#.22
Bartek otwiera oczy, ale zaraz je zamyka. Nad nim świeci jakaś lampa. Odwraca głowę i mruży przez chwilę oczy. Kiedy je otwiera całkowicie, ma ochotę uciec. Obok niego jest wózek, pełen jakiś narzędzi. Noże oraz szczypce połyskują, jakby były świeżo umyte.
Odwraca głowę w drugą stronę. Dostrzega półki, na których są słoiki... tylko, czym te słoiki są wypełnione...? Brązowowłosy skupia wzrok. Sapie z szoku, widząc, co jest wewnątrz słoików. To... to organy. Nie jest pewny, czy należały do zwierząt lub ludzi, lecz nie wyglądają dobrze.
Próbuje wstać. Orientuje się, że nie może, ponieważ jest przywiązany do stołu, na którym leży. Szarpie się, ale niewiele to daje. Oddycha głęboko i spokojnie. Nie może panikować. Panika mu nie pomoże. Musi coś wymyślić.
Jednak nasuwają mu się mroczne myśli. Czy zamierzają go urządzić a'la dzieciństwo doktora Lectera? A może "tylko" będą go torturować? Co z jego przyjaciółmi? Chuj z Zero, a Dawid? Zabili już go? Co się stanie? Bartek, przygotowując się do pracy detektywa, nauczył się, iż trzeba brać każdą opcję pod uwagę w śledztwie. Szkoda, że teraz jego wyobraźnia nasuwa mu jak najbardziej chore rzeczy, przyprawiające o mdłości.
- Cholera jasna.
Nad nim staje jakiś mężczyzna w masce chirurgicznej, czarnymi włosami i czerwonymi oczami. Przypomina trochę tę psychopatkę Alice, czy jak jej tam. Jak na fałszywe rodzeństwo...
- Alice podmieniła moje leki. Powinieneś spać.- doktorek poprawia maskę i wzdycha.- Trudno. Najwyżej podam ci jeszcze coś...
- Co zamierzasz mi zrobić...?- pyta Bartek, jak najspokojniej może.- I co zrobiłeś z moim przyjacielem...?
- Jesteś moim pierwszym pacjentem, który o to pyta...- doktor podchodzi do jakiejś szafki i wyciąga z niej buteleczkę oraz strzykawkę.- Cóż, uśpię cię i wytnę organy. Nie bierz tego do siebie, bo i tak nie masz zdania.
- Co!?- woła Bartek, bojąc się.- A... a co z moim... przyjacielem...?
- Oddałem go Alice, żeby nie narzekała- mówi Smiley, napełniając strzykawkę przezroczystym płynem.- Ale ona jak zwykle, musiała i tak zrobić mi na złość. Jeszcze trochę i uszyję sobie z niej płaszcz z lisa.
- To... czym ona jest, na Boga...?- zagaduje Bartek, wierząc, że rozmowa da mu czas na wymyślenie czegoś. Poza tym, widać, że Doktorek musi się komuś wygadać.
- Jakimś demonem, pewny nie jestem. Urodziła się poprzez satanistyczny rytuał- opowiada Smiley, zapominając na chwilę o tym, co miał zrobić.- Miała brata, którego sama przypadkiem zabiła, idiotka. Wmówiłem jej, że ja jestem jej bratem, w co ona uwierzyła. Myślałem sobie: "Jak przygarnę sobie takiego demona, to będzie łatwiej o pacjentów! Nie będę musiał martwić się o ochronę!" . A jak na razie, mam z nią samą nerwicę albo, aby bardziej wpasować się polskie klimaty, kurwicę!
- To... nie możesz jej zabić... czy coś?- proponuje Bartek. Jest przywiązany skórzanymi paskami. Przywiązane są kostki i nadgarstki. Jeśli będzie wystarczająco giętki, da radę wyswobodzić się. Musi tylko zająć Smiley'a...
- Mógłbym, ale to cholernie trudne! Jej skóra jest zbyt twarda, żadne z moich noży lub nożyc jej nie przebiją! Do tego jest szybsza i silniejsza ode mnie. A jakby tego było mało, ta dziwka jest odporna na trucizny!
- To masz problem.- stwierdza chłopak.
- A żebyś wiedział, że mam!- oświadcza Smiley.- Jeszcze ta Zero się tu błąka gdzieś...
- Z-Zero...?
- Przecież z nią przyszedłeś.
- Ta... tylko mam z nią taki sam stosunek, co ty do swojej "siostry"...- wyjaśnia Bartek.
- Aha... czekaj... ty mały gadzie...- Smiley podchodzi do Bartka i łapie go za rękę, którą brązowowłosy zdołał wydostać, w trakcie wykładu doktorka.- Myślałeś, że uda ci się uciec!?
- Nie! Ja... aaa!- krzyczy Bartek, kiedy czarnowłosy zaciska dłoń na jego nadgarstku. Boli to i to bardzo.
Doktor znów związuje dłoń wyrywającego się chłopaka. Następnie sięga po strzykawkę.
- A teraz, pora zasnąć, pacjencie.
Trzyma głowę chłopaka tak, aby mieć jak najlepszy dostęp do szyi Bartka. Piętnastolatek stara się coś zrobić, jednak nie ma co. Może tylko patrzeć jak ta igła zbliża się do niego...
- B-MAN, URATUJE CIĘ!
Doktorek odwraca się i dostaje w mordę z grubej rury. Pada on kilka metrów na bok. Zero spogląda na niego z tryumfem. Potem, patrzy na Bartka.
- Hej, Nietoperzyku. Przyszłam cię ocalić!- informuje Zero, wyjmując z kieszeni mały nożyk. Rozcina nim powoli więzy chłopaka.
- Ale... czemu...?- dziwi się Bartek.- Mogłaś uciec.
- Mogłam uciec... a co z moimi kumplami?! Z Robinem i Batmanem!? Przecież zawsze jest Robin, Batman i Batgirl! Ewentualnie, Cat Woman.
- Ale... ale...
- Oj, cicho, próbuje...- rozcina ostatni węzeł, po czym skacze w miejscu jak szalona.- Yathzee! Udało się!
- Dzięki...- brązowowłosy wstaje i ociera nadgarstki.- Teraz musimy znaleźć Dawida.
- Za mną, marsz!- krzyczy Zero i biegnie do drzwi. Bartek biegnie za nią.
Biegną starymi korytarzami. Szukają swojego kumpla. Bartek czasem zerka na szopa. Miał ją za niezrównoważoną psychicznie zabójczynię, ale ma ona w sobie jeszcze jakąś przyzwoitość. Przynajmniej, nie opuściła go na pastwę losu.
Teraz muszą pomóc Dawidowi. Jeśli ten pomiot Diabła jeszcze go nie zabił...
Słyszą krzyki. I to bardzo głośne. Biegną jak z prędkością światła.
Musimy zdążyć, musimy...- myśli Bartek, modląc się, by jego przyjaciel jeszcze żył.
Dochodzą pod drzwi sali, w której słychać wrzaski. Brzmią one, jakby próbowano przepuścić kota przez maszynkę do mielenia mięsa. I brzmi jak pisk dziewczyny z podstawówki.
Może to Karolina...?- zastanawia się Bartek, chcąc otworzyć drzwi.
Nie może. A krzyki nasilają się. Szarpie za klamkę, lecz nic. Robi mu się gorąco.
- Odsuń się, B-man.- prosi Zero.
Chłopa odsuwa się. Dziewczyna robi zamach rurą i robi dziurę w drzwiach. Wkłada dłoń do dziury i otwiera drzwi od środka. Sprytna panda.
Scena, rozgrywająca się tam, jest co najmniej jak z porno. Lisia dziewczyna siedzi okrakiem na leżącym, na stole, Dawidem. Chłopak próbuje wydostać się z jej objęć... tylko Zero i Bartek nie widzę, co ona mu robi, iż tak on się drze.
Zero podbiega do Alice i z zamiarem uderzenia. Alice nie odwraca się, po prostu łapie rurę. Tym razem, jednak, Zero do tego wyciąga nożyk drugą ręką. W momencie, kiedy lisica się odwraca, dostaje nim w oko. Krzyczy, a jej krzyk zmienia się w warczenie. Spada na podłogę i ciągnie za sobą Zero. Dziewczyny biją się na podłodze, a Bartek pochodzi do kumpla.
Dawid przestał wrzeszczeć. Ma zamknięte oczy i ciągle jęczy "Nie, nie, nie...". Cały się poci i jest blady jak trup. Ma zadrapania na twarzy oraz ugryzienia na szyi. Coś za mało, aby tak się drzeć.
- Dobra, spadamy, nim Trujący Pluszcz nas dopadnie!- oznajmia Zero, podchodząc do Bartka.
Alice leży pod ścianą. Jej lewe oko krwawi i jest czerwoną plamą, na bladej twarzy. Ma pocięte usta. Próbuje wstać, ale za bardzo się trzęsie. Bartek patrzy na nią przez chwilę. Następnie bierze kumpla na barana i biegnie razem z Zero do wyjścia. Nie słyszą, aby ktoś ich ścigał, ale i tak chcą się jak najszybciej stąd wydostać.
Brązowowłosy martwi się o przyjaciela. Co się z nim dzieje? Padaczki dostał? Ta lisia kurwa zaraziła go czymś?
Wybiegają z opuszczonego budynku w las. Muszę uciec jak najdalej. Kto wie, co ta lisia laska może im zrobić, jak ich dopadnie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top