𝚏𝚘𝚞𝚛
- Nie jest złamana, ale i tak musisz na nią uważać. Dziś staraj się jej jeszcze nie nadwyrężać, ale lepiej nie szalej do końca tygodnia. Na razie bez biegania, słoneczko. A ty dopilnuj żeby nie było inaczej - te słowa skierował do Camerona, który siedział koło mnie z obrażoną miną. - Dzięki tej maści opuchlizna powinna się zmniejszyć, a do tego ma właściwości przeciwbólowe - wyjaśnił podając mi receptę.
- Dobrze, dziękuję za wszystko - odpowiedziałam, uśmiechając się do niego.
- Idziemy? - zapytał Cameron, nawet nie starając się ukrywać swojej niechęci do mężczyzny.
- Gdyby ból nie mijał, zadzwoń - oznajmił, podając mi jeszcze swoją wizytówkę.
- Dziękujemy za pomoc - prychnął Cameron, zabierając mi wizytówkę, po czym wziął mnie na ręce i razem wyszliśmy z gabinetu. - Widziałem na dole jakąś aptekę. Kupię tą maść i odwiozę cię do domu - oznajmił, powoli schodząc po schodach.
Przytaknęłam cicho, opierając głowę o jego tors. Czułam się zmęczona tym wszystkim, a do tego noga nie przestawała mnie boleć, dlatego nie miałam już siły na sprzeczanie się z nim o cokolwiek.
- Poczekaj tu na mnie - mruknął chłopak, delikatnie sadzając mnie na jednym ze szpitalnych krzesełek.
Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym odszedł w stronę apteki. Przez chwilę siedziałam, ze znudzeniem rozglądając się po korytarzu. Wyciągnęłam telefon i zorientowałam się, że dostałam kilka wiadomości od Jake'a, kiedy byliśmy w gabinecie.
- I jak? - zapytał, odbierając po pierwszym sygnale.
- To nic poważnego, muszę ją oszczędzać przez najbliższe dni - odpowiedziałam, uśmiechając się na dźwięk głosu blondyna. - Jak poszło ci pakowanie?
- Spakowanie i przewiezienie twoich rzeczy do mojego domu, zajęło mi mniej czasu, niż przekonanie mojej matki, że się do mnie nie wprowadzasz - oznajmił, zaczynając się śmiać.
- Ja... nie mówiłam ci, żebyś brał ich do siebie. Jake nie możesz...
- Sophie wiesz, że to żaden problem - przerwał mi, na co przewróciłam oczami.
- Ale Jake... - jęknęłam.
Nie mogłam nic poradzić na to, że źle poczułam się na myśl o chłopaku, który najpierw zapakował wszystkie moje rzeczy, a później jeszcze wnosił je do swojego mieszkania.
- Przecież to nic takiego, ile razy mam ci jeszcze powtarzać. Możesz przyjechać i przenocować u mnie, albo jeśli wolisz mogę zawieźć wszystkie do Camerona - zaproponował.
- Sama nie wiem, jeszcze nie ustalaliśmy niczego dokładnie. Porozmawiamy później, Cameron tu idzie - odpowiedziałam szybko, widząc chłopaka idącego w moją stronę.
- Jasne, będę na was czekał - mruknął rozłączając się.
Cameron posłał mi zaciekawione spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami. W odpowiedzi usłyszałam głośne westchnięcie, przez co na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
Chłopak podał mi opakowanie maści, którą zapisał mi lekarz, po czym bez słowa podniósł mnie i ruszył w stronę wyjścia ze szpitala.
- Do widzenia pani - powiedział na tyle głośno, aby starsza recepcjonistka usłyszała jego słowa.
Kobieta popatrzyła na niego z irytacją wypełniającą jej jasnoniebieskie oczy i lekko skinęła głową.
- Więc kontynuując... - odezwał się niemal od razu, gdy znaleźliśmy się w samochodzie. - Kiedy się wprowadzisz? - zapytał, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Mam rozumieć, że przez cały ten czas czekałeś, żeby mnie o to zapytać? - zaśmiałam się, patrząc na niego.
- To nie była odpowiedź, nie oszukuj - fuknął, wysuwając do przodu dolną wargę.
- Wiesz jeśli ci to nie przeszkadza to najszybciej jak można - mruknęłam.
- Jeżeli o to chodzi to możesz nawet dzisiaj - powiedział bez zawahania.
- Na prawdę? - zdziwiłam się.
Miałam nadzieję, że nie mówił tego tylko dlatego, że dręczyły go wyrzuty sumienia. Nie chciałam żeby myślał, że musiał to zrobić żeby mi coś wynagrodzić.
- Mówiłem ci chyba, że nie lubię być sam w tym pustym domu - odparł. - Jak dla mnie możemy to zrobić nawet teraz - dodał szybko.
- Skoro tak ci na tym zależy to właściwie czemu miałabym się nie zgodzić - stwierdziłam, wzruszając ramionami.
- W takim razie gdzie jedziemy? - zapytał, uśmiechając się szeroko.
- Do Jake'a, wydaje mi się, że wiesz gdzie mieszka - odpowiedziałam, podciągając się wyżej na fotelu.
- Byłem u niego kilka razy. Kiedy mówił mi, że szukasz mieszkania nie wspomniał, że mieszkasz z nim - dodał.
- Bo nie mieszkam z nim - jęknęłam sfrustrowana.
- Czyli nie mieszkasz z nim, ale trzymasz u niego swoje rzeczy - stwierdził kpiąco.
- Tymczasowo - potwierdziłam, zdając sobie sprawę, że wciąż brzmiało to co najmniej dziwnie, jednak nie chciałam teraz tłumaczyć mu sytuacji ze Scarlet, czy nadopiekuńczości Jake'a.
Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową, lecz mimo to nie wypytywał o nic więcej. Reszta drogi minęła nam w ciszy. Ja nie odzywałam się do chłopaka, a on od czasu do czasu posyłał mi krótkie spojrzenia, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem.
Jakiś czas później weszliśmy do mieszkania Jake'a, które tak jak się spodziewałam było otwarte. Po cichej wymianie zdań Cameron zgodził się odstawić mnie na podłogę, żebym mogła sama przejść do salonu chłopaka. Zastałam go siedzącego na sofie przed wielkim telewizorem ze wzrokiem utkwionym w ekranie. Był tak skupiony na grze, że nawet nie zauważył, że weszliśmy do środka.
- Jake znowu nie zamknąłeś drzwi - oznajmiłam.
Blondyn słysząc mój głos, natychmiast odwrócił się do mnie, prawie spadając na podłogę. Szybko odłożył kontroler, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Jak się czujesz? - zapytał, odsuwając się ode mnie żeby móc lepiej mi się przyjrzeć.
- Dobrze, przecież nie umrę od tego - odparłam, przytulając się do niego znowu.
- A gdzie zgubiłaś Camerona? - zaśmiał się.
- Postanowiła przyjść tu sama, chociaż miała oszczędzać tą nogę - prychnął brunet stojący za nami.
- Przecież nie umrę od kilku kroków - westchnęłam, modląc się w duchu żeby chłopakowi szybko przeszła ta nadopiekuńczość, ponieważ jeden Jake zupełnie mi wystarczył. - Dobrze, gdzie są moje rzeczy? Cameron zaproponował, że mogę się do niego już przeprowadzić, dlatego nie będę nadwyrężać twojej gościnności.
- Powiedz mi, że mogę pojechać z wami i pomóc ci się rozpakować - poprosił błagalnym tonem.
- A chcesz? - zaśmiałam się.
- Oczywiście, że chcę - odparł, wyraźnie zdziwiony, że w ogóle o to zapytałam.
Po chwili Cameron i Jacob kończyli pakować moje rzeczy do samochodu. Ja siedziałam cicho, przyglądając się jak to robili, bo kiedy zaproponowałam, że mogę im jakoś pomóc obaj posłali mi mordercze spojrzenia.
- Skończyliśmy - oznajmił Jake. - Mam cię zanieść czy pójdziesz sama?
- Oczywiście, że masz mnie zanieść - zachichotałam, wyciągając ręce w jego kierunku.
Blondyn przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wziął mnie na ręce, po czym razem ze mną wyszedł z domu.
- Tylko nie zapomnij zamknąć drzwi, geniuszu - poradziłam mu, wiedząc, że na pewno zapomniał tego zrobić.
Jake w odpowiedzi prychnął cicho, ale taj jak się spodziewałam wrócił żeby to zrobić.
★
- Więc teraz to będzie twój pokój - oznajmił Cameron, wnosząc mnie do pomieszczenia.
- Muszę przyznać, że masz naprawdę ładny dom - oznajmiłam. - Ale zabije cię za te schody - jęknęłam.
Miałam oszczędzać swoją kostkę przez najbliższe dni, a okazało się, że w domu Camerona były schody, które zrobiły by na mnie większe wrażenie, gdybym nie musiała obawiać się jak poradzę sobie z nimi w ciągu najbliższych dni.
- Mogę cię po nich nosić jeśli chcesz, wystarczy że mnie zawołasz - odparł, wzruszając ramionami.
Popatrzyłam na niego z irytacją. Wystarczająco źle czułam się z tym, że nosił mnie przez większość dzisiejszego dnia. Chociaż jemu najwyraźniej wizja wnoszenia i znoszenia mnie po schodach przez najbliższy czas nie wydawała się taka zła jak mi.
- Dallas może zamiast gadać z Sophie, pomógłbyś mi? - zasugerował Jake, wnosząc do pokoju pierwszy karton, w którym były moje rzeczy.
Chłopak przewrócił oczami, jednak posłusznie ruszył za blondynem. Ja w tym czasie usiadłam na dużym łóżku, stojącym pod ścianą i uważniej rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz niego w pokoju znajdowała się regał na książki, komoda, biurko stojące przed dużym oknem oraz wbudowana w ścianę szafa. Do tego znajdował się tu jeszcze duży, wiszący fotel wypełniony poduszkami.
- I jak? - usłyszałam za sobą głos Camerona.
- O wiele lepiej niż się spodziewałam - przyznałam, odwracając się do niego.
- Mam nadzieję, że ci się podoba, musiałem malować je trzy razy - oznajmił, wskazując białe ściany.
- Sam je malowałeś? - zdziwiłam się.
- Oczywiście - odparł wyraźnie dumny z siebie.
- Jakby to było coś wielkiego - prychnął Jake, wchodząc do środka z kolejnym pudłem. - To ostatnie - oznajmił, kładąc się na moim nowym łóżku.
- Dziękuje - zaśmiałam się, delikatnie mierzwiąc jego włosy.
- Zostawię was - powiedział po chwili Cameron, zamykając za sobą drzwi.
- I jak tobie podoba mój nowy dom? - zapytałam, kładąc się obok chłopaka.
- Jeśli wiedziałbym wcześniej, że Dallas ma basen za domem to sam wprowadziłbym się do niego, a ty wtedy mogłabyś zamieszkać u mnie - mruknął, nie otwierając oczu. - Nie dziwi cię, że jest dla ciebie taki miły? - zapytał nawet nie próbując ukryć podejrzliwości w swoim głosie.
- Tylko mi nie mów, że mam się przez to stąd wyprowadzić, bo przez ciebie tu jestem - prychnęłam.
- Nie o to chodzi... ale nieważne - wymamrotał wyraźnie mając coś innego na myśli.
- Przestań narzekać, wstawaj. Pomożesz mi się rozpakować - oznajmiłam, szturchając go lekko.
- Najpierw cię spakowałem, przywiozłem twoje rzeczy do mojego domu, wniosłem je wszystkie tutaj, a teraz mam je jeszcze rozpakować? - jęknął.
- Tak i pospiesz się, jeśli możesz - dodałam, biorąc do rąk telefon, który zaczął wibrować.
Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego drugiego najlepszego przyjaciela, Dominica.
Znaliśmy się już od jakichś czterech lat, ale przez cały ten czas nie mieliśmy jeszcze okazji się spotkać. Poznaliśmy się przypadkiem, kiedy chłopak zadzwonił do mnie myśląc, że wybrał numer jednej ze swoich ulubionych pizzerii. Kiedy powiedziałam mu, że wybrał zły numer prawie się popłakał i stwierdził, że zaraz umrze z głodu. Okazało się, że mieszkał jakieś dwieście mil ode mnie, ale z pomocą internetu udało mi się znaleźć właściwy numer. Podałam go chłopakowi, który stwierdził, że jeśli udało mi się znaleźć odpowiedni to zostaniemy przyjaciółmi na całe życie, po czym się rozłączył. Dokładnie pamiętałam jaka byłam wtedy zdziwiona, a jeszcze bardziej zaskoczył mnie jego drugi telefon. Chłopak oznajmił wtedy, że skoro uratowałam mu życie to zdecydowanie musimy się zaprzyjaźnić.
Spodziewałam się, że da sobie spokój po tygodniu, czy dwóch, jednak starał się regularnie do mnie dzwonić, co najmniej raz na trzy dni. Do tego gdy mu się nudziło, często zasypywał mnie setkami SMS'ów.
- Jak się ma moja ulubiona przyjaciółka - usłyszałam jego radosny głos, kiedy tylko odebrałam.
- Cześć Dom - odparłam, uśmiechając się lekko. - Jestem z Jake'iem, włączę na głośnik.
- Aw Jacob nawet nie wiesz jak za nim tęskniłem - odparł, nie tracąc entuzjazmu.
Blondyn przewrócił oczami za co oberwał ode mnie poduszką.
- Ciebie też miło słyszeć Dominic - prychnął w końcu.
- Ktoś ma zły humorek, huh? - zapytał.
- A ktoś ma wyjątkowo dobry - stwierdziłam, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Po prostu stęskniłem się za wami - oznajmił.
Przez godzinę Jake z moją pomocą układał w garderobie ubrania, kolejną zajęło nam układanie w szafkach i półkach reszty moich rzeczy. Dominic w tym czasie brał aktywny udział w rozmowie, dorzucając swoje opinie i uwagi na każdy temat. Po tym przyszła kolej na moje książki, których było bardzo dużo.
- Jake nie układam ich alfabetycznie, mówiłam ci, że sama to zrobię - mruknęłam odciągając go od regału.
- Jak mogłeś to w ogóle zrobić? - prychnął Dominic z niedowierzaniem.
Blondyn przewrócił oczami odkładając kilka książek na cały stos leżący na podłodze.
- Ty je układaj, a ja zajmę się czymś innym, tylko nie podglądaj - westchnął cicho.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym usiadłam na podłodze przed regałem i powoli zaczęłam układać książki na dolnych półkach, wsłuchując się w opowieść Dominica o naborach do drużyny koszykarskiej.
- Skończyłem - usłyszałam, po dłuższej chwili.
- Ja też - odparłam, odkładając na półkę ostatnią książkę.
- A ja nie, więc w skrócie jestem jak zawsze najlepszy, przyjęli mnie i obstawiam, że za dwa miesiące będę już kapitanem - prychnął Dominic widocznie niezadowolony z tego, że mu przerwał.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że na ścianie naprzeciw łóżka chłopak przykleił mnóstwo zdjęć. Podeszłam powoli, żeby przyglądnąć im się z bliska. Na pierwszym byłam ja i Jake. Kolejne przedstawiło mnie z wszystkimi przyjaciółmi. Na następnym byłam z rodzicami. Oprócz tego było wiele innych zdjęć, na których byłam ja, on lub inni bliscy mi ludzie.
- Jake, to jest prześliczne - wyszeptałam, nie przestając oglądać zdjęć.
- Nie mam pojęcia co zrobiłeś Jacob, ale też zapewniam cię, że jestem z ciebie dumny - oznajmił chwilę później Dominic.
- Przykleił mi na ścianie nasze wspólne zdjęcia - odparłam. - Pomyślał nawet o jednym, na którym napisał twoje imię - dodałam, co wywołało cichy śmiech chłopka.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - zaśmiał się blondyn, przytulając mnie. - Ale teraz muszę już iść, bo zrobiło się późno.
- Dziękuje za wszystko - odparłam, mocno go przytulając.
Jake po raz ostatnie mnie przytulił, po czym pożegnał się z Dominiciem i wyszedł. Przez jakiś czas kontynuowałam rozmowę z chłopakiem, aż oznajmił, że zrobił się głodny i poszedł poszukać czegoś do jedzenie, zostawiając telefon w pokoju. Z doświadczenia widziałam, że może mu to długo zająć, dlatego wzięłam jeden z zeszytów i zaczęłam przeglądać notatki z ostatnich lekcji, aż usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Jesteś głodna? - zapytał Cameron, kładąc na szafce obok łóżka talerz, na którym leżały jeszcze ciepłe gofry.
- Sam robiłeś? - zdziwiłam się.
- Moja sąsiadka zapytała czy znalazłem już nowego współlokatora, a kiedy powiedziałem jej, że właśnie się wprowadziłaś postanowiła zrobić dobre wrażenie - wyjaśnił. - Ale sam je przyniosłem jeśli ma to jakieś znaczenie.
- Dzięki - odparłam, uśmiechając się do niego.
Chłopak rozglądnął się po pomieszczeniu, przyglądając się wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Ładnie - powiedział. - Kingston ci pomógł, prawda?
- Tak - odpowiedziałam. - Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzało jeśli będzie tu przychodził... często - zaśmiałam się.
- Nie spokojnie, teraz to też twój dom - odparł natychmiast.
- Dzięki - mruknęłam, czując, że zaczyna się robić coraz bardziej niezręcznie.
Tak jak się spodziewałam zapadła cisza, a żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- Ja... um... cholera, nie wiem jak się zachowywać - jęknął. - Nigdy nie mieszkałem z dziewczyną i nie mam pojęcia co mam robić - wyjaśnił, zakrywając twarz dłońmi.
- Spokojnie, wystarczy, że nie będziesz chodził nago po domu i zapukasz zanim wejdziesz, więcej nie wymagam - odpowiedziałam z rozbawieniem.
- Postaram się zapamiętać, a teraz nie będę ci już przeszkadzać - oznajmił. - Dobranoc. Jakbyś czegoś potrzebowała, po prostu mnie zawołaj - dodał wychodząc.
- Spokojnie poradzę sobie - oznajmiłam, wracając do przeglądania notatek.
Popatrzyłam jak wychodzi z pokoju, po czym wypuściłam głośno powietrze.
- Nie dość, że nie powiedziałaś mi o przeprowadzce to jeszcze zapomniałaś wspomnieć o jakimś chłopaku, który chyba coś do ciebie ma - fuknął oburzony Dom, przez co prawie spadłam z łóżka.
Czułam ze była to zapowiedź kolejnej długiej rozmowy...
☾ ☾ ☾ ☾☾ ☾ ☾ ☾
Hi! Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał i dziękuje z całego serduszka za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki!
All the love x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top