.

"Przeciwnik w pobliżu. Przygotuj się do walki."

Jaki przeciwnik? Kto ma go zaatakować w środku bożej nocy? Wazon? Telewizor ma się na niego rzucić?

Do jego uszu dochodzą znów kroki. Są za nim. Odwraca się. Nic. Trochę to go stresuje. Czuje jak jego nogi trzęsą się. 

Ogarnij się.- nakazuje sobie w myślach i daje sobie mentalnego kopniaka.- To nic dla ciebie.

Trzask. Dawid podskakuje jak oparzony. Dźwięk przypominał odgłosy poruszających się animatroników z "the Joy of Creation". Pamięta, jak grał w tą grę. Niezbyt fajne przeżycia, kiedy ciągle wyskakują ci jumpscary.

Znów te mechaniczne kroki. Chłopak chce już wrzasnąć "Walka start!", jednak nie ma pewności, czy może to zrobić, nie widząc wroga. 

Światło gaśnie. Chłopak przełyka ślinę i próbuje uruchomić latarkę w telefonie. Przed sobą słyszy tłuczenie się czegoś. Robi krok w tył. I serce mu, momentalnie, bije szybciej.

Czuje na swoich plecach coś twardego. Kiedy w to uderza, słyszy cichy brzdęk. Powoli się odwraca, by stanąć w cztery oczy z animatronikiem. A raczej trzy, gdyż tym robotem jest Foxy.

Lis łapie go za ramię i przybliża do swojego pyska. Dawid krzyczy i chce się wyrwać, lecz stalowa łapa animatronika trzyma go mocno. Kurewsko mocno. Foxy otwiera szerzej pysk. Dawid robi wszystko, aby jego głowa była jak najdalej od mordy robota. Nie chce mieć w domu the Bite of 18'. Spogląda na wnętrze gęby Foxy'ego. I nagle coś mu nie pasuje tutaj. 

Czemu mu z mordy świeci światło?

Lis przystawia swój hak do pleców chłopaka. Jego groźba jest dość oczywista: "Albo sam wepchniesz tam głowę, albo poczujesz mój hak w dupie.". Żadna z opcji nie brzmi kolorowo. 

Nagle światło się zapala. Robot się tym nie przejął, jednak Dawid tak.

- ZA NARNIĘ!

Okrzyk bojowy pobudza Dawida. I dezorientuje Foxy'ego, który odwraca głowę i w tej samej chwili, dostaje po ryju z torebki Karoliny. A jednak to jest broń. 

Animatronik oraz nastolatek padają na podłogę. Dawid prędko wysuwa się ze szponów robota. Foxy podnosi się, wydając z siebie rożne skrzeki. Jego pysk jest dziwnie wykrzywiony. Patrzy z żądzą mordu na okularnicę, która spogląda na niego z takim "Walcz ze mną, dziwko". Bartek stoi przy drzwiach, mając dłoń przy włączniku światła. Animatronik patrzy na każdego po kolei. Do chłopaka dociera, że marnuje czas.

- Okej, wal...- przerywa, kiedy znów gaśnie światło.- Bartek! Co ty robisz?!

- To nie ja!- broni się Bartek.

- A kto?! Bezimienny?!

- Może!

- Przestańcie... o kurwa!- woła Karolina. I znów słychać trzaski. Oraz jęki.

Dawid biegnie za tymi odgłosami. Przy wejściu na korytarz, omija Bartka, który został popchnięty na ścianę i leży oszołomiony. Biegnie za odgłosami. Czuje chłód. Dobiega do drzwi wejściowych, które są otwarte na oścież. Tam go widzi.

Złote, błyszczące oczy. Całkowicie złote jak pierścienie Sonica. Całe jego ubranie jest czarne- płaszcz, spodnie, buty, bluza, włosy. Koleś przepycha się z Karoliną, która jest na jego rękach. Dziewczyna wyraźnie próbuje zejść z nich lub przypieprzyć ktosiowi. A raczej jedno i drugie. Swoim telefonem w niebieskiej obudowie, z dziecinnym, różowym jednorożcem uderza gościa, tak samo torebką w drugiej dłoni. Kolo ma tego dość. Dosłownie, rzuca Karoliną i ona wylatuje pięknie przez drzwi. Zalicza epicki upadek na błoto.

Koleś wychodzi za nią. 

- Hej, stój, panie!- krzyczy Dawid.- Kim ty...?

 Przypomina sobie. To ten typek z parku. Zatyka go. Znowu.

Typek puszcza mu oczko i wychodzi. Słychać krzyk Karoliny, jak wyklina złotookiego w różnych językach. Dawid po kilku sekundach wybiega za nim. W ciemności, dostrzega jak porywacz znika razem z Karoliną wśród ciemnych ulic.

***

- Wtedy ja przybiegłem...i spytałem, co się stało ...- ciągnie Bartek.

- Moi sąsiedzi dosłyszeli krzyki i chcieli wiedzieć, czemu tak hałasujemy.- kończy Dawid.- Powiedzieliśmy, że nasza koleżanka została porwana. Wtedy wezwali policję.

Inspektor patrzy na chłopców z niedowierzaniem. Jedna z jego brwi jest na wysokości K2. 

- No, chłopcy- stwierdza, po chwili dłuższej ciszy.- Macie bardzo wybujałą wyobraźnię.

- Tak było naprawdę!- krzyczy Dawid.- Jakiś złotooki typiarz, w zmowie z animatronikiem, porwał moją przyjaciółkę!

Po powiedzeniu tego, zdaje sobie sprawę, jak głupio to brzmi. I to jeszcze w ustach zmęczonego, wyglądającego na zjaranego, piętnastolatka. 

Nie uwierzy nam.- gorzko stwierdza chłopak w myślach.

Patrzy na Bartka, który schował twarz w dłoniach. I dobrze. Dawid nie może już patrzeć na tę beznadzieję w jego oczach.

- Spokojnie- mówi Inspektor, z dużą dozą opanowania.- Aktualnie staramy się znaleźć twoją koleżankę. Daliście nam jej dość dokładny opis, zatem z pewnością ktoś ją rozpozna. Jednak, co do porywacza...

Inspektor poprawia swój mundur. Następnie spogląda na nastolatków z lekkim współczuciem.

- Macie zakaz opuszczania miasteczka na czas sprawy- oznajmia Inspektor.- Ważne jest też dla nas, byście przyszli na komisariat, jeśli coś sobie przypomnicie. Wszelkie informacje są nam potrzebne.

I wychodzi z pokoju. Od razu, jak zamyka drzwi, Bartek do nich podchodzi i nadstawia uszu.

- Co ty...- pyta Dawid, jednak Bartek mu przerywa:

- Posłuchaj.- mówi szeptem.

Dawid podchodzi do kumpla i też przysłuchuje się. Słyszy jak Inspektor rozmawia z innymi policjantami i rodzicami nastolatków.

- Prawdopodobnie, porywacz musiał im grozić i są w szoku- tłumaczy Inspektor.- Będziemy musieli poczekać, aż wyjdą z niego. Wtedy udzielą nam klarowniejszych relacji.

- A jak nie zmienią zdania?- zagaduje jeden z policjantów.

- Cóż, znając takie sprawy, będzie to wtedy stres pourazowy.- stwierdza pięćdziesięciolatek.- Jednak nie możemy marnować czasu. Mamy rysopis dziewczyny. Musimy działać.

- Musicie ją znaleźć!- woła jakaś kobieta. Dawid rozpoznaje głos mamy Karoliny.- Kto wie, co ten psychopata może jej zrobić?!

- Monika, uspokój się- Dawid dosłuchuje się mamy Bartka.- Policjanci wiedzą, co robią. Panika nic nie da.

- Tak, ale... ale...

Dalej nic nie mówi. Albo mówi, lecz super cicho. 

Dawid pada na podłogę. Opiera się o drzwi. 

Jedno z jego przyjaciół, miało znaleźć się w kłopotach. Dlatego, ponieważ on ma przeznaczenie. I to on musi ją ocalić.

Nie czuje się na to gotowy. Ani trochę. Najchętniej, zostawiłby to policji. Sam zająłby się swoim życiem. Jednak, nie może. I tylko nie tylko z powodu "przeznaczenia".

 "Wiem, że nie zostałeś wybrany z przypadku. Helpy musiał zobaczyć, że znasz się na grach i zmienił twoje życie w grę. A ja, jako twoje partnerka w walce i przyjaciółka, jestem zobowiązana ci pomóc. I pomogę ci. Jakkolwiek będę mogła."

Nie, Karolina.- zaprzecza w myślach Dawid.- To ja muszę ci pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top