#.20

Dawid leży w jakimś ciemnym miejscu. Tu jest tak zimno i twardo. Próbuje wstać, jednak uderza głową o coś. Obciera obolałe czoło i próbuje się zorientować, gdzie jest. Podnosi rękę i dotyka drewnianych desek. Serce bije mu szybciej. Przesuwa obiema dłońmi po całym miejscu- jest w drewnianej skrzyni. Słyszy coś na nad sobą. To... jakieś głosy. Rozpoznaje Karolinę:

- ...w imię naszego przyjaciela, brata i syna... Dawida Knapika. Amen.

Skrzynią zarzuca i Dawida wpada w stan nieważkości, krzycząc. Tylko po to, by po chwili znów walnąć głową o górne deski. Brak mu tchu. Ogólnie brak powietrza w tej skrzyni. Oddycha głęboko, dusząc się. Rzuca się w skrzyni, bije w deski, woła o pomoc. 

Nie chcę umierać w ten sposób!- myśli, panicznie uderzając w skrzynię.- Chcę żyć!

Robi mocne uderzenie. Robi się mała dziura, z której powoli ścieka woda, na twarz Dawida. Chłopak kaszle, gdy przypadkiem ją połyka. Jest słona. Jego oczy rozszerzają się ze strachu.

Nie, nie, nie, nie...- powtarza to w myślach, jak mantrę.

Skrzynia napełnia się wodą. Dawid czuje, iż całe jego plecy są już mokre od niej. Próbuje przykryć powstałą szczelinę dłoń, ale woda przecieka mu przez palce. Chłopakowi coraz trudniej oddychać. Pojawiają mu się ciemne plamki przed oczami.

-Nie! Dalej... musisz się... stąd wydostać!- krzyczy chłopak.

Rozbija deski. Nie obchodzi go, że trafi powietrze. Musi jakoś się z tego wygrzebać. Gdy dziura jest średniej wielkości,  Dawid pieprzy wszystko i wychodzi przez nią. Jest w ciemnej wodzie. Nic nie widzi. Próbuje wypłynąć na górę. Niestety, nie może przedostać dupy przez dziurę. 

No kurwa mać!- myśli, wierzgając się.

Traci siłę w ciele. Nie może już dłużej wstrzymywać oddechu. Otwiera usta i nabiera wody. Łzy cisną mu się do oczu. I tak oto, jest historia ma się skończyć...?

Już nic nie czuje. Odpływa w świat śmierci...

***

Dawid budzi się. Rozgląda się dookoła. Jest w jakimś pomieszczeniu, złudnie przypominającym salę operacyjną. Złudnie, ponieważ w normalnych szpitalach nikt nie trzyma flaków w słoikach, na eleganckich półkach. 

Chłopak chce się ruszyć, jednak stwierdza, iż nie może. Nie może nawet poruszyć głową. Ze zgrozą, zdaje sobie sprawę, że ma paraliż senny. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego. I uznaje, że nie jest to fajne przeżycie. Zwłaszcza, iż jest zdany na łaskę Doktorka Plagi.

Co się dzieje z jego przyjaciółmi? Albo, raczej, przyjacielem, bo Zero to ciężko nazwać przyjaciółką... niech będzie koleżanką. A Bartek będzie z tego tytułu zadowolony. Najlepsza koleżanka. Wracając, co Smiley oraz jego Nie-Do-Końca siostra mogli im zrobić? Zabili ich? Zjedli? Chuj wie. A co mogą zrobić z nim? Na samą myśl o tym, serce skacze mu do gardła.

Oczy go bolą, ale nie jest w stanie ich ponownie zamknąć. Cholera jasna.

Słyszy jak ktoś wchodzi do środka. Nie jest w stanie przekręcić głowy, aby sprawdzić kto to. Domyśla się, po cichym, dziewczęcym chichocie. Nad sobą widzi twarz Alice, wykrzywioną w złowieszczym uśmiechu. Chce przełknąć ślinę, ale, kurna, nie może.

- Nasz Mały Książę się obudził...- mówi słodkim głosem, przesuwając palcem, zakończonym pazurem, po jego koszulce.- Tabletki braciszka działają dobrze... wkrótce znów będziesz mógł do mnie mówić, swoim uroczym głosikiem...

Spierdalaj, lisia kurwo.- myśli Dawid, starając się coś zrobić. Jeśli mógłby chociaż mówić... mógłby nieźle przypieprzyć tej suce.

- Długo musiałam się wykłócać z moim braciszkiem, kto bierze kogo...- opowiada lisia kobieta, drąc dalej koszulkę chłopaka. Dawid czuje chłodne powietrze na swojej skórze. Nie miałby nic przeciwko takiej sytuacji z laską, jednak chciałby, by była to zwykła laska, a nie jakiś lisopodobne coś, będące córką nawalonej Ahri i Doktorka Plagi, z bratem Chuj-Wie-Kim.

- Ale ugadaliśmy się, żeby wziął Chuderlaka i Pandę- Alice patrzy na niego jak głodne dziecko na tort.- A ja dostałam ciebie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę!

- A ja nie.- odpowiada Dawid. Chce mu się skakać ze szczęścia; może mówić!

- Oj, oj, oj... coś rozgadany ten mój Książę...- przejeżdża pazurem po jego prawym policzku. Chłopak czuje piekący ból po tej stronie twarzy, jednak nie reaguje. Nie chce dać jej tej satysfakcji.- Trochę jak ta urocza dziewczynka, kiedy przestała kaszleć...

- U-urocza dziewczynka...? Opowiedz mi o niej!- prosi Dawid. Nagle ta wariatka to dla niego bogini wszelkiego zbawienia.- Muszę ją znaleźć!

- Nasz Książę chce znaleźć swojego Lisa? To taaakie słodziutkie!- woła Alice. Nagle jej oczy świecą się, a jej dłoń zaciska się na szyj chłopaka.- Ale obawiam się, że nie jej nie znajdziesz!

- Wow, czekaj!- Dawid próbuje coś wymyślić na szybko.- Chcę tylko coś o niej wiedzieć! Zrobię wszystko, tylko opowiedz mi o tej dziewczynie... proszę...

- Czemu miałabym to zrobić...? I co takiego możesz mi dać...?- intryguje się lisica, a ucisk na szyj nieco zelżał.

- Cóż... ja...- jąka się Dawid.

Nie ma pojęcia, co mógłby jej zaoferować. Nie ma nic pożytecznego. Nawet wiek nie pozwala mu być dziwką do wynajęcia. To co w takim razie...?

"Graj na zwłokę, ile tylko możesz."- kiedyś radziła mu Karolina, gdy miał pójść do odpowiedzi na polskim.-"Jeśli dostatecznie długo będziesz udawał ucznia, który ma wiedzę, a tylko nie umie się wysłowić prawidłowo, zostaniesz wypuszczony, z ostrzeżeniem, abyś zabrał się do nauki. Ale przeżyjesz."

Boże, oby zadziałało.- modli się Dawid.

- Mam pewne zdolności, które mogą okazać się dla ciebie użyteczne...- wymyśla na szybko piętnastolatek.- Mogę... w pewien sposób... wypływać na rzeczywistość...

- Uuu, ktoś z takimi umiejętnościami jak ja? Nie spodziewałam się...- Alice oblizuje wargi.- Mów dalej...

- Nie są one tak rozwinięte, jak twoje, ale jeśli mógłbym dalej żyć...

Lisica zabiera dłoń od jego szyj i przygląda mu się z zamyśleniem. Chłopak modli się, by łyknęła jego blef. Alice uśmiecha się coraz szerzej i szerzej. Jej ostre kły, wprawiają Dawida w przerażenie.

- Niech będzie... może wreszcie sobie kogoś znajdę... tamta dziewczyna nie chciała być ze mną...

- Co takiego...?- pyta Dawid.

O kurde, yuri.- myśli, chcąc teraz bardzo mocno poznać tę historię.

- Była bardzo chora na początku... ciągle tylko kaszlała i kaszlała...- Alice udaje, iż pokasłuje.- A potem braciszek ją uleczył! On ma zdolności! Oczywiście, ta opieka nie była darmowa...

- Co masz na myśli...?

- Och, jaki niecierpliwy!- śmieje się Alice.- Spokojnie... mamy przed sobą całą noc, nim lek przestanie działać, a ja będę musiała wezwać braciszka... mamy czas...

- Całą noc!?- woła chłopak. Przecież on nie umie tyle bajerować. Nie da sobie rady.

Muszę dać! Jeszcze trochę i ocalę Karolinę...- pociesza się jakoś w myślach.- Stawka jest podwojona. Zero i Bartek są w niebezpieczeństwie... dopóki wciąż oddycham, muszę im pomóc... im wszystkim.

Odchrząkuje. Musi grać jak prawdziwy aktor.

- Nie spodziewałem się tego... zatem, opowiadaj powoli...- mówi, by nie budzić podejrzeń.

Alice kupuje to.

- Niech będzie... Mały Księciu.

***

Dobra, tutaj kilka słów wyjaśnienia- nasza lisi demon, Alice, nie jest postacią stworzoną przeze mnie. Postać ta należy do użytkowniczki polskiej Creepypasta Wiki, KiratheMonster. Jeśli ktoś chce trochę bliżej zapoznać się z historią Alice, zapraszam na konto tej osóbki i przeczytanie creepypasty wraz z genezą ("Fox" i "Fox- Geneza"). Może i nie są najlepszej jakości, ale postać fajna. Przepraszam, jeśli ktoś uzna, że ukradłam tą postać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top