#.17

Dawid spogląda na rozkład jazdy pociągu z rozpaczą. 

Najbliższy pociąg, który zawiózłby go na Mazury, czyli tam, gdzie jest Karolina, jedzie dopiero za dwa dni. A jednak ta babka z kasy miała racje.

Wzdycha i zmierza ku wyjściu. Przechodzi koło małego baru z kebsami. Zatrzymuje się przy nim, widząc tłum ludzi. Wszyscy oni drą się o chuj, zatem chłopak przepycha się, by sprawdzić, o co tyle hałasu. Chyba będzie trzeba spuścić komuś wpierdol.

Dociera do epicentrum całego bałaganu. Po drodze, musiał mijać grubasów, gejów i ludzi, którzy nie umieją wstrzymywać bąków lub się nie myją. Nieprzyjemne doświadczenie. Czuje żenadę.

Ale zwiększa się ona, kiedy widzi, kto wywołał te kłopoty.

Zero stoi nad jednym ze stołów, dzierżąc ketchup oraz sos czosnkowy. Cała jest nimi pobrudzona po twarzy, a we włosach ma sałatkę. Pod stołem leży Bartek, mający twarz całą w obu sosach oraz plamy od tłuszczu mięsa na koszuli. Na dwójkę groźnie patrzy Turek, który wygląda jakby naprawdę chciał zrobić na Bartku i Zero "Allah Akbar". Dawid strzela facepalm na ten widok.

 Pojawiają się ochroniarze i wynoszą brutalnie przyjaciół chłopaka. Dawid biegnie za nimi i ogląda jak ochroniarze epicko wywalają Bartka oraz Zero. Panda próbuje ich jeszcze zaatakować sosami, lecz ochroniarze za szybko wchodzą do środka, aby mogło jej się to udać.

- A to szybcy chuje!- stwierdza Zero, strzepując z włosów warzywa.- Powinni zasmakować mojej sprawiedliwości! 

- Sprawiedliwie to byłoby, gdybym ci teraz przywalił jak Batman Jokerowi.- warczy Bartek, a jego oczy ciskają pioruny w stronę Zero.

- Oj, Bartłomieju, złość pięknu szkodzi- podchodzi do chłopaka i wyciąga zza ucha brązowowłosego gyrosa.- A ty masz mięsko za uszkiem.

Bartek nie komentuje tego, tylko dalej ma swoje zabójcze spojrzenie.

- A co wyście tam robili, w ogóle?- pyta Dawid, robiąc się głodny.- Napad na Turków?

- Tak, za wszystkie zamachy!- woła szop, wymachując sosami jak jakąś bronią.- Pożałują, wyboru złej religii!

- Ciszej, bo jeszcze zamkną na nas za rasizm.- mówi Dawid, rozglądający się, czy ktoś nie szykuje wpierdolu.

- Lepiej, aby ją zamknęli. Jest zagrożeniem dla otoczenia.- Bartek wskazuje z wściekłością na Zero.

- Hej, B-man, daj spokój- Zero bagatelizuje słowa brązowowłosego.- Czemu tak poważnie?

- Bo wpędzisz nas w kłopoty!- oświadcza Bartek.- Hej, a co, w ogóle, ustaliłeś?

- Najbliższy pociąg będzie dopiero w piątek, popołudniu.

- Nareszcie się wyśpię- mówi Bartek z ulgą.

- Yathzee!- Zero odbiega od niech.- To do zobaczenia w piątek, lamusy!

- Cholera! Idę za nią, sprawia za dużo kłopotów- oznajmia brązowowłosy i zostawia Dawida, biegnąc za szalonym szopem.

To nieźle.- myśli Dawid i zaczyna chodzić po mieście.

Włóczy się bez większego celu. Myśli nad ostatnimi sprawami. Coś one za szybko się potoczyły... Dawid czuje się, jakby miał przed sobą jakąś ważną wskazówkę, lecz o niej zapomniał. Myśli krążą mu wkoło Karoliny... biednej Karoliny. Po słowach Puppeteera, poważnie się zaczyna martwić. Co ten doktorek Plaga może jej tam robić? On... on raczej jej nie zabije, prawda? pewnie tylko będzie ją torturował... co jest jeszcze gorszą myślą.

Ogarnij się. Będzie dobrze.- stara się myśleć optymistycznie, ale dość opornie mu to idzie.

Wpada na kogoś. 

-Przepraszam...- bąka do osoby i poznaje ją.

Jest tak podobny do młodszej siostry, że prawie nazywa go jej imieniem.

- Ja prze... Dawid?- Kuba rozszerza oczy ze zdziwienia.- Dawno cię widziałem...

- J-ja ciebie też!- odpowiada Dawid, jednak jego głos więźnie w gardle.

Kuba, starszy brat Karoliny, zawsze wprawiał go w stan zakłopotania. Ten koleś był niczym stale nadające radio. Słuchając go, czuł się, jakby słuchał Karoliny, tylko Kuba był bardziej miły. I nie rozstawał się z telefonem. Nigdy. Kiedyś trochę z nim gadał, lecz odkąd chłopak wyjechał z miasta do jakiejś szkoły, to ich kontakt się urwał i słyszał o nim tylko od przyjaciółki.

A teraz stoi przed nim, jak gdyby nigdy nic.

- Dobrze cię widzieć- uznaje Kuba i Dawid czuje, że szykuje się potok słów.- Słyszałem o porwaniu. To dość dobrze, że tobie nic się nie stało. I Bartoszowi. Przyjechałem wczoraj, ale i przyszedłem do ciebie, ale nikogo nie było w domu...

- Aha...- chłopak nie wie, co ma powiedzieć.

- Jednak, skoro teraz cię widzę, to możemy pogadać, prawda?- stwierdza Kuba, a Dawid wyczuwa coś w jego głosie.

To determinacja. Piętnastolatek szybko rozumie jedno- Kuba nie chce czekać jak on, na jakiś ruch policji. Sam chce znaleźć siostrę. Dawid ma szczerą ochotę opowiedzieć mu wszystko, ale się powstrzymuje. Nie chce zostać wyśmiany.

- Jasne...- odpowiada Dawid, nieco się pocąc.

- To genialnie! Karolina zawsze mówiła, że ty...- dostaje wiadomość. Kuba wzdycha z irytacją i sprawdza ją. Jego oczy prawie wyskakują z orbit. Ma spokojną minę, lecz wystraszone spojrzenie. Dawid czuje się jakby patrzył na Karolinę, oglądającą swój sprawdzian z chemii.

- Eee... ja... muszę iść!- mówi Kuba i odbiega od Dawida.- Na razie!

- Poczekaj!- woła chłopak, lecz siedemnastolatek jest za daleko.

- Hm... to było dziwne...

Dawid nie wie, co ma sobie myśleć. Kuba nigdy nie zachowuje się w ten sposób. Podobnie jak Karolina, zawsze ma kamienną minę i nigdy nie udaje się go przestraszyć. Chłopak am wręcz ochotę sprawdzić statystyki Kuby i przekonać się, czy on też jest taki mocny. Niestety, jeszcze nie może. Postanawia śledzić brązowowłosego.

Biegnie do jego domu. Udaje mu się jeszcze zobaczyć, jak wchodzi do środka. Czeka, przyczajony, w krzakach pod domem. Może ktoś przyjdzie? Nigdy nie wiadomo, czy Roześmiany nie będzie chciał też porwać brata Karoliny. Chuj tam zresztą wie.

Roześmiany... klaun, powiązany z Kultem X... tylko, czym jest ten Kult X? O co im chodzi? Masturbują się tam dla trzech starych bab z kompleksami? A może coś innego? Dawid chciałby tylko wiedzieć co.

Powoli dochodzi wieczór. Zdaje się, iż dom Karoliny jest pusty. Tylko z pokoju Kuby dochodzi jakieś światło. Zatem, jego mamy nie ma w domu. Janusz nie robi na nocnej zmianie.

Dawidowi coraz bardziej się nudzi. Gra w jakąś gierkę na telefonie dla zabicia czasu. Komary atakują go, a on sam musi siku. Przekłada nogę na nogę, w oczekiwaniu na cokolwiek. Albo kogokolwiek. Po prostu, na coś ciekawego.

Coś się wreszcie dzieje.

Kuba spogląda za okno. Ogląda podwórko i Dawid musi się ukryć. Kolana mu strzykają, jednak dalej kuca jak jebany snajper. Z precyzją indiańskiego zwiadowcy, poszukuje wzrokiem, czegoś fajnego. Dostrzega kogoś. Kuba też.

To... wysoki koleś, ubrany całkiem na czarno. Dawid sapie ze strachu.

To Puppeteer.

Co on tu robi?- myśli, zaciskając mocniej telefon.

Kuba patrzy na Marionetkarza z niemym przerażeniem. Zasłania okno. Puppeteer uśmiecha się złośliwie, podchodząc do drzwi. Nie ma problemu z otworzeniem ich. Wchodzi do środka. 

Po paru sekundach, Dawid wychodzi ze swojej kryjówki i wchodzi za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top