#.21

Puppeteer rozgląda się po lesie. Marszczy brwi, w niemym szoku.

Coraz bardziej go to wszystko dziwi.

Zaczął szukać tej pieprzonej wiewiórki, dla tego dzieciaka, jednak jak na razie, poszukiwania nie idą najlepiej. Głównie dlatego, ponieważ populacja wiewiórek w tym miejscu, dość szybko się kurczy. Przez ostatnie trzy dni, ciągle natykał się na martwe wiewiórki. Co jeszcze dziwniejsze, przyczyna śmierci każdej z nich, to był cios nożem prosto w mały, puszysty brzuszek. Ani jedno ze zwierzątek nie zostało oszczędzone- ni to stare, ni to młode, każde zdechło. 

Jak na razie, nie natknął się na żadną żywą wiewiórkę. Jak tak dalej będzie, powie Dawidowi, iż jego zwierzęcy mentor musi już nie żyć. Trochę szkoda, ale takie życie.

Tylko, żeby nie wypłakiwał mi się na ramieniu.- myśli duch i idzie dalej.

Dosłuchuje się kroków. Wlatuje na najbliższe drzewo i tam przyczaja się. Już raz go niedźwiedź gonił. Drugi raz tego nie chce.

Tym razem, to jacyś ludzie. Jest ich trójka. Wszyscy dzierżą zakrwawione noże i... martwe wiewiórki.

Co do chuja? To jakaś nowa sekta, która zaprzysięgła zabijać wiewiórki do końca życia?- zastanawia się Puppeteer.- Czy po prostu są na haju?

Stają pod drzewem, na którym jest Marionetkarz. Duch do dziś się nie może nadziwić ślepocie ludzi. Naprawdę tak ciężko zauważyć kolesia siedzącego na drzewie? Co on, kurna, jest? Gołąb?

Moje marzenia o byciu ptakiem, chyba się spełniają.- myśli, przyglądają się tym dziwakom.

- I jak? Zabiliśmy wszystkie?- pyta kobieta. Ma poważny i przywódczy ton, sugerujący, że to ona tu rządzi. Do tego, akcent w jej wymowie wyrazów jasno mówi, iż Polką to ona nie jest.

- Sądzę, że tak, pani Goldman.- odpowiada jej jeden z mężczyzn.- Możemy zdać raport Mistrzowi X.

Goldman... Mistrz X... Puppeteer kojarzy te nazwy. Pamięta je ze Stanów. Kiedy "Sonic'owe Morderstwa" miały miejsce, wokół tego wszystkiego, pojawiła się tajemnicza grupa religijna, nazywająca się Kultem X'a. Chyba Goldman udzieliła wywiadu w telewizji, lecz Puppet nie za bardzo się tym przejmował. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż jakaś sekta.

A teraz, będąc w pierdolonej Polsce, ta grupa tu jest. I, na chuj, zabijają wiewiórki dla swego mistrza. I to on ma być tym chorym psychicznie.

- Wracajmy. Musimy jeszcze odnaleźć tę dziewczynę, Julię, i tego człowieka... Puppeteera.- przypomina kobieta.

Marionetkarzowi włosy jeżą się na głowie. Może to pomyłka? Może tym państwie jest jakiś inny koleś, mający pseudonim "Puppeteer" i jakoś powiązany z tym kultem...? Może nie chodzi o niego? Puppeteer słyszy trzask. Podlatuje do góry w chwili, kiedy gałąź, na której siedzi, łamie się. Spada ona na ziemię, obok tych wyznawców. Duch szybko odlatuje jak najdalej od nich. Woli nie wchodzić z nimi w interakcje. Jeszcze zarazili by go czymś, co nazywają "wiarą".

Ta sprawa jest jakaś pokręcona. Czego ci ludzie mogą chcieć od niego? I ta dziewczyna, Julia... Puppeteer zna tylko jedną Julię, pracownicę Jasona... czy chodzi o te same osoby? Leci do Zabawkarza. Raczej on, nigdzie nie wyjechał.

Jest już wieczór. Jak na razie, Dawid nie pytał się o swoją wiewiórkę. I może tak lepiej. Niech najpierw Puppeteer poukłada to sobie, bo coś zaczyna się robić dziwnie. Jakby był bohaterem jakiejś zrytej książki, napisanej przez jeszcze bardziej zrytego człowieka.

Wait, what?

Dociera do sklepu Jasona. Olewa tabliczkę z napisem "Zamknięte". Wchodzi do środka.

Zastaje tam Jasona i tą całą Julię. Siedzą sobie przy kasie i rozmawiają. A raczej rozmawiali, ponieważ przerywają rozmowę i spoglądają na szarego ducha. I to z irytacją, jakby przeprowadzali poważną konwersacje lub byli na randce.

Super, mój najlepszy ziomek to pedofil.- ironizuje w myślach.

- Jonathan? Co ty ty tutaj robisz?- pyta się go Jason, a jego oczy przez chwilę błyszczą soczystą zielenią. 

Oj, chyba wpadłem w złym momencie.- myśli Puppeteer.- Jason uruchamia tryb biały. 

- Mam ważną sprawę...

- Nie możemy tego załatwić jutro...?- wzdycha z irytacją rudzielec.- Mam teraz bard...

- A o co chodzi?- zagaduje blondynka, z pytającym spojrzeniem.- Jeśli to naprawdę ważne, jestem pewna, iż możemy przełożyć nasze spotkanie na jutro...

- Ale...

- Ta sprawa jest kurewsko ważna- wyjaśnia Puppeteer i spogląda na dziewczynę.- W pewien sposób, dotyczy twojej... pracownicy.

- C-co...?- dziwi się nastolatka.

- Jak to...? Co ma do tego Julia...?- dopytuje się Zabawkarz, już z normalnymi oczami i zmartwionym tonem.

- Dajcie mi najpierw powiedzieć, o co tu chodzi, do jasnej cholery.- prosi Puppet. Następnie chrząka i opowiada całą historię. Od początku, jak został zmaltretowany przez tę trójkę nastolatków, aż do sekty zabójców wiewiórek. Słuchają z uwagą i coraz większym nierozumieniem na twarzach. Pod koniec tej opowieści i Julia, i Jason ma na twarzy "WTF?".

- Em... Jonathan? Znowu jarałeś?- upewnia się rudzielec, odsuwając się od kumpla.- Jeśli tak, to idź do domu...

- Nie! To prawda, sam spotkałeś tych dziwnych gówniarzy!- oponuje głośno Puppeteer.- I sam wiesz, że coś tu serio jest niehalo!

- A czemu się tak tym przejmujesz? Myślałem, że twoje życiowe motto to "Mam to w dupie".- zauważa Jason.

- Normalnie, to miałbym, ale skoro mogą polować na mnie, to zmienia to postać rzeczy...

- A... a mamy się czego obawiać...?- pyta Julia, ze zdenerwowaniem w głosie.- Czy... czy ta sekta jest... groźna...?

- Jak na razie, to groźni zabójcy wiewiórek- odpowiada Puppet.- I pewnie biedni studenci.

- Ta, a co z Roześmianym?- odzywa się rudzielec.- Co z nim? Wiesz, że możemy go wkurzyć, robiąc coś tej sekcie, a wkurzony Jack, to bardzo niebezpieczny Jack.

- To mówisz o sobie, czy o nim?- żartuje Marionetkarz.

Zdaje sobie sprawę, że to zły czas na żarty, gdy oczy Jasona znów świecą na zielono, a kilka jego pasemek staje się białych.

- Nigdy, przenigdy, nie porównuj mnie do tego przeklętego klauna- mówi Już-Nie-Do-Końca-Rudzielec, śmiertelnie spokojnym głosem.- Rozumiesz?

- Tak...

- Ekhem, nie chcę wam przerywać tej fascynującej dyskusji...- zwraca na siebie uwagę Julia, wskazując na okno.- Ale lepiej spójrzcie na to.

Cała trójka spogląda za okno. I szczęki im opadają, widząc, co za nim jest.

Za oknem jest cały tłum ludzi ubranych na czarno i z różnymi broniami- kijami, nożami, nawet piłami. Niektórzy nawet mają same kamienie. Kilka zwykłych przechodniów albo to nagrywa, albo dzwoni na policję, albo ma na to wyjebane i idzie dalej. 

- Co do chuja się tu dzieje?- szepce Jason.- Czarny protest w wykonaniu kiboli?

- Ciul wie...- Puppeteer wytrzeszcza oczy.- Kryć się!

Schylają się w ostatniej chwili. Szyba zostaje rozbita przez nadlatujące kamienie. Spadają one na podłogę lub jeszcze trafiają zabawki, niszcząc je.

- No nie! Mój dorobek!- rozpacza Jason. Wstaje on i odwraca się do rzucających.- Macie tam jeszcze jakieś kamienie, którymi zamierzacie wszystko rozpierdolić, wy jebnięte skurwysyny!?

I znów się chowa, kiedy nadlatują kolejne pociski.

- Spadamy stąd.- rzuca Puppeteer i przeczołguje się do drzwi na zaplecze. Nie zwraca uwagi na szkło, ponieważ nie może mu ono wyrządzić wiele krzywdy. Nie to, co sól. Sól to zło.

Julia i Jason, chcąc uniknąć kamieniowania, czołgają się za nim. Trochę poranieni, we trójkę wchodzą na zaplecze i tam się barykadują. Julia, cicho łka, gdyż większy kawałek szkła wbił jej się rękę. Rudzielec od razu zajmuje się jej dłonią.

- Co to, kurwa, było?- odzywa się Puppeteer, starając się pojąć sytuację.

- Nie wiem, ale jak się dowiem, to im wszystkim łby pourywam!- woła Jason. Nie zauważa, jak jego ręce robią się czarne i wyrastają mu pazury, które wbijają się w dłoń Julii, co pogarsza jej stan. Dziewczyna piszczy.

- Możesz... możesz się powściekać trochę później...?- prosi blondynka, a z jej oczu skapują łzy.

- O cholera, wybacz!- Jason uspokaja się i ogląda ranę.- Ale to źle wygląda...

Bandażuje jej ranę, a Puppeteer rozgląda się za dostępnymi środkami ucieczki. Nie ma wyjścia tylnego... on sam mógłby spokojnie odlecieć, lecz nie chce zostawiać Jasona i Julii. Szczególnie, iż Julia może być powiązana z tymi pojebami.

Nie ma wątpliwości, to Kult X, który chce dopaść Marionetkarza i Julię. Cóż... ich metody są na poziomie Państwa Islamskiego, a nawet jeszcze niższym. To poniżej krytyki. Tylko... po co im oni? Do czego potrzebują ich? Najpierw Roześmiany do nich dołącza, potem porywają jakąś gówniarę, a teraz to... co z nimi, do kurwy nędzy, jest nie tak?

- Psst... ty... Szarak...

Puppeteer odwraca się. Wydawało mu się, że coś słyszy. Jednak nic tu nie ma...

- Tutaj! Po twojej lewej!

Duch patrzy na źródło dźwięku. Marszczy brwi.

To wiewiórka.

- Spoko... kim jesteś?- pyta się wiewiórki, tak dla jaj.

Włosy stają mu dęba, kiedy wiewiórka uroczystym głosem mówi:

- Jestem Helpy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top